0:000:00

0:00

Wybory do landtagu w Turyngii, landu leżącego we wschodnich Niemczech, ze stolicą w Erfurcie, mają jasnych zwycięzców – populistów po obu stronach politycznej sceny – lewicową die Linke i prawicową AfD.

Pozostałe, tradycyjne niemieckie partie, zdecydowanie przegrały. W rezultacie utworzenie rządu będzie wyjątkowo trudne, jeśli nie niemożliwe i rewolucyjnie zmieni dotychczasowe tendencje wchodzenia w koalicje.

Problem ma CDU, wielka przegrana tego glosowania. W parlamencie w Turyngii do obsadzenia było 90 miejsc. Die Linke (połączenie byłych komunistów z NRD z odłamem z SPD) zdobyła ich 29 (31 proc. głosów), Alternatywa dla Niemiec - 22 (23,4 proc.), CDU - 21 (21,8 proc.), SPD – 8 (8,2 proc.), Zieloni i liberałowie z FDP po 5 (odpowiednio 5,2 i 5 proc.).

Oznacza to, że dotychczasowa koalicja pod przewodnictwem premiera Bodo Ramelowa z die Linke, SPD i Zielonych nie utrzymała większości. Liberałowie wykluczają wzmocnienie takiego lewicowego sojuszu. Połączenie die Linke z CDU czy AfD, choć matematycznie możliwe, wydaje się całkowitą abstrakcją, podobnie sojusz chadeków z populistami z AfD. A jednak i takie opcje pojawiają się w dyskusjach wokół możliwych koalicji.

Przeczytaj także:

A opinie zainteresowanych działaczy z regionu są nieraz dalekie od tonu dochodzącego z centrali federalnych partii w Berlinie.

CDU będzie rozmawiać z populistami

Od kiedy powstała AfD, a tym bardziej kiedy zaczęła odnosić sukcesy w kolejnych landach (osiągając nawet ponad jedną piątą głosów), wszystkie pozostałe partie odrzucały możliwość wchodzenia z nią w koalicję. Podobnie i po tych wyborach z ust głównych polityków CDU padały zapewnienia, że ich partia nigdy nie utworzy sojuszu z populistami.

Takie stanowisko partia przyjęła w formie formalnej uchwały. Nigdzie do tej pory taka możliwość nie była jednak tak bardzo matematycznie możliwa, a wręcz nie stawała się jedną z niewielu opcji wyjścia z impasu spowodowanego podziałem głosów.

Poza taką koalicją matematycznie prawdopodobny jest jeszcze sojusz chadeków z die Linke – równie kuriozalny.

Ale przewodniczący chadeków w landzie, Mike Mohring, nie odrzuca pomysłu prowadzenia rozmów na temat potencjalnego wspierania rządu, choć nie twierdzi, że jest gotowy zawrzeć koalicję. Realne jest bowiem także popieranie rządu w dotychczasowym składzie przy wybranych głosowaniach.

Po długich naradach toczonych dzień po wyborach w centrali CDU w Berlinie, szefostwo chadecji, nie wycofując się z decyzji, że sojusze z populistami po prawej i lewej stronie są niemożliwe, ostatecznie uznało, że prowadzenie rozmów jest możliwe i przyjęte w dojrzałych demokracjach.

Halo Berlin, mamy problem

Początkowa niezgodność na linii centrala federalna – lokalni działacze chadecji nie jest jedynie wybrykiem czy incydentem.

Partia od miesięcy zmaga się z wewnętrznymi podziałami i coraz bardziej rozbiegającymi się postulatami. Dokładnie rok temu trwały w CDU walki o przywództwo po zakończeniu kadencji Angeli Merkel jako przewodniczącej partii. Ostatecznie na szefową chadeków została namaszczona Anegrett Kramp-Karrenbauer. Pokładano w niej nadzieje na zreformowanie partii od wewnątrz, przywrócenie jej centrowego charakteru (po skręcie w lewo pod batutą Merkel) oraz narzucenia nowego stylu komunikacji.

Otwartość AKK, jak w skrócie nazywa się obecną przewodniczącą, na wewnątrzpartyjne dyskusje, czy dopuszczanie krytyki polityki migracyjnej Merkel na początku dały jej duży kredyt zaufania. Jednak po pewnym czasie partia zaczęła się niecierpliwić brakiem zmian.

Konkurenci wymieniani jako zainteresowani przyszłym startowaniem na kanclerza – Andreas Metz (rywal AKK w walce o przywództwo w 2018) i Armin Laschet (premier Nadrenii Północnej Westfalii), zaczęli budować swoją pozycję.

Młodzieżówka wręcz zażądała głosowania nad propozycją, aby kandydata partii na kanclerza wybierać w wewnętrznych prawyborach – co złamałoby dotychczasową tradycję, że automatycznie jest nim szef partii. Jest to wprost wyrażenie votum nieufności dla AKK.

Przejęcie przez Anegrett Kramp-Karrenbauer ministerstwa obrony, po odejściu ze stanowiska mianowanej na przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, miało wzmocnić pozycję tej pierwszej, pozwalając jej zaistnieć na scenie międzynarodowej. Jednak resort od lat uznawany za nadzwyczaj trudny, nie dał jej pola do popisu, zmusił natomiast do zmierzenia się z zarzutami złego kierowania ministerialnym budżetem przez poprzedniczkę.

Swoją dotychczasową prawą rękę przestała też wspierać Angela Merkel, która nie chce oddać kanclerstwa przed terminem, a więc wyborami w 2021 roku. Tymczasem nie jest tajemnicą, że największą szansę na umocnienie swojej pozycji przed wyborami do Bundestagu AKK miałaby jedynie wówczas, gdyby objęła wcześniej stanowisko kanclerza. Jej coraz słabsza pozycja nie zagrozi jednak Merkel.

Porażka w Turyngii, gdzie CDU kiedyś była tak silna, że wystawiała premiera landu, jest kolejnym kamykiem do worka z problemami AKK. Sytuacji nie osładza fakt, że spadek notowań tradycyjnych partii dotyka nie tylko niemieckie, ale i inne ugrupowania w Europie.

Przy czym polaryzacja coraz mniej jest skutkiem podziałów wokół spraw socjalnych a coraz bardziej wokół świata wartości i liberalnego porządku.

Około 37 tysięcy wyborców CDU straciła na rzecz AfD, 27 tysięcy przepłynęło do partii die Linke. Tyle samo wyborców utraciła z powodów demograficznych – wymierania jej elektoratu i braku pomysłu na pozyskanie ludzi młodych. Tych skutecznie przyciągnęła AfD. Wśród wyborców poniżej 30. roku życia zgromadziła największy elektorat – 24 proc.

Młodzi wybierają skrajną prawicę

Nie jest to zaskakujące – dużo młodych poparło Alternatywę dla Niemiec także we wrześniowych wyborach w Brandenburgii i Saksonii. Ale tam znaczna grupa najmłodszych wyborców oddała swój głos też na Zielonych. Byli to zazwyczaj mieszkańcy wielkich miast. W Turyngii, gdzie dominują mniejsze miasta, młodzi odpłynęli do AfD.

Alternatywa dla Niemiec w ostatnich kampaniach wyborczych podnosiła tematy szczególnie istotne dla młodych ze wschodnich landów – bezpieczeństwa socjalnego, dostępności miejsc pracy, słabego rozwoju prowincji. Miała konkretny, jasny program, którego brakowało tradycyjnym partiom: CDU i SPD. Padało to na podatny grunt społeczeństwa niezadowolonego z sytuacji społeczno-gospodarczej swego regionu.

Dodatkowo AfD, jako stosunkowo nowy byt, nie polega na ociężałych strukturach, które są bazą działania chadecji czy socjaldemokracji.

Oddolne ruchy sympatyzujące z populistami są bardziej pociągające dla młodych. A ich hasła i obietnice wydają się bardziej wiarygodne niż te, rzucane przez partie obecnie rządzące – w landzie czy na poziomie federacji.

Wreszcie AfD posługuje się bardzo nowoczesnymi kanałami komunikacji, jest szybka i obecna w sieci. Na tym tle młodych nie odstraszają nacjonalistyczne hasła głoszone przez część polityków AfD. Co z kolei źle świadczy o ich edukacji obywatelskiej.

W przypadku potencjalnego sojuszu CDU z die Linke to AfD byłaby największą zwyciężczynią. Zarzut całkowitej zdrady konserwatywnych wartości przez chadecję, uwikłaną w koalicję ze skrajną lewicą, pomógłby Alternatywie dla Niemiec przeciągać na swoją stronę kolejnych wyborców CDU.

To wpłynie na politykę europejską

Te wewnątrzpartyjne szarpaniny i realne problemy chadecji w szerszej perspektywie odbijają się i będą się odbijać na niemieckiej polityce europejskiej. Zajęci walką wewnętrzną politycy chadecji nie będą prowadzić aktywnej, pełnej nowych inicjatyw polityki na szczeblu UE.

Tym bardziej, że obecna Wielka Koalicja na szczeblu federalnym stoi przed decyzją o kontynuacji – uzależnione jest to od wyników wyborów na szefa partnera koalicyjnego SPD (decyzja w grudniu). Zjednywanie sobie wyborców, tak niezbędne dla obu wielkich partii, dokonuje się zaś przez reformy wewnętrzne, a nie aktywność międzynarodową. CDU i SPD dyskutować będą więc o emeryturach, a nie wysuwać postulaty w kwestiach europejskich.

Wciąż duże poparcie dla AfD, która w ostatnich latach wypłynęła krytykując działania w polityce migracyjnej i integracyjnej. sugeruje, że i w tej dziedzinie pozostałym partiom będzie brakować odwagi kreślenia zdecydowanego, pro-migracyjnego kursu.

Tymczasem od lipca 2020 Niemcy przejmują półroczną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Oczekiwać się od nich będzie nadawania tonu, wychodzenia z pomysłami, ale i moderowania dyskusji a nie narzucania swojej woli. Temat prezydencji zajmuje już od miesięcy urzędników i dyplomatów. Politycznie o nim cicho.

Partie mają poważniejsze problemy.

Udostępnij:

Agnieszka Łada-Konefał

Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.

Przeczytaj także:

Komentarze