Zwycięstwo Donalda Tuska w wyścigu o fotel szefa PO było oczywistością, wybory były formalnością. Ale tego samego dnia odbyły się też wybory na szefów regionów. I tu kilka niespodzianek. Analizujemy, kto, dlaczego i przeciwko komu wygrał w regionach
23 października 2021 roku zakończyły się wybory powszechne w Platformie Obywatelskiej. Ponad 12 tys. członków kluczowej partii opozycyjnej w Polsce głosowało na przewodniczącego, szefów regionów, władz krajowych, delegatów i rad powiatowych. Stery, bez zaskoczenia, przejął jedyny kandydat w wyścigu Donald Tusk. Głosowało na niego 11 tys. 474 członków PO, a 252 osoby, najpewniej w akcie sprzeciwu, oddało głos nieważny.
W niedzielę 24 października przed południem, po ogłoszeniu oficjalnych wyników, Tusk w krótkim komunikacie podziękował za zaufanie. Dał też sygnał, że od teraz kończy się rywalizacja, a zaczyna czas współpracy. "Pokonani niech nie opuszczają rąk. Jesteście wszyscy jedną drużyną, a najważniejsza gra dopiero przed nami. Jeśli uwierzycie w wygraną, Polacy uwierzą w was" — mobilizował Tusk.
Osiem lat temu, gdy Tusk po raz ostatni rywalizował o funkcję przewodniczącego, jego poparcie wyniosło 79,6 proc. Wtedy miał jednak silnego oponenta — Jarosława Gowina. Teraz lokalne wybory miały być tylko potwierdzeniem zmiany kursu w PO. Tusk sprawuje bowiem realne przywództwo w partii już od ponad trzech miesięcy, gdy z funkcji ustąpił jego poprzednik Borys Budka. Ten w poprzednich wyborach w 2020 roku pokonał w sumie pięciu kandydatów, w tym trzech w samej końcówce wyścigu (Tomasz Siemoniak – 11,18 proc., Bogdan Zdrojewski – 7,57 proc., Bartłomiej Sienkiewicz – 2,48 proc., a dwoje wycofało się w przedbiegach: Joanna Mucha i Bartosz Arłukowicz).
Wtedy mówiło się, że aktyw partyjny ma dosyć Grzegorza Schetyny. Ze Schetyną, który przejął stery po pierwszych przegranych wyborach z PiS, Platforma Obywatelska zyskała status głównej opozycyjnej siły, ale ze słabym początkowym poparciem. Potem było lepiej. Z poparcia na poziomie 15 proc. w 2016 r0ku skoczyła do 27,4 proc. w wyborach parlamentarnych 2019 roku. Ale żadnych wyborów (z wyjątkiem przywództwa w dużych ośrodkach miejskich) od tego czasu nie wygrała, i to mimo otwarcia się na koalicje z innymi ugrupowaniami (Nowoczesna, Zieloni, Inicjatywa Polska).
W czasie przywództwa Borysa Budki piętrzyły się kłopoty: kolejne przegrane wybory (tym razem prezydenckie), a do tego słabnąca pozycja w opozycyjnych ławach. Partia znów musiała walczyć o progresywny, prodemokratyczny elektorat. Tym razem z Polską 2050 Szymona Hołowni, a także (w mniejszym stopniu) z Lewicą. Za to wewnątrz, a może bardziej na marginesach partii, zaczęły kiełkować pomysły na innych liderów (Rafał Trzaskowski) lub zupełnie nowe otwarcie.
To zamieszanie przed kolejnymi wyborami ma posprzątać właśnie ojciec partii Donald Tusk. Teraz, jako pełnoprawny przewodniczący, wybierze kilkuosobowe prezydium, które będzie sprawować władzę wykonawczą. I będzie to, patrząc po wynikach z regionów (o tym dalej), jedyne ciało w strukturach PO, w którym można liczyć na parytety.
Tego samego dnia odbyły się także wybory na szefów regionów. „Kandydat był tylko jeden, więc trudno mówić o zaskoczeniach” - to zdanie z poznańskiej „Gazety Wyborczej” dobrze opisuje sytuację w większości z nich. Tylko w sześciu województwach doszło do jakiejkolwiek rywalizacji. A w dziesięciu regionach przewodniczącymi zostali ci, którzy byli nimi wcześniej.
Jedynie w Lubelskiem zwycięzca (Stanisław Żmijan) miał aż dwóch kontrkandydatów. Jeden z nich (Piotr Górski) zarejestrował się w ostatniej chwili i zdobył zaskakująco wiele głosów (81). Na Podlasiu szefem regionu będzie syn urzędującego prezydenta Białegostoku - Krzysztof Truskolaski. W zachodniopomorskiem szef struktur szczecińskich (Olgierd Geblewicz) i szef struktur regionalnych (Arkadiusz Marchewka) zamienili się funkcjami.
Inna sprawa, że Tusk chce ograniczyć rolę „baronów” w partii, a ciężar zarządzania przesunąć do prezydium. To jaka ma być rola partyjnych regionów? Mają być sztabami wyborczymi. „Czeka nas ogromne wyzwanie - wygrać wybory parlamentarne, samorządowe oraz wybory do Europarlamentu” - powiedział „Gazecie Pomorskiej” Tomasz Lenz, ponownie wybrany na szefa kujawsko-pomorskiego.
Średnia wieku szefów regionów Platformy Obywatelskiej to 52 lata. Nie ma wśród nich żadnej kobiety.
Nawet tam, gdzie zanosiło się na starcie, ostatecznie kandydaci szli drogą Donalda Tuska: dogadać się kuluarach i zostać jedynym kandydatem. Tak było w dwóch wielkich regionach - w Wielkopolsce i na Mazowszu.
W Wielkopolsce Waldy Dzikowski i Rafał Grupiński uchodzą za odwiecznych partyjnych rywali. Dwukrotnie stawali przeciwko sobie (2010, 2013) i dwa razy to Grupiński wygrywał. Po ośmiu latach Dzikowski postanowił ponownie rzucić mu rękawicę - w ostatnim możliwym terminie zgłosił swoją kandydaturę. Jednak już kilka dni później politycy się dogadali. „Uznaliśmy, że niepotrzebne jest teraz stwarzanie atmosfery starcia, rywalizacji. Razem musimy przygotować Platformę do tego, żeby wygrać z PiS” - oświadczył Dzikowski. Grupiński został ponownie wybrany na przewodniczącego regionu. Dzikowski dostanie na pocieszenie fotel wiceszefa zarządu.
Na Mazowszu przeciwko Andrzejowi Halickiemu (na zdjęciu po lewej), który kierował regionem przez 11 lat, wystartował Jan Grabiec (na zdjęciu po prawej). Pierwszy jest europosłem, drugi rzecznikiem Platformy. Grabiec od powrotu Tuska ściśle z nim współpracuje. Zapowiada, że będzie rozbudowywał struktury PO w mazowieckich miasteczkach i wsiach. Według oficjalnej opowieści Halicki jest zbyt zajęty w europarlamencie, by to robić.
Faktycznie na Mazowszu Platforma ma wiele do zrobienia. Poza Warszawą dominuje tu PiS, a politycy PO rzadko zapuszczają się w niechętny sobie teren. W niektórych powiatach struktury PO de facto nie istnieją. W wyborach prezydenckich w 2020 roku w pierwszej turze Rafał Trzaskowski w niektórych okręgach zdobył trochę ponad 10 proc. głosów (ostrołęcki - 12 proc., łosicki - 11,84 proc., siedlecki - 10,22). A w drugiej turze w kilku ledwo przekroczył 20 proc. (siedlecki, przysuski, zwoleński).
Ale jest też inny powód szukania miejsca dla Grabca. W wyborach regionalnych nie chodzi bowiem tylko o regiony, ale przede wszystkim o ułożenie na nowo całej Platformy. Tusk, który zastał Platformę podzieloną inaczej niż przed sześciu laty, gdy ją opuszczał, szuka sposobów na zneutralizowanie partyjnych frakcji, a zwłaszcza zwolenników Rafała Trzaskowskiego. Rzeczniczką Platformy (zamiast Grabca) miałaby zostać Aleksandra Gajewska - posłanka należąca do kręgu Rafała Trzaskowskiego.
To jedna z dwóch sensacji tych wyborów.
„Gdybym mieszkał na Dolnym Śląsku, to głosowałbym na Szełemeja” - powiedział Donald Tusk „Gazecie Wyborczej” tydzień przed wyborami w Platformie. Szełemeja poparł nie tylko Tusk, ale również Grzegorz Schetyna, a nawet Rafał Trzaskowski. Trudno sobie dziś wyobrazić szerszą koalicję wewnątrz Platformy. A jednak Roman Szełemej - ogromnie popularny prezydent Wałbrzycha - przegrał z 40-letnim posłem Michałem Jarosem.
Jak to możliwe? Zwycięstwo Jarosa mogłoby się wydawać tym bardziej zaskakujące, że już raz został szefem lokalnych struktur - wrocławskich, w 2016 roku. I dwa dni po tym, jak został wybrany, opuścił Platformę! Przeszedł do Nowoczesnej. Potem wrócił, a w 2019 roku odpowiadał za kampanię Koalicji Obywatelskiej na Dolnym Śląsku.
Szełemej zaś to ceniony samorządowiec i popularny prezydent, który w wyborach dostawał po 84 proc. głosów. Wiosną 2021 roku o Wałbrzychu zrobiło się głośno, bo miasto w rekordowym tempie szczepiło mieszkańców i było stawiane za wzór całej Polsce. Szełemej, z zawodu kardiolog, chciał wprowadzić obowiązkowe szczepienia dla mieszkańców, ale zablokował go wojewoda. We wrześniu zaś został dyscyplinarnie zwolniony z wałbrzyskiego szpitala, w którym pracował na ćwierć etatu. On sam i centralne władze PO przedstawiały to jako szykanę polityczną.
Start Szełemeja był niespodzianką, bo nigdy nie angażował się w partyjną politykę.
„Naszym zdaniem kierownictwo PO chce wygranej Szełemeja, bo wtedy łatwiej będzie sterować regionem z Warszawy. Jaros jest raczej niesterowalny” - mówił w rozmowie z „Polityką” działacz dolnośląskiej PO.
Wygrał jednak polityk, który nie ma na koncie akcji, o których mówi cała Polska, ale zna aktyw partyjny. Objechał cały region, wszystkie powiaty. Jest znany z kampanii wyborczych.
„Oczekuję, że szefem dolnośląskiej Platformy będzie polityk na pełny etat!" - takiego tłita jednego ze zwolenników Jaros podał kilka dni przed wyborami. Sam mówił w wywiadzie dla Onetu: „To praca 24 godziny na dobę, przez 365 dni w roku. Nie sądzę, że można poza tym zajmować się na poważnie czymś jeszcze, bo jakaś aktywność na tym ucierpi. Jeżeli ktoś zarządza partią, to musi się tylko na tym skupić” - mówił w wywiadzie dla Onetu.
Jednak to nie Tusk, a przede wszystkim Schetyna przegrał na Dolnym Śląsku. To przeciwko niemu i jego polityce startował Jaros. To konflikt ze Schetyną spowodował, że Jaros w 2016 roku zmienił partyjne barwy. Po jego powrocie Schetyna miał kilka razy nie dotrzymać składanych Jarosowi obietnic (m.in. nie został ani kandydatem na prezydenta Wrocławia, ani wiceprezydentem). Paradoksalnie 40-letni polityk wygrał tak, jak to robił Schetyna: stawiając na kontakty „na dole”.
Jaros wygrał też, bo jest zapowiedzią zmiany. „Zaskakujący dla wielu wynik wyborów w dolnośląskiej PO wynika przede wszystkim z woli zmian we władzach regionalnych. Dotychczasowa ekipa udzieliła tak ogromnego wsparcia Romanowi Szełemejowi, że to mu z pewnością zaszkodziło” - skomentowała wyniki senatorka z Wrocławia Barbara Zdrojewska.
Od swojego powrotu Donald Tusk zapowiada, że większą rolę w Platformie będą odgrywały kobiety. Mają objąć połowę miejsc w prezydium partii i klubu parlamentarnego.
O władzę w regionach polityczki Platformy nie walczyły. Tylko jedna stanęła w wyborcze szranki - Agnieszka Pomaska, bliska współpracowniczka Rafała Trzaskowskiego. Poparł ją też Donald Tusk. Okazało się jednak, że Pomaska nie zdołała przekonać powiatowych działaczy PO z pomorskiego.
Kobiety pokierują za to strukturami PO w kilku miastach, m.in. we Wrocławiu (Renata Granowska), w Lublinie (Marta Wcisło) i w Kielcach (Agata Wojda).
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze