W 2023 roku doszło do 174 wypadków drogowych ze zwierzętami. Rocznie tylko w okolicy Puszczy Białowieskiej na drogach ginie kilka żubrów. Potrzebujemy nowych znaków drogowych, które będą ostrzegać przed dzikimi zwierzętami — apelują przyrodnicy
19 stycznia w Sokołówce, niedaleko Biłgoraja, 37-latka kierująca toyotą zderzyła się z łosiem. Nic jej się nie stało — lokalne media nie informują o stanie łosia.
7 stycznia w miejscowości Osowiec w gminie Zambrów kierowca osobowej mazdy uderzył w przebiegającego przez trasę łosia. Mężczyzna trafił do szpitala, zwierzę nie przeżyło.
Miesiąc wcześniej na drodze powiatowej Narewka-Olchówka (podlaski powiat hajnowski) wojskowy jelcz, którym na granicę jechało 15 żołnierzy, potrącił śmiertelnie żubra.
To tylko kilka zdarzeń z ostatnich tygodni. Żeby się o nich dowiedzieć, wystarczy minuta pobieżnego przeglądania informacji o wypadkach drogowych.
W wypadkach z dzikimi zwierzętami regularnie giną ludzie i same zwierzęta. Naukowcy z Instytutu Biologii Ssaków PAN z Białowieży uważają, że pomogłyby nowe znaki drogowe, informujące kierowców o obecności żubrów i łosi. Znane kierowcom tablice z wizerunkiem jelenia już nie działają — uważają badacze. Opracowali projekt nowych znaków i zwrócili się do ministerstw infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji.
Rząd jednak nie zamierza podjąć tematu. Znaków jest już zbyt dużo — odpowiadają w piśmie do naukowców.
W 2023 roku policja zanotowała 174 wypadki z udziałem zwierząt. Osiem osób zginęło, a 202 zostało rannych. Nie wiadomo, jednak, jaką część z tych zdarzeń stanowiły zderzenia z łosiami czy żubrami. Policja tak szczegółowej statystyki nie prowadzi. Dane są również niepełne, bo nie każde zderzenie ze zwierzęciem jest zgłaszane służbom.
Naukowcy z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży policzyli, że w latach 2003-2019 w całym kraju doszło do 476 zderzeń z łosiami, a w latach 2010-2021 na drogach zginęło ponad 70 żubrów. „Tylko w ostatnich trzech latach na drogach woj. podlaskiego zginęło ponad 20 żubrów” – podkreślają naukowcy w piśmie do ministerstw.
Zaznaczają również, że zderzenie z ważącym 800 kg żubrem lub 400 kg łosiem jest śmiertelnie niebezpieczne dla kierowców.
W miejscach, gdzie jest ryzyko zderzenia z dzikim zwierzęciem, stawiane są znaki A-18b, żółte trójkąty z czerwoną obwódką i czarnym wizerunkiem jelenia (lub sarny) na środku.
„One są bardzo powszechne, ustawiane w zasadzie w każdym lesie. Przez to często są ignorowane i nie przynoszą pożądanego skutku” – komentuje prof. Rafał Kowalczyk z IBS PAN.
„Chcieliśmy ustawić znaki dotyczące żubrów na trasie z Hajnówki do Narwi, która została niedawno wyremontowana, jest bardzo ruchliwa, kierowcy jeżdżą po niej szybko. Niestety, napotkaliśmy barierę: takich znaków nie ma w kodeksie drogowym, więc nie można ustawiać ich przy drogach powiatowych, wojewódzkich i krajowych. Jedyne, co udało nam się uzyskać, to dodatkowa tabliczka pod znakiem z jeleniem z napisem »uwaga żubry«. Ale taka tabliczka jest często niezauważana, nie przyczyniła się do zmniejszenia liczby kolizji z żubrami na tej drodze”- podkreśla.
W ramach akcji społecznych udało się ustawić kilka znaków z żubrami na drogach gminnych przy Puszczy Białowieskiej (jeden z nich widać na okładce tego artykułu). Znaki z łosiami stoją wzdłuż Carskiej Drogi w Biebrzańskim Parku Narodowym. Nie są jednak ujednolicone, pojawiają się poza pasem drogi, na miejscach przeznaczonych na komercyjne billboardy.
„Widok dużego zwierzęcia na oficjalnym znaku drogowym może powodować, że kierowca się przestraszy ewentualnej kolizji, więc zwolni. Takie znaki mogą mieć też charakter promocyjny, mogłyby pokazywać te miejsca, gdzie duże dzikie zwierzęta występują” – podkreśla.
Naukowcy w swoim piśmie do resortów infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji przedstawili nawet projekty łosiowych i żubrowych znaków, które można by było dodać do kodeksu drogowego.
„W grudniu dostaliśmy odpowiedź od ministerstw, które są odpowiedzialne za rozporządzenia dotyczące kodeksu drogowego” – dodaje prof. Kowalczyk. „Z lakonicznego pisma wynika, że w ogóle nie zamierzają pochylić się nad tym tematem. Oczekiwaliśmy, że zostanie zorganizowane jakieś spotkanie, że wypowie się policja, która prowadzi statystyki kolizji ze zwierzętami. My moglibyśmy pomóc w wyznaczaniu terenów, gdzie te znaki mogłyby stanąć” – mówi.
W odpowiedzi, którą przesłało Ministerstwo Infrastruktury, czytamy: „W celu ostrzeżenia przed łosiami, żubrami oraz innymi dziko żyjącymi zwierzętami stosuje się znak A-18b. (...) Ze względu na powszechne stosowanie tych znaków na drogach, również w miejscach, które nie wymagają oznakowania ostrzegającego o dużej koncentracji zwierząt w danej lokalizacji, znaki te ulegają deprecjacji. Problemem nie jest zatem brak możliwości oznakowania o dzikiej zwierzynie, a raczej nadmiar takiego oznakowania na polskich drogach”
„Ta odpowiedź rozczarowuje, bo chodzi tutaj o życie kierowców i dzikich zwierząt” – komentuje naukowiec.
W 2021 roku naukowcy z IBS PAN zbadali, kiedy najłatwiej o wypadek z udziałem łosia wykorzystujące dane z ostatnich 20 lat. Z ich badań wynika, że miesiące najbardziej obciążone ryzykiem takiej kolizji to wrzesień i październik. „Większość raportowanych wypadków z łosiami miała miejsce w północno-wschodniej i wschodniej Polsce. Jednak pojedyncze wypadki rejestrowane były również w zachodniej i południowej części kraju” – wyjaśniał w rozmowie z PAP dr Tomasz Borowik z IBS PAN.
Z badań wynika również, że za wyższe ryzyko kolizji w mniejszym stopniu odpowiadały warunki pogodowe i natężenie ruchu drogowego. Opady atmosferyczne paradoksalnie zmniejszały takie ryzyko.
Do wypadków dochodzi najczęściej w pierwszych godzinach po zmroku. „Łosie są szczególnie aktywne w o zmierzchu i o świcie, kiedy intensywnie żerują, natomiast wczesna jesień jest okresem wzmożonej aktywności związanej z okresem rozrodczym” – wyjaśniał w PAP dr Borowik.
Oczy łosi są osadzone nad linią samochodowych świateł, przez co trudniej jest je zauważyć przy trasie po zmroku. Nie pomaga również ciemne futro.
"Od momentu, kiedy mamy w Polsce moratorium na odstrzał łosi — czyli już od 24 lat — notujemy przyrost liczebności tych zwierząt. Od tysiąca osobników w 2001 roku do nawet 30 tysięcy dziś — to dane GUS-u, obarczone błędem, ale pokazujące przyrost.
Przybywa nam obszarów, gdzie występują. Kolonizują już niemal całą Polskę. Jak przejrzymy media społecznościowe, to prawie co tydzień mamy informacje o kolizji z łosiem" – dodaje prof. Kowalczyk.
Zaznacza, że nie ma danych dotyczących tego, jak wypadki wpływają na liczebność populacji. „Jeśli jednak zginie klępa, która opiekuje się młodym, to jej potomstwo może tego nie przeżyć. Klępy mogą żyć nawet kilkanaście lat i co roku rodzić łoszaki. Strata jednej samicy znacząco więc zmniejsza potencjał rozrodczy danej populacji” – wyjaśnia naukowiec.
Żubry potrafią pojawić się na drodze niespodziewanie. Mimo swojej ogromnej masy poruszają się z prędkością nawet 60 km/h, zostawiając kierowcy niewiele czasu na reakcję. Jeśli jedzie zbyt szybko, nie ma szans uniknięcia zderzenia. Śmiertelność tych chronionych zwierząt w wypadkach komunikacyjnych zbadali naukowcy z SGGW.
Wskazali, że do największej liczby wypadków w latach 2010-2021 doszło w woj. zachodniopomorskim — zginęło tam 55 osobników. „Dla populacji w województwie zachodniopomorskim w zachodniej Polsce liczba żubrów zabitych na drogach w 2020 r. stanowiła 3,3 proc. populacji, co czyni ją główną przyczyną śmiertelności” – czytamy w raporcie naukowców.
„Stwierdziliśmy rosnący trend śmiertelności żubrów w ruchu drogowym na przestrzeni lat, przy czym największy wzrost zaobserwowano w 2020 i 2021 r.” – piszą. Większa liczba wypadków jest związana z powiększaniem się populacji żubrów — od 2010 roku w całej Polsce wzrosła ponad dwukrotnie, a w województwie zachodniopomorskim ponad czterokrotnie.
Naukowcy podkreślają, że potrzebujemy dodatkowych środków, które ochronią zarówno zwierzęta, jak i kierowców. Nie tylko znaków, ale również ograniczeń prędkości, nowych przejść dla dzikich zwierząt i barier tam, gdzie najczęściej dochodzi do kolizji.
Profesor Kowalczyk zaznacza również, że potrzebujemy wyspecjalizowanej służby ochrony przyrody działającej w terenie, która pomagałaby rannym zwierzętom po wypadkach lub organizowała ich humanitarne uśmiercenie.
„Obecnie, ranne i cierpiące zwierzęta czekają czasem po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt godzin na pomoc, bo wypadki często mają miejsce w nocy, czy w weekendy, kiedy trudno jest organizować pomoc. Zdarza się też, że wezwane na miejsce służby nie chcą brać odpowiedzialności za uśmiercenie cierpiącego zwierzęcia lub nie znają przepisów” – dodaje prof. Kowalczyk.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze