0:000:00

0:00

2 sierpnia strajk był szczególny – miał miejsce w ramach kongresu Fridays for future (Piątki dla przyszłości) w Dortmundzie zorganizowanego przez aktywistów ruchu „piątkowego”. Pomiędzy 31 lipca i 4 sierpnia 2019 w kongresie udział wzięło 1700 osób, odbyło się około 200 warsztatów, dyskusji panelowych. Uczestnikami byli przede wszystkim przedstawiciele około 600 lokalnych grup.

Młodzież debatowała z ekspertami ds. gospodarki, planowała kolejne strajki i lokalne działania, by wciągnąć szersze kręgi społeczeństwa do walki o ochronę klimatu. Inicjatorzy i uczestnicy kongresu byli zadowoleni z jego efektów.

Ich celem było stworzenie systemu wymiany informacji i doświadczeń pomiędzy osobami o silnej motywacji do walki o środowisko, by razem skuteczniej wpływać na niemiecką politykę.

Twórczy chaos

Zorganizowany przez grupę aktywistów, nie mających jednego konkretnego szefa (choć i w Niemczech istnieje „twarz” protestów, którą jest kilkunastoletnia Luisa) czy rzecznika prasowego, kongres mógł wydawać się czasami chaotyczny.

Demokratycznie zarządzane i trochę spontaniczne zgromadzenie tylu młodych, niektórym mogło też kojarzyć się z letnim obozem. Jednak obserwatorzy zauważają, że zarówno temat, zaangażowanie, jak i wysoki poziom dyskusji daleki był od wakacyjnej rozrywki.

Choć kolejne kongresy na razie nie są planowane, to aktywność nadal rozwijać się będzie w sieci i wychodzić poza nią głównie podczas kolejnych piątkowych protestów.

Szczególnie ważny, bo mający być ogólnoświatowym strajkiem klimatycznym, planowany jest na 20 września.

Tego dnia niemiecki „gabinet klimatyczny”, tak nazywa się specjalna grupa powołana przez niemiecki rząd do wypracowania rekomendacji z dziedziny ochrony środowiska, zamierza przyjąć pakiet działań. Strajk młodzieży w Niemczech ma więc dodatkowo wywrzeć presję na ekspertów.

Demonstracje od końca 2018

Niemieckie piątkowe strajki trwają w różnych miastach od końca 2018 roku. To wówczas Luisa Neubauer, niemiecka inicjatorka Fridays for Future, poznała na COP24 w Katowicach Gretę Thunberg i postanowiła organizować protesty.

Luise Neubauer, współorganizatorka niemieckich Fridays for Future

Pierwszy szczególnie widoczny odbył się w styczniu 2019, kiedy obradowała „komisja węglowa”, czyli gremium, które doradza niemieckiemu rządowi, jak doprowadzić do ostatecznego zamknięcia kopalni węgla i przestawić elektrownie na inne paliwa.

Przeczytaj także:

Strajki organizowane są lokalnie, ale trzy osoby starają się koordynować je na skalę ogólnoniemiecką oraz sieciować z podobnymi inicjatywami w innych krajach. Powoli działania stają się też coraz bardziej profesjonalne, zakładają także kontakty z mediami i politykami. Nadal miejscem mobilizacji pozostaje szkoła, która umożliwia bezpośrednią wymianę pomysłów przez strajkujących.

Podobnie, jak w innych krajach, tak i w Niemczech rosła też liczba młodych, biorących udział w protestach.

15 lutego 2019 roku protestowało około 30 tysięcy osób, w tym 3000 w Hanowerze i tysiąc w Berlinie.

Miesiąc później było ich już w 220 niemieckich miastach 300 tysięcy – w samym Berlinie 25 tysięcy.

Pod koniec czerwca w Akwizgranie zgromadziło się 40 tysięcy młodych Niemców i przedstawicieli innych europejskich krajów.

Uczestniczą w strajkach głównie uczniowie, których rodzice mają wyższe wykształcenie, określający swoje poglądy jako lewicowe. Przeważają dziewczęta. Aby przerwa letnia nie zakłóciła tej pozytywnej dynamiki, powstał pomysł kongresu w Dortmundzie, który posłużył do zaplanowania jesiennego odnowienia strajków, zwłaszcza tego 20 września.

Postulaty? Koniec z węglem

Niemiecka młodzież zgłasza podobne postulaty do tych, które słychać i w innych europejskich miastach. Domaga się, aby Republika Federalna zrezygnowała całkowicie z wytwarzania energii elektrycznej ze spalania węgla już do 2030 roku, czyli znacznie wcześniej niż planuje rząd, który podaje datę 2038 rok.

Doprowadzenie do zerowej emisji CO2 strajkujący postulują do 2035, kiedy władze obawiają się, że rok 2050 jest zbyt wczesną datą.

Szkoły chcą karać za wagary

Także podobnie jak w innych krajach, tak i w Niemczech strajki napotykają na bardzo różne reakcje.

Z jednej strony zbierają głosy poparcia, z drugiej – silnej krytyki. Krytycy zarzucają młodzieży, że uczestnicząc w protestach nie spełnia obowiązku szkolnego.

Niektórzy politycy, jak szef liberałów Christian Lindner, nawołują, aby młodzi zostawili politykę klimatyczną profesjonalistom, a sami oddali się nauce.

W odpowiedzi na tak demotywujące dla młodzieży słowa, strajki poparło 12 tysięcy naukowców z Niemiec, Austrii i Szwajcarii. (Ich oświadczenie czytaj tu).

Saksoński premier Winfried Kretschmman, zażądał z kolei od uczniów więcej realizmu w postulatach, bo te głoszone przez nich obecne są, jego zdaniem, zbyt idealistyczne i nie proponują konkretnych rozwiązań.

Odpowiedzialna za szkolnictwo minister z Badenii-Wirtembergii stwierdziła, że nie można rezygnować z nauki na rzecz walki o ochronę klimatu. Zieloni zarzucili jej w tym kontekście krótkowzroczność.

Oni i wielu innych, popierających młodzież, wyrażało zadowolenie, że uczniowie w ten sposób wykazują obywatelską odpowiedzialność i uczą się jak działa demokracja w praktyce.

Debata „obowiązek szkolny versus zaangażowanie społeczne” w niektórych przypadkach doprowadzała nawet do grożenia karami pieniężnymi. W czterech przypadkach rodzice zostali wezwani do zapłaty kary za nieusprawiedliwione godziny lekcyjne w wysokości prawie 90 euro od ucznia (za dwie godziny „wagarów”).

Ostatecznie, po nadaniu sprawie rozgłosu przez ruch Fridays for future, szkoła odeszła od ściągnięcia tej kary, uczniów ukarano inaczej. Smaczku temu przypadkowi dodawał fakt, że szkoła, w której doszło do nałożenia kar, jest pod patronatem Rodzeństwa Scholl, czyli młodych ludzi, którzy w ramach ruchu „Białej Róży” stawili obywatelski opór nazistom podczas wojny i zostali straceni.

Klimat, władza, sława

Wraz ze wzrostem liczebności protestujących i znaczenia strajków coraz szerzej donosiły o nich media, a politycy coraz bardziej zaczęli zwracać uwagę na głoszone postulaty.

Wypowiedzi kanclerz Angeli Merkel czy szefowej CDU Annegret Kramp-Karrenbauer, oraz władz kolejnych miast coraz częściej były przyjazne strajkującym.

Do początku lipca w 45 niemieckich miastach i gminach, w tym Kolonii, Düsseldorfie czy Konstancji, ogłoszono alarm klimatyczny. I choć nie ma to z prawnej perspektywy konkretnego znaczenia, to waga symboliczna tych działań jest znacząca.

W dyskusjach nad rozwojem miast trzeba bowiem uwzględniać silniej kwestię ochrony środowiska.

Ochrona klimatu stała się ważnym tematem kampanii do Parlamentu Europejskiego.

Ale pojawiły się także spory i kontrowersje, irytacje i dyskusje o kierunku, w którym należy podążać, wreszcie – o władzy.

Tak różnorodny ruch nie ma bowiem jasnego profilu czy zasad działania, ani przywództwa. To może w przyszłości osłabić jego skuteczność. Już podczas kongresu w Dortmundzie doszło do spięcia między tymi, którzy chcieli okupować siedzibę jednej z firm, a tymi, którzy przypominali, że ruch miał nie stawiać oporu.

Temat coraz ważniejszy

Ogół Niemców jest natomiast coraz bardziej przekonany o tym, że protesty doprowadzą do poprawy polityki klimatycznej – w czerwcu uważało tak 51 proc. pytanych, kiedy w kwietniu jedynie 38 proc.

Sam temat ochrony klimatu staje się równocześnie coraz ważniejszy dla ogółu społeczeństwa. Większość Niemców opowiada się za wpisaniem ochrony środowiska do konstytucji, wprowadzenia zniżek na bilety kolejowe (popiera to 92 proc. badanych) a podniesienia opłat za loty krajowe (71 proc. pytanych jest "za").

Opinie różnią się oczywiście w zależności od preferencji partyjnych – przeciwna tego typu działaniom jest głównie populistyczna AfD i jej zwolennicy.

Jednocześnie pytany o gotowość ponoszenia kosztów dla ratowania klimatu, co piąty Niemiec nie chce na to przeznaczać ani jednego euro, kolejne 20 proc. - do 25 euro i kolejne 20 proc. - pomiędzy 26 a 50 euro. Kwotę od 101 euro wymienia 7 proc. badanych.

W Polsce nieporównywalnie mniej

W Polsce liczby strajkujących i wydźwięk strajków jest zdecydowanie mniej imponujący, ale i tu na ulice wyszły tysiące młodych. Pierwsi demonstrowali już w ubiegłym roku podczas szczytu klimatycznego w Katowicach.

W lutym pojawiły się pierwsze protesty w takich miastach jak Warszawa (200 osób). Ale już 15 marca strajkowało 10 tysięcy młodych w około 30 miastach.

24 maja zmobilizowali się protestujący w 18 miejscowościach. Pod koniec czerwca 13-letnia Inga Zasowska postanowiła co piątek, aż do rozpoczęcia parlamentarnych wakacji, stać pod Sejmem, pokazując rządzącym swoją determinację.

Na początku była sama, w kolejnych dniach dołączali do niej kolejni uczniowie, inni protestowali w swoich miastach. Opowiadali się przeciw bazowaniu na energetyce węglowej, domagali się rozbudowy energii odnawialnej oraz większego nacisku na temat ochrony tematu w programie szkolnym.

Współpraca: Lukas Vogel

Autorka, dr Agnieszka Łada, jest dyrektorką Programu Europejskiego Instytutu Spraw Publicznych

Tekst jest częścią cyklu #NiemcyWzblizeniu realizowanego przez Instytut Spraw Publicznych www.isp.org.pl i Fundację Konrada Adenauera w Polsce www.kas.pl

OKO.press opublikowało już z tego cyklu teksty:

Udostępnij:

Agnieszka Łada-Konefał

Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.

Przeczytaj także:

Komentarze