0:000:00

0:00

Pomysł wypłacania każdemu uczniowi 300 zł na szkolną wyprawkę, który PiS ochrzcił nazwą "Dobry start", komentatorzy zgodnie nazywali kiełbasą wyborczą. Pierwszy punkt z ekonomicznej ofensywy PiS, tzw. "piątki Morawieckiego", jest politycznie skuteczny. W sieci wyszukiwania dotyczące programu "Dobry start" - popularnie nazywanego "300 plus" - przykryły zainteresowanie protestami wokół Sądu Najwyższego.

źródło: Polityka w sieci, źródło

17 lipca 2018 roku wiceminister rodziny Bartosz Marczuk poinformował na twitterze, że od 1 lipca rodzice złożyli już milion wniosków on line o świadczenia z programów "500 plus" i "Dobry start" (300 plus). Na papierze można je składać od sierpnia, a ten okrągły milion - łącznie na oba świadczenia - ma dowodzić zapobiegliwości Polaków i popularności programów PiS.

Wnioski składać należy na stronie empatia.mrpips.gov.pl.

Wniosek o wyprawkę można składać do końca listopada, ale pośpiech jest nagradzany. Ci, którzy złożą je do 31 sierpnia mogą liczyć na wypłatę już we wrześniu.

PiS liczy, że wypłata 300 zł zaprocentuje w wyborach samorządowych. Dlatego w sieci mnożą się wywiady z rzeczniczką MEN Joanną Ostrowską i wiceministrem w ministerstwie rodziny Bartoszem Marczukiem, w których można znaleźć informacje o tym, gdzie, kiedy i jak złożyć wniosek o "300 plus". Sam wniosek to ledwie kilka rubryk.

Ile kosztuje elektorat?

Rocznie szkolna wyprawka będzie kosztować budżet państwa prawie półtora miliarda złotych (1 420, 3 mln). W porównaniu z programem "Rodzina 500 plus", który zapewnił PiS sukces wyborczy w 2015 roku, koszt nieduży.

W połowie 2017 roku po 500 zł na drugie i kolejne dzieci w programie uczestniczyło 2,62 mln rodzin i 3,992 mln dzieci do osiemnastu lat. To ok. 58 proc. wszystkich dzieci w Polsce. Bez świadczenia jest ok. 2,89 mln dzieci. W budżecie na 2018 rok na wypłatę świadczeń zarezerwowano ok. 24,5 mld złotych.

Uprawnionych do korzystania z "300 plus" jest prawie 4,6 mln uczniów i uczennic polskich szkół - to bowiem jedno z nielicznych świadczeń bez progu dochodowego. „To rodzice będą decydować, na co wydawać te pieniądze. My ufamy polskim rodzinom i wiemy, że to one najlepiej znają swoje potrzeby” – głosił rządowy tweet zapowiadający program.

Przeczytaj także:

Ale to właśnie brak kryterium dochodowego budzi największe kontrowersje. Takie samo świadczenie dostaną dzieci i wnuki z rodzin 37 polskich miliarderów i miliona stu tysięcy bezrobotnych pobierających zasiłek w wysokości 831,10 zł. W uzasadnieniu do projektu rozporządzenia Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej zaznaczyło, że jego

głównym celem ma być „wyrównywanie szans wśród uczniów, dlatego wsparciem z programu zostaną objęte rodziny z dziećmi na utrzymaniu w wieku szkolnym bez względu na dochód”.

Kłamstwo wyrównywania szans

Gdyby PiS chciał wesprzeć najuboższe dzieci, mógłby chociażby podnieść próg dochodowy uprawniający do pobierania stypendium szkolnego (może je otrzymać uczeń znajdujący się w trudnej sytuacji materialnej, wynikającej z niskich dochodów na osobę w rodzinie).

Ale próg, którego przekroczenie pozbawia prawa do takiego stypendium, od października 2015 roku wynosi zaledwie 514 zł netto na osobę w rodzinie. Wysokość przyznanego stypendium zależy od dochodu i wynosi od 99,20 do 248 zł miesięcznie.

Wysokość progu uprawniającego do pobierania tego socjalnego świadczenia nie nadąża za rosnącymi dochodami gospodarstw domowych. Z ostatnich dostępnych danych GUS wynika, że średni dochód na 1 członka rodziny w 2016 roku wynosił 1475 zł.

Profesor Ryszard Szarfenberg przyjmuje, że w latach 2017 i 2018 dochód na jedną osobę w gospodarstwie domowym zwiększy się o podobną kwotę jak między rokiem 2015 i 2016 roku, czyli średnio o 89 zł. To by oznaczało, że dziś dochód na osobę wynosi ok. 1653 zł.

Natomiast próg dochodowy uprawniający do pobierania stypendium szkolnego wzrósł po raz ostatni w październiku 2015 roku - z 456 do 514 zł. Nawet na wsi średni dochód na jedną osobę ponad dwukrotnie przewyższa próg uprawniający do pobierania stypendium. W 2016 roku średni dochód wynosił w tej grupie 1214 zł.

Zamiast wydawać prawie 1,5 mld zł rocznie na jednorazowe świadczenie skierowane do wszystkich, minister edukacji mógłby zwiększyć dotację celową dla gmin na wypłacanie stypendium.

Problem dla PiS leży w tym, że politycznie ta propozycja będzie działała na korzyść samorządów, które odpowiedzialne są za wypłacanie stypendiów.

Podręczniki tylko dla podstawówki, potem już nie

Szczególnie sprawiedliwe byłoby wyrównanie sytuacji uczniów i ich rodziców w podstawówkach i szkołach ponadpodstawowych. Te pierwsze objęte są daleko idąca pomocą państwa, te drugie jej pozbawione.

Poprzedni rząd, PO-PSL, wprowadził darmowe podręczniki, czyli komplety książek kupowanych przez szkoły, z przeznaczeniem do trzyletniego użytku, ale tylko dla podstawówek i gimnazjów.

Rząd PiS skrócił edukację ogólną, ale tej zasady nie zmienił – funduje książki tylko do podstawówek.

Oznacza to, że rząd „zaoszczędził” na podręcznikach kosztem uczniów.

Zgodnie z ustawą o finansowaniu zadań oświatowych z 2017 roku na podręczniki w podstawówkach państwo przeznaczy:

  • w 2018 roku – 404 mln zł,
  • w 2019 – 286 mln zł,
  • w 2020 – 393 mln zł,
  • w 2021 – 439 mln zł.
Suma tych dotacji z lat 2018-2021 to 1,522 mld, czyli mniej więcej tyle, ile PiS będzie rozdawał ROCZNIE rodzicom! Zamiast dawać prezenty można by zafundować podręczniki do szkół ponadpodstawowych, nawet jeśli jest ich więcej i są droższe. I starczyłoby jeszcze na dowożenie młodzieży.

Dojazdy do liceów i techników – to by było wyrównanie szans!

Zgodnie z ustawą oświatową gmina musi zapewnić bezpłatny transport i opiekę dzieciom, jeśli odległość do przedszkola przekracza 3 km, do podstawówki – 4 km i do gimnazjum – 5 km.

Skala tej pomocy jest ogromna:

  • do szkół podstawowych dowożonych jest 4,3 proc. dzieci w miastach i 28,3 proc. na wsi;
  • do gimnazjów – 10 proc. w miastach i aż 45,4 proc. na wsi.

Prezent od PiS można by przeznaczyć na pokrycie kosztów dojazdów młodzieży do szkół ponadpodstawowych. To wielki problem społeczny.

Dojazd do liceum czy technikum jest często barierą w kontynuacji nauki, uboższych rodzin po prostu na nie nie stać.

Marzenie o nauce i inne nierówności do wyrównania

Można by także przeznaczyć te ogromne pieniądze (choćby ułamek…) na sfinansowanie zajęć dodatkowych w szkołach, zarówno zwiększających kompetencje słabszych uczniów, jak rozwijających pasje i zainteresowanie. Wiadomo, że skorzystałyby na tym szczególnie dzieci z domów o mniejszym kapitale kulturowym.

A gdyby tak zupełnie wprost wesprzeć edukację dzieci z terenów wiejskich, uboższych kulturowo? Dla nich likwidacja gimnazjów, czyli skrócenie edukacji ogólnej z dziewięciu lat (6 + 3) do ośmiu, oznacza mniej szans na wyrównywanie szans edukacyjnych i potem życiowych.

Fundacje wyrównujące szanse uboższej młodzieży (np. program EFC „Marzenie o nauce„) przeznaczają ok. 10 tys. rocznie na osobę: za te pieniądze może ona zamieszkać w mieście (bursa, pokój wynajęty), uczyć się w liceum, a potem iść na studia. Zostaje jeszcze na skromne wydatki.

Za 1,5 mld można by wesprzeć 150 tys. dzieci realizujących swoje marzenie o nauce. O takim wydarzeniu mówiłby cały edukacyjny świat.

Więcej dla uczniów z niepełnosprawnościami?

Rząd PiS wprowadził rozporządzeniem z lipca 2017 program o nazwie wyprawka szkolna przeznaczony dla 21,5 tys. uczniów z niepełnosprawnościami. Zostanie on – i bardzo dobrze – sfinansowany z rezerwy celowej i innych środków budżetowych.

To przykład sensownego zadbania o uczniów o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Można by rozwinąć takie działania, w koordynacji z innym programem zapowiadanym przez rząd „Dostępność plus”.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze