0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: krystian maj 48669574000krystian maj 4866957...

Premier Morawiecki, gdy był jeszcze tylko ministrem rozwoju, zaprezentował Plan Morawieckiego, którego założenia przyjął rząd 16 lutego 2016. Rok później plan zmienił się w Strategię na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Prześledziliśmy, co dokładnie stało się z kilkoma najważniejszymi zapowiedziami z tego planu.

W 2020 roku:

  • stopa inwestycji miała osiągnąć 25 proc;
  • udział wydatków na badania i rozwój miał osiągnąć poziom 2 proc. PKB;
  • PKB na głowę mieszkańca (według parytetu siły nabywczej) miał wynieść 78 proc. średniej unijnej.

Choć wskaźniki te miały zostać osiągnięte w 2020 roku, już dziś widać, że pomimo szybkiego wzrostu gospodarczego plan nie zostanie zrealizowany. Być może dlatego, że nigdy nie był żadnym planem, tylko marketingową wydmuszką.

Plan Morawieckiego: Kaczyński zachwycony, Bugaj krytyczny

"Strategia" była chwalona przez Jarosława Kaczyńskiego jako przełomowy dokument:

„To potężne przedsięwzięcie, które jest w centrum całego wielkiego planu IV Rzeczypospolitej” – mówił o planie prezes.

Ryszard Bugaj, profesor ekonomii, niegdyś członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Dudzie (zrezygnował z członkostwa w proteście) plan krytykował na łamach „Gazety Wyborczej”:

„Dokument pewnie powstał jako sklejona przez urzędników Ministerstwa Rozwoju składanka fragmentów dostarczonych przez poszczególne resorty. Rezultat jest fatalny. »SOR« nie może ani absorbować wyobraźni obywateli, ani stanowić punktu odniesienia dla publicznej debaty. Trudno oczekiwać, że zostanie przeczytany przez parlamentarzystów.

Można nim wymachiwać z wysokich trybun, ale nie zmieni to faktu, że polska polityka gospodarcza i społeczna nadal pozbawiona jest jasnej wizji”.

Wzrost lepszy niż w planie

Dziś niewielu pamięta o ambitnym planie, jaki swoim nazwiskiem firmował obecny premier. Warto do niego zajrzeć, bo znalazło się w nim kilka dużych zapowiedzi, z których rząd PiS można rozliczyć.

Założenia planu zostały uchwalone w lutym 2016 roku. W Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, którą Sejm ustanowił rok później, w lutym 2017, można znaleźć zapowiedzi tego, co powinno się stać z Polską gospodarką w 2020 roku.

Co ciekawe, plan prognozował wzrost gospodarczy ostrożnie:

Tym bardziej może zaskakiwać, że przy wyraźnie wyższym wzroście niż zakładany w strategii, niektóre jego założenia, aż tak mocno rozmijają się z rzeczywistością.

Zamiast wzrostu... spadek

Stopa inwestycji jest ważnym wskaźnikiem gospodarczym. Pokazuje, jaka część PKB jest przeznaczana na inwestycje. Im więcej kraj inwestuje, tym ma większe zdolności produkcyjne i nowocześniejszą infrastrukturę, która pozwala na sprawniejszą konkurencję. To pozwala na szybszy rozwój. Wysoki wzrost gospodarczy nie równa się wysokiemu rozwojowi – wzrost obejmuje sumę wszystkich transakcji i wyprodukowanych dóbr na danym terytorium. Stopa inwestycji pokazuje, jak państwo rozwija swoje możliwości, aby produkować coraz więcej i lepiej.

W planie Morawieckiego znajduje się zapewnienie, że już niedługo, w 2020 roku stopa rozwoju osiągnie 22-25 proc. (w założeniach z 2016 roku nie było dolnej granicy, a tylko liczba 25 proc.). To ambitny cel. 25 proc. umiejscowiłoby nas na szczycie Europy, razem z Czechami i Szwecją. Niestety, na razie bliżej nam do europejskiego dna. Wśród 28 krajów Unii znajdujemy się na 23 miejscu z 18,5 proc.

Poniżej wykres Eurostatu dla danych z 2017 roku:

Poziom inwestycji w państwach UE. Na ciemnoniebiesko — strefa Euro, niebiesko — cała UE, czerwono — Polska

W 2018 stopa inwestycji nieco wzrosła - do 18,2 proc. To jednak wciąż znacznie poniżej średniej UE.

W założeniach SOR czytamy o:

„najniższej w regionie i malejącej stopy inwestycji (w 2014 roku była ona o 3 p.p. niższa niż w 2008 roku).”

To prawda, a właściwie tylko wycinek prawdy. Na początku 2017 roku była ona jeszcze niższa – o sześć punktów procentowych niższa niż w 2008 roku. Na samym początku rządów PiS stopa inwestycji zaliczyła spory spadek – o całe dwa punkty procentowe.

Na początku 2017 roku stopa była w dołku – 17,4 proc. To najniższa wartość od 1996 roku. Od 2017 roku rośnie, ale zdecydowanie zbyt wolno, aby dobić do ambitnego celu w 2020 roku. Według danych Banku Rezerwy Federalnej USA w drugim kwartale 2019 roku stopa ta wynosiła 18,9 proc. i nie ma żadnych szans, aby w przyszłym roku podniosła się o całe 6 punktów procentowych.

Badania i rozwój

Jak idzie realizacja innych założeń planu? Wybraliśmy jeszcze dwa. Zadanie podniesienia nakładów na badania i rozwój do 1,7 proc. PKB trzeba od razu uznać za nierealny cel. Mateusz Morawiecki to jednak obiecał, i to wcale nie w kampanii wyborczej, a już w trakcie rządów PiS. Przyjrzyjmy się więc, jak idzie mu realizacja tego pomysłu.

W 2015 roku był to dokładnie jeden procent. Między 2002 a 2007 rokiem ta relacja była praktycznie stała i oscylowała między 0,54 proc. a 0,56 proc. Za czasów rządów PO-PSL zaczęła rosnąć. W pierwszej kadencji do 0,75, w drugiej – do jednego procenta. W 2016 roku… spadła do 0,96 proc. W 2017 wyniosła 1,03 proc.

We wrześniu 2016 roku pisaliśmy o tym, że wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin krytykował budżet państwa za to, że „W tym budżecie [przyszłorocznym] jest za mało środków na działania prorozwojowe (…), na naukę”.

Wygląda na to, że pomimo ambitnego założenia planu Morawieckiego i ministra Gowina, który publicznie narzekał na zbyt małe wydatki, pieniądze się nie znalazły.

PKB per capita PPP – 78 proc średniej unijnej

Zapowiadana przez Morawieckiego wartość PKB per capita (według parytetu siły nabywczej, który pozwala uwzględnić różnicę cen w porównywanych krajach) to inny punkt planu, który bardzo trudno będzie osiągnąć. Polska po wejściu do UE zrobiła olbrzymi postęp. W 2007 roku PKB per capita wynosił u nas 53 proc. średniej UE, w 2018 - już 71 proc.

Jego wzrost jest jednak dziś znacznie wolniejszy niż to, co zakłada SOR:

Według danych Eurostatu, w 2018 roku PKB Polski wyniosło 71 proc. średniej unijnej. W pierwszym roku rządów PiS ta relacja spadła – z 69 proc. do 68 proc. Aby w 2020 roku ta relacja wyniosła 78 proc. – musiałaby podnosić się o 2,5 pkt proc. rocznie. Ostatecznie - 10 punktów w cztery lata.

To się już w najnowszej historii Europy zdarzało – Polska raz już dokonała nawet wyższego skoku – między 2007 a 2011 rokiem ten wskaźnik podniósł się z 53 proc. do 65 proc. W drugiej kadencji PO-PSL wzrost był niższy, teraz znów przyspiesza, w dużej mierze dzięki wysokiemu wzrostowi gospodarczemu. Rząd PiS jest jednak do tyłu z założeniami planu Morawieckiego. Aby Polska ten cel zrealizowała, potrzeba jeszcze wzrostu o 7 punktów procentowych.

Szybki wzrost wtedy, gdy inni mają recesję

Taki wzrost w przypadku Polski też wydarzył się w latach 2007-2011 – dokładnie pomiędzy rokiem 2008 a 2010. Wówczas mieliśmy do czynienia z niższym wzrostem gospodarczym niż dziś (2009 – 2,8 proc., 2010 – 3,6 proc. – dane GUS). Różnica polega na tym, że wówczas w Polsce udało się utrzymać wzrost gospodarczy (o czym pisaliśmy w tekście „Kaczyński: nie było żadnej „zielonej wyspy”. Dane GUS: była”), podczas gdy cała Europa zmagała się z recesją. Jeżeli Polska gospodarka rosła, a w Europie gospodarki przez kilka kwartałów się kurczyły, to nadganialiśmy Europę szybciej.

Jedyne porównywalne historie sukcesu w Europie po 2007 roku to:

  • Litwa 2010-2014 – z 60 proc. na 75 proc.
  • Estonia 2009-2013 – z 63 proc. na 75 proc.

Oba kraje zostały doświadczone przez kryzys i później szybko nadganiały zaległości. Obecnie nie mamy w Europie recesji, więc tak szybkie nadganianie reszty Europy – podniesienie wskaźnika PKB na osobę wobec średniej europejskiej o 7 punktów procentowych w dwa lata – nie wydaje się możliwe.

W wywiadzie dla OKO.press dr Piotr Maszczyk z SGH mówił, że dogonienie średniej unijnej jest możliwe w dłuższej perspektywie, ale nie wydarzy się to w kilka lat:

„Realistyczny scenariusz, w którym doganiamy średnią unijną w perspektywie roku 2040 zmaterializuje się tylko wówczas, jeśli w polskiej gospodarce będzie miał kto pracować. Tymczasem według jednej z najpopularniejszych prognoz demograficznych przedstawionych przez GUS, w 2050 roku liczba ludności Polski zmniejszy się do niespełna 34 mln osób, czyli o ponad 10 proc. w stosunku do stanu obecnego (w alternatywnym scenariuszu spadek jest głębszy o blisko 2 miliony osób)”.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze