0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ludzie słuchają przemówienia Andreja Babiša, lidera czeskiej partii ANO i byłego premiera Czech, wygłoszonego obok jego autobusu podczas wiecu wyborczego 18 sierpnia 2025 r. w mieście Kutná Hora, około 80 km od Pragi. Wybory parlamentarne w Czechach odbędą się 3 października 2025 r. (Zdjęcie: Michal Cizek / AFP)Ludzie słuchają prze...

Ostatnie sondaże, opublikowane cztery dni przed zaplanowanymi na 3 i 4 października wyborami w Czechach, nie pozostawiają wątpliwości. Mimo że opozycyjny ruch ANO Babiša spadł minimalnie poniżej 30 procent, nie ma konkurencji. Druga w sondażach koalicja SPOLU (Razem), tworzona przez trzy z czterech rządzących obecnie partii, traci do lidera prawie 15 punktów procentowych.

Na mandaty w dwustuosobowej izbie niższej czeskiego parlamentu może liczyć sześć z ponad 20 startujących komitetów. O trzecie miejsce rywalizować będą skrajnie prawicowa SPD z liberalnym, współrządzącym obecnie ruchem STAN. Na 10 procent ma szanse Partia Piratów – od roku w opozycji, wcześniej koalicjant SPOLU i STAN. Ostatnie badania pokazują też, że kilka, być może kilkanaście mandatów zdobędzie założony przez komunistów komitet Stačilo! (Dość!), na który chce głosować ponad siedem procent badanych. Tuż nad progiem, z wynikiem 5,7, ląduje też beniaminek tych wyborów – ruch Motoristi (Zmotoryzowani).

Przeczytaj także:

Tu polskie miary nie działają

Te nazwy polskiemu czytelnikowi mówią raczej niewiele. Określenie afiliacji poszczególnych ugrupowań, zwłaszcza gdy chcieć ją przełożyć na polskie realia, nie jest proste.

Zacznijmy od rządzących – koalicja SPOLU to trzy partie. Największa nich to założona jeszcze przez Václava Klausa konserwatywno-liberalna ODS. Jej szefem jest obecny premier Petr Fiala i w Parlamencie Europejskim jest ona we frakcji EKR, tej samej, w której jest PiS.

Dwa pozostałe, znacznie słabsze podmioty SPOLU – również konserwatywno-liberalna TOP09 i klerykalno-ludowa KDU-CLS są dla odmiany w EPL; tej samej, w której jest polska PO. W EPL jest też STAN.

Piraci to Zieloni (EFA), SPD było w ID, ostatnio przeniosło się do ENS, w której znajduje się również np. polska Konfederacja.

Lider sondaży – ANO, w przeszłości przez lata w liberalnej ALDE, w tej kadencji współtworzył umiarkowanie eurosceptyczną frakcję Patriots for Europe, w której zasiadają też eurodeputowani Motorystów, a poza tym choćby węgierski Fides.

Komuniści i prawica mówią jednym głosem

Nieco czytelniej ta cała układanka wygląda, kiedy popatrzymy na tematy kampanii wyborczej. Ugrupowania opozycyjne atakują oczywiście rząd, głównie za spadek siły nabywczej wynagrodzeń czy jedne z najwyższych w Unii, w zestawieniu z siłą nabywczą gospodarstw domowych, ceny energii elektrycznej. Krytykują też skalę pomocy zarówno Ukrainie, jak i ukraińskim uchodźcom w Czechach. Manipulują przy tym danymi w dokładnie taki sam sposób, jak robi to opozycja w Polsce. Wspólnie sprzeciwiają się też militarnemu zaangażowaniu Czech we wsparcie Ukrainy i podważają sens zwiększania inwestycji w obronność.

ANO jest jednak w tych kwestiach znacznie mniej radykalne i konkretne niż Zmotoryzowani, STAČILO! i SPD. Zdecydowanie też odcina się od łączących czeską skrajną lewicę i prawicę postulatów – wyjścia z NATO i Unii. I chociaż w kwestii Ukrainy ANO też często powtarza, że „to nie jest nasza wojna”, to równocześnie jednoznacznie, w przeciwieństwie do radykałów, odcina się od Moskwy. Nie zapowiada też, że pozbawi ukraińskich uchodźców wsparcia i nie będzie dążyć, do ich pozbycia się z Czech; taką obietnicę składa np. SPD.

Jeśli chodzi o wspólnotę poglądów skrajnej prawicy i lewicy, to nie ogranicza się ona wyłącznie do spraw związanych z Ukrainą, NATO czy Unią. Zarówno komuniści, jak i SPD chcą też walczyć o zachowanie – jak to ujmują – tradycyjnej rodziny i ról społecznych płci. Są także przeciwko edukacji integracyjnej, zarówno dla dzieci z różnymi dysfunkcjami, jak i o różnym pochodzeniu. To ostatnie w przypadku Czech oznacza w praktyce utrzymanie wciąż obecnej w wielu regionach faktycznej segregacji romskich dzieci.

Rząd straszy opozycją

Kampania w wykonaniu ugrupowań koalicyjnych jest mniej wyrazista i właściwie trudno w niej wyłapać jednoznaczne, narzucające narrację tematy czy obietnice. Z drugiej jednak strony rządzące ugrupowania nie próbują, tak jak robił to polski obóz rządzący w trakcie kampanii prezydenckiej, flirtować z antyukraińskim wyborcą. Jednoznacznie też powtarzają, że Czechy powinny pozostać na obecnym prounijnym kursie, że zdecydowanie powinny dążyć do wzmacniania NATO i nie wycofywać się ze wspierania Ukrainy.

W tych kwestiach obecny czeski rząd ma zresztą konkretne osiągnięcia – kraj w końcu spełnił NATO-wski cel i wydaje dwa procent PKB na obronność, ma plan, by w ciągu kilku lat wydawać trzy. Praga zorganizowała też inicjatywę amunicyjną dla Ukrainy – rodzaj globalnej zrzutki, z której pochodzi obecnie co najmniej połowa trafiających do Kijowa pocisków artyleryjskich.

Jednak ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o główny przekaz koalicji SPOLU, można odnieść wrażenie, że zajmuje się ona głównie straszeniem wyborców zwycięstwem ANO i innych ugrupowań opozycyjnych. Zwykle skleja je w całość, jak chociażby na bilbordzie, gdzie nad napisem z nazwami opozycyjnych komitetów znajduje się po prostu Władimir Putin. SPOLU chętnie odwołuje się też do prawicowych sentymentów znaczącej części czeskich wyborców, podkreślając korzenie partii komunistycznej, wywodzącej się wprost i wprost się odwołującej do rządzącej przed 1989 rokiem KSČ [Komunistyczna Partia Czechosłowacji].

Zmęczeni Czesi

Badania nastrojów społecznych i preferencji wyborczych pokazują, że taktyka mobilizowania poprzez straszenie i zapowiadanie końca demokracji w przypadku, gdy wygra opozycja, nie działa. Z przeprowadzonego niedawno na zlecenie portalu informacyjnego Seznam badania wynika, że najważniejszym motorem napędowym w wyborach będzie niezadowolenie i pragnienie zmian.

Większość badanych odbiera subiektywnie Czechy jako biedny, niestabilny i skorumpowany kraj w stagnacji.

Równocześnie rządowi wierzy raptem jedna piąta obywateli.

Badacze sprawdzili też, dla jak dużej liczby wyborców główną motywacją jest głosowanie nie za a przeciw komuś. I tu w ankietach „Antyfiala” pojawiał się pięć razy częściej niż „Antybabiš”. Tymczasem to właśnie „Antybabiš” dał cztery lata temu zwycięstwo obecnej koalicji, która właśnie lidera ANO od władzy wówczas odsunęła.

W praktyce też niewiele poza tym ją łączyło, co dobrze widać było przez całą kończącą się kadencję. Z perspektywy dużej części wyborców był to głównie czas sporów w rządzie, kilku dużych afer, braku ważnych zmian i fatalnej komunikacji ze społeczeństwem.

Obiektywnie rząd ma na swoim koncie kilka sukcesów – w tym jeden o ogromnym dla Czech znaczeniu – błyskawiczne, w ciągu dwóch lat, zdywersyfikowanie dostaw ropy, gazu i paliwa do elektrowni jądrowych przy równoczesnym pełnym uniezależnieniu się w tej materii od Rosji. A mówimy o kraju, który jeszcze cztery lata temu kupował od Kremla 60 procent gazu, jeszcze więcej ropy i wszystkie pręty uranowe.

Tyle że większość społeczeństwa nie ma o tym pojęcia, ewentualnie kojarzy to wyłącznie z rosnącymi cenami energii.

Podobnie mało skutecznie rząd potrafił „sprzedać” decyzje związane z obronnością czy całkiem udaną prezydencją w UE. Komunikacji nie ułatwia sam premier Petr Fiala – sztywny i mało sympatyczny wykładowca akademicki, politolog, były rektor jednej z największych w kraju uczelni – w odbiorze dużej części wyborców wzorzec z Sèvres całkowicie oderwanych od życia i wywyższających się elit.

Popularności rządowi nie przyniosło też neoliberalne doktrynerstwo – w ramach walki z deficytem finansów publicznych, realnie jednym z niższych w Unii, rząd Fiali odmówił wprowadzenia, chociażby na wzór Polski, obniżonych stawek VAT na żywność w momencie, w którym inflacja wynosiła ponad 15 procent. Bardzo długo wstrzymywał też dopłaty do energii elektrycznej i ogrzewania.

W efekcie, jak już wspominałem – siła nabywcza czeskich rodzin spadła po pandemii i napaści Rosji na Ukrainę najbardziej w Europie. To zaś przełożyło się na stłumienie popytu wewnętrznego, a co za tym idzie, znacznie wolniejszy niż w sąsiednich krajach wzrost gospodarczy. Równocześnie rząd – który do wyborów szedł z hasłem niepodnoszenia podatków, w ramach ujednolicania stawek VAT-u jednak je podniósł, w paru przypadkach w sposób mało transparentny, sugerujący uleganie różnym grupom interesów.

Nie udało się też rządowi realnie wprowadzić żadnej z dość pilnych reform – ani systemu emerytalnego, ani służby zdrowia, ani edukacji. Symbolem nieudolności jest zaś cyfryzacja pozwoleń na budowę. Problemy z jej wdrożeniem stały się dla ODS pretekstem dla pozbycia się z rządu odpowiadających za cyfryzację Piratów. Chociaż doszło do tego ponad rok temu, problemów wciąż do końca nie rozwiązano – nie w Piratach więc tkwił problem.

Cała ta sytuacja sprawia, że jedno z głównych haseł Babiša – „ANO (Tak), znów będzie lepiej”, trafia w Czechach na podatny grunt.

Dużo obietnic, mało konkretów

Trudno o jednoznaczną odpowiedź, jak pochodzący ze Słowacji Babiš, właściciel największego koncernu rolno-spożywczego w Czechach i jeden z najbogatszych obywali tego kraju, sobie to „będzie lepiej” wyobraża. Były premier obiecuje m.in. regulację cen energii i nacjonalizację częściowo prywatnego giganta energetycznego CZEZ. Zapowiada też, że zlikwiduje abonament radiowo-telewizyjny – i de facto, media publiczne – jego program zapowiada ich upaństwowienie. Media publiczne, w porównaniu z Polską publiczne nie tylko z nazwy, na zdominowanym przez czeskich oligarchów rynku medialnym odgrywają ważną rolę. Solą w oku lidera ANO były już w poprzedniej kadencji, kiedy cztery lata stał na czele mniejszościowego rządu.

Babiš zapowiada też, że obniży CIT i część stawek VAT w gastronomii, chce również – wspólnie z państwami Grupy Wyszehradzkiej, na której reaktywację bardzo liczy, cofnąć unijny system opłat za emisję ETS2 w tej części, w której dotyczyłby on odbiorców indywidualnych. Obiecuje też, że zablokuje wiek emerytalny na poziomie 65 lat (obecny rząd zdecydował się na jego bardzo wolne podnoszenie).

Były i zapewne przyszły premier zapowiada też, że zerwie zawarty przez obecny rząd kontrakt na zakup amerykańskich myśliwców F35, zakończy inicjatywę amunicyjną i ograniczy wydatki na zbrojenia.

Generalnie jednak niewiele z tych zapowiedzi, szczególnie w kwestiach dotyczących obronności, ma ostry i jednoznaczny charakter. W przeszłości też Babiš wielokrotnie dał się poznać jako polityk, który inne rzeczy mówi, a inne robi. To zresztą mocno utrudnia obecnej władzy jego krytykę. Cztery lata rządów Babiša były okresem stagnacji i – w okresie pandemii – wielkiego chaosu. Były też oczywiście okresem, w którym ze względu na konflikt interesów premiera oligarchy Unia zablokowała Czechom część dotacji. Nie można jednak mówić o wielkim upadku demokracji czy likwidacji państwa prawa, tudzież zamachu na instytucje publiczne. I niewiele wskazuje na to, by tym razem miało być inaczej.

ANO nie ma z kim rządzić

Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze Babiš jest elastyczny i raczej podąża za nastrojami społecznymi, niż je kreuje. Dość przypomnieć, że dzisiejszy eurosceptyk ponad dekadę temu do polityki wchodził jako jednoznacznie prounijny zwolennik liberalizmu gospodarczego. Wychowany w kręgu kultury francuskiej (jako syn komunistycznego dyplomaty szkoły kończył w Szwajcarii) ma dobre relacje z Emanuelem Macronem. Do niedawna przecież ANO było w ALDE i tworzonym właśnie przez Macrona RENEV. Te relacje, czy poczucie własnej sprawczości na unijnym forum są dla niego dość ważne – trudno wyobrazić sobie sytuację, w której chciałby stać się unijnym outsiderem.

Po drugie Babiš co prawda wybory z pewnością wygra, ale szans na to, by był w stanie rządzić samodzielnie, nie ma. Teoretycznie lista potencjalnych koalicjantów, z którymi przynajmniej pozornie coś go programowo łączy, nie jest krótka: akces do takiej współpracy zgłaszają zarównoZmotoryzowani, jak ii komuniści a przede wszystkim – SPD. Tyle że Babiš nie wydaje się taką współpracą, szczególnie z SPD i komunistami, zainteresowany; może krytykować Unię, może krytykować jej zaangażowanie w Ukrainie, ale na pewno nie chce z niej wychodzić. Również dlatego, że byłoby to zabójcze dla jego rolno-spożywczego koncernu – największego beneficjenta dopłat bezpośrednich w Czechach. Zasadniczo koalicjanci pokroju skrajnej lewicy czy skrajnej prawicy byliby dla niego kłopotliwi – zarówno na scenie krajowej, jak i unijnej.

W praktyce więc po 4 października Babiš będzie miał twardy orzech do zgryzienia i niewykluczone, że podobnie jak osiem lat temu zdecyduje się na stworzenie rządu mniejszościowego. Albo – mimo bardzo obecnie stanowczych, wykluczających taką możliwość deklaracji ze strony partii koalicji rządzącej, na współpracę z którąś z nich.

Tak czy inaczej – konserwatywnej, tożsamościowej rewolucji i skrętu w stronę suwerenizmu się w Czechach spodziewać raczej nie należy. Kraj czeka raczej kadencja ostrej retoryki i praktycznej stagnacji. Czyli tego, czego Czesi doświadczają od co najmniej kilkunastu lat, niezależnie od tego, kto by rządził.

;
Na zdjęciu Jakub Medek
Jakub Medek

Polski dziennikarz radiowy i prasowy czeskiego pochodzenia. Obecnie związany z radiem TOK FM, wcześniej z Gazetą Wyborczą. Specjalizuje się m.in. w prawach człowieka, migracji oraz z racji wykształcenia i miejsca zamieszkania (Podlasie), w ochronie przyrody. Ale najchętniej przybliża -m.in. w podcaście Czechostacja - polskim czytelnikom i słuchaczom to, co dzieje się w jego ojczystych stronach, czyli na południe od Sudetów i Tatr.

Komentarze