Entuzjaści wznowienia polowań na łosia lubią nagłaśniać wypadki drogowe z udziałem tego zwierzęcia. Opowieść grozy o zwierzętach-sprawcach wypadków ma jednak niewiele wspólnego z faktami.
Jesień jest szczególnym okresem w życiu dzikich zwierząt. Szybciej zapadający zmrok i coraz niższa temperatura sprawiają, że podejmują one wędrówki. Prawdopodobieństwo ich pojawienia się na drodze jest wtedy wyższe.
Na polskich drogach przez cały rok nie zmienia się jednak jedno. Kierowca, który jedzie z przepisową prędkością, szybko dostanie od innych prowadzących pojazdy serię sygnałów, że jedzie za wolne. Najpewniej też zostanie wyprzedzony tam, gdzie obowiązuje zakaz takiego manewru.
Nietrudno więc dostrzec główną przyczynę tego, że poziom bezpieczeństwa na drodze jest daleki od ideału: polskie drogi przypominają plan filmu „Szybcy i wściekli”.
Nie przeszkadza to jednak opowieści to tym, że na drogach jest mniej bezpiecznie z powodu dzikich zwierząt. Między innymi łosi, których liczebność w ostatnich dwóch dekadach wzrosła dzięki wprowadzonemu zakazowi polowań.
Tymczasem jak wynika z policyjnych statystyk i analiz prowadzonych przez badaczy dużych ssaków kopytnych, nie odnotowujemy wzrostu zdarzeń z udziałem zwierząt.
Stanowią one zaledwie ułamek procenta wszystkich wypadków odnotowywanych przez policję.
„Uważaj! Jesteś tu tylko przejazdem” – pod tym hasłem Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży apeluje do osób kierujących pojazdami o zachowanie ostrożności na polskich drogach. Wielu wypadków z udziałem zwierząt można uniknąć, o ile kierowcy zaczną jeździć rozważnie i stosować się do podstawowych zasad bezpieczeństwa – przypominają inicjatorzy tej akcji.
Trzy lata temu polscy naukowcy zbadali, kiedy najłatwiej o wypadek z udziałem łosia. Do tego celu użyli danych z ostatnich 20 lat.
W tragicznych zdarzeniach brały też udział jelenie, dziki czy sarny.
Łosia wyróżniamy jednak nie przypadkowo, bo to wypadki z jego udziałem są najczęściej podnoszone w mediach. Łoś ze swoimi długimi nogami, uderzony przez samochód osobowy, jest podcinany i wpada przez przednią szybę do jadącego auta. To sprawia, że zderzenie z nim nie ma łagodnego przebiegu, szczególnie jeśli jedziemy samochodem osobowym i poruszamy się z nadmierną prędkością. Do tego z racji ciemnej sierści i oczu osadzonych znacznie powyżej linii samochodowych świateł jest często słabo widoczny.
Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego łoś wzbudza szczególne zainteresowanie.
Od kiedy zwolennicy pomysłu wznowienia polowań na łosia zaczęli dążyć do realizacji swoich planów, wypadki drogowe, w których pojawia się łoś, są szczególnie nagłaśniane. Punktem zwrotnym w narracji na temat łosia był rok 2017. Ówczesne kierownictwo resortu środowiska dążyło do zdjęcia moratorium na ten gatunek, powołując się między innymi na wzrost liczby wypadków. Komentarze, że łosi jest za dużo, że populacja wymknęła się spod kontroli – tu warto podkreślić, że nie spod kontroli natury, ale tych, którzy chcieliby do łosi znów strzelać – od tego czasu pojawia się często w różnych mediach.
Wypadek z łosiem, mający tragiczne skutki dla kierowcy i pasażerów, jest szybko wychwytywany i powtarzany w alarmistycznych komunikatach. O ile łoś zgryzający sobie leśne uprawy nie poruszy opinii publicznej i nie skłoni jej do gremialnego poparcia wznowienia polowań na ten gatunek, to może łoś, który zderza się z samochodem, pozwoli stworzyć atmosferę społecznego przyzwolenia na odstrzał. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że wokół tej strategii wciąż budują swoją narrację zwolennicy skończenia z zakazem polowań na łosia.
Tymczasem, oprócz zwykłego dostosowania prędkości na drodze, istnieją sposoby na zapobieganie wypadkom z udziałem dzikich zwierząt. Drogi szybkiego ruchu są najczęściej wygradzane i jeśli to zabezpieczenie jest odpowiednio wysokie i dobrze utrzymane, stanowi barierę. Jednak wiele mniejszych dróg takich zabezpieczeń nie ma, co zresztą byłoby niemożliwe do wykonania. W tym przypadku pomocne okazuje się oczyszczanie drogowych poboczy.
Odkrzaczanie odcinków przebiegających przez obszary, gdzie prawdopodobieństwo spotkania łosia jest bardzo wysokie, przynosi rezultaty.
Dzięki temu zabiegowi znacząco poprawia się widoczność, dzięki czemu kierowca ma więcej czasu na właściwą reakcję. Ta poprawa widoczności nie jest zabiegiem kosztownym, a w połączeniu ze znakiem ostrzegającym i zastosowaniem się do niego – to już leży w gestii kierowcy – może rzeczywiście pomóc w uniknięciu zderzenia.
Są też inne metody, których w Polsce wciąż się nie stosuje. Sam znak ostrzegawczy mógłby zostać połączony z sygnałem świetlnym, uruchamianym w momencie przechodzenia zwierzęcia przez drogę. Można również zainwestować w znaki elektroniczne, ładowane energią słoneczną, których celem jest wzbudzenie czujności w kierujących pojazdami. W krajach, gdzie liczebność łosi jest wysoka, stawia się również progi zwalniające, które skłaniają do bezpieczniejszego zachowania na drodze. Wreszcie są i środki, które mają zapobiec wtargnięciu zwierząt na szosę. Oprócz ogrodzeń stosuje się „wilcze oczy”, specjalne odblaski na przydrożnych słupkach, które odbijają światła nadjeżdżających samochodów i studzą zapał zwierząt.
Biebrzański Park Narodowy już od wielu lat upowszechnia hasło „Jedź ŁOŚtrożnie”. To zaproszenie do bezpiecznej jazdy niestety nie wszyscy biorą sobie do serca. Wystarczy przejechać się Carską Drogą. Od czasu, kiedy ten szlak komunikacyjny został wyremontowany, wiele osób jadących tą trasą ignoruje obowiązujący tam limit prędkości, zwalniając wyłącznie z konieczności w miejscach, gdzie powstały progi zwalniające. Progi te nie zatrzymują kierowców samochodów ciężarowych, którzy korzystają z szerokiego rozstawu kół i bez trudu nad nimi przejeżdżają.
A przecież każda osoba wjeżdżająca na Carską powinna mieć świadomość, że jedzie przez tereny chronione i ich otulinę, w miejscu, gdzie występują duże ssaki kopytne, w tym łosie, natomiast ograniczenie prędkości na jej trzydziestokilometrowym odcinku wynosi 50 kilometrów na godzinę.
Carska Droga jak w soczewce pokazuje, w czym tkwi problem – i wcale nie chodzi o łosie.
Z tym, że rosnąca liczba łosi, jak sugerują zwolennicy wznowienia polowań na ten gatunek, ma wpływ na wzrost liczby groźnych wypadków, nie zgadza się badacz dużych ssaków kopytnych, profesor Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży. W jego opinii tezę sformułowaną w ten sposób najlepiej dementują twarde policyjne statystyki.
„Polska policja co roku publikuje raporty drogowe” – wyjaśnia mój rozmówca. – „To tam możemy znaleźć informacje na temat tego, ile jest wypadków z podziałem na ich przyczynę i skutkiem dla osób biorących w nich udział. Przeanalizowałem dokładnie dane podawane przez policjantów na przestrzeni ponad 20 lat, od 2003 do 2023 roku. Wynika z nich jasno, że liczba ofiar śmiertelnych zakwalifikowana jako rezultat zdarzenia z udziałem zwierzęcia nie rośnie. O ile w 2003 roku były to trzy osoby, to w kolejnych latach najczęściej liczba ofiar nie przekraczała 10, z wyjątkiem lat 2018-2021, kiedy wynosiła od 13 do 17 osób, co może wynikać z wielu przyczyn, w tym z rosnącej liczby samochodów i związanego z tym natężenia ruchu. Warto zauważyć, że w poprzednim roku liczba takich przypadków zmalała do ośmiu. Natomiast liczba zdarzeń z udziałem zwierząt po 2020 roku znacząco spadła”.
Profesor Kowalczyk zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. W tych latach, kiedy było najwięcej ofiar śmiertelnych w zdarzeniach z udziałem zwierząt, było wciąż bardzo dużo wypadków drogowych. Ich liczba w ostatnich dwóch latach wyraźnie zmalała.
Mój rozmówca poszedł jeszcze dalej w swoich analizach. Ponieważ środowiska związane wznowieniem polowań na łosie, próbują rozgrywać wypadkami swój wniosek o zniesienie moratorium dotyczące tego gatunku, prof. Kowalczyk zestawił statystyki z liczebnością wybranych gatunków dzikich zwierząt, tą podawaną w oficjalnych statystykach, chociaż tu – jak podkreśla – należy pamiętać, że Główny Urząd Statystyczny podaje nieprecyzyjne dane, które mogą być obarczone dużym marginesem błędu.
„Okazuje się, że mimo deklarowanych wzrostów populacji łosia – według danych GUS ponad 33 tysiące osobników – liczba zdarzeń z udziałem zwierząt wcale nie pnie się w górę” – tłumaczy badacz. – "Co więcej, tu warto wymienić i inne gatunki, w tym jelenia, który jest gatunkiem łownym, a jego liczebność w 2023 roku miała wynosić ponad 290 tysięcy. Z kolei saren miało być ponad 900 tysięcy, czy wreszcie dziki, ale ich liczebność drastycznie spadła z racji walki z ASF.
Zdarzenia z udziałem zwierząt stanowiły 0,8 procent wszystkich wypadków w poprzednim roku. To najniższy odsetek wśród innych typów zdarzeń już bez udziału zwierząt.
Dopiero po zestawieniu tych statystyk, otrzymujemy pełniejszy obraz sytuacji na polskich drogach. Znacznie więcej ludzi ginie w zdarzeniach, gdzie przyczyną jest najechanie na drzewo. W takich przypadkach ginie rocznie po kilkaset osób, a tylko w 2023 roku ponad 300".
Za to wciąż nie wiemy, jakie gatunki zwierząt – w kategorii zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt są nie tylko zwierzęta dzikie, ale i te uznawane za gospodarskie – biorą w nich udział. Funkcjonariusze policji nie odnotowują w raportach gatunku. Natomiast to, co na pewno obserwujemy to tendencję spadkową, jeżeli chodzi o liczbę zdarzeń, co po części wynika z lepszych dróg, być może też zmian w przepisach i zwiększaniu kar za ich naruszanie.
Prof. Kowalczyk przypomina jednocześnie, że nie należy zapominać o fakcie, że w okresie po 2002 roku wzrastała liczba samochodów.
„To również przekładało się na liczbę wypadków” – wyjaśnia. – „Co ważne w przypadku przyczyn zdarzeń z udziałem zwierząt, oprócz samego faktu pojawienia się tego zwierzęcia na drodze, kluczową rolę odgrywa czynnik ludzki. Nadmierna prędkość, nieuważna jazda, nieprzestrzegania znaków ostrzegających o zwierzętach czy ograniczeń prędkości wprowadzanych czasem ze względu na zwierzęta jak na głównej drodze przecinającej Puszczę Białowieską. To wszystko sprzyja zaistnieniu wypadku. Z moich ustaleń wynika za to, że najczęściej do zdarzeń z udziałem łosi dochodzi na obszarach, gdzie te zwierzęta dopiero niedawno się pojawiły. Kierowcy nie mają jeszcze świadomości, że takie zwierzę może pojawić się przed nimi w czasie poruszania się samochodem. Nie ma tam często specjalnego oznakowania, nie ma stosownych ograniczeń prędkości, a pobocza nie są oczyszczane z zarośli, żeby poprawić widoczność na drodze”.
Rafał Kowalczyk nie ma wątpliwości, że w upowszechnianiu informacji o łosiach, które miałyby powodować więcej groźnych wypadkach, stoi jedno konkretne środowisko.
"Są to osoby, które chcą do łosia znów strzelać, więc szukają pretekstu. A nic nie działa tak dobrze, jak wskazywanie na śmiertelne zagrożenie dla ludzi.
Łoś jest charyzmatycznym gatunkiem, jest go kilku- a nawet kilkunastokrotnie mniej niż jelenia czy sarny, więc polowanie na ten gatunek jest postrzegane jako atrakcyjne.
Szczególnie jeśli chodzi o poroże, którego jakość znacznie wzrosła dzięki obowiązującemu ponad 20 lat moratorium. Procent łosi badylarzy, czyli samców z najmniej efektownym porożem zmalał, a rośnie udział w populacji półłopataczy i pojawiają się potężne łopatacze. I w tym, a nie w trosce o bezpieczeństwo kierowców, należy doszukiwać się motywacji myśliwych do przywrócenia łosia na listę gatunków, na które można byłoby znów polować. Oczywiście pamiętajmy, że zderzenie z dużym zwierzęciem, zawsze będzie oznaczać ryzyko poważniejszej kolizji. W zdecydowanej większość wypadków skończy się ono śmiercią zwierzęcia. Jednak wciąż możemy tego uniknąć".
Prof. Kowalczyk: "To na nas, osobach, które kierują pojazdami, spoczywa obowiązek zadbania o bezpieczeństwo na drodze. Dlatego w naszym instytucie postanowiliśmy przygotować krótki poradnik, kilka prostych zasad, które powinny obowiązywać wszystkich kierowców:
Ten zestaw porad dla kierowców, który opublikował na swojej stronie IBS PAN kończy jeszcze jedno ważne sformułowanie:
„Pamiętaj, że drogi przecinają naturalne miejsca występowania zwierząt!”
Znamy więc receptę, pozostaje pytanie – kiedy kierowcy zaczną się do tych zaleceń stosować?
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.
Komentarze