Wyszła z domu z fletem na ramieniu i nigdy nie wróciła. Emanuela Orlandi, o której opowiada serial Netflixa „Dziewczyna z Watykanu". Tajemnica jej zaginięcia od 40 lat rozpala opinię publiczną. I chyba nie ma już szans na jej rozwikłanie
Pietro Orlandi, starszy brat uprowadzonej w 1983 roku 15-letniej Emanueli, dziś mocno szpakowaty 60-latek, twierdzi: „Watykan zna prawdę, tylko nie chce ujawnić, co stało się z moją siostrą. Ich ojciec, świecki urzędnik Domu Prefektury Papieskiej, razem z żoną, synem i czwórką córek należał do ekskluzywnego grona posiadaczy paszportu państwa watykańskiego. Mieszkał w obrębie najmniejszego państwa świata, rzut beretem od apartamentów papieskich. Pietro zapamiętał dzieciństwo jako czarujące – ogrody Watykanu służyły rodzeństwu za plac zabaw. Wielokrotnie papież Jan Paweł II zatrzymywał się i rozmawiał z dziećmi bawiącymi się na wypielęgnowanych trawnikach. Uprowadzenie siostry idyllę zmieniło horror trwający do dziś.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
Od kiedy 22 czerwca 1983 roku nastolatka nie wróciła do domu, nie milkną spekulacje dotyczące jej losu. Czy zginęła jako ofiara porachunków mafii włoskiej z Watykanem, została uprowadzona na seksualną orgię za Murami św. Leona, a może żyje z nową tożsamością? Kilkoma z tych tropów podąża najnowsza dokumentalna produkcja Netflixa (brytyjskiej wytwórni RAW): „Dziewczyna z Watykanu: Zaginięcie Emanueli Orlandi”. Dokument przebija nawet fabuły Dana Browna. Właśnie dlatego, że w przypadku „casa Orlandi” skrzyżowanie sacrum i profanum opiera się na faktach.
Ciała Emanueli szukano w grobach niemieckich księżniczek, w grobowcu zastrzelonego w 1990 roku mafiosa, a nawet w budynku strażniczym na terenie nuncjatury apostolskiej w Rzymie.
22 czerwca, jak w każdą środę, dziewczyna spakowała swój flet i pojechała do szkoły muzycznej. Trasę z domu do centrum Rzymu przebywała wielokrotnie. Jednak wypadki tym razem potoczyły się odmiennie, gdyż z trzygodzinnych zajęć Emanuela wyszła kwadrans wcześniej. Zadzwoniła z budki telefonicznej na Piazza Sant’ Apollinare do siostry i wyjaśniła jej, że umówiła się z przedstawicielem firmy Avon na lukratywną rekwizycję kosmetyków na jednym z pokazów mody. Ta stanowczo odradziła jej spotkanie i nakazała szybki powrót do domu.
Rodzice i rodzeństwo nie doczekali jednak powrotu córki i siostry. Ojciec zawiadomił policję, a na drugi dzień dwa rzymskie dzienniki opublikowały informacje o zaginięciu, podając numer telefonu rodziców. Zgodnie z obawami policji rozdzwoniły się telefony od informatorów, którzy udzielali sprzecznych informacji. Jeden z nich, przedstawiający się jako Pierluigi, znał jednak szczegóły życia dziewczyny. Na przykład wiedział o tym, że Emanuela miała przy sobie flet i nie lubiła nosić okularów. Inny, „Mario”, poinformował, że Emanuela po zakończeniu wakacji wróci do domu, by zagrać na flecie na ślubie starszej siostry.
Trop od początku wiódł do Watykanu. Bo dlaczego o sprawie natychmiast poinformowano samego papieża? Jan Paweł II kończył akurat wizytę w Polsce, wstrząsanej konwulsjami stanu wojennego. W dniu zaginięcia Emanueli spotkał się w Tatrach z Lechem Wałęsą, liderem zdelegalizowanej „Solidarności”, a na Wawelu z jej chwilowym poskromicielem, generałem Jaruzelskim. Tuż przed odlotem z Krakowa otrzymał informację o porwaniu. W niedzielę 3 lipca na cotygodniowej papieskiej audiencji zaapelował do porywaczy, czym potwierdził hipotezę uprowadzenia, podczas gdy w mediach była mowa tylko o tym, że nastolatka zaginęła.
Rzekomi sprawcy nadal dzwonili. Raz żądali pieniędzy, innym razem zwolnienia z więzienia Alego Agçy, zamachowca, który rok wcześniej strzelał do Jana Pawła II. Aż 16-krotnie dzwonił mężczyzna z anglosaskim akcentem, którego włoskie media ochrzciły „L’Americano“. Twierdził on, że nastolatka została porwana, by wywrzeć presję na Watykanie.
Wszystkie możliwe warianty uprowadzenia Emanueli zostały przez włoskich śledczych i zwolenników teorii spiskowych przeanalizowane, a nawet logicznie uzasadnione. W istocie jednak pozostały tylko spekulacjami.
W sprawę zamieszany miał być watykański bank IOR, mafia w osobie szefa rzymskiego gangu z Magliany Enrica de Pedis oraz skorumpowany siedmiokrotny włoski premier Giulio Andreotti. Naczelny egzorcysta Watykanu Gabriele Amorth twierdził natomiast, że dziewczyna została porwana na seksualną orgię pedofilów w sutannach, a następnie zabita.
W czerwcu 2011 roku pracownik włoskich służb poinformował, że Emanuela żyje i przebywa w angielskim internacie. Powodem uprowadzenia miała być zbyt rozległa wiedza jej ojca o praniu brudnych pieniędzy w Watykanie. Podejrzenia w tym samym kierunku rzucał dokument rzekomego autorstwa kardynała Lorenzo Antonettiego, zmarłego już administracyjnego szefa Stolicy Apostolskiej, z datą 28 marca 1998 roku, który zaświadczał o przetrzymywaniu Emanueli Orlandi w wielkiej tajemnicy w londyńskim internacie. Pismo, adresowane do biskupów z Sekretariatu Stanu, Giovanniego Battisty Re i Jeana-Louisa Taurana, wyszczególniało koszty jej utrzymania rzędu dzisiejszych 250 tysięcy euro. Ponadto wymieniało nazwiska uwikłanych w sprawę osobistości, w tym zmarłego już lekarza Jana Pawła II Renata Buzzonettiego i Camilla Cibina, szefa watykańskiej policji.
Wśród kosztów figurują bieżące wydatki, związane z pobytem Emanueli w Londynie, opłaty za badania ginekologiczne i łapówki. Z pisma wynikałoby, że po 14 latach Emanuela wróciła do Watykanu, gdzie „zakończono związane z nią sprawy”. Kardynał Re, obecnie dziekan kolegium kardynalskiego, zaprzeczył prawdziwości dokumentu, podobnie jak Greg Burke, rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej, który dopatrzył się w tym intrygi uknutej przeciwko centrali Kościoła. Przeciwko autentyczności dokumentu przemawiałaby faktycznie niepoprawna tytulatura jednego z adresatów, z błędem w jego tytule i nazwisku. Jeśli to jednak fałszerstwo, oznacza to, że Kurię Rzymską w 2018 roku rozrywał wewnętrzny spór, rozgrywany przy pomocy trwającej od dekad tragedii rodziny obywateli Watykanu. Śledczych jednak ten trop zaprowadził donikąd.
Z kolei w maju 2012 roku była kochanka de Pedisa zeznała, że to on uprowadził nastolatkę dla arcybiskupa Paula Marcinkusa, szefa IOR. Ekscelencja Marcinkus, mający powiązania z przestępczym półświatkiem, mniej interesował się seksem, o wiele bardziej golfem, a przede wszystkim specjalizował się w praniu brudnych pieniędzy mafii. Czynił to do spółki z Roberto Calvim, szefem katolickiego banku Ambrosiano. Ten ostatni – po defraudacji depozytów mafii – skończył powieszony na londyńskim moście Blackfriars dokładnie rok przed uprowadzeniem Emanueli.
Już później, bo w 1990 roku, Watykan zapłacił 244 miliony dolarów wierzycielom Ambrosiano za „moralny wkład w upadek banku”, jak to eufemistycznie sformułował sekretarz stanu Jana Pawła II kardynał Agostino Casaroli. Marcinkus natomiast był chroniony immunitetem Watykanu i dopiero krótko przed śmiercią przeniósł się do USA.
Według zeznań Sabriny Minardi, Emanuela została zabita w kamieniołomach pod Rzymem. Po śmierci de Pedisa, który zginął w porachunkach między mafijnymi gangami, trafiła do sarkofagu razem z mafiosem. Ten bowiem, mimo że pierwotnie został pochowany na jednym z rzymskich cmentarzy, po kilku latach decyzją grubej ryby z Watykanu, kardynała Ugo Polettiego, spoczął w bazylice św. Apolinarego przy Termach. Proboszcz bazyliki, wiszący u klamki kardynała Polettiego, pochówek w kościele, zarezerwowany jedynie dla biskupów i ludzi zasłużonych dla Kościoła, tłumaczył charytatywną opieką bandziora nad sierotami z przytułków.
Pod presją opinii publicznej Watykan wydał zgodę na otwarcie imponującego grobowca, ale znaleziono w nim jedynie prochy mafiosa i kości z czasów napoleońskich. Sześć lat później szczątków Emanueli szukano na terenie apostolskiej nuncjatury, cztery kilometry od bazyliki św. Piotra. Z podobnym rezultatem. Także poszukiwania na Campo Santo Teutonico, malutkim cmentarzu niemieckim przylegającym do bazyliki św. Piotra, zakończyły się w 2019 roku fiaskiem. W grobowcach nie znaleziono nawet szczątków dwóch księżniczek z XIX wieku, Sophie von Hohenlohe i Charlotte Friederike zu Mecklenburg, które miały być tam pochowane.
Co się stało z Emanuelą Orlandi, pozostaje sprawą otwartą. „Wszystkie hipotezy zawierają jeden wspólny element – Watykan”, mówi Pietro Orlandi.
Uprowadzenie Emanueli zazębiło się z dwoma innymi spektakularnymi wydarzeniami, które również nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Obydwa też nosiły charakter mordu politycznego. A wszystkie trzy, skumulowane w latach 1981-1983, tworzą razem złowrogą watykańską triadę.
Pierwsze z wydarzeń, zamach na Jana Pawła II, miało miejsce w maju 1981 roku. W czerwcu 1982 roku zginął Calvi, a dokładnie rok później uprowadzono Emanuelę Orlandi.
Jeśli by nawet założyć, że Emanuelę porwano w celach seksualnych, nie pomniejsza to możliwej roli w całej sprawie Rzymskiej Kurii, chodzącej samopas i za plecami papieża prowadzącej swoje gry z mafią, antykomunistyczną lożą P2 i skorumpowaną chadecją sześciokrotnego premiera Giulia Andreottiego.
Sam papież także ponosi odpowiedzialność za mroczne poczynania Kurii – także wtedy, kiedy bezpośrednio w nich nie uczestniczył. Najistotniejszy argument jego obrońców: że jako outsider z Krakowa trzymał się z daleka od włosko-południowoamerykańskiej pajęczyny w Watykanie, nie wytrzymuje krytyki. Prominentny członek watykańskiej paranteli władzy, kardynał Camillo Ruini, mówi z dumą, że Jan Paweł II „sprawnie zarządzał Kurią Rzymską. Starannie wybierał swoich najbliższych współpracowników, nie cofając im później swojego zaufania. Jednocześnie miał bardzo wysokie poczucie własnej odpowiedzialności i misji, w pełni rozumiejąc naturę zarządzania". Każdy zarzut - kontynuował kardynał - że styl zarządzania Jana Pawła II był "powierzchowny", jest "fałszywy i głęboko niesprawiedliwy. Nic w jego sposobie bycia lub działania nie było powierzchowne”.
W tym sensie uprowadzenie Orlandi, śmierć Calviego, pranie brudnych pieniędzy przez abp. Marcinkusa (poszukiwanego listem gończym przez FBI), obciążają konto papieża.
W dokumencie Netflixa zyskuje faktycznie na znaczeniu hipoteza pedofilska. Wydobywa on na światło dzienne nieznane zeznania przyjaciółki Emanueli o propozycji erotycznej, skierowanej bezpośrednio do nastolatki przez jednego z wysokich prałatów watykańskich na tydzień przed jej zniknięciem. „W Watykanie było trzech, czterech kardynałów, którzy składali oferty seksualne dziewczętom i chłopcom”, twierdzi Pietro Orlandi. I jest przekonany, że Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek posiadali wiedzę na ten temat i ukryli ją przed śledczymi.
Przedstawiciele Stolicy Apostolskiej odmówili współpracy przy serialu Netflixa, a dochodzenie w sprawie zaginięcia Emanueli Watykan zamknął w 2020 roku. Jest mało prawdopodobne, by jej matka, która ma 92 lata, kiedykolwiek złożyła kwiaty na grobie córki. Ojciec zmarł w 2004 roku w wieku 74 lat, miesiąc po wymianie zastawki serca. Był przekonany o tym, że „został zdradzony przez tych, którym przez lata służył”.
Historyk, politolog i watykanista, prof. na Uczelni Korczaka w Warszawie i Uniwersytecie we Freiburgu.
Historyk, politolog i watykanista, prof. na Uczelni Korczaka w Warszawie i Uniwersytecie we Freiburgu.
Komentarze