0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plFot. Agnieszka Sadow...

15 sierpnia 2014 lider Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz, wykorzystując państwową uroczystość obchodów Święta Wojska Polskiego, zapowiedział, że jego partia przedstawi ustawę o wychowaniu patriotycznym. Na stronie internetowej PSL możemy przeczytać, że projekt jest „przełomowy”, a partia ma kompleksowy plan dla młodego pokolenia, które „narażone jest na wpływy globalizacji, dezinformacji i erozji tradycyjnych wartości narodowych”. Podstawowym narzędziem krzewienia postaw patriotycznych mają być wycieczki do miejsc historycznych.

W ten sam sposób umacnianie tożsamości narodowej wyobrażał sobie były minister edukacji Przemysław Czarnek. Do programu „Poznaj Polskę” wprowadzonego w czasach rządów PiS, szkoły musiały zgłaszać się same. Na liście rekomendowanych miejsc znalazły się wówczas: Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach, Klasztor Sióstr Karmelitanek w Sosnowcu, Jasna Góra w Częstochowie, Ośrodek Caritas w Myczkowcach, Miejsce Pamięci Ofiar II Wojny Światowej w Piaśnicy, a nawet Goszczanów, rodzinna wieś ministra Czarnka. Zainteresowanie było ogromne, ale do programu PiS dostawały się w pierwszej kolejności szkoły katolickie. Z dofinansowania skorzystało 10 proc. wszystkich uczniów i uczennic.

PSL w przedłożonym już projekcie ustawy proponuje, żeby wycieczki były powszechne i obowiązkowe. Trochę na wzór Izraela, gdzie każdy absolwent opuszcza szkołę po odwiedzeniu miejsc pamięci związanych z Holocaustem. Politycy PSL proponują, żeby w Polsce były to: Zamek na Wawelu, Zamek Królewski w Warszawie, Europejskie Centrum Solidarności, Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Muzeum Wojska Polskiego, Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Auschwitz-Birkenau, Europejskie Centrum Solidarności i Muzeum Stutthof.

Ostateczną listę stworzyć ma Komisja Edukacji Narodowej, nowe „uspołecznione” ciało decydujące o kształcie całej edukacji. Bo choć o wycieczkach w kontekście wychowania patriotycznego mówi się najwięcej, PSL, omijając plany MEN i strony społecznej, bierze się za reformowanie całej polskiej szkoły.

PSL sięga po społeczną inicjatywę

Komisja Edukacji Narodowej to nie autorski pomysł PSL, ale pomysł, który pierwszy raz pojawił się w programach Koalicji Obywatelskiej i Polski 2050, a potem został dopracowany jako postulat „SOS dla edukacji”. Organizacje społeczne proponowały, żeby obok MEN utworzyć ciało złożone z niezależnych ekspertów i ekspertek. Ich zadaniem byłoby opracowanie propozycji zmian systemowych w edukacji: od kształcenia nauczycieli po nowe podstawy programowe. Ekspertów zasiadających w KEN wybierałby rząd, samorządy, związki nauczycielskie, uczelnie wyższe i organizacje społeczne. W tej wersji komisja miała być gwarantem odpartyjnienia edukacji. Zmiany nie służyłyby celom politycznym rządzącej formacji, a szkoła nie byłaby tak podatna na nieustanne rewolucje.

PSL korzysta z tej argumentacji, mówiąc o stabilizacji systemu edukacji, ale proponuje bardziej upolitycznioną wersję KEN. Zgodnie z projektem ustawy o wychowaniu patriotycznym zasiadaliby w niej:

  • przedstawiciel Prezesa Rady Ministrów jako przewodniczący KEN,
  • po jednym przedstawicielu ministerstwa edukacji, ministerstwa szkolnictwa wyższego, ministerstwa kultury, prezydenta RP, Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka,
  • dwie osoby wskazane przez Radę Główną Nauki i Szkolnictwa Wyższego,
  • trzy osoby wskazane przez Komisję Wspólną Rządu i Samorządu,
  • przedstawiciele reprezentatywnych oświatowych związków zawodowych (trzy osoby) wybierani przez Sejm,
  • trzech reprezentantów organizacji społecznych, samorządów uczniowskich i rad rodziców, również wybranych przez Sejm,
  • dwie osoby z kadry kierowniczej oświaty wybrane przez Senat,
  • po 1 przedstawicielu wojewódzkich rad oświatowych (16 osób).

W sumie Komisja liczyłaby co najmniej 36 osób, z czego jej skład zabezpieczałby raczej „interesy” różnych grup, a niekoniecznie merytoryczną pracę nad konkretnymi postulatami.

Projekt PSL zawiera jeszcze dwie odnogi. Pierwszą jest program im. Stefana Banacha, który ma wprowadzić m.in. „eksperymentalne metody nauczania fizyki, chemii, biologii i matematyki”, a także lekcje programowania dla uczniów klas 6-8. A dla uczniów klas ponadpodstawowych dofinansowanie dodatkowych zajęć pozalekcyjnych i dodatkowych godzin w klasach o profilu ścisłym.

Druga to program Kościuszkowski, który wchodzi w kompetencje ministerstwa kultury, a nie resortu edukacji. Jego celem jest sfinansowanie projektów organizacji społecznych, które służą „wzmacnianiu i integrowaniu wspólnoty państwowej na podstawie dziedzictwa historycznego”. Operatorem programu miałoby być Muzeum Historii Polski.

Polityczna arogancja PSL

Trudno nie odnieść wrażenia, że PSL wyważa otwarte drzwi i próbuje zaistnieć w oczach konserwatywnego elektoratu, niekoniecznie licząc się z planami MEN, czy głosami samego środowiska oświatowego. Szef MON podkreślał, że ta inicjatywa „nie jest przeciwko komuś”.

„PSL ma prawo zaakcentowania tego, co mu w duszy gra” – mówił Władysław Kosiniak-Kamysz.

19 sierpnia Piotr Zgorzelski na antenie Polsat Graffiti tłumaczył, że w stanie zagrożenia wojną, w którym znajduje się Polska, krzewienie postaw patriotycznych to wyraz nowatorskiego podejścia do problemu.

Ale ministerstwo edukacji z pomysłu nie jest zadowolone. Ministra Barbara Nowacka, już po pierwszych, mglistych zapowiedziach PSL podkreślała, że wychowanie patriotyczne jest świetnie prowadzone w szkołach. Tłumaczyła, że w porozumieniu z szefem MON do szkół wprowadzono program „Edukacja z wojskiem”, który ma przybliżyć uczniom i uczennicom wartość obrony cywilnej. Nowacka dodała też, że w planach resortu jest wprowadzenie innych, zaniedbanych do tej pory obszarów. „Są prace nad edukacją obywatelską – a obywatelstwo to też patriotyzm, partycypacja w wyborach – oraz edukacją zdrowotną. Oba [red. przedmioty] wejdą w życie w 2025” – zapowiedziała.

Jak pisał w OKO.press Piotr Pacewicz, w ministerstwie z inicjatywy szefa MON się podśmiewują. Choć oficjalnie, w ugładzonych wypowiedziach, ministry edukacji podkreślały, że ruch odbierają jako inicjatywę partyjną. "Myślę, że pan premier Kosiniak-Kamysz wypowiada się nie jako minister obrony narodowej, tylko jako prezes PSL. To tak, jak pani minister Nowacka wypowiada się o prawach kobiet jako liderka Inicjatywy Polskiej” – mówiła Katarzyna Lubnauer w lipcu. Wiceszefowa resortu oświaty zapewniała, że ta sprawa na pewno ani resortów, ani ugrupowań koalicyjnych nie poróżni.

Przeczytaj także:

Ale kurs się zaostrzył.

18 sierpnia w programie „Fakty po faktach” na antenie TVN24 Piotr Zgorzelski stwierdził, że po ośmiu latach rządów PiS, środowisko oświatowe oczekiwało dwóch rzeczy: decentralizacji oświaty i jej uspołecznienie. "Ten projekt jest odpowiedzią na chęć uspołecznienia.

Chcemy, żeby Związek Harcerstwa Polskiego, Ochotnicze Straże Pożarne, wszystkie grupy rekonstrukcyjne włączyły się do tego,

żebyśmy nie byli zakładnikami egoizmów narodowych z prawej strony czy też lewackich pomysłów pacyfistycznych" – mówił.

„Odbieram tę zapowiedź jako brak zaufania do ministerstwa edukacji” – odpowiedziała mu wiceszefowa resortu Katarzyna Lubnauer. I cytowała kierunki polityki oświatowej państwa na rok szkolny 2024/2025:

„Szkoła miejscem edukacji obywatelskiej, kształtowania postaw społecznych i patriotycznych, odpowiedzialności za region i ojczyznę. Edukacja dla bezpieczeństwa i proobronna”.

Wiceministra edukacji podkreślała, że na wycieczki do ważnych miejsc MEN już dziś przeznacza 80 mln rocznie, a nauczyciele mają autonomię. Mogą wybierać, które instytucje kultury czy miejsca pamięci chcą odwiedzić. Nie polityczna wizja, a potrzeby danej szkoły i uczniów decydują o kierunku.

Lubnauer podkreślała, że proces „uspołeczniania” edukacji również postępuje. „Chcemy, żeby tworzenie nowych podstaw programowych przejął Instytut Badań Edukacyjnych, IBE już dziś przygotowuje profile absolwenta” – mówiła Lubnauer.

Choć politycy PSL mówią o odpolitycznieniu i uspołecznieniu edukacji, niewiele różnią się od poprzedników z PiS. Również, bez konsultacji ze środowiskiem oświatowym, proponują rozwiązania, które służą głównie zyskowi politycznemu. Zmiany w edukacji nie potrzebują dekretów i populistycznych haseł, ale kompleksowej diagnozy, dialogu i czasu.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze