Już niedługo entuzjaści polskiej przyrody będą mieli okazję bezpiecznie – i bez szczególnego zwracania uwagi na przepisy – dojechać do jednej z najciekawszych ostoi bioróżnorodności w kraju.
Prowadząca do Parku Narodowego “Ujście Warty” droga krajowa nr 22 między Słońskiem a Kostrzynem nad Odrą w województwie lubuskim zostanie bowiem ogołocona z blisko 600 drzew posadzonych tam na początku XX wieku.
Powodem wycinki są niepokojące – zdaniem policji – statystyki wypadków na drodze. W latach 2018-2020 doszło na niej do 10 (słownie: dziesięciu) wypadków, w których zginęły dwie osoby, a 13 zostało rannych. By rozwiązać problem, lubuska policja poprosiła wojewódzki oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad o wycinkę.
Jak donoszą lokalne media, wycinka jest przesądzona mimo negatywnych opinii ekspertów ochrony przyrody i organizacji pozarządowych, wskazujących na inne, mniej inwazyjne sposoby poskromienia szarżujących kierowców, chociażby przez zainstalowanie odcinkowego pomiaru prędkości. Bo to nie drzewa tylko nieprzepisowa jest główną przyczyną wypadków na lubuskiej drodze.
Sprawa drogi krajowej nr 22 to tylko jeden z setek przykładów wycinki drzew z powodu – rzekomej, twierdzą specjaliści – kolizji z inwestycjami bądź zagrożenia ludzi. Tymczasem drzewa i szerzej tereny zielone w miastach i towarzyszące infrastrukturze są nam niezbędne, by łagodzić skutki zmian klimatu, odczuwalne tu i teraz w naszym kraju.
Tanie rozwiązanie
Wzrost temperatury Ziemi na skutek emisji gazów cieplarnianych – głównie dwutlenku węgla – to fakt. Fizyka, fizyka atmosfery i klimatologia od XVIII wieku doskonalą narzędzia badawcze i teorie wyjaśniające dlaczego – w uproszczeniu – coraz grubsza otulina z CO2 wokół naszej planety stopniowo ją podgrzewa. Efekty? Susze, gwałtowne zjawiska pogodowe, fale upałów, zanikające zimy, zamieranie ekosystemów kształtowanych przez tysiące lat, problemy z produkcją żywności.
“Drzewa łagodzą skutki zmian klimatycznych przez obniżenie temperatury w miastach. Są – co prawda mocno nadwątloną – ale jednak ostoją bioróżnorodności. Często jedynym bardziej złożonym miejskim ekosystemem. Pozytywnie wpływają na samopoczucie ludzi” – mówi Andrzej Gąsiorowski, prawnik i prezes fundacji Fota4Climate, zajmującej się ochroną przyrody i propagowaniem energii jądrowej.
Niestety, zbyt często – uważa Gąsiorowski, a wraz z nim rzesza przyrodników i aktywistów na rzecz ochrony przyrody – biznes i lokalne władze przedkładają tanie, ale krótkowzroczne rozwiązania, czyli wycinkę, nad tylko pozornie trudno mierzalny dobroczynny wpływ drzew na nasze zdrowie i życie.
“Niestabilne drzewa”
Przykłady można mnożyć. Pewnego poranka pod koniec grudnia zeszłego 2020 roku mieszkańcy Katowic obudzili się mieście uboższym o kilka 100-letnich kasztanowców. Firma deweloperska Activ Investment wycięła je pod osłoną nocy.
Gdy sprawa w oczywisty sposób wyszła na jaw, deweloper próbował bronić się, że „w czasie prac ziemnych uszkodzeniu uległy systemy korzeniowe drzew” i po prostu nie było innego wyjścia, niż ich usunięcie. W przeciwnym razie, napisała firma w oświadczeniu na swoim profilu na Facebooku – notabene wyśmianym przez przytłaczającą większość komentujących – niestabilne drzewa mogły zagrozić życiu i mieniu.
“To nie drzewa i systemy korzeniowe »ulegają uszkodzeniu«, a niszczą je firmy i decyzje władz lokalnych” – mówi Marzena Suchocka, dendrolożka z Wydziału Ogrodnictwa, Biotechnologii i Architektury Krajobrazu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Drobna próbka innych kontrowersyjnych spraw z ostatnich kilkunastu miesięcy zebrana głównie z lokalnych mediów:
- wycięcie ok. 200-letniego dębu „Karlik” w Gogolinie w woj. opolskim na wniosek PKP Polskie Linie Kolejowe – ze względów bezpieczeństwa i pomimo protestów mieszkańców miasta i ekologów. Historię walki o drzewo opisał m.in. miesięcznik „Dzikie życie”;
- wycięcie ponad 100-letnich dębów przy kościele w Bielsku Podlaskim;
- planowana wycinka w Lesie Mokrzańskim we Wrocławiu. Tymczasowo wstrzymana, ale prawdopodobnie przesądzona, ze względu na konieczność prac, których przeprowadzenie „nakładają dokumenty związane z prowadzeniem gospodarki leśnej” – twierdzi lokalne nadleśnictwo;
- wycięcie 18 robinii akacjowych nad rzeką Prosną w Kaliszu, ponownie ze “względów bezpieczeństwa” oraz zagrożenia dla parkujących pojazdów;
- wycinka ponad 100 drzew z powodu przebudowy Ronda Rataje w Poznaniu – „ale wyłącznie takich, które kolidują z nowymi jezdniami, chodnikami i ścieżkami rowerowymi” – przekonywali lokalni urzędnicy.
Drzewa w polskich miastach wycinane są z dwóch głównych powodów – ze względu na bezpieczeństwo oraz w razie kolizji z inwestycjami. W pierwszym przypadku, twierdzi Suchocka, trudno dziwić się urzędnikom, dla których każde osłabione drzewo czy liście na chodniku to potencjalna sprawa sądowa.
„Przyczyną wycinek jest przede wszystkim fatalne orzecznictwo. Każde drzewo w mieście to potencjalny proces z powództwa cywilnego przeciwko urzędnikom, którzy niewiele mogą w sprawach, których nie da się przewidzieć ani zapobiec” – mówi dendrolożka Suchocka.
„Chyba, że po prostu wytnie się drzewa” – dodaje.
Ryzykowne “zero ryzyka”
Drzewa rzeczywiście mogą być groźne. W warszawskim Sądzie Rejonowym dla Pragi-Północ trwa proces urzędników Zarządu Zieleni Miejskiej, którym prokuratura zarzuca nieumyślnie niedopełnienie obowiązków i stworzenie stanu niebezpieczeństwa dla osób odwiedzających Park Praski. Chodzi o głośną sprawę z 2018 roku, gdy na matkę z sześciomiesięczną dziewczynką spadł konar drzewa zaatakowanego przez pasożytniczego grzyba. Dziecko zginęło, a kobieta doznała ciężkich obrażeń.
Jednak w szerszej perspektywie „zagrożenie ze strony drzew jest niewielkie przy zagrożeniach spowodowanych ich brakiem. Im więcej wycinamy drzew, tym więcej problemów i zgonów mamy z powodu ich braku, bo nie oczyszczają powietrza i nie obniżają temperatury w mieście” – mówi Suchocka.
Według Gąsiorowskiego ryzyko ze strony drzew wyeliminować jest względnie łatwo i tanio, stąd zmasowane wycinki w miastach.
“Najważniejszym w mojej opinii czynnikiem wycinek jest prowadzenie wszelkiej polityki wg zasad zero risk society, czyli dążenia do eliminacji wszelkich, nawet znikomych, ryzyk z otoczenia” – mówi prezes Fota4Climate.
“Usunięcie drzew daje poczucie bezpieczeństwa przy względnie małym koszcie. Pozbywamy się w ten sposób nie tylko drzew, ale zapewniamy sobie doraźny spokój przez poczucie sprawowania kontroli nad otoczeniem. Problem w tym, że nasz lęk w dłuższej perspektywie tylko się zwiększa” – dodaje Gąsiorowski.
“Wycinka drzew przy okazji inwestycji czy »rewitalizacji« daje widoczny efekt przy niewielkich kosztach, zwłaszcza gdy porównamy je do ewentualnego przesadzania drzew, omijania ich itp. Najprościej jest wyciąć drzewa i zbudować np. drogę dla rowerów – zmiana jest widoczna niemal natychmiast” – mówi Gąsiorowski.
Prawnik prowadzi bloga pod tytułem „Dlaczego ludzie wycinają drzewa” i jest zwolennikiem całkowitego zakazu wycinki drzew.
To brak drzew jest zagrożeniem
Wpływ drzew – zwłaszcza dużych – na otoczenia określa się mianem usług ekosystemowych. Oprócz cienia i oczyszczania powietrza, które w naszym kraju jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych na świecie, drzewa między innymi wzbogacają powietrze i glebę w wilgoć, chronią przed wiatrem, ograniczają hałas, dają korzyści biznesowe – np. wzrost sprzedaży w dzielnicach handlowych i mieszkaniowych, w których rosną drzewa – i korzystnie wpływają na estetykę przestrzeni miejskiej.
Taką listę przedstawili władzom Rzeszowa naukowcy z Ośrodka Ekonomii Ekologicznej przy Uniwersytecie Warszawskim.
Usługi systemowe mają konkretną, najczęściej wielomilionową wartość.
„Np. 9 mln warszawskich drzew oczyszcza powietrze w usłudze wartej 174 mln zł rocznie. A to tylko jedna z usług ekosystemowych” – mówi Suchocka.
To jeden z szacunków z raportu, jaki wraz z zespołem przygotowała ekspertka dla warszawskiego ratusza. Raport ma być opublikowany wkrótce.
Półśrodki nie wystarczą
Kolizje drzew z inwestycjami też da się wyeliminować.
“Nowoczesne metody takie jak podwieszane chodniki czy systemy antykompresyjne likwidują praktycznie wszystkie kolizje między infrastrukturą, a drzewami” – mówi Suchocka.
Chodnik podwieszany (inaczej: rampowy), to po prostu chodnik na podpórkach, nie obciążający systemów korzeniowych drzew. Podobną ochronną funkcję pełnią systemy antykompresyjne, czyli nawierzchnie pozwalające na rozwój systemów korzeniowych bez kolizji i zagrożenia dla infrastruktury podziemnej oraz umożliwiające podlewanie drzew.
Na szczęście wydaje się, że znaczenie środowiska przyrodniczego w miastach powoli przebija się do świadomości władz. ”Coraz więcej miast opracowuje wytyczne dotyczące postępowania z zielenią. Bielsko-Biała, Dąbrowa Górnicza, Białystok, Płock to tylko niektóre” – mówi Suchocka.
W dobie nasilającego się kryzysu klimatycznego należy iść nawet dalej, uważa Gąsiorowski. “Półśrodki już nie wystarczą. Należy uznać przyrodę za coś w rodzaju »infrastruktury krytycznej« i zredefiniować cały proces naszego zarządzania ryzykiem i procesami społecznymi tak, żeby nauczyć się akceptować małe ryzyka i ewentualnie niwelować je innymi, nieszkodzącymi nam wszystkim metodami. Na pewno nie przez bezpardonową wycinkę drzew, od których zależy los nas wszystkich” – mówi Gąsiorowski.
Wycince drzew trzeba mówić stanowcze NIE.
Niestety, głupotą jest tez nadal sadzenie drzew wzdłuż dróg. Dawniej miały wyznaczać trakt, dawać cień piechurom, potem konnym wozom czy bryczkom. Dziś drzewo rosnące prawie na samej drodze często niestety stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa. Śliska nawierzchnia, ograniczona na zakręcie widoczność, spadające gałęzie, jesienią kasztany itd Przesiadka do bryczek lub ograniczenie prędkości do 15 km/h nie jest rozwiązaniem
"Królom szos" śliskośc nawierzchni, czy ograniczona widocznośc nie sugerują zmniejszenia prędkości, bo tacy muszą być w domu o kilkanaście sekund wcześniej, inaczej umrą z głodu. Tacy będą się potem przechwalać, ile jechali i jaki rekord szybkości pokonania trasy poprawili…Na Zachodzie drzew rosną tuż przy asfalcie naprawdę wąskich dróg, ale tam nie drzewa zabijaja, ale głupota kierujących. U nas to drzewa sa winne (piesi na pasach też), bo kierowcy nie muszą myśleć, muszą gnać…
>bo kierowcy nie muszą myśleć, muszą gnać…
Bo kierowcy nie muszą myśleć ani umieć czytać (znaki drogowe).
W pewnym mieście (wojewódzkim) jest taka przedmiejska ulica, taka na której szybkość, jak to w mieście, nie może przekraczać
50 km/godz. Czyli większość jeździ tamtędy nie wolniej niż 80km/godz. ale sporo jedzie szybciej lub dużo szybciej. I nagle pojawia się znak ograniczający szybkość 30 km/godz. Czyli nie dla idiotów i prawie tam nie zwalnia…..zwłaszcza nie do 30km/godz. I nagle….zakręt w lewo pod kątem 90 stopni na wiadukt przerzucony nad torem kolejowym….i kolejny zakręt 90 stopni tym razem w prawo. Miejscowi wiedzą o co chodzi. Reszta? Ci co jadą 60-70 km/godz (frajerzy) mają szansę wyhamować. Ci co jadą szybciej wylatują z drogi i z fikołkami z nasypu kończą na torach kolejowych….Co miesiąc 1-2 wypadki…I tak od już lat. Miejscowi nie pamiętają nawet od kiedy…
Niestety, ale kompletnie nie masz racji. Tym bardziej, że często drogi są obsadzone drzewami, a dalej są pola. Drzewa są naturalną i fantastyczną barierą przeciwko szalejącemu po pustej przestrzeni wiatrowi (nagłe podmuchy boczne to całkiem spore zagrożenie), zimą osłaniają drogę przed nawiewającym śniegiem (poślizgi, ograniczona widoczność i tak dalej), a sam fakt ocieniania dróg asfaltowych latem sprawia, że zwiększa się komfort ich użytkowania, nie niszczą się tak szybko i nie pojawiają się koleiny, które również mogą doprowadzić do wypadku.
Trzeba o tym mówić wprost, jak @Andy Vig. Drzewa NIE są przyczyną wypadków, a wręcz przeciwnie, często im zapobiegają. Główną przyczyną wypadków jest GŁUPOTA i BRAWURA kierowców. A wzdłuż dróg powinno rosnąć jak najwięcej drzew.
Nieodpowiedzialnym bezmózgim osobnikom siedzącym za kierownicami samochodów wszystko co żyje przeszkadza, ludzie, zwierzęta, drzewa. Niech się przeniosą na pustynie i pozwolą nam żyć w zgodzie z przyrodą Matką naszą.
100-letnie drzewa robiły na mnie wrażenie, gdy byłem nastolatkiem. Teraz gdy sam już powoli zbliżam się do tego wieku, podziwiam dopiero 300-letnie lub starsze. Ale takie można mieć tylko pod warunkiem, że tych 100-letnich się nie wytnie. W parkach i miastach Wielkiej Brytanii można spotkać naprawdę sędziwe drzewa, jakich w Polsce prawie nie ma. Wojny niewątpliwie miały na ten stan rzeczy ogromny wpływ, ale jak widać po tym artykule, kultura narodu też nie jest bez znaczenia.
Polska nie lubi drzew. Wiejska mentalnośc dopuszcza drzewa w lesie, w parku, ale nie w miastach, nie na ulicach, bo to dzicz…miasta mają być śliczne, estetyczne z betonu, szkła, aluninium stali i asfaltu…zieleń najwyżej jako nisko przystrzyżony trawniczek.
To nie Polska a zamieszkująca ją dzicz ma odrazę do pięknej przyrody.
Masz rację, ale czy tylko wiejska mentalność jest tego przyczyną, to chyba ogólnie niski poziom cywilizacyjny.
To nie "ogólnie niski poziom cywilizacyjny" tylko….geny.
Wolę ochronę przyrody, niż ochronę nieodpowiedzialnych idiotów za kierownicą.
Cieszą te piękne i rozumne komentarze, oby tak wszyscy… Od siebie dodam tylko prostą (i najskuteczniejszą) receptę na "prowadzenie wszelkiej polityki wg zasad zero risk society, czyli dążenia do eliminacji wszelkich, nawet znikomych, ryzyk z otoczenia" – należy się nie (u)rodzić.
Kompromis nie wchodzi w rachubę. Śmierdzi parszywą zgnilizną. Taką parchatą.
Na głupotę i brak wyobraźni kierowców, nie ma innego sposobu jak zrobić progi zwalniające, a wtedy zarówno ludzie jak i drzewa są cali.