0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Paweł Malecki / Agencja Wyborcza.plFot. Paweł Malecki /...

„Wybory parlamentarne 15 października 2023 mają ogromne, wręcz wyjątkowe znaczenie dla przyszłości Polski, a także dla życia Polek i Polaków” – taką opinię, która jest nam samym w OKO.press bliska, przedstawiliśmy badanym w ukończonym 12 września sondażu Ipsos.

Zapytaliśmy, czy się zgadzają, czy też sądzą, że to jednak przesada. Okazało się, że zgadza się aż 81 proc. Polek i Polaków (w tym 59 proc. „zdecydowanie” i 21 proc. „raczej”), a tylko 5 proc. „zdecydowanie” uważa, że przesadziliśmy z nieco przecież patetycznym sformułowaniem.

Pogląd o wyjątkowym znaczeniu wyborów 15 października jest na tyle powszechny, że niemal nie różnicuje grup. Statystycznie istotne różnice zaczynają się pojawiać, gdy ograniczymy się do odpowiedzi „zdecydowanie tak”.

Okazuje się, że Polki (63 proc.) częściej niż Polacy (54 proc.) „zdecydowanie” się zgadzają, że 15 października będzie bojem o wszystko. Co kolejny raz pokazuje, że kobiety w Polsce są trochę bardziej obywatelkami niż ta druga płeć.

Ludzie po pięćdziesiątce (73 proc.) czują wagę wyborów częściej niż przed pięćdziesiątką (46 proc.), o czym napiszemy (z troską) w poniedziałek 18 września. Matecznik PiS, emeryci, są w tej sprawie zdecydowani w 75 proc., uczniowie i studenci w 56 proc., właściciele firm w 60 proc.

Ważne wybory dla wszystkich, ale najważniejsze dla KO

Ciekawe okazało się też zróżnicowanie odpowiedzi w elektoratach.

Jak widać na wykresie poniżej, wyborcy i wyborczynie KO aż w 93 proc. zgadzają się z opinią o wyjątkowości wyborów, w tym 72 proc. zdecydowanie.

Taka opinia to niezły wskaźnik mobilizacji przed 15 października, bo jeśli coś uznajemy za ogromnie ważne, to weźmiemy w tym udział. Zelektryzowany jest też elektorat PiS („zdecydowanie” – 69, „raczej” – 18 proc.) oraz Lewicy (58 i 30 proc.), a Trzecia Droga (62 i 23 proc.) niewiele im ustępuje.

Zaskoczeniem może być wyborcze rozmemłanie konfederatów (45 proc. odpowiedzi „zdecydowanie” i 27 proc. „raczej”). Czyli wynik gorszy niż osób deklarujących udział wyborach, ale niezdecydowanych jeszcze, kogo poprzeć (45 i 33 proc.).

Być może taki jest skutek słabości kampanii Sławomira Mentzena, w tym chęć ugrzecznienia przekazu i ukrycia bardziej drapieżnych elementów, żeby sięgnąć po szersze poparcie i jakoś wpisać się w mainstream.

Polityka ma w sobie masę teatru, ale nawet w teatrze nie każdy aktor zagra wszystko – a liderzy Konfederacji zostali źle obsadzeni do ról, które sami sobie napisali. Niedzielna konwencja 17 września (symboliczna data) może odwrócić trend albo jeszcze bardziej Konfederację pogrążyć.

Ciekawe, że osoby niezdecydowane niewiele ustępują innym w ocenie wagi wyborów, czyli demokratycznego ducha nie tracą. Kolejna dobra wiadomość dla opozycji, bo jak pisaliśmy w poprzednich analizach, aż połowa niezdecydowanych w innym pytaniu sondażu odpowiedziała, że co najmniej rozważyłaby głosowanie na Tuska.

Przeczytaj także:

Analizując analogiczne pytanie o tzw. sufit PiS, Michał Danielewski zwracał uwagę, że tylko 4 proc. niezdecydowanych wyborców twierdzi, że na PiS zagłosuje, a 23 proc. taką rzecz rozważy.

Wyborcy Tuska „zdecydowani” na maksa

Sprawdziliśmy także, jaka jest siła deklaracji udziału w wyborach w poszczególnych elektoratach. Objaśnijmy to „od pieca”.

Osoby badane trafiały do badania, o ile odebrały telefon ankietera, były pełnoletnie i godziły się na rozmowę. Następnie ankieterka pytała: „W niedzielę 15 października odbędą się wybory parlamentarne. Czy weźmie Pan(i) udział w głosowaniu?”,

Do wyboru było pięć odpowiedzi.

  1. Zdecydowanie tak – wybrało ją 58 proc. osób badanych;
  2. Raczej tak – 10 proc.
  3. Raczej nie – 9 proc.
  4. Zdecydowanie nie – 16 proc.
  5. Nie wiem – 8 proc.

Pytane o to, jak będą głosować, były wyłącznie osoby, które odpowiedziały „tak” zarówno w wersji „zdecydowanie”, jak i „raczej”. W większość analiz i jednych i drugich wrzuca się do jednego worka „wyborców”, choć przecież odpowiedź „zdecydowanie” oznacza silniejszą deklarację obywatelskiego zaangażowania w „święto demokracji”.

Postanowiliśmy więc sprawdzić, jakie są w partyjnych elektoratach proporcje odpowiedzi „zdecydowanie” i „raczej”.

Także tym razem mamy do czynienia ze zdumiewającą mobilizacją elektoratu KO – przewaga odpowiedzi „zdecydowanie” nad „raczej” wynosi aż 97 proc. do 3 proc.

Mocno „zdecydowany” na udział w wyborach jest także elektorat Lewicy (91 do 9 proc.). PiS i Trzecia Droga (85 proc. do 15 proc.) – już mniej.

Najsłabiej wypada ponownie Konfederacja, której wyborcy w 78 proc. wybierają się na wybory „zdecydowanie”, a w 22 proc. „raczej” pójdą głosować.

Dużo więcej na Koalicję, trochę – na Lewicę. Ubywa niezdecydowanych

Trafność predykcyjna sondażu partyjnego, czyli mówiąc po prostu to, czy trafi on w wynik wyborów, zależy od wielu czynników, na które nie mamy wpływu. W tym wydarzeń, które nas jeszcze czekają, nowych strategii kampanijnych, wpadek i kompromitacji kandydatów.

Nie wiadomo np., czy „afera wizowa” – w odróżnieniu od wielu wcześniejszych afer – osłabi notowania partii władzy. Zobaczymy to w naszym następnym sondażu za niespełna dwa tygodnie.

Lepsze pracownie sondażowe wkładają wiele wysiłku w dobór próby tak, by 600 czy 700 osób (bo badanych jest 1000, ale pytania wyborcze dostają tylko deklarujący udział) stanowiło jak najbardziej reprezentatywną grupę dla ogromnej populacji 18,5 miliona osób (tyle było w 2019 roku głosujących).

Pracują też nad metodą badawczą, przy czym uważa się, że w Polsce najbardziej wiarygodne są obecnie sondaże telefoniczne.

We wrześniowym Ipsos udział w wyborach zadeklarowało 68 proc. badanych, co oznaczałoby rekordową frekwencję, ale zapewne będzie trochę niższa. Można się spodziewać co najwyżej wyrównania polskiego rekordu wyborów parlamentarnych z 2019 – 61,6 proc.

Postanowiliśmy więc uwzględnić odpowiedzi wyłącznie osób „zdecydowanie” deklarujących udział w głosowaniu. Teoretycznie powinno to zwiększyć siłę predykcyjną sondażu, bo ich deklaracje można potraktować poważniej.

Z drugiej strony, osoby z grupy „raczej” mogą reprezentować wyborców bardziej przypadkowych, którzy podejmują decyzje w ostatniej chwili. No i zmniejszamy próbę badawczą z 680 do 580 osób.

Preferencje partyjne osób zdecydowanych na udział w wyborach wyglądają nieco inaczej niż znane już państwu i szeroko cytowane wyniki sondażu liczone wśród wszystkich zapowiadających, że na wybory się wybierają.

W porównaniu z postawami wszystkich osób deklarujących udział w wyborach odcięcie ledwie 10 proc. osób z grupy „raczej” spowodowało trzy zmiany:

  • poparcie dla KO urosło z 26 proc. do aż 30 proc.;
  • minimalnie urosło także Lewicy – z 8 proc. na 9 proc.;
  • ubyło niezdecydowanych, na kogo głosować – z 16 na 11 proc.

PiS (35 proc.), Konfederacja (8 proc.) i Trzecia Siła (6 proc.) nie zmieniły wyniku.

Spadek liczby niezdecydowanych jest poniekąd oczywisty, ludzie mocniej zmotywowani do udziału w wyborach częściej wiedzą, na kogo chcą głosować, niż grupa „raczej”.

Uderzający jest natomiast tak duży skok Koalicji Obywatelskiej. Może to oznaczać, że jej potencjał wyborczy jest większy niż wynik sondażu w wersji klasycznej, uwzględniającej odpowiedzi „zdecydowanie” i „raczej”.

Zapewne wyborcy KO pójdą głosować w większej proporcji niż zwolennicy innych partii, a zwłaszcza Konfederacji.

Wśród wyborców zdecydowanych łączne poparcie trzech partii prodemokratycznych (45 proc.) okazało się większe niż dwóch sił prawicowych (43 proc.). Poprzednio „demokraci” tracili 3 pkt proc.

Sejm zdecydowanych. Koalicja rośnie, PiS traci większość

Sejm oparty na odpowiedziach wszystkich 68 proc. deklarujących udział w wyborach byłby zdominowany przez PiS (234 mandaty, o jeden tylko mniej niż w dwóch ostatnich kadencjach).

Wyliczony na podstawie odpowiedzi 58 proc. wyborców zdecydowanych, zmienia się w wyrazisty sposób.

Skok w górę KO (o 4 pkt proc. w sondażu i o 22 mandaty w symulacji sejmowej) sprawia, że PiS zdobywa tym razem „tylko” 218 mandatów i mógłby rządzić wyłącznie z Konfederacją (37 mandatów). Mieliby bezpieczną większość 255 mandatów, o ile oczywiście rządzenie z Konfederacją może być w ogóle bezpieczne.

Opozycja ma 204 mandaty, w tym KO 167 (o 33 więcej niż w obecnym Sejmie), a Lewica 37 (o 12 mniej).

Oznaczałoby to, że ustrój demokratyczny robi krok wstecz, ale nie aż tak drastyczny, jak w wariancie samodzielnej trzeciej kadencji PiS, która – zgodnie zresztą z dość otwartymi zapowiedziami polityków prawicy – oznaczałaby przyspieszoną orbanizację Polski.

A gdyby Trzecia Droga weszła jednak do Sejmu?

Wynik sondażowy Trzeciej Drogi (6 proc.) przekłada się na prognozę wyniku wyborczego 7 proc. To poniżej progu 8 proc., ale losowy błąd pomiaru sprawia, że nie wiadomo, czy Kosiniak-Kamysz i Hołownia nie przeskoczą jednak wspólnym susem sejmowej poprzeczki.

Poza tym wynik Trzeciej Drogi w sondażach Ipsos jest zwykle o 1-2 pkt proc. niższy niż średnia wszystkich sondaży. W chwili, gdy piszę ten tekst, średnia ośmiu sondaży wrześniowych (w tym naszego) wynosi dla Trzeciej Drogi 8,7 proc., co oznacza prognozę wyborczą na poziomie 9-10 proc.

Załóżmy zatem, że Trzecia Droga osiąga 8 proc. sondażowego poparcia (a liczba niezdecydowanych maleje z 11 na 9 proc.). Okazuje się, że Hołownia i Kosiniak-Kamysz zdobywają wtedy 30 mandatów, co razem z KO (158 mandatów) i Lewicą (33) daje już 221 mandatów. PiS z Konfederacją wciąż mają większość, ale już skromniejszą (238 mandatów).

Sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM metodą CATI (telefonicznie) 8-12 września 2023 roku na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie dorosłych Polek i Polaków, N = 1000

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze