0:00
0:00

0:00

W latach świetności reprezentująca interesy głównie klasy robotniczej Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) potrafiła zgromadzić prawie milion członków - na początku lat 90. było to ok. 943 tysięcy. Obecnie liczba ta osiąga 443 tysiące (dane za 2017), co nadal plasuję ja w gronie najliczniejszych partii politycznych nie tylko w Europie.

Tylko w ciągu ostatnich dziesięciu lat socjaldemokracja niemiecka straciła około 100 tysięcy członków, a w tym czasie partią kierowało już dziesięciu szefów. I przyjdzie, a raczej przyjdą, kolejni.

Andrea Nahles, b. minister pracy i spraw socjalnych, która objęła przywództwo SPD w 2018 roku, podała się do dymisji w czerwcu 2019 po dramatycznej porażce SPD w wyborach europejskich oraz wyborach lokalnych w landzie Brema, uzasadniając swój krok: „brakiem niezbędnego oparcia dla pełnienia funkcji”. Nikt jednak nie chciał podjąć się, choćby tymczasowo, przejęcia partyjnych sterów.

W tej sytuacji do kierowania partią wyznaczono trzech komisarzy, tzw. trio, składające się z dwóch kobiet - Manueli Schwesig, premier Meklemburgii-Pomorza Przedniego, Malu Dreyer, premier Nadrenii Palatynatu, oraz Thorstena Schäfer-Gümbel, odchodzącego przewodniczącego struktur partyjnych w landzie Hesja. Żadne z tych polityków nie chce przejąć w pojedynkę władzy w partii.

Źle i tylko gorzej

Powodów, które doprowadziły do drastycznego spadku poparcia partii osiągającej w latach świetności wyniki powyżej 30 proc., jest wiele. Ogólnoeuropejski trend odchodzenia wyborców od lewicy to jedynie część problemu. Faktem bowiem jest, że typowo socjaldemokratyczny elektorat się zmniejsza na skutek zmian na rynku pracy, wzrostu dochodów oraz większych różnic światopoglądowych.

Słabsze socjalnie grupy, niezadowolone z przemian ostatnich trzech dziesięcioleci, są kuszone lewicowymi społecznie postulatami przez inne partie. Nawet skrajnie prawicowa, ale w polityce socjalnej populistyczna, Alternatywa dla Niemiec, przyciąga część elektoratu SPD.

Dzieje się tak, choć socjaldemokracja skutecznie forsuje swoją prospołeczną politykę współrządząc Republiką Federalną w Wielkiej Koalicji z chadekami (CDU/CSU). Mimo realizacji takich obietnic wyborczych jak zwiększenie dodatku na dzieci, zmiany w prawie pracy wprowadzające płacę minimalną, czy umożliwiające redukcję etatu z możliwością powrotu do pełnego zatrudnienia, oraz nowe reguły w systemie podatkowym, pozostawiające więcej na koncie pracownika, niezadowolenie wyborców z partii wcale się nie maleje. Powodem jest wizerunek SPD jako słabszego koalicjanta u boku silnej kanclerz Angeli Merkel z CDU.

W efekcie, nawet, jeśli postulaty SPD przechodzą, to i tak kojarzone są z Angelą Merkel i jej CDU. Granice podziałów między tymi największymi partiami, także w wyniku wspólnych rządów od 2013 roku, mocno się zacierają. Tracą na tym obie strony, ale socjaldemokracja odczuwa ten trend mocniej.

Do tego dochodzą wewnątrzpartyjne spory, rywalizacja o wpływy i ogólny brak pomysłu na partię. Miała zmienić to charyzma i entuzjazm, z jakim kampanię wyborczą SPD w 2017 prowadził Martin Schulz, który wrócił do polityki krajowej po zakończeniu kadencji przewodniczącego europarlamentu. Jednak powiew energii wystarczył jedynie na krótko. Jego następczyni na stanowisku szefa partii Andrea Nahles, także potrafiła przez chwilę porwać zwolenników, ale i ona, sama wchodząc w partyjne gierki, stała się ich ofiarą, do czego doszły trudności w wypracowaniu nowej merytorycznej wizji.

Wykres: Notowania SPD w badaniach poparcia dla partii politycznych od 2009 roku

W efekcie w wyborach europejskich 2019 ugrupowanie uzyskało historycznie najgorszy wynik - 15,8 proc., a w kolejnych sondażach jego notowania poszybowały w dół nawet do 12-13 proc. Analizy przepływu elektoratu w wyborach europejskich pokazują, że

w porównaniu z wyborami do Bundestagu 2017 aż 1,25 miliona wyborców SPD straciła na rzecz Zielonych, a aż dwa miliony postanowiły w ogóle nie zagłosować.

Także w landowych wyborach w Hesji w 2018 to Zieloni profitowali z niezadowolenia wyborców socjaldemokracji, opuścili ją głównie najmłodsi obywatele.

Jesienią 2019 odbędą się wybory w trzech wschodnich landach, co tym bardziej wywołuje zniecierpliwienie i żądania zmian. Dominują głosy, że partia musi się odważyć wysłać na emeryturę starą gwardię i poszukać nowych twarzy i treści oraz stworzyć nowy profil. Komentatorzy wskazują, że potrzeba jasnych dalekosiężnych idei, a nie małych kroków. Inaczej tendencji spadkowej nie da się wyhamować.

Partią pokieruje duet

Jedną z pierwszych odpowiedzi na te problemy, która ma następnie umożliwić wypracowanie kolejnych rozwiązań, jest wybór na najbliższym zjeździe partii dwuosobowego przywództwa. Przynajmniej jedna osoba w takim kierownictwie musi być kobietą.

Z takim podwójnym przywództwem wiązane są nadzieje na pogodzenie różnych skrzydeł partii, zjednania sobie zwolenników z różnych stron elektoratu, oraz ustalenia lepszego podziału pracy. Także przeprowadzenie gruntownej reformy partii we dwójkę byłoby łatwiejsze.

Zwolennicy tego rozwiązania powołują się na pozytywne doświadczenia innych partii, zwłaszcza Zielonych. Także Alternatywa dla Niemiec i Die Linke zarządzani są przez dwie osoby. Ale nie kryje się także obaw, że para na czele partii może nie zafunkcjonować, nie każdy duet będzie potrafił odpowiednio konstruktywnie współpracować, co z kolei widać po niektórych przykładach z biznesu.

Dwuwładza nie jest też niczym całkowicie nowym w samej SPD. Już w grudniu 2017 pozwolono na takie rozwiązanie w strukturach lokalnych, ale tradycja sięga samych początków ugrupowania, kiedy to w momencie powstania partii w 1875 roku także kierowały nią dwie osoby.

Dopiero po drugiej wojnie światowej zaczął obowiązywać model jednoosobowego przywództwa.

Oddanie głosu członkom

Nowe, dwuosobowe szefostwo ugrupowania ma zostać wybrane w grudniu 2019, a decydujący głos mają mieć członkowie partii. Obecnie, do końca sierpnia, zgłaszać można kandydatury – w duecie lub pojedynczo. Kandydaci muszą uzyskać poparcie określonej liczby struktur regionalnych – w zależności od ich wielkości.

Następnie, do połowy października, 400 tysięcy członków partii ma mieć możliwość dyskusji z i o kandydatach podczas specjalnie organizowanych 20 - 30 konferencji regionalnych. Ma to pomóc wyrobić sobie opinię i oddać głos (listownie lub internetowo) do końca października.

Przy czym jeśli żaden kandydacki duet nie osiągnie ponad 50 proc. poparcia, dwie pierwsze pary mają wystartować w drugiej turze. Tak wyrażone przez członków partii zdanie ma być wzięte poważnie pod uwagę, aczkolwiek nie jest ostateczne – wybór zwycięskiej pary zarząd partii zaproponuje 600 delegatom na zjazd, który odbędzie się na początku grudnia.

Kolejki kandydatów brak

Wybór ma więc być transparentny, demokratyczny i tym samym odbudować zaufanie członków do partii. Nie oznacza to jednak, że do rozgrywek zgłasza się sznur kandydatów. Czołowe postaci z SPD nie palą się to przejęcia partii w tak złym stanie oraz z dystansem podchodzą do faktu, że to oni musieliby poddać się demokratycznemu wyborowi.

Do tej pory większość przewodniczących namaszczana była bowiem w cieniu gabinetów, choć potem potrafili zjednywać sobie poparcie delegatów. Czołowe postaci z rządu, jak Olaf Scholz, wicekanclerz i minister finansów, czy Hubertus Heil, minister pracy, nie wyrażają zainteresowania. Podobnie socjaldemokratyczni premierzy kilku landów.

Media spekulują o szansach na sukces ministra spraw zagranicznych Heiko Maasa oraz sekretarza generalnego SPD Larsa Klingbeila, ale i oni nie zgłaszają chęci. Pojawia się też nazwisko mniej doświadczonej na arenie federalnej polityczki Franziski Giffey, obecnie minister ds. rodziny.

Aktualnie zmaga się ona jednak, jako kolejny już polityk niemiecki, z zarzutami o plagiat doktoratu. Za to gotową do startu i objęcia władzy w partii – w duecie czy w pojedynkę - sama uważa się Gesine Schwan, kiedyś koordynatorka ds. stosunków polsko-niemieckich, kandydatka na prezydenta federalnego i wieloletnia rektor uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. W partii nie widać dla niej jednak poparcia, a w mediach nie ma specjalnie wiele spekulacji wokół jej osoby.

Schwan, oddając się do dyspozycji członków partii, w wywiadach nie wykluczała startu z przywódcą młodzieżówki partyjnej Kevinem Kuehnertem, znanym z ostrej krytyki obecnej Wielkiej Koalicji. Jego nazwisko, niezależnie od raczej nierealnego scenariusza kandydowania w duecie z Schwan, pada z kolei jako to, które przyciągnęłoby wielu niezadowolonych, zawiedzionych i zbuntowanych.

Komentatorzy oceniają, że ucieleśnia on dążenie do zmian w partii i dawałby szansę na jej odnowę. Uznawany jest jednak za zbyt młodego i kontrowersyjnego, aby samemu pociągnąć partię. Sam Kuehnert nie wypowiedział się do tej pory jednoznacznie, czy będzie kandydował, stwierdzając, że czuje się na siłach, ale nie podjął jeszcze decyzji.

Pierwsza oficjalna para już stanęła do wyścigu – minister ds. europejskich Michael Roth oraz polityczka landowa Christina Kampnann. Rozpoczęli formalną kampanię. Wśród postulowanych zmian wymieniają walkę o ochronę klimatu oraz częstsze (co piąta osoba na liście) umożliwienie kandydowania w wyborach osobom bez legitymacji partyjnej.

Jako duet podkreślają, jak bardzo się uzupełniają – Roth z doświadczeniem na scenie federalnej w funkcji sekretarza stanu w ministerstwie spraw zagranicznych – także europejskiej, Kampmann – landowej, aktywni zarówno jako opozycja jak i w rządzie, on - syn górnika, ona wychowana w ekologicznym gospodarstwie rolnym. Zbierają pierwsze głosy poparcia, ale i dystansu, także w swoim regionie.

Przyszłość socjaldemokracji, przyszłość Wielkiej Koalicji

Roszady personalne w SPD będą miały wpływ także na rządzącą Niemcami Wielką Koalicję. Wejście po raz kolejny socjaldemokracji do sojuszu z chadecją było od początku kontrowersyjne i miało wielu głośnych przeciwników. Ostatecznie członkowie partii opowiedzieli się w głosowaniu za koalicją, ale nie milkną głosy, że należy z niej wyjść.

SPD zresztą od początku zapewniła sobie odpowiednią możliwość, wpisując do umowy koalicyjnej konieczność oceny osiągnięć wspólnego rządu w połowie kadencji, a więc na jesieni tego roku. Część polityków SPD domaga się, aby ta ocena posłużyła opuszczeniu Wielkiej Koalicji, postrzegając w tym szansę na odbicie się od dna i odzyskanie tych, którzy uważają, że SPD straciła przez koalicję z chadecją swoją wyrazistość.

Zmiana władzy w partii może temu sprzyjać. Głosy są jednak podzielone, czy wyjście z sojuszu bardziej pomoże, czy zaszkodzi. Sami posłowie do Bundestagu z tej partii nie są zainteresowani tym rozwiązaniem, które skutkować mogłoby nowymi wyborami. Te bowiem najprawdopodobniej zredukowałyby liczbę mandatów przypadających SPD.

Na razie koalicja będzie trwała, a kolejnych ruchów spodziewać się można najwcześniej na jesieni, po wyborach w trzech wschodnich landach, które obnażą, jak głęboki jest kryzys w SPD, i czy podjęte działania okazały się choćby trochę skuteczne.

We wrześniu do urn pójdą mieszkańcy Brandenburgii, gdzie obecnie rządzi SPD (wystawiając premiera nieprzerwanie od 1990 roku) wraz z Die Linke. Tam z prawie 32 proc. w 2014 SPD spadło do 19 proc. i socjaldemokratyczny premier Dietmar Woidke, utrzyma stanowisko jedynie, jeśli do koalicji dojdą Zieloni.

W Turyngii SPD jest mniejszym koalicjantem (obecnie 10 proc. poparcia) przy boku Die Linke i również będzie mogła dalej trwać u władzy jedynie, jeśli w koalicji będą Zieloni.

W Saksonii, gdzie wyniki socjaldemokracji nigdy nie były wysokie (obecnie 9 proc.), a na znaczeniu przybiera mocno AfD, wahają się losy koalicji CDU-SPD.

Nie dla Von der Leyen

Sytuację zaostrza fakt, że SPD sprzeciwia się kandydaturze Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej. Jej europosłowie zapowiadają, że nie poprą jej podczas głosowania w Parlamencie Europejskim. SPD powołuje się przy tym głównie na fakt łamania demokratycznych reguł, gdyż ostatecznie nominowano osobę spoza palety tzw. Spitzenkandydatów – kandydatów wiodących.

Szefostwo SPD przypomina, że w umowie koalicyjnej zapisano dążenie do wzmacniania demokracji i transparentności procesów decyzyjnych w UE. Decyzja Rady Europejskiej, by zgłosić von der Leyen łamie te ustalenia. Stanowisko socjaldemokratów, podkreślające tak bardzo ich walkę o demokrację, należy jednak rozumieć szerzej niż jedynie troskę o powzięte kiedyś zobowiązania.

Krytyka Angeli Merkel (jako współautorki porozumienia z Brukseli) jest ukłonem w stronę członków i wyborców SPD niezadowolonych z faktu istnienia Wielkiej Koalicji, ale i rozpaczliwym wysyłaniem sygnału, że politycy socjaldemokracji troszczą się o głosy obywateli. Czy taka postawa im pomoże, dopiero się okaże.

Współpraca: Lukas Vogel

Tekst jest częścią cyklu #NiemcyWzblizeniu realizowanego przez Instytut Spraw Publicznych www.isp.org.pl i Fundację Konrada Adenauera w Polsce www.kas.pl

OKO.press opublikowało już z tego cyklu tekst:

;
Na zdjęciu Agnieszka Łada-Konefał
Agnieszka Łada-Konefał

Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.

Komentarze