Nacjonaliści na marszu w setną rocznicę Bitwy Warszawskiej próbowali pokazać, że to oni są jedynymi prawdziwymi patriotami. Wyszło im tak sobie, frekwencja była marna, ale nastrój bojowy: "Musimy pamiętać, że szykujemy się do nowej wojny” - grzmieli liderzy skrajnej prawicy
W poprzednich latach w warszawskich Marszach Zwycięstwa brało udział kilkaset osób. W tym roku organizatorzy zadeklarowali aż 20 tys. uczestników. Tymczasem frekwencja na marszu była podobna jak w poprzednich latach. Pochód startował spod kościoła Świętego Krzyża na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Na figurze Chrystusa pod kościołem ktoś zatknął flagę polską - w przeciwieństwie do zawieszenia flagi tęczowej policja nikogo nie zatrzymała.
„Jestem Polakiem” – mówił mężczyzna zapytany przez OKO.press, dlaczego przyszedł na marsz. Wydarzenie relacjonowaliśmy na żywo:
Organizatorzy pouczyli uczestników, aby ustawiali się w odstępie 1,5 metra od innej osoby i aby nosić maseczki. Tymi zaleceniami nie byli zainteresowani posłowie Robert Winnicki i Krzysztof Bosak z Konfederacji. Maseczki nie nosili. Przed startem Kacper Kociszewski, prezes mazowieckiego okręgu Młodzieży Wszechpolskiej, mówił do zebranych: „Patrząc na zlewaczałą Europę możemy powiedzieć: nie jesteśmy im niczego winni”.
Zapowiadał, że marsz pójdzie także w przyszłym roku, a tegoroczna kiepska frekwencja jest wynikiem epidemii.
Przed tym, jak marsz wyruszył, przemawiał jeszcze szef stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz.
„Dzisiaj setna rocznica wielkiego polskiego zwycięstwa. Sami wygraliśmy tę wojnę, tę bitwę. Polski naród był zjednoczony” - zaczął Bąkiewicz, zapominając między innymi o francuskich doradcach wojskowych, a także licznych przedstawicielach mniejszości narodowych, którzy także w Bitwie Warszawskiej brali udział.
Kontynuował:
„Polski naród wierzył wtedy w Boga. Oddawał swoje zaufanie Matce Najświętszej. Dlatego często zapominamy o tym dzisiaj, że to był cud.
Cud nie tylko w sensie takim, że ukazała się na nieboskłonie matka boska. Ale to był cud strategiczny, taktyczny, który zwyciężył bolszewię, to zło, które płynęło ze wschodu” – tutaj skończyła się część historyczna. Dalej Bąkiewicz snuł odniesienia do dzisiejszych czasów w interpretacji nacjonalistycznej.
„Dzisiaj jest do tego konkretna analogia. Analogia marksistowskiego zła, które płynie do nas z zachodu, a nie ze wschodu. To zło niszczy naszą ojczyznę, niszczy naszą stolicę, niszczy nasze rodziny. Nie dalej jak tydzień temu ci dewianci seksualni, ci anarchiści lewicowi próbowali wzniecić jakieś burdy, chronić przestępców i bandytów” – mówił jeden z liderów nacjonalistów.
„To oni bezcześcili najświętsze dla nas symbole, Chrystusa tam stojącego. Dzisiaj stoimy ponownie jak nasi przodkowie. Przed wojną z wrogiem, którego dużo trudniej zlokalizować, bo ten wróg dzisiaj nie strzela z karabinu.
On pluje do nas z uniwersytetów, z telewizorni, z radia, z wszystkiego, co może. My takiej mocy nie mamy. Ale mamy ducha, oni tego ducha nie mają. Dlatego dzisiaj, oddając cześć tym, którzy zginęli, tym którzy walczyli - dowódcom - musimy pamiętać, że szykujemy się do nowej wojny”.
"Panie i panowie - do walki" – zakończył.
Swoim przemówieniem Bąkiewicz potwierdził, że organizacjom nacjonalistycznym nie chodzi o godne i zgodne z prawdą upamiętnianie historii. Historia jest tutaj narzędziem do kształtowania nacjonalistycznych postaw. A jest to historia prymitywna, w której Polacy są dobrzy i katoliccy, a ich przeciwnicy to bezbożni ateiści, którzy chcą zniszczyć cywilizację chrześcijańską.
Idąc, uczestnicy wykrzykiwali: „raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę” i „lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń”.
Prawna walka o nacjonalistyczne zgromadzenia w Warszawie to już mała tradycja. 12 sierpnia Rafał Trzaskowski zakazał Marszu Zwycięstwa organizowanego przez Młodzież Wszechpolską i Ruch Narodowy.
W decyzji nie powoływano się jednak na treści prezentowane podczas demonstracji narodowców, ani opinię o samych organizatorach (tak jak to bywało przy okazji Marszu Niepodległości), ale na względy bezpieczeństwa sanitarnego.
„W opiniach inspektor [sanitarny – przyp. OKO] zwraca uwagę, że: Biorąc pod uwagę liczbę osób mogących brać udział w wydarzeniu oraz ich przemieszczanie się, należy zauważyć, że istnieje ryzyko zakażenia uczestników zgromadzenia, osób postronnych poprzez wydychane kropelki przez nosiciela bezobjawowego - nie mającego objawów chorobowych co w krótkim czasie może spowodować znaczny wzrost zakażeń wtórnych” - czytamy na stronie Urzędu Miasta.
Młodzież Wszechpolska od razu ogłosiła, że decyzja miasta ma charakter polityczny. Wytykała prezydentowi Warszawy, że sam organizował w czasie epidemii wiece wyborcze. Wskazywano również na to, że w 8 sierpnia odbyła się demonstracja solidarnościowa z aresztowaną Margot. Ale organizatorzy tamtej demonstracji przy rejestracji podali, że przewidują udział ok. 150 osób.
Sąd podtrzymał decyzję miasta. Nacjonaliści nie dawali za wygraną i ogłosili, że i tak przejdą. I przeszli.
Młodzież Wszechpolska i Ruch Narodowy zgłosiły w trybie uproszczonym dwa zgromadzenia. Był to wyłącznie wybieg prawny. W trakcie marszu prowadzący ogłosił, że jedno zgromadzenie zostało rozwiązane, a drugie właśnie się rozpoczęło. Również z powodu uproszczonego trybu zgłoszenia zgromadzenia, uczestnicy zmuszeni byli część marszu przejść chodnikami.
Trudno natomiast oprzeć się wrażeniu, że w Marszu nie chodzi o upamiętnienie bitwy, w której brały udział wszystkie siły polityczne kraju i mniejszości narodowe, a czołowi nacjonaliści z Romanem Dmowskim na czele uciekli z Warszawy. Młodzież Wszechpolska wybierała dzisiaj swoje władze, Marsz Zwycięstwa organizuje każdego 15 sierpnia od 2017 roku. To przede wszystkim ma być demonstracja siły organizacji i przypomnienie o swoim istnieniu. Sądząc po frekwencji, nie jest to jednak siła znacząca.
Na placu Krasińskich, gdzie marsz się kończył, czekało kilkanaście osób z hasłami antyfaszystowskimi, białymi różami i z tęczową flagą. Od uczestników marszu odgrodziła ich policja.
„Jesteśmy tutaj, żeby faszyzm nie zawłaszczył tego miejsca. Ze wsparciem dla Białorusi, dla wszystkich mniejszości. Przeciwko faszyzmowi, przeciwko Bąkiewiczowi, zawsze” - mówiła OKO.press jedna z uczestniczek kontrmanifestacji.
Zgromadzenie na placu Krasińskich rozpoczął prowadzący marsz, mówiąc: „Kiedyś czerwona zaraza, dziś tęczowa, dlatego proponuję jeszcze raz hasło, które krzyczeliśmy po drodze”, na co tłum odpowiedział, krzycząc:
„Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska narodowa”.
Zgromadzenie kończyła uroczystość poświęcenia flagi Ruchu Narodowego. Święcił ją ksiądz Mieczysław Sołowiej. Reporterka OKO.press Dominika Sitnicka zapytała go, dlaczego tu jest, na co odpowiedział, że wyznaje wartości, które można streścić trzema słowami: Bóg, honor, ojczyzna. Na pytania o hasła podczas marszu odpowiadał asekuracyjnie, a na pytanie, czy Józef Piłsudski walczyłby z gejami, odpowiedział:
„To były inne czasy”.
Z kolei na pytany, czy potępiłby ataki na osoby homoseksualne, powiedział:
„Nie spotkałem się z czymś takim”.
A czy hasła „raz sierpem raz młotem, czerwoną hołotę” i wykrzykiwanie, żeby na drzewach wisieli komuniści - co słychać było podczas przemarszu - reprezentują chrześcijańskie wartości? - zapytała nasza reporterka.
„Na pewno nie” - odpowiedział z przekonaniem ksiądz.
Ziemowit Przebitkowski, nowy prezes Młodzieży Wszechpolskiej, mówił o tym, że dzisiejsza młodzież woli hedonizm zamiast wspólnoty, którą tworzą młodzi narodowcy. Namawiał też zgromadzonych na długi marsz po władzę i cierpliwość.
„To ich trup ścielił się gęsto między Wisłą a Dnieprem. I Bardzo dobrze” - o bolszewikach mówił poseł Winnicki. I szybko wrócił do współczesności: „Wtedy marksizm przegrał. Nie chcieliśmy sierpa i młota, i nie chcemy też tęczy. To mówi zdrowa, młoda Polska. I to na stulecie bitwy warszawskiej musimy wyegzekwować”
Kontynuował: „Przez półwiecze gangrena kulturowego marksizmu toczy się. Nie ma jeszcze przykładu państwa, które skutecznie obroniło się przed tym zagrożeniem”.
Według prezesa Ruchu Narodowego, to Polska ma dziejową misję, aby jako pierwsza przed „kulturowym marksizmem” się obronić.
„Budujemy środowisko, które ma ambicję zmieniać historię” - i chociaż poseł Winnicki mówił najpewniej o przyszłości, to jego słowa równie dobrze odnosiły się do przeszłości i manipulacji historią, jakich podczas marszu było bez liku. Działacze nacjonalistyczni zaprezentowali się jako elita, która nie ulega prądom z zachodu i walczy z prymitywnymi popędami za pomocą modlitwy i hartu ducha.
Biorąc pod uwagę frekwencję i notowania samych nacjonalistów, konserwatywną kontrrewolucję, na którą tak czekają, będzie trzeba na razie odłożyć.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze