0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

W środę 4 maja 2022 porozumienie ogłosiły stronnictwo Francja Niepokorna Jean-Luca Mélenchona oraz Partia Socjalistyczna. Musi je jeszcze zatwierdzić konwent Socjalistów zwołany na 19:00 w czwartek. Wcześniej skrajnie lewicowej partii Mélenchona udało się porozumieć w sprawie wspólnego startu z Francuską Partią Komunistyczną (PCF, której kandydat w wyborach prezydenckich, Fabien Roussel, otrzymał 2,28 proc. głosów) oraz z Zielonymi (EELV, Europejscy Ekolodzy - Zieloni, których kandydat Yannick Jadot dostał 4,63 proc.). Trwają rozmowy z Nową Partią Antykapitalistyczną i innymi formacjami lewicowymi.

Mélenchon postrzegany jest jako kandydat obdarzony przez wyborców swego rodzaju mandatem do zjednoczenia lewicy. Jego ocierający się o drugą turę wynik – 21,95 proc. – w powszechnym odczuciu „skonsumował” głosy całej lewicy i pokazał, w jakim kierunku zdaniem wyborców lewe skrzydło powinno ewaluować. Potwierdzają to sondaże opinii dotyczące wyborów parlamentarnych. Ze względu na jednomandatowy system wyborczy nie da się miarodajnie zmierzyć poparcia dla ugrupowań, ale można zapytać o zadowolenie w przypadku, gdyby wygrało to lub inne stronnictwo -

w takiej sytuacji blok lewicowy zdecydowanie wygrywa popularnością wśród Francuzek i Francuzów, uzyskując 35 proc. poparcia, przed skrajnie prawicowym blokiem Marine Le Pen i Érica Zemmoura (29 proc.).

Blok prezydencki byłby dopiero trzecią siłą w parlamencie, mając 26 proc. poparcia.

Jako premiera nowego rządu widzi dziś Mélenchona aż 35 proc. respondentów. Aż 67 proc. natomiast życzy sobie gabinetu w kohabitacji, czyli opozycyjnego wobec wybranego prezydenta. Ta druga postawa w wielu okręgach może zaważyć na decyzjach w drugiej turze.

Przeczytaj także:

Gorący ziemniak u socjalistów

Choć reprezentantka Socjalistów Anne Hidalgo miała bardzo słaby wynik wyborczy w pierwszej turze wyborów prezydenckich, tylko 1,75 proc. głosów, Partia Socjalistyczna negocjowała najdłużej, a porozumienie wcale nie było przesądzone. O ile bowiem wystawienie merki Paryża w wyborach prezydenckich było ewidentnie nietrafionym pomysłem, nie było powodowane brakiem wielkich osobowości wśród Socjalistów -

po prostu wszyscy zdawali sobie sprawę, że w tych wyborach nie zabłysną i kandydowanie na prezydenta stało się czymś w rodzaju gorącego ziemniaka.

Merka Paryża była rozerwana pomiędzy wymogami kampanii prezydenckiej - ogólnokrajowej - a perspektywą kampanii w wyborach lokalnych. Fatalny wynik przypomniał, że zwłaszcza w takiej dynamice - wrogości między stolicą a prowincją, kłopotów z siłą nabywczą, przerażenia kosztami polityki ekologicznej - był to wyjątkowo nietrafiony pomysł.

Jednak strata Hidalgo dała chwilę oddechu innym tuzom Partii Socjalistycznej, którzy nie musieli brać na siebie jarzma porażki. Zwłaszcza w jednomandatowym systemie wyborczym we Francji pewien rodzaj niewinności czy iluzji, że jest się niepokonanym, stanowi twardą polityczną walutę. Osobowości takie jak Olivier Faure (przewodniczący swojej grupy politycznej w Assemblée Nationale), Bernard Cazeneuve (jeden z premierów za prezydentury Hallande’a), Ségolène Royal (pierwsza kobieta w drugiej turze francuskich wyborów prezydenckich) czy Jean-Christophe Cambadélis (deputowany kilku kadencji) to wciąż rozpoznawalne postaci liczące się na giełdzie nazwisk zapraszanych do telewizji czy których komentarze mogą trafić na pierwsze strony gazet. W okręgu jednomandatowym rozpoznawalność, historia „zaznajomienia” z danym nazwiskiem i wynikająca z takiej zażyłości sympatia często przesądza o oddanym głosie. Wielu z tych polityków wciąż korzysta ze schedy z czasów nieskrępowanego łączenia mandatów (teraz można łączyć tylko dwa, parlamentarny lub senacki z jedną funkcją wybieralną na szczeblu lokalnym). Są praktycznie pewniakami, nawet w okręgach, z którymi wcześniej nie mieli wiele wspólnego. I obie negocjujące strony bardzo dobrze o tym wiedzą.

Najtrudniejszy pierwszy wybór

Socjalistom udało się wynegocjować dla siebie 70 okręgów. To mało, ale zapewne w wielu z nich mają obecnie mocne osobowości z dużymi szansami na mandat, które nie będą się obawiać konkurencji z lewej strony. We francuskim systemie wyborczym wybieranych jest 577 członków izby niższej parlamentu - Assemblée Nationale - z czego 555 okręgów mieści się na terytorium Francji metropolitalnej, czyli europejskiej części kraju, 11 deputowanych wybierają Francuzi głosujący z zagranicy (Francuzi z Polski głosują w okręgu nr 7). Pozostałe 11 mandatów przypada na terytoria zamorskie (wybory prezydenckie pokazały, że niemal wszystkie zamorskie części Francji są wyjątkowo cięte na Macrona, w większości w pierwszej turze wygrał Mélenchon, a w drugiej Marine Le Pen).

Każdy mandat wybierany jest dwustopniowo, za wyjątkiem sytuacji, w której kandydat lub kandydatka w pierwszej turze otrzyma głosy 25 proc. (lub więcej) wszystkich wyborców zarejestrowanych w swoim okręgu - czyli około 50 proc. w sytuacji frekwencji zarejestrowanej w 2017 roku, czyli 48,7 proc. Jeśli nikt z kandydatów nie otrzyma takich liczby głosów, dwójka najpopularniejszych przechodzi do drugiej tury, gdzie wynik rozstrzyga większość głosów. W tym kontekście widać, jak istotne są rozpoznawalność i umiejscowienie danego kandydata lub kandydatki na mapie okręgów.

Na przykładzie głosów z Polski: tradycyjnie Francuzi w Polsce głosują konserwatywnie, na prawicę.

Nasz kraj przyciąga znad Sekwany osoby ceniące tradycję i korzenie, które wybierają Polskę jako kraj pochodzenia któregoś ze swoich przodków.

Podoba im się katolicki charakter naszego społeczeństwa. Często są to wyższe kadry zarządcze w filiach francuskich przedsiębiorstw. Z góry wiadomo, że taka grupa nie obdarzy zaufaniem żarliwego zwolennika świeckości państwa czy komunisty. Głosy Francuzów z Polski złącza się z innymi głosami z regionu Europy Centralnej i Wschodniej, ale już wiadomo, że w 7. okręgu zagranicznym nie ma co stawiać na wygraną polityka lub polityczki blisko związanych z Mélenchonem. Można wystawić tu kogoś, kto dopiero musi nabrać doświadczenia i samo prowadzenie kampanii będzie dla niej lub niego istotną nagrodą za polityczne zaangażowanie. Za to znajomość regionu przyda się na innych odcinkach politycznej harówki.

Wszyscy posłowie, europosłowie i byli europosłowie, burmistrze i burmistrzynie mają za to największe szanse wszędzie tam, gdzie już raz zostali wybrani. Na przykład, wspominana już przeze mnie Segolène Royal rozpoznawalna jest wszędzie, ale miałaby z pewnością największe szanse w okręgach regionu Poitou-Charentes, np. w miastach La Rochelle czy Angoulême, gdyż przez lata pełniła tam funkcję odpowiadającą polskiemu marszałkowi wojewódzkiemu. Takich pewniaków i pewniaczek PS „wnosi” aż 28 (ustępujących deputowanych jest kilka razy więcej, ale nie wszyscy mają jednoznaczne szanse na zwycięstwo). Oczywiście wszystko może się zdarzyć, ale w kampaniach jednomandatowych niespodzianki są rzadsze i trudniejsze do osiągnięcia niż w takich systemach jak polski – proporcjonalno-większościowych – czy po prostu proporcjonalnych.

Lewicowy Blok o Bardzo Długiej Nazwie

Kolejne ugrupowania wchodzące do koalicji zaproponowanej przez Jean-Luca Mélenchona kształtowały program i odzwierciedlającą go nazwę nowego bloku. Najpierw była to po prostu Unia Popularna (lub Ludowa), w tej chwili nazwa bloku brzmi Nouvelle Populaire Union Ecologique et Sociale, czyli Nowa Popularna Unia Ekologiczna i Socjalna. Ugrupowania podkreślają, że „mają wspólne cele programowe” i zgadzają się w wyszczególnionych stu punktach planu opracowanego dla potencjalnego rządu, który być może uda im się sformować, a w kampanii blok wspierać będzie wspólne ciało doradcze, coś w rodzaju parlamentu odzwierciedlającego proporcjonalnie liczbę wynegocjowanych okręgów. Proporcjonalnie, bo France Insoumise (LFI) pozostanie największą siłą i zachowa większość kandydatur. Z 577 okręgów sto powędruje do Zielonych, 70 do socjalistów, 50 do PCF czyli komunistów, a być może siedem do młodych lewaków z Nowej Partii Antykapitalistycznej.

Oczywiście wszystko to się uda pod warunkiem, że Socjaliści zaakceptują umowę z Nową Unią Popularną.

Na razie gwałtowny sprzeciw podniósł były premier Bernard Cazeneuve, dla którego nieakceptowalny jest związek z ugrupowaniami antysystemowymi. Wezwał wszystkich członków PS do głosowania przeciwko umowie i zapowiedział, że jeśli blok się uformuje, on sam wystąpi z partii.

Powściągliwy sprzeciw sygnalizuje również za pośrednictwem swojego otoczenia François Hollande, jednak były prezydent nie zabierze głosu w tej sprawie przed konwentem swojej partii.

Na porozumienie LFI z socjalistami krzywo patrzy również negocjująca właśnie swój udział w bloku Nowa Partia Antykapitalistyczna. W wyborach prezydenckich ich kandydat Philippe Poutou uzyskał 0,7 proc. Antykapitaliści uważają, że w związku z tym powinni otrzymać co najmniej trzynaście kandydatur do wystawienia. Nowa Unia proponuje im siedem. Problemem są też zbyt radykalne zgrzyty programowe.

;

Udostępnij:

Agata Czarnacka

Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.

Komentarze