0:000:00

0:00

[restrict_content paragrafy="4"]OKO.press rozmawia z prof. Katharine Hayhoe, fizyczką atmosfery i jedną z najbardziej znanych popularyzatorek wiedzy o klimacie. Pracę badawczą i kierowanie Climate Science Center na Texas Tech University Hayhoe łączy z prowadzeniem cyklu filmów PBS Global Weirding omawiających problemy zmian klimatycznych w kontekście politycznym i religijnym (jest praktykującą ewangeliczną chrześcijanką).

W 2014 roku magazyn TIME uznał ją za jedną ze 100 najbardziej wpływowych osób na świecie.

Wojciech Kość: Na początek pytanie, na które odpowiedź jest z pozoru oczywista, jednak nie dla wszystkich. Wiemy nie tylko, że klimat się zmienia, ale - na nasze nieszczęście - że zmienia się coraz szybciej?

Katherine Hayhoe: Tak. Badamy klimat Ziemi od dziesięcioleci i wiemy, że nasza planeta się ociepla, a odpowiedzialność za to spada na nas, ludzi. I widzimy wyraźnie, że wiele aspektów zmian klimatycznych przyspiesza. Poziom mórz podnosi się dwa razy szybciej niż zaledwie 25 lat temu. Przyspiesza topnienie pokrywy lodowej Grenlandii i Arktyki. Widzimy, że zmiany klimatu zwiększają ryzyko pogodowe na zamieszkanych obszarach.

Przeczytaj także:

Załóżmy, że grasz z pogodą w kości. W miarę ocieplania się klimatu przegrywasz częściej i szybciej, bo rywal raz za razem wyrzuca podwójne szóstki: pożary płoną na większych obszarach, fale upałów są znacznie częstsze i intensywniejsze, ulewne deszcze występują częściej, a susze są silniejsze i dłuższe.

Zmiana klimatu charakteryzuje się m. in. tym, że rosnąca temperatura powoduje tzw. dodatnie sprzężenia zwrotne, czyli uwalnia zjawiska przyspieszające zmiany. Co o nich wiemy?

W historii Ziemi – mówimy więc o wielu milionach lat – nie było do tej pory okresu, w którym tyle dwutlenku węgla dostawałoby się do atmosfery w tak szybkim tempie. W związku z tym jednym z najważniejszych problemów, z jakim mierzymy się obecnie, jest zrozumienie w jaki sposób system klimatyczny zareaguje na tak wielkie zmiany.

Z obserwacji, a także z danych historycznych i paleoklimatycznych wiemy, że gdy Ziemia się ogrzewa, powoduje to uwolnienie większej ilości gazów cieplarnianych do atmosfery na skutek procesów przyspieszanych przez ocieplenie.

Zwiększona emisja powoduje dalsze ocieplenie i tak dalej. My, naukowcy zajmujący się klimatem, rzeczywiście nazywamy to dodatnimi sprzężeniami zwrotnymi, choć lepsze chyba byłoby określenie błędne koło. Dlatego w tej chwili z niepokojem obserwujemy to, co dzieje się w Arktyce. W wiecznej zmarzlinie mamy mnóstwo materiału organicznego: rośliny, systemy korzeniowe, kości zwierząt... Ale wieczna zmarzlina topnieje, powodując rozkład tego materiału, co z kolei uwalnia metan, bardzo silny gaz cieplarniany.

Kilka tygodni temu byłam na Alasce. Znajoma zajmującą się metanem uwalnianym z wiecznej zmarzliny zabrała mnie nad jezioro. Zobaczyłam bulgoczące w wodzie bąbelki metanu z topniejącej wiecznej zmarzliny… W ciągu kilku minut mogłyśmy nałapać sporo metanu - tak szybko postępuje rozmrażanie. W istocie Arktyka nagrzewa się dwukrotnie szybciej niż reszta świata.

Ostrożnie z końcem świata

Czy wiemy jak szybko ten uwalniający się metan spowoduje zmiany nie do odwrócenia w ziemskim klimacie?

„Czy jest już za późno?” - to jedno z najczęściej zadawanych mi pytań. Odpowiedź brzmi: tak i nie. To trochę tak, jakbyśmy latami palili paczkę papierosów dziennie. Z pewnością zdążyliśmy już zaszkodzić płucom, ale nie mamy jeszcze raka i wciąż żyjemy, więc wiemy, że im szybciej rzucimy palenie, tym lepiej dla naszego zdrowia. Podobnie ze zmianami klimatycznymi - wiemy, że pewne szkody są już nieodwracalne. Ale wiemy również, że przyszłość jest w naszych rękach.

Czy będzie to przyszłość, w której nadal jesteśmy zależni od paliw kopalnych, czy przyszłość, w której przechodzimy na czystą energię? To ogromna różnica – polegająca na tym, czy nadal będziemy mieć zdolną do funkcjonowania cywilizację, czy nie.

Powszechnie cytowany fragment zeszłorocznego raportu IPCC mówi, że do roku 2030 musimy obniżyć emisje o 45 proc. - względem roku 2010 - by nie dopuścić do wzrostu temperatury o więcej niż 1,5°C do końca stulecia. Na tej podstawie wiele mediów doszło do wniosku, że mamy tylko 10 lat na uratowanie się. Czy słusznie?

Wiele osób nie zrozumiało tego raportu, twierdząc, że mamy trochę więcej niż 10 lat na zapobieżenie zmianie klimatu albo będzie po wszystkim. To nieprawda. Autorów i autorki raportu poproszono o udokumentowanie, jakie zmiany spowoduje wzrost globalnej temperatury o 2°C w porównaniu do wzrostu o 1,5°C. Z tym, że 1,5°C to nie jakiś magiczny próg. Jeśli podgrzejemy Ziemię o 1,49°C, nie będzie to oznaczać, że wszystko jest w porządku. A ocieplenie o 1,51°C nie oznacza końca świata.

Drugą rzeczą, o której mówi raport, jest to, ile dwutlenku węgla możemy wyemitować, zanim ocieplenie o 1,5°C stanie się nieuniknione. Jeśli podzielimy te emisje przez kolejne lata, wyjdzie nam, na ile emisji możemy sobie pozwolić, by być na ścieżce do wzrostu o 1,5°C. Jakimś sposobem te rozważania zmieniły się w „mamy 10 lat do końca świata”.

A jaki wzrost temperatury mamy już pewny?

Doświadczyliśmy już ocieplenia o 1°C. Gdybyśmy mieli magiczny przełącznik i wyłączyli emisje dziś - czego nie możemy i nie chcielibyśmy zrobić, bo oznaczałoby to mnóstwo cierpienia – to z powodu dodatnich sprzężeń zwrotnych i bezwładności systemu klimatycznego, temperatura wzrosłaby o kolejne 0,6°C do końca stulecia. Oznacza to, że musimy szybko zmniejszyć emisje, a następnie, aby utrzymać wzrost temperatury na poziomie 1,5°C, będziemy musieli zacząć zmniejszać koncentrację dwutlenku węgla w atmosferze. Tylko robiąc te dwie rzeczy 1,5°C jest możliwe.

Sam weganizm nie rozwiąże problemu

Jak dużo możemy osiągnąć przez zmiany na indywidualnym poziomie? Przecież jeśli zdecyduję zrobić coś sprzyjającego klimatowi - powiedzmy, jeść mniej mięsa, sprzedać samochód i korzystać z transportu publicznego, rzadziej latać – będzie to bez znaczenia. Miliony ludzi robią wszystkie te rzeczy bez żadnych oporów.

W społeczności zajmującej się działaniami na rzecz klimatu toczy się wielka debata na temat tego, czy potrzebujemy indywidualnych działań, czy raczej zmian ogólnosystemowych? Moja odpowiedź: tak! (śmiech) Potrzebujemy jednego i drugiego.

Kiedy działamy indywidualnie, dajemy sobie nadzieję i poczucie sprawczości. Dajemy także przykład innym ludziom. No i mamy powód do rozmów! Moim zdaniem najważniejszą rzeczą, którą każdy z nas może zrobić indywidualnie w sprawie zmiany klimatu, jest rozmowa. Jeśli nie rozmawiamy, skąd mamy wiedzieć, czy problem nas w ogóle obchodzi i co możemy zrobić, by mu zaradzić?

Ale pojedyncze działania to za mało. Wiele osób mówi: jeśli przejdziemy na weganizm, to rozwiąże problem. Jednak hodowla zwierząt odpowiedzialna jest tylko za 14 proc. emisji gazów cieplarnianych. Za 71 proc. emisji odpowiedzialnych jest zaledwie 100 firm. Potrzebujemy zmiany systemowej, ponieważ indywidualne wybory ludzi nie są w stanie wpłynąć na te 100 firm.

W ubiegłym roku prezydent Royal Dutch Shell powiedział, że ludzie powinni wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje - ludzie, którzy jedzą truskawki zimą, ludzie, którzy podróżują na duże odległości, naprawdę muszą robić więcej [dla klimatu]. I to mówi prezes jednej ze 100 firm odpowiedzialnych za cały problem… Tak wygląda taktyka odwracania uwagi i wzmacniania naszego poczucia winy.

To my mamy być odpowiedzialni za problem ze zmianą klimatu i to my musimy mu zaradzić, podczas gdy wszystkie te firmy beztrosko kontynuują wydobycie i sprzedaż węgla, ropy i gazu. Dlatego bez zmiany systemowej nigdy tego nie naprawimy. Niestety, czasem widać bardzo dobrze, jak dyskusja na temat osobistych wyborów zaciemnia lub ukrywa dyskusję na temat zmiany systemowej.

Co Pani zdaniem stanowi największy problem w dotarciu do opinii publicznej z faktami naukowymi na temat zmian klimatu?

Myślę, że jest mnóstwo problemów! Największym jest to, że jako ludzie wierzymy, że rozwiązania stanowią zagrożenie dla naszego dobrobytu, komfortu, stylu życia, pracy, gospodarki - wszystkiego, co dla nas ważne. Uważamy, że rozwiązania ograniczające skutki zmian klimatycznych niosą większe zagrożenie niż skutki tych samych zmian. Uważamy, że globalne ocieplenie wpływa na innych - na ludzi żyjących w biednych krajach, na przyszłe pokolenia, niedźwiedzie polarne – ale nie na nas tu i teraz. Mamy wypaczone spojrzenie na faktyczne ryzyko, przed którym stoimy. To nawet nie jest kwestia posiadania lepszej wiedzy naukowej, to przede wszystkim kwestia zrozumienia ryzyka.

A co z politykami? W kwestii przeciwdziałania zmianom klimatycznym przywódcy największych i najważniejszych krajów takich, jak USA czy Brazylia, nie rozumieją lub nie chcą zrozumieć wagi problemu. Albo wręcz aktywnie sprzeciwiają się działaniom zaradczym,

Co rządzi tym światem? Pieniądze. Co rządzi polityką? Pieniądze. Kto ma pieniądze? Przede wszystkim firmy z branży paliw kopalnych. Nasz problem polega na tym, że bogactwo i władza wciąż pozostają w rękach korporacji, dla których odejście od paliw kopalnych oznacza utratę wszystkiego.

Proszę wejść na Wikipedię i znaleźć największe firmy na świecie pod względem przychodów. Na miejscu pierwszym – Walmart. Miejsca od drugiego do czwartego – firmy z sektora ropy i gazu. Miejsce piąte – energia elektryczna. Miejsca od szóstego do ósmego - ropa i gaz. Miejsca dziewiąte i dziesiąte – przemysł motoryzacyjny. Jak zarabia przemysł motoryzacyjny? Cóż, produkuje rzeczy spalające ropę i gaz.

Dopiero na kolejnych pozycjach są firmy takie, jak Apple, korzystająca w 100% z czystej energii i próbująca zdekarbonizować swoje łańcuchy dostaw. Układ sil zaczyna się zmieniać, ale na razie zmienia się za wolno.

Ludzie uważają, że nikt nic nie robi

W Polsce twierdzi się, że redukcja naszych emisji CO2 nie ma znaczenia, ponieważ USA czy Chiny emitują wielokrotnie więcej. Politycy, dziennikarze i inne osoby mające wpływ na debatę publiczną mówią: „Najpierw niech USA ograniczą swoje emisje, wtedy zaczniemy pracować nad naszym 1%”. Jak odpowie Pani na taką argumentację?

Słyszę ten argument w każdym kraju! W Kanadzie słyszę, że emitują tylko 3% globalnych emisji rocznie. W USA słyszę, że emisje w Chinach są większe niż amerykańskie, a w Chinach, że per capita ich emisje są znacznie mniejsze niż prawie w każdym rozwiniętym kraju na świecie. Każdy kraj twierdzi, że akurat jego emisje nie mają znaczenia.

Aby odeprzeć te argumenty, przedstawiam ludziom pozytywne przykłady tego, co dzieje się w Chinach, USA, Indiach, Kanadzie i w innych miejscach, w których rzekomo nie robi się nic w sprawie klimatu. Pytam, czy wiedzą, jak szybko rozwija się energetyka odnawialna w Chinach, albo czy wiedzą, że w to w Indiach powstaje najwięcej „zielonych miejsc pracy” na świecie i tak dalej. Na ogół nie wiedzą.

Ludzie generalnie uważają, że nikt nic nie robi, ale kiedy zaczynasz dzielić się wiadomościami, że jest odwrotnie, daje to nadzieję i poczucie sprawczości, których potrzebujemy, aby sami działać. Dlatego mówienie o tym jest tak ważne.

Może pomówmy o tym, czego jeszcze nie wiemy o zmianie klimatu albo jak szybko postępuje?

Jestem autorką jednego z rozdziałów w raporcie nt. zmian klimatycznych przygotowanym przez US Global Change Research Program [chodzi o rządowy projekt mający na celu koordynację wysiłków na rzecz zrozumienia zmian w środowisku i ich wpływu na społeczeństwo]. Rozdział nosi tytuł „Możliwe zaskoczenia” i dotyczy właśnie tego, o co pan pyta: o czym wiemy, że nie wiemy, a o czym nawet nie wiemy, że nie wiemy.

Tak więc po pierwsze: wiemy, że w systemie klimatycznym występują dodatnie sprzężenia zwrotne, które mogą przyspieszyć zmiany klimatu, a nawet doprowadzić system klimatyczny do zupełnie nowego stanu, czegoś całkiem innego od tego, co znamy z przeszłości. Niektóre z tych dodatnich sprzężeń zwrotnych są nam znane i możemy je skwantyfikować. Ale są i takie, o których wiemy, że istnieją, ale skwantyfikować ich jeszcze nie jesteśmy stanie. Mamy też mocne podejrzenia, że są takie, o których jeszcze nie wiemy.

Po drugie, wiemy, że skutki zmian klimatycznych wzmacniają się wzajemnie i ich całościowy wpływ na gospodarkę, zasoby, stabilność systemów politycznych itd. jest większy, niż wpływ każdego z nich z osobna i może doprowadzić do upadku rządów, kryzysów migracyjnych, destabilizacji całych regionów. Niemniej nie do końca rozumiemy w jaki sposób skutki zmian klimatycznych oddziałują na siebie i wzmacniają się nawzajem.

Po trzecie, mniej więcej od XIX w. modelujemy klimat za pomocą narzędzi fizyki, chemii i biologii. Wiemy jednak, że modele klimatyczne mają swoje ograniczenia. Dane paleoklimatyczne sugerują, że istnieje ryzyko, że nawet nasze najlepsze przewidywania zmian klimatycznych w długim okresie są niedoszacowane. Uważam, że mamy całkiem niezłe pojęcie o tym, co wydarzy się w klimacie w najbliższych dekadach. Jest trochę gorzej jeśli chodzi o modelowanie długoterminowe – tu jest sporo znaków zapytania.

Biorąc to wszystko pod uwagę, jakiej temperatury mamy spodziewać się w roku 2100?

Wydaje mi się, że emisje dwutlenku węgla będą powoli odchylać się od rosnącej ścieżki, na której się obecnie znajdują. Ponieważ skutki zmian klimatycznych stają się coraz poważniejsze, a świadomość konieczności pilnego działania będzie się zwiększać, myślę, że w końcu dojdziemy do momentu, w którym razem zawołamy „o cholera!”. OK, to mało naukowe stwierdzenie... Ale uważam, że taki moment nastąpi.

Zdamy sobie wreszcie sprawę z powagi sytuacji i nastąpi szybkie dojście do neutralności klimatycznej z wykorzystaniem technologii usuwania dwutlenku węgla z atmosfery. Bez tej ostatniej zmierzamy do wzrostu temperatury o ok. 3°C-3,5°C. Ale jeśli będziemy w stanie to robić, wtedy mamy szanse na 2°C-2,5°C.
;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze