W odpowiedzi na wizytę Nancy Pelosi Pekin zerwał z USA współpracę w kilku ważnych obszarach oraz aresztował działacza Tajwańskiej Partii Narodowej. Xi Jinping podpisał dekret o prowadzeniu "operacji wojskowych innych niż wojna". Czy Tajwan dąży do niepodległości? Będzie wojna? Wyjaśniamy
Od dwóch dni wokół Tajwanu latają chińskie myśliwce, w stronę morza wystrzeliwane są rakiety, a chińskie statki wojenne podpływają coraz bliżej nieformalnej i nieuznawanej przez Pekin linii demarkacyjnej między Chinami a Tajwanem, znajdującej się 12 mil od tajwańskich wybrzeży. Tajwan nie schodzi z czołówek światowych mediów.
To w odpowiedzi na wizytę szefowej Izby Reprezentantów amerykańskiego Kongresu w środę 3 sierpnia na Tajwanie, chińska armia rozpoczęła zakrojone na szeroką skalę ćwiczenia wojskowe wokół wyspy obejmujące testy rakietowe oraz wymianę ognia. Tajwan i Chiny dzieli zaledwie 160-kilometrowa Cieśnina Tajwańska, jeden z najważniejszych szlaków wodnych w Azji Południowo-Wschodniej. Kto kontroluje cieśninę, ten gospodarczo i wojskowo kontroluje cały region.
Ćwiczenia wojskowe wokół Tajwanu to niewątpliwie pokaz siły. Tuż przed kongresem partii komunistycznej, który odbędzie się wczesną jesienią, przywódca Chin Xi Jinping nie może pozwolić sobie na okazanie słabości wobec Stanów Zjednoczonych. Prowokacyjna, zdaniem Pekinu, wizyta Pelosi musi pociągnąć za sobą odpowiednio spektakularną odpowiedź. Jak poważna jest ta sytuacja?
Wizyta Nancy Pelosi, spikerki Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych na Tajwanie, pociągnęła za sobą szereg działań ze strony Chin, które oznaczają pogorszenie stosunków dyplomatycznych z USA.
Zdaniem Pekinu wizyta Pelosi to pogwałcenie chińsko-amerykańskiej umowy z 1979 roku, w której USA zobowiązują się do uznania zasady jednych Chin – to Chińska Republika Ludowa jest jedynym reprezentantem państwa chińskiego, a Tajwan to tylko zbuntowana prowincja.
USA odżegnują się od tego oskarżenia twierdząc, że wizyta Pelosi nie zmienia nic w ustaleniach między USA a Chinami, a poza tym w żaden sposób nie odbiega od dotychczasowych kontaktów między amerykańską administracją a władzami Tajwanu.
W odpowiedzi na to Chiny nie tylko rozpoczęły wspomniane już ćwiczenia wojskowe, ale ogłosiły też zerwanie lub zawieszenie współpracy z USA w kilku dziedzinach, m.in. koordynacji obecności wojskowej w regionie, zwalczania przestępczości międzynarodowej, walki z narkotykami oraz w sprawie zmian klimatycznych.
Tego samego dnia na terenie miasta Wenzhou w prowincji Zhejiang w Chinach doszło do aresztowania wiceprzewodniczącego Tajwańskiej Partii Narodowej Yanga Chih-yuana, który przebywał tam prywatnie na zawodach strategicznej gry Go. Jak donosi Taipei Times, największy tajwański anglojęzyczny dziennik, Yang został zatrzymany przez funkcjonariuszy chińskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego. Jest oskarżony o udział w tworzeniu "nielegalnej organizacji", której celem jest dążenie do tego, „aby Tajwan stał się suwerennym, niepodległym państwem wraz z przystąpieniem do ONZ”.
Aresztowanie Yanga ma na celu wywarcie presji na Tajwan w związku z wizytą Nancy Pelosi, twierdzi Taipei Times. Chiny straszą, że „najbardziej zagorzali tajwańscy separatyści nie unikną surowej kary” – to słowa rzeczniczki Chińskiego Biura ds. Tajwanu Ma Xiaoguang.
Rządząca na Tajwanie Demokratyczna Partia Postępowa wydała oświadczenie, w którym "zdecydowanie potępia brak poszanowania przez Chiny praw człowieka i rządów prawa oraz wykorzystywania wolnych obywateli Tajwanu jako narzędzia szantażu politycznego". To nie pierwszy raz, gdy chińskie władze aresztują działaczy politycznych z Tajwanu.
Chiny konsekwentnie oskarżają Tajwan o dążenie do niepodległości. Tymczasem rządząca obecnie Demokratyczna Partia Postępu – najstarsza demokratyczna partia Tajwanu – to partia istniejącego status quo, która nie wzywa do ogłoszenia formalnej niepodległości.
W polityce tajwańskiej główna linia podziału pomiędzy partiami politycznymi przebiega wzdłuż relacji z Chinami. Na jednym krańcu spektrum znajdują się partie popierające niepodległość Tajwanu (jak np. powstała po rewolucji słoneczników New Power Party czy wspomniana już Tajwańska Partia Narodowa), a na drugim te popierające zjednoczenie z Chinami (np. Partia Chińskich Nacjonalistów – Kuomintang, do dziś najbogatsza partia Tajwanu, pozostałość po dyktaturze Czang Kaj-Szeka). Pomiędzy nimi sytuują się partie politycznego centrum, które popierają to, co w tajwańskiej polityce określane jest mianem "status quo", czyli utrzymanie dwuznacznej pozycji Tajwanu jako państwa de facto niepodległego, któremu brakuje państwowości de jure. Taką partią jest rządząca DPP.
Władze Tajwanu domagają się formalnej niepodległości, co budzi zrozumiałe oburzenie Chin
Co to znaczy? W świetle prawa międzynarodowego Tajwan jest państwem posiadającym tzw. państwowość empiryczną. Ma suwerenną władzę (czyli samodzielny i efektywny rząd), posiada oddzielne i suwerenne terytorium oraz ludność, która poddaje się kontroli tej władzy, ale nie jest państwem de jure, czyli w znaczeniu prawnym – nawet konstytucja Tajwanu nie wspomina o niepodległości państwa, lecz odnosi się do historycznych ram Republiki Chińskiej, którą ChRL uznaje za swoje terytorium. Ponadto Tajwan nie jest uznawany na arenie międzynarodowej. Status formalno-prawny sytuuje Tajwan pośród państw o kwestionowanej suwerenności podobnie jak np. Kosowo czy Naddniestrze.
Rządząca obecnie na Tajwanie partia DPP nie domaga się formalnego ogłoszenia niepodległości, które wymagałoby zmiany konstytucji. DPP wychodzi z założenia, że Tajwan już dziś jest państwem suwerennym, ale nie domaga się formalnej zmiany jego statusu w obawie przed chińską agresją.
Republika Chińska nie występuje więc w międzynarodowych stosunkach gospodarczych, politycznych, kulturalnych i sportowych jako osobne państwo Tajwan, lecz najczęściej jako Chińskie Tajpej. DPP nie postuluje zmiany tego stanu.
Jak wynika z sondaży przeprowadzonych regularnie przez tajwańskie Centrum Studiów Wyborczych większość Tajwańczyków popiera podejście rządu do "ochrony suwerenności narodowej" oraz domaga się utrzymania obowiązującego status quo. 28,3 proc. respondentów w ogóle nie chce zmiany statusu Tajwanu, a 28,6 proc. domaga się utrzymania status quo obecnie oraz rozważenia kwestii niepodległości lub zjednoczenia w przyszłości.
Tylko 5,2 proc. Tajwańczyków popiera ogłoszenie formalnej niepodległości jak najszybciej oraz dążenie do uznania Tajwanu na forum Narodów Zjednoczonych. Jeszcze mniejszy odsetek - 1,3 proc. respondentów opowiada się za możliwie szybkim zjednoczeniem z Chinami kontynentalnymi. Jak widać więc dążenie niepodległościowe na Tajwanie jest znikome.
Co bardzo ważne, pierwszy raz od lat ci, którzy domagają się bezwzględnego utrzymania status quo dogonili liczebnie tych, którzy chcą utrzymania status quo teraz i rozważenia kwestii niepodległości w przyszłości. To efekt rosnącej presji ze strony Chin oraz tego, że Tajwańczycy faktycznie obawiają się chińskiej interwencji militarnej.
Dane z marca 2022 roku pokazują, że 40 proc. Tajwańczyków obawia się chińskiej inwazji. Jednocześnie Tajpej raczej nie skapituluje wobec żądań Pekinu, a Tajwańczycy będą woleli walczyć o niepodległość niż ulec Chinom. Inny sondaż przytaczany przez Taipei Times, pokazuje, że 70 proc. Tajwańczyków byłoby gotowych pójść na wojnę w obronie Tajwanu, jeśli Chiny zaatakują.
Kwestia tajwańska ma w polityce chińskiej duże znaczenie. Tajwan uważany jest przez Chiny za część jego terytorium. Chiny domagają się powtórnego zjednoczenia i uznania przez wsypę zwierzchności Pekinu - to chińskie rozumienie tajwańskiego „status quo”.
Chińska propaganda intensywnie promuje ideę: „dwóch systemów w jednym państwie”, rozwiązanie na mocy którego w 1997 roku do Chin wrócił Hong-Kong, którego autonomia jest od lat dławiona. Ponowne zjednoczenie wyspy z kontynentem jest politycznym i ambicjonalnym celem chińskich komunistów. O konieczności zjednoczenia terytoriów utraconych mówi nawet preambuła konstytucji Chińskiej Republiki Ludowej.
Tajwan jest wysoko w agendzie Xi Jinpinga, który wielokrotnie w swoich przemówieniach wspominał o konieczności pełnego włączenia Tajwanu do ChRL. W 2019 roku bezpośrednio zagroził użyciem siły w celu podporządkowania wyspy Pekinowi. W lipcu 2021 roku powiedział, że Chiny "zmiażdżą" wszelkie próby uzyskania formalnej niepodległości przez Tajwan. W październiku 2021 roku podczas wystąpienia z okazji 110. rocznicy chińskiej powiedział: "Pokojowe zjednoczenie z Tajwanem jest możliwe i stanie się faktem". "Zjednoczenie kraju najlepiej posłuży chińskiemu narodowi oraz rodakom na Tajwanie".
Żeby zaznaczyć swoje roszczenia do Tajwanu w 2005 roku chiński parlament przyjął tzw. ustawę antysecesyjną, która przyznaje Pekinowi prawo do interwencji zbrojnej na wypadek formalnego ogłoszenia przez Republikę Chińską niepodległości.
W połowie czerwca Xi Jinping podpisał też wytyczne dotyczące prowadzenia "operacji wojskowych innych niż wojna" (z ang. „non-war military operations”). Ich celem ma być m.in. ochrona ludności, suwerenności narodowej, stabilności regionalnej i pokoju światowego. Niektórzy eksperci sugerują, że dokument mógł powstać celem stworzenia ram prawnych dla ewentualnego użycia siły przeciwko Tajwanowi oraz widzą w nim kalkę z prowadzonej przez Władimira Putina „specjalnej operacji wojskowej” w Ukrainie – propagandowego określenia wojny. Dokument wzbudził duże obawy w Tajwanie.
Przejęcie kontroli nad wyspą oprócz wymiaru prestiżowego, ma przede wszystkim znaczenie strategiczne. Tajwan leży na jednym z najważniejszych szlaków morskich południowo-wschodniej Azji. Gdyby zjednoczył się z Chinami, szlak ten znalazłby się pod pełną kontrolą Chin bardzo ograniczając obecność w regionie Stanów Zjednoczonych.
Taka sytuacja utrudniłaby USA możliwość realizacji zobowiązań obronnych względem sojuszników – Japonii i Korei Południowej, a Chiny uzyskałyby znaczną dominacją gospodarczą, militarną i polityczną w tej części świata.
Tajwan ma także ogromne znaczenie gospodarcze. Gdyby uzyskał uznanie społeczności międzynarodowej, stałby się automatycznie 21. co do wielkości gospodarką świata - wyliczył portal Business Insider. Tajwańskie firmy dominują na rynku półprzewodników, na Tajwanie powstaje ponad 80 proc. światowej produkcji laptopów. Kto ma kontrolę nad Tajwanem, może mieć kontrolę nad technologiami. Tajwański przemysł skoncentrowany jest przede wszystkim na handlu zagranicznym.
Wielu ekspertów pisze o tym, że prawdopodobieństwo ataku Chin na Tajwan jest niskie, ponieważ ChRL nie dysponuje zdolnościami do jego przeprowadzenia - czytamy w komentarzu PISM. Takie ujęcie tematu nie do końca oddaje stan rzeczywistości. W ostatnich latach Chiny bardzo intensywnie rozbudowywały swoją armię i niemal pod każdym względem w gigantycznym stopniu przewyższają siły tajwańskie.
Armia Chin to w tym momencie 2 mln żołnierzy w aktywnej służbie, ponad 600 tys. wyszkolonych członków sił paramilitarnych, ponad 3 tys. samolotów bojowych, 912 helikopterów, ponad 5 tysięcy czołgów. Dla porównania Tajwan to 170 tys. czynnych żołnierzy, 11,5 tys. członków sił paramilitarnych, 740 samolotów bojowych, 208 helikopterów, 1100 czołgów. Tajwan przewyższa Chiny tylko w liczbie przeszkolonych rezerwistów: w ostatnich latach Tajwan bardzo aktywnie szkolił swoich obywateli do walki i dzięki czemu rezerwa liczy 1,5 miliona osób. Chiny mają ok. 500 tysięcy rezerwistów.
Budżet obronny Chin to 230 mld dolarów rocznie, Tajwanu – 16,8 mld dolarów.
To wszystko nie oznacza jednak, że Tajwan jest bezbronny. Ryzyko chińskiej inwazji wisi nad Tajwanem już na tyle długo, że Tajwan opracował wyrafinowany system obrony wykorzystujący potencjał geograficzny usytuowania Tajwanu.
Tajwan stawia na taktykę, określaną strategią jeżozwierza - na zmasowanej obronie, która ma uniemożliwić przeciwnikowi zbliżenie się do wyspy. Celem tej strategii jest czynienie potencjalnej inwazji niezwykle trudną i kosztowną dla przeciwnika.
Tajwan zgromadził ogromne zapasy broni przeciwlotniczej, przeciwpancernej, przeciwokrętowej oraz amunicji. Obrona polegałaby na zmasowanym ostrzale w wykonaniu m.in. bezzałogowych statków powietrznych, szybkich łodzi szturmowych oraz okrętów stawiających miny, które są w stanie zniszczyć drogie chińskie okręty oraz skomplikować operacje lądowania każdej armii. Tajwańska obrona zasypałaby przeciwnika gradem rakiet, ostrzału artyleryjskiego, zaminowałaby cieśninę - wyspa zamieniłaby się w fortecę.
Obecna eskalacja to pokaz siły. Tajwan i Chiny pogrążone są w sporze już od dawna i co jakiś czas widoczne jest zwiększenie napięcia. Sytuacja jest jednak coraz bardziej niepokojąca. Eksperci ds. bezpieczeństwa międzynarodowego podkreślają, że Chiny od lat konsekwentnie rozwijają zdolność do ataku Tajwanu, m.in. w czerwcu zwodowano trzeci lotniskowiec oraz wdrożono systemy A2AD, czyli rosyjskie rozwiązanie służące izolowaniu pola walki, które mogą być wykorzystane do ograniczenia możliwości wsparcia Tajwanu przez USA.
Celem systemów A2Ad (Anti-Access Area-Denial) jest uniemożliwienie przeciwnikowi wejścia w tzw. teatr działań zbrojnych za pomocą środków rażenia dalekiego zasięgu oraz uniemożliwienie mu prowadzenia działań na tym terenie przy pomocy środków krótszego zasięgu. Instalacje tego typu składają się z różnego rodzaju wyrzutni pocisków typu ziemia powietrze, przeciwokrętowych pocisków balistycznych i manewrujących, min czy dronów.
Przygotowywanie się Chin do agresji na Tajwan potwierdził też na początku lipca w rozmowie z BBC gen. Milley, przewodniczący połączonych szefów sztabów USA.
"Prezydent Xi Jinping wielokrotnie wspomniał o tym na forum publicznym, w przemówieniach, że rzucił wyzwanie Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, aby rozwinąć zdolność do zaatakowania Tajwanu w pewnym momencie. To, czy to zrobią, czy nie, będzie wyborem politycznym opartym na kalkulacji potencjalnych korzyści i kosztów takiego rozwiązania."
To niejedyne zwiastuny potencjalnych prób siłowego rozwiązania kwestii Tajwanu. Jak wymienia Marcin Przychodniak w komentarzu PISM, w ostatnim czasie ChRL wzmocniła także retorykę zjednoczeniową. W czerwcu minister obrony podkreślił, że zbrojne działania służące przyłączeniu Tajwanu nie muszą nastąpić jedynie w reakcji na jego aspiracje niepodległościowe. Chińskie MSZ zakwestionowało swobodę żeglugi w Cieśninie Tajwańskiej, sugerując suwerenność ChRL nad jej wodami. Władze chińskie zleciły instytucjom finansowym sprawdzenie potencjalnych efektów wdrożenia wobec ChRL sankcji finansowych podobnych do nałożonych na Rosję w odpowiedzi na atak na Ukrainę.
Ta sekwencja zdarzeń jest bardzo niepokojąca.
Cieśnina Tajwańska jest uznawana w stosunkach międzynarodowych za potencjalne miejsce wybuchu konfliktu zbrojnego. Ze względu na zaangażowanie USA istnieje niebezpieczeństwo wciągnięcia USA do wojny w tamtym rejonie świata w sytuacji militarnej aneksji Tajwanu przez Chiny Ludowe.
Natomiast żadna eskalacja sporu międzynarodowego, jakim jest sytuacja między Chinami a Tajwanem, nigdy automatycznie nie prowadzi do wojny. Decyzja o konflikcie zbrojnym to decyzja polityczna podejmowana na podstawie dokładnej analizy potencjalnych zysków i strat.
Takie działania władz Chin mogą być na razie tylko "prężeniem muskułów" oraz próbą wywarcia wpływu na społeczeństwo tajwańskie. W 2024 roku zbliżają się ważne wybory prezydenckie, bo kończy się ostatnia kadencja prezydent Caj Ing-wen. Poprzez eskalację napięcia Komunistyczna Partia Chin może chcieć skłonić społeczeństwo tajwańskie do większego podporządkowania, czego efektem może być wybór na stanowisko prezydenta bardziej spolegliwego polityka lub polityczki.
W tym momencie eksperci stoją raczej na stanowisku, że w ciągu najbliższych paru miesięcy będzie utrzymywać się wzmożone napięcie w Cieśninie Tajwańskiej, ale nie będziemy mieć do czynienia z inwazją.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze