0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.pl *** Local Caption *** .Fot. Agnieszka Sadow...

„Nasze uniewinnienie będzie zdjęciem stygmatu przestępców z całej społeczności, która w najtrudniejszym czasie wybrała człowieczeństwo zamiast obojętności lub wrogości. Bo jeśli dziś mamy być za to skazani, to znaczy, że na ławie oskarżonych znalazła się nie tylko pomoc, lecz zwykła ludzka przyzwoitość. Proszę pozwolić mi nadal wierzyć w to, że warto być przyzwoitym” – mówiła w mowie końcowej Ewa Moroz-Keczyńska, jedna z pięciu osób oskarżonych z art. 264a § 1 kodeksu karnego, czyli o ułatwienie przebywania na terenie Polski dla korzyści majątkowej lub osobistej. Cztery osoby są oskarżone o przewiezienie cudzoziemców, a jedna o dostarczanie im pożywienia oraz ubrań podczas ich pobytu w lesie, udzielenie im schronienia i odpoczynku oraz przewiezienie ich w głąb kraju”.

O sprawie pisaliśmy w tekście

Przeczytaj także:

„W warunkach normalnie funkcjonującego państwa taka sytuacja by nie zaistniała. Wtedy ludzi należałoby nakarmić i zawiadomić służby. A te służby zachowałyby się jak trzeba – uruchomiły procedury, zajęły ochroną ich życia i zdrowia, podjęłyby w imieniu państwa jaką decyzję, ale nie wyrzuciłby ich za graniczny płot” – powiedział w mowie końcowej adwokat Radosław Baszuk, obrońca oskarżonych w tzw. sprawie piątki z Hajnówki.

Mowy końcowe prokuratora, przedstawicieli licznych organizacji społecznych, obrońcy oraz samych oskarżonych stanowiły większą część pięciogodzinnej rozprawy tzw. piątki z Hajnówki. Sprawa rozpoznawana jest przez Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim (zamiejscowy wydział karny w Hajnówce), ale z przyczyn lokalowych, czyli braku Sali, w której zmieściliby się wszyscy zainteresowani, czyli publiczność i media, rozprawy odbywają się w budynku Sądu Rejonowego w Białymstoku.

Tego samego dnia przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się też proces Bartka (nie zgodził się na podanie nazwiska) – wolontariusza oskarżonego o czyn określony w art. 224 § 2k.k., który miał polegać na tym, że w październiku 2024 r. w placówce Straży Granicznej w Michałowie, stosując groźby bezprawne wobec funkcjonariuszy Straży Granicznej, polegające na wypowiadaniu w ich kierunku słów: „macie przejebane”, „łamiecie prawo”, „zostaną wobec was wyciągnięte konsekwencje”, wywierał wpływ na czynności służbowe funkcjonariuszy ten sposób, że usiłował wymusić na funkcjonariuszach przyjęcie wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej na terytorium RP od obywatela Somalii pomimo tego, że obywatel Somalii nie chciał ubiegać się o tę ochronę.

O sprawie Bartka pisaliśmy w tekście:

Obie sprawy zgromadziły sporą publiczność, a poparcie dla oskarżonych pokazywali głośno i z rozmachem przed sądem uczestnicy demonstracji solidarnościowej. „Ludzie umierający na granicy to nie zdrowy rozsądek”, „Pomaganie nie jest nielegalne”, „Mój ojczyzną jest człowieczeństwo” – głosiły transparenty.

Działacz opozycyjny i wolontariusz na ławie oskarżonych

Do sprawy Bartka przyłączyły się: Fundacja Helsińska, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, Naczelna Rada Adwokacka, Obserwatorium Wyborcze.

- Jednym z ustawowych celów Adwokatury jest ochrona praw i wolności obywatelskich, dlatego też sprawa ta znajduje się w sferze jej szczególnego zainteresowania. Dotyczy ona z jednej strony przestrzegania prawa do azylu, z drugiej zaś określenia granic: zarówno tych, które wyznaczają zakres legalnych działań wolontariuszy świadczących pomoc, w tym pomoc prawną, uchodźcom, jak i granic, w których powinni działać funkcjonariusze Straży Granicznej – wobec uchodźców oraz osób im pomagających” – tłumaczy Oliwia Kordalewska z Biura Prasowego NRA.

Oprócz organizacji zainteresowanych obroną prawa człowieka pojawiły się też podmioty zainteresowane ukaraniem aktywisty: Ordo Iuris i Marsz Niepodległości.

Oskarżony złożył obszerne wyjaśnienia. Wynikało z nich, że 20 października 2024 r. udzielił pomocy humanitarnej trzem cudzoziemcom: dwóm Etiopczykom i jednemu Somalijczykowi, Wszyscy trzej wyrazili jasno wolę ubiegania się o ochronę międzynarodowa w Polsce i udzielili Bartkowi pełnomocnictw. Bartek wezwał na miejsce Straż Graniczną, która zawiozła jego mocodawców do placówki w Michałowie. Pojawił się w placówce w ślad za nimi, po posprzątaniu miejsca, w którym razem z dwiema koleżankami udzielał pomocy humanitarnej. W Michałowie dowiedział się, że czynności się nie zaczęły i zostanie powiadomiony przed ich rozpoczęciem.

Ostatecznie został zaproszony do placówki na godz. 10 następnego dnia, a gdy tam przybył, okazało się, że Etiopczycy trafią do ośrodka otwartego. Kiedy zapytał o Somalijczyka, dowiedział się, że odwołał on chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową. Było to dziwne, gdyż chłopak nie porozumiewał się po angielsku, był osłabiony, w kiepskim stanie, pobity i pokopany przez służby białoruskie i bardzo bał się powrotu do Białorusi. Poprosił o wgląd do dokumentów albo widzenie ze swoim mocodawcą, aby ewentualnie to potwierdził, ale funkcjonariusze SG zażądali, żeby puścił placówkę, a gdy ich nie posłuchał, wyprowadzili go siłą.

„Łamiecie prawo”

„Stanął mi w oczach ten dwudziestoletni chłopak, który był wykończony. Przypomniałem sobie raport dokumentujący 100 śmierci osób, które przechodziły szlak przez granicę białoruską. Zdałem sobie sprawę, że mój mocodawca z dużym prawdopodobieństwem jest w drodze do płotu granicznego lub już się za nim znajduje. Wiedziałem, że stanowi to dla niego bezpośrednie zagrożenie zdrowia, a może i życia. Zawsze dotychczas w kontaktach ze służbami zachowywałem spokój i kulturę. Tym razem, wobec tak jawnego łamania praw i poczucia bezsilności w tamtej sytuacji, poniosły mnie emocje i powiedziałem: macie przejebane”, „łamiecie prawo”, „zostaną wobec was wyciągnięte konsekwencje” – zeznał Bartek.

Bartek wyjaśnił intencje, które mu towarzyszyły, gdy wypowiadał niefortunne słowa.

„Wychowano mnie w szacunku do prawa i jego instytucji. Miałem głębokie przekonanie, że ci mężczyźni łamią prawo. Mówię o funkcjonariuszach. Miałem przekonanie, że nikt bezkarnie prawa łamać nie może, a szczególnie funkcjonariusze powołani do jego egzekwowania. Dobrowolną i świadomą rezygnację ubiegania się o ochronę międzynarodową przez mojego mocodawcę uważałem za skrajnie nieprawdopodobną” – tłumaczył Bartek i podkreślił, że miał przekonanie o obowiązku zgłoszenia tego naruszenia i uprzedzenia o tym sprawców, a przede wszystkim chciał zapobiec podobnej sytuacji w przyszłości, nie miał natomiast zamiaru nikogo straszyć.

Oskarżony też wskazał, że jest zaangażowany społecznie od 15 roku życia, od I klasy szkoły średniej był zaangażowany w działalność opozycyjną, później w NZS i innych strukturach.

„Dwuletni proces weryfikacyjny udokumentował moje zaangażowanie opozycyjne i przyznano mi status działacza opozycyjnego. Później również byłem zaangażowany społecznie w stowarzyszeniu oferującym zajęcia ruchowe o charakterze zdrowotnym. Od końca 2015 byłem zaangażowany w działanie Komitetu Obrony Demokracji, głównie w obronę praworządności, a także w Akcji Demokracji – wszędzie jako wolontariusz. Najmocniej zaangażowany byłem w działania na rzecz obrony wolnych sądów” – powiedział Bartek.

Od trzech lat niesie pomoc humanitarną na granicy, a życie i zdrowie człowieka uważa za wartość nadrzędną i jego zdaniem żaden interes polityczny z bezpieczeństwem granic włącznie nie może być ponad tym.

„Nie wiem jakie zagrożenie dla państwa polskiego mógł stanowić wykończony student. Wiem jednak, że wypchnięcie go za granicę stanowiło zagrożenie dla jego zdrowia i życia. Wszystkie działania jako wolontariusz po '89 roku prowadziłem i prowadzę w zgodzie z prawem. Nie raz stawałem w jego obronie. Tak było i tym razem” – podkreślił oskarżony.

Funkcjonariusze SG niewiele pamiętali

Świadkami oskarżenia było dwóch funkcjonariuszy SG. Obaj zgodnie zeznali, że oskarżony był pełnomocnikiem trzech cudzoziemców.

„Dwóch cudzoziemców wyraziło chęć wniosku o ochronę międzynarodową. Jeden nie wyraził takiej chęci. Powiedział, że chciał się udać do Niemiec. Brałem udział w części czynności” – zeznał pierwszy świadek.

Na pytanie sądu, w jakim języku rozmawiali, odpowiedział, że trochę po angielsku, a dokumentacja została sporządzona w języku dla niego zrozumiałym, ale nie było tłumacza. Nie umiał powiedzieć, w jakim stopniu Somalijczyk znał język angielski.

Zdaniem świadka oskarżony został poproszony o opuszczenie placówki.

„Zaczął wymuszać, że jeśli nie przyjmiemy od trzeciego cudzoziemca wniosku o ochronę, to poinformowane zostaną media i Rzecznik Praw Obywatelskich” – zeznał funkcjonariusz SG. – „Jestem funkcjonariuszem, jestem człowiekiem, posiadam rodzinę. Takie groźby uderzają w mundur” – powiedział.

Na pytanie sądu, co się stało z Somalijczykiem, świadek odpowiedział, że „zostało mu umożliwione opuszczenie terytorium Polski” i że zrobił to przez przejście graniczne, ale nie umiał wskazać, jak chłopak opuścił placówkę. Tymczasem jedyne otwarte w tej chwili drogowe przejście graniczne znajduje się w Terespolu, mniej więcej 2,5 godziny drogi samochodem z Michałowa.

„Jestem funkcjonariuszem publicznym, wykonuję polecenia, nie robię nic złego” – podkreślił świadek, odwracając się w stronę publiczności.

Drugi świadek, w czasie zdarzenia funkcjonariusz SG, a obecnie emeryt, pytany o szczegóły sprawy, parokrotnie zasłaniał się niepamięcią i nie był w stanie sobie przypomnieć, czy przy rozpytywaniu Somalijczyka SG korzystała z tłumaczenia elektronicznego, czy też tłumacz był dostępny przez telefon ani czy oskarżony chciał wziąć udział w rozpytaniu swoich mocodawców. Nie potrafił też sobie przypomnieć, w jakim stanie psychofizycznym byli cudzoziemcy, ale dodał, że do osób w złym stanie wzywany jest lekarz alb pogotowie.

Sędzia Tomasz Pannert zapowiedział mowy końcowe na 19 września, możliwe, że wtedy zapadnie wyrok w sprawie.

„Czyny oskarżonych nie naruszały prawa, lecz naruszały bezprawie”

W sprawie tzw. piątki z Hajnówki prokuratura złożyła dwa wnioski: pierwszy dotyczący zwrotu akt sprawy do prokuratury w celu uzupełnienia materiału dowodowego, drugi dotyczący zmiany kwalifikacji i opisu czynu, o jaki oskarżeni są pomocnicy humanitarni.

Pierwszego wniosku sędzia Adam Rodakowski [na zdjęciu głównym] nie uwzględnił, uzasadniając, że przeprowadzanie dowodów, które miałoby zająć 5 miesięcy, powinno być zrobione przed skierowaniem aktu oskarżenia do sprawy. Wyjątkiem byłaby sytuacja, w której dopiero podczas rozprawy pojawia się kluczowy dowód, nieznany wcześniej. Sąd przypomniał prokuraturze zasady obowiązujące w postępowaniu karnym i wskazał, że w tej sprawie śledztwo trwało od marca 2022 i skończyło się w kwietniu 2024 roku, materiał od samego początku jest w aktach. Jeśli więc po dwóch latach śledztwa złożono akt oskarżenia- zdecydowano wtedy o zakończeniu postępowania przygotowawczego. Natomiast co do drugiego wniosku, to sąd rozważa możliwość zmiany kwalifikacji prawnej zarzucanych oskarżonym czynów na pomoc w nielegalnym przekroczeniu granicy.

Antypaństwowcy

Po zamknięciu przewodu sądowego nadszedł czas na mowy końcowe. Pierwsza wystąpiła prokurator Magdalena Rutyna, która uznała, że działanie oskarżonych miało charakter antypaństwowy oraz antysystemowy i zażądała kary jednego roku i czterech miesięcy pozbawienia wolności. Zdaniem prokurator Rutyny zgromadzony w sprawie potwierdza udział oskarżonych w organizacji nielegalnego przekraczania granicy. Zeznania świadków – funkcjonariuszy straży granicznej – dowodzą, że celem cudzoziemców, którym pomogli oskarżeni, nie było pozostanie w Polsce. Oskarżeni zdawali sobie sprawę, że osoby są na terytorium RP bez stosownych dokumentów. Materiał dowodowy wskazuje również na to, że oskarżeni działali w konspiracji.

W dalszej kolejności mowy końcowe wygłaszali przedstawiciele organizacji, które przyłączyły się do sprawy, czyli Fundacji Helsińskiej, Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, Naczelnej Rady Adwokackiej, Obserwatorium Wyborczego, Ordo Iuris i Marszu Niepodległości. Adwokat Jarosław Jagura z Fundacji Helsińskiej podkreślił, że oskarżeni nie mogą ponosić odpowiedzialności za politykę państwa, ale w poczuciu odpowiedzialności za wartości, którym są wierni, musieli się z nią zmierzyć.

Występujący w imieniu NRA adwokat Michał Sykała wskazał, że ta sprawa nie dotyczy ochrony granic, czy kwesti polityki migracyjnej. Jest o tym, co może obywatel, gdy zawodzi państwo i czy państwo może karać za niesienie pomocy. Z kolei Marcin Skubiszewski z Obserwatorium Wyborczego powiedział, że każdy, kto przeciwstawia się takiej polityce, nie narusza prawa, tylko narusza bezprawie.

Zarzuty przedstawicieli Ordo Iuris i Marszu Niepodległości wobec oskarżonych były bardzo poważne. Twierdzili oni, że nie ma mowy w tym procesie o ludziach, którzy kierują się empatią, ani aktywistach niosących pomoc humanitarną. Wg nich oskarżeni to osoby, których czyny są szczególnie niebezpieczne z puntu widzenia Polski i które dążyły do destabilizacji wschodniej granicy. Okłamywały wielu Polaków, mówiąc, że finanse idą na pomoc humanitarną, podczas gdy finansowano nielegalne przekraczanie granicy i handel ludźmi.

„Tylko silna polityka migracyjna może ograniczyć proceder i ochronić migrantów, którzy próbują przekroczyć granicę” – mówiła adwokat Magdalena Majkowska, a wtórował jej adwokat Bartosz Malewski:

„Mamy do czynienia z zorganizowaną grupą o charakterze przestępczym, w której występuje specyficzny slang. W której wymienia się telefony po każdej kontroli. Nie wiem, co jeszcze miałoby świadczyć o tym, że to nie jest grupa przestępcza o międzynarodowym charakterze. Poszczególne ogniwa struktury mogą o sobie nie wiedzieć” – mówił Malewski.

Powód do dumy, ale nie na pograniczu

Obrońca oskarżonych, adwokat Radosław Baszuk, powołał się, na to, że kodeks karny zobowiązuje go jako obywatela do nieodwracania wzroku.

„Muszę zadać pytanie: czy dyspozycja z tego paragrafu zachodzi? Czy oddanie ludzi w ręce służb jest prawnie i aksjologicznie słuszne, jeśli wiem, co się stanie?” – pytał Radosław Baszuk.

A Ewa Moroz-Keczyńska w mowie końcowej podkreślała: „Łączenie pomocy humanitarnej z przestępczością zorganizowaną to nie tylko fałsz, ale i krzywda wyrządzona nie tylko mi, ale też mieszkańcom, którzy w najtrudniejszej sytuacji starali się po prostu pozostać ludźmi. To celowe upolitycznianie i stygmatyzowanie lokalnych gestów solidarności, które poza kontekstem pogranicza byłyby tylko powodem do dumy i chwały”.

Sąd ogłosił przerwę do 8 września. Wtedy też prawdopodobnie zapadnie wyrok.

;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze