0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Według “Jerusalem Post” premier Izraela Benjamin Netanjahu podczas wizyty w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin 14 lutego miał powiedzieć, że “Polacy współpracowali z Niemcami w Holocauście”.

“Jerusalem Post” nie wycofał się z tej relacji. Sam Netanjahu również wprost tego nie zdementował: pytany w samolocie miał powiedzieć tylko “przecież mnie słyszeliście”.

Jak podała Polska Agencja Prasowa, ambasador Anna Azari przekonywała polski MSZ: "Informacje podane przez »Jerusalem Post« na temat wypowiedzi premiera Netanjahu są nieprawdziwe. Byłam obecna przy briefingu premiera i nie mówił on, że polski naród kolaborował z nazistami, a jedynie, że żadna osoba nie została pozwana do sądu za wspominanie o tych Polakach, którzy z nimi współpracowali".

Wypowiedź Netanjahu skorygowały służby dyplomatyczne Izraela. Dziennikarze mieli “zniekształcić” jego wypowiedź. W piątek 15 lutego oświadczenie wydało ministerstwo spraw zagranicznych Izraela:

“Jerusalem Post” z kolei uzupełnił swoją relację o nowe szczegóły - Netaniahu miał powiedzieć, że Polacy pomagali Niemcom zabijać Żydów w czasie wojny. “I am saying it here, there is no argument about this” (ang. “Mówię to tutaj, nie ma w tej kwestii żadnego sporu”) - powiedział. Według amerykańskiej FOX News miał powiedzieć jeszcze: “Nie wybielam historii”.

Prawica oburzona

Jak się okazało, spór jednak jest. Słowa izraelskiego premiera wywołały oburzenie polityków PiS. Prezydent Duda wieczorem na Twitterze zagroził przeniesieniem w inne miejsce szczytu Grupy Wyszehradzkiej (w skład której wchodzą: Polska, Węgry, Czechy i Słowacja), który miał się odbyć 19 lutego w Izraelu. MSZ wezwały ambasador Izraela na wyjaśnienia, uznając jej dotychczasowe tłumaczenia za “nieczytelne”. Oburzali się politycy PiS (m.in. Jarosław Sellin) oraz partii sojuszniczych. Wicepremier Gowin napisał na Twitterze: “Słowa o współpracy narodu polskiego z niemieckimi sprawcami Holocaustu są kłamstwem. Polski rząd nie zaakceptuje go niezależnie od tego, z czyich ust to kłamstwo pada.”

Podejścia rządu nie zmieniło nawet wyjaśnienie ze strony Izraela. Według wiceministra Szymona Szynkowskiego vel Sęka wyjaśnienia te są "nieczytelne": "W dniu dzisiejszym, w godzinach przedpołudniowych pani ambasador Anna Azari została wezwana do Ministerstwa Spraw Zagranicznych na prośbę pana premiera Mateusza Morawieckiego. Wyraziliśmy wobec pani ambasador oczekiwanie, że strona izraelska w sposób jednoznaczny odniesie się do tego, co miał na myśli premier Netanjahu w wypowiedzi cytowanej przez media izraelskie. Dotychczasowe wyjaśnienia w tej sprawie uważamy za nieczytelne. W związku z tym nasze oczekiwanie jest takie, żeby ta sprawa została w sposób jednoznaczny wyjaśniona".

Być może rzekomą wypowiedź Netanjahu tłumaczy w części krytyka, która spadła na niego w Izraelu po podpisaniu w czerwcu 2018 roku wspólnie z premierem Morawieckim deklaracji dotyczącej kwestii historycznych. Wywołała ona dyskusję w Izraelu, w której m.in. historycy z Yad Vashem zarzucali Netanjahu kapitulację przed polską polityką historyczną i wybielaniu Polaków ze zbrodni współudziału w Zagładzie (pisaliśmy o tej sprawie obszernie w OKO.press, wyliczając także nieprawdy i manipulacje w tekście deklaracji). 14 lutego Netanjahu zaatakował także przywódca partii Yesh Atid i konkurent do stanowiska premiera Yair Lapid: “to Polacy powinni nas przeprosić za miliony, które zginęły w Polsce w Holocauście i pomoc, którą udzielali nazistom, a tymczasem Netanjahu po raz drugi ich przeprasza” - powiedział.

Polacy współpracowali?

Nie wiemy, co dokładnie Netanjahu powiedział o udziale Polaków w Zagładzie. Gdyby jednak powiedział: "Polacy kolaborowali z Niemcami", miałby rację.

Nie ulega bowiem wątpliwości, że wielu Polaków współpracowało z Niemcami, pomagając im w Zagładzie Żydów. Wiodący specjaliści zajmujący się badaniem tych zagadnień - tacy jak. prof. Barbara Engelking czy prof. Jan Grabowski - są o tym przekonani. Liczne fakty tej współpracy są również dobrze udokumentowane.

Według badaczy z Centrum Badan nad Zagładą Żydów - autorów i autorek monumentalnego, dwutomowego dzieła “Dalej jest noc”, wydanej w 2018 r. pracy pokazującej przebieg Zagłady w wybranych powiatach na terenie Generalnej Guberni - dwóch na trzech Żydów szukających ratunku przed Niemcami zginęło albo z rąk Polaków, albo przy ich współudziale. Nasze omówienie tej pracy można przeczytać tutaj.

Badacze nie mają wątpliwości, że dominującą postawą była obojętność wobec Zagłady. Wielu było wrogich Żydom, ale pomagali im nieliczni. Mówiła o tym m.in. prof. Barbara Engelking w wywiadzie dla OKO.press.

Bardzo często Niemcy – których w terenie było niewielu – opierali się na służbach, w których działali przede wszystkim Polacy: granatowej policji, Ochotniczej Straży Pożarnej oraz oddziałach junaków ze Straży Budowlanej (Baudienst). Szczególnie złowrogą rolę odegrała granatowa policja. Nie tylko pilnowała gett w czasie „akcji likwidacyjnych”. „Wkraczała z niemieckimi żandarmami do dzielnic żydowskich, brała udział w poszukiwaniach ukrywających się Żydów, złapanych eskortowała do pociągów śmierci oraz często dokonywała egzekucji” – piszą prof. Barbara Engelking i prof. Jan Grabowski we wstępie.

Ogromnym zagrożeniem była polska konspiracja, która bardzo często rozstrzeliwała ukrywających się Żydów. Np. w powiecie miechowskim aż 14 proc. uciekinierów z gett zostało zamordowanych przez polskich partyzantów (podobne sytuacje miały miejsce w innych powiatach, ale dokumentacja jest zbyt skromna, aby stawiać ostateczne wnioski).

Najczęściej jednak ukrywający się byli denuncjowani i doprowadzani do posterunku żandarmerii lub granatowej policji. Podobnych przypadków były tysiące. W lutym 2019 r. w poruszającym felietonie w tygodniku “Polityka” historię swojego ukrywania (przez Polaków) opisał znany dziennikarz Daniel Passent, który był w czasie wojny kilkuletnim dzieckiem. Jego rodzice zginęli, zadenuncjowani przez Polaków.

Passent pisał: “Przeżyli do roku 1944, ostatnio ukrywając się pod Warszawą. Pewnego dnia zostali rozpoznani i zdradzeni w czasie jazdy kolejką na linii otwockiej, wyprowadzeni z wagonu na oczach Tadeusza Płońskiego [pomagającego im Polaka], który im towarzyszył, ale był bezsilny. Nie mógł wysiąść z nimi i stracił ich z oczu na zawsze. Prawdopodobnie spoczywają w zbiorowym grobie w Radości. W czasie okupacji egzekucje w miejscowościach na linii otwockiej, takich jak Wawer, Falenica, Józefów, Śródborów, były zjawiskiem codziennym. Dalsze okoliczności śmierci moich rodziców pozostają nieznane. Nazwisk tych, którzy wyprowadzili moich rodziców (według Płońskiego było ich dwóch), nie usiłowałem ustalić, nigdy ich nie poznałem. W takich okolicznościach ludzie się nie przedstawiali ani nie wręczali swoim ofiarom wizytówek. Dowodów brak, jedyny i ostatni świadek – Tadeusz Płoński – nie żyje. Nie mogę powiedzieć nic więcej, poza tym, że mnie ocalili Polacy i Żydzi, a moich rodziców zdradzili Polacy. Jedni i drudzy byli obywatelami państwa polskiego”.

Historia Passenta i jego rodziny dobrze pokazuje, jak bardzo sprawy polsko-żydowskie w czasie wojny były złożone - i jak trudno jest je wpisać w jedną opowieść o winie lub niewinności.

Polacy czy naród polski?

Politycy PiS muszą wiedzieć, że wielu Polaków - chociaż dokładnej ich liczby nigdy nie poznamy - współpracowało z Niemcami w mordowaniu Żydów i że werdykt polskich i zagranicznych nauk historycznych (urzędników z IPN nikt w debacie naukowej za granicą nie traktuje poważnie) jest w tej sprawie jednoznaczny. Mogą wiedzieć, że ich elektorat nie chce tego słuchać, ale sami muszą zdawać sobie z tego sprawę.

Oskarżenie Polaków o współpracę z Niemcami jest dla nich jednak “oskarżeniem narodu”. “Naród polski nigdy nie poszedł na kolaborację z Niemcami. Zawsze staliśmy po stronie dobra”, powiedział Morawiecki 15 lutego.

Istnieje różnica pomiędzy powiedzeniem “Polacy współpracowali z Niemcami” oraz “naród polski współpracował z Niemcami”.

Dla polityków prawicy naród jest wspólnotą, którą można oskarżyć jako całość - i która może jako całość utracić dobre imię. Stąd próby podkreślania, że zbrodni na Żydach dokonywał “margines społeczny” albo że ludzie, którzy pomagali Niemcom zabijać Żydów, “usuwali się poza nawias narodu polskiego”. Zbrodniarze byli więc nie-Polakami albo nie w stu procentach Polakami. Wszystko po to, by móc powiedzieć - jak zrobił to Morawiecki - że “zawsze staliśmy po stronie dobra”. Ci, którzy nie stali, po prostu z mocy tego faktu przestawali być Polakami.

(Filozof powiedziałby tutaj, że mamy do czynienia ze sporem ontologicznym, czyli o naturę wspólnoty. Można uważać, że istnieje “naród Polski”, który jest czymś większym i innym niż zbiorowość wszystkich Polaków, albo można uważać, że “naród polski” to po prostu zbiór wszystkich Polaków. W tym drugim wypadku oskarżenie niektórych z nich o zbrodnie nie jest atakiem na całą wspólnotę.)

“Naród polski” dla prawicy jest czymś wielkim, wzniosłym i z założenia nieskalanym. Nie wyobrażają sobie, że można być patriotą i równocześnie wiedzieć - bo nie jest to kwestia wiary, tylko wiedzy - że 70 lat temu tysiące czy dziesiątki tysięcy Polaków pomagały Niemcom mordować Żydów.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze