Mimo obietnic rządów z całego świata wycinanie najcenniejszych lasów na świecie nie tylko nie zwalnia, lecz wręcz przyspiesza. Tymczasem Unia Europejska, która miała takie praktyki zwalczać, walkę z wylesianiem postanowiła odłożyć
Wycinanie lasów to jedno z największych zagrożeń dla środowiska, a w rezultacie i rosnące zagrożenie dla nas samych. Z jednej strony przyczynia się to do utraty różnorodności biologicznej, a z drugiej do emisji ogromnej ilości gazów cieplarnianych. W ten sposób jeszcze bardziej wyprowadzamy z równowagi świat, który pozwolił gatunkowi ludzkiemu rozkwitnąć.
Choć problem znany jest od lat, nie oznacza to, że próbujemy go rozwiązać. Ostatni raport „Forrest under fire” pokazuje wręcz, że mimo wielkich obietnic najważniejszych polityków ze świata jest wręcz coraz gorzej. W skrócie: podcinanie gałęzi, na której się siedzi, jeszcze nigdy nie było tak dosłowne.
Na szczycie klimatycznym w 2021 roku ok. 140 państw zobowiązało się do zaprzestania wylesiania do 2030 roku. Deklarację tę poparli najwięksi światowi przywódcy, a także m.in. Brazylia, Indonezja i Malezja – czyli kraje, w których leżą największe lasy tropikalne świata.
„Forest Declaration Assessment” to cykliczny raport, który monitoruje, jak wygląda realizacja tych deklaracji w praktyce. Tegoroczna edycja wskazuje, że wygląda fatalnie.
Od początku dekady wylesianie na całym świecie nie tylko zmalało, lecz wręcz wzrosło. W 2023 roku wycięto prawie 6,4 mln ha lasów, co odpowiada mniej więcej wielkości Łotwy.
Żeby podążać ścieżką zgodną z przyjętymi zobowiązaniami, wycinka powinna być o 45 proc. mniejsza.
Raport wskazuje, że po kilku latach wyraźnych spadków wylesianie równie znacząco zaczęło rosnąć w Malezji i Indonezji. W tym drugim kraju w ciągu roku odnotowano wzrost o blisko 60 proc. Z drugiej strony o ponad 60 proc. spadł poziom wycinania Puszczy Amazońskiej w Brazylii, w której doszło do zmiany prezydenta – skrajnie prawicowego Jaira Bolsonaro zastąpił lewicowy Lula. To pokazuje, jak ważne są decyzje polityczne.
Warto dodać, że problemem jest nie tylko utrata drzew. Chodzi o to, że zagrożone są całe leśne ekosystemy. W 2023 roku aż 62,6 mln ha lasów zostało zdegradowanych w wyniku budowy dróg, wyrębu i pożarów lasów. To obszar porównywalny z powierzchnią Ukrainy lub Afganistanu. „Poszatkowane” na różne sposoby i z różnych przyczyn lasy tracą swoją wartość i stają się słabsze, bardziej podatne na zagrożenia.
Wśród tych różnych przyczyn znajdują się m.in. hodowla krów, uprawa soi (głównie na paszę) czy drzew palmowych na olej.
Raport wyraźnie wskazuje przy tym na jeden niepokojący rosnący trend: poszukiwanie surowców mineralnych na potrzebę transformacji energetycznej.
Na przykład wspomniana Indonezja odpowiadała w 2023 roku za produkcję połowy światowego niklu – metalu wykorzystywanego w wielu „zielonych” technologiach. Rosnące w błyskawicznym tempie zapotrzebowanie wywiera więc coraz większą presję na lasy, bo władze poszczególnych państw widzą w tym okazję do dużego zarobku.
„Rosnący popyt na minerały, napędzany potrzebą technologii czystej energii, takich jak pojazdy elektryczne, przyczynia się do znaczących skutków dla środowiska. Krytyczne minerały, takie jak lit, kobalt i nikiel, są niezbędne do akumulatorów samochodowych i odnawialnych źródeł energii, ale ich wydobycie często prowadzi do niszczenia siedlisk, zanieczyszczenia wody i utraty różnorodności biologicznej” – tłumaczą twórcy raportu, czyli szeroka koalicja naukowców i organizacji pozarządowych z całego świata.
W raporcie zaznaczono, że transformacja energetyczna nie musi odbywać się kosztem ekosystemów leśnych. Żeby tak było, potrzebny jest jednak rozwój recyklingu i wprowadzanie gospodarki obiegu zamkniętego. Zmiany we władzy nie powinny zaś wpływać na decyzje polityczne.
„Ostatecznie osiągnięcie celów ochrony lasów i promowanie zrównoważonego rozwoju gospodarczego nie wykluczają się wzajemnie. Jednak sukces zależy od woli rządów, przemysłu i społeczeństwa obywatelskiego, aby nadać priorytet lasom i zintegrować zrównoważone praktyki na każdym poziomie” – twierdzą autorzy raportu.
Eksperci przyznają przy tym, że próby dobrowolnego ograniczenia wylesiania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Dlatego tym bardziej potrzeba silnych regulacji oraz większych funduszy na ochronę lasów.
Problem w tym, że rządy działają w odwrotnym kierunku. Dotyczy to i państw rozwijających się, dla których wycinanie lasów oznacza krótkoterminowy zysk, i państw rozwiniętych, które wykorzystują surowce z importu do nieustannego napędzania nadmiernej konsumpcji i wzrostu gospodarczego.
Złożoność problemu dobrze oddaje to, co ostatnio stało się na poziomie unijnym.
Ostatni rok to wzrost eurosceptycyzmu i populizmu w państwach UE. Jednym z „chłopców do bicia” stał się Europejski Zielony Ład, który oskarżano o wszystko, co najgorsze. W rezultacie Bruksela zaczęła wycofywać się z wielu swych polityk. Po czerwcowych eurowyborach, w których prawica odbiła wiele głosów kosztem lewicy i liberałów (a zwłaszcza Zielonych), trend ten absolutnie nie osłabł. Jedną z jego ostatnich ofiar została polityka dotycząca wylesiania.
UE zaproponowała ambitne przepisy, które zakazywałyby sprzedaży produktów związanych z wylesianiem, takich jak wołowina, soja, kawa, czekolada, skóra i meble. Przepisy miały wejść w życie z końcem 2024 roku. W październiku Komisja Europejska zaproponowała jednak ich roczne opóźnienie „w celu stopniowego wdrożenia systemu". Oficjalnie była to odpowiedź na protesty ze strony innych państw, takich jak Australia, Brazylia, Indonezja i Wybrzeże Kości Słoniowej.
„Opóźnienia w ustawie były zapowiadane od miesięcy, ponieważ przemysł, grupy rolnicze, rządy UE i partnerzy handlowi bloku byli zaniepokojeni złożonością śledzenia i wykluczania produktów pochodzących z wylesiania. Rządy, szczególnie w krajach rozwijających się, skarżyły się, że UE narzuca swoje wartości i prawa ich krajowemu przemysłowi” – relacjonuje „Politico”.
Portal zauważa, że „sukces” od razu przypisał sobie Manfred Weber – pochodzący z Niemiec przewodniczący centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPP), z której wywodzi się też Ursula von der Leyen, szefowa KE. Z drugiej strony rozczarowaniem takim obrotem spraw wyraził były komisarz ds. środowiska, a obecnie europoseł z ramienia Zielonych – Virginijus Sinkevičius. Według niego opóźnienie „jest krokiem wstecz w walce ze zmianą klimatu”, a także narusza zaufanie globalnych partnerów UE i szkodzi wiarygodności Europy w zakresie zobowiązań klimatycznych.
„To akt wandalizmu przyrody, który posłuży jedynie do dalszego przemysłowego niszczenia lasów tropikalnych, zagrażając ludziom i dzikiej przyrodzie, którzy są od nich zależni” – stwierdza w rozmowie z „Financial Times” Julian Oram z organizacji Mighty Earth.
„Aby globalna ochrona lasów faktycznie była realizowana, niezbędne jest, aby wspierające ją polityki były odizolowane od zmian politycznych” – podsumowują autorzy raportu „Forrest under fire”.
Na ten moment odizolowane od rzeczywistości wydają się jednak nadzieje, że wylesianie zniknie. Bo choć szanse na osiągnięcie wyznaczonego na 2030 rok celu wciąż istnieją, to chyba już tylko matematycznie.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Komentarze