0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Eyad BABA / AFPEyad BABA / AFP

Na przełomie marca i kwietnia 2025 w strefie Gazy odkryto masowy grób zawierający 15 ciał. Pochowano tam 8 medyków z palestyńskiego Czerwonego Krzyża, 6 pracowników palestyńskiej obrony cywilnej (w dużej mierze też medyków i paramedyków) oraz jednego pracownika ONZ. Niektóre ofiary miały związane z tyłu ręce, jak podaje m.in. Guardian czy BCC, powołując się na dr. Ahmeda al-Farrę, lekarza ze szpitala imienia Nasera w Chan Junus, który oglądał zwłoki.

Zespół zaginął 23 marca, kiedy dostał wysłany do pomocy cywilnym ofiarom ataków Izraela w okolicy Rafah. Pięć karetek pogotowia, wóz strażacki – oraz wyraźnie oznaczony pojazd ONZ, który przybył na miejsce po początkowym ataku – wszystkie zostały ostrzelane przez siły izraelskie, po czym utracono kontakt z zespołami ratunkowymi.

W piątek 4 kwietnia New York Times wypuścił nagranie, uzyskane od anonimowego pracownika UN, które ma pochodzić z telefonu jednej z ofiar. Pokazuje ono jasno, że pracownicy zostali zaatakowani podczas świadczenia pomocy, będąc w oznakowanych ambulansach i kombinezonach. Większość zamordowano z zimną krwią, podczas kilkuminutowego ostrzału – wiele wskazuje też, że część ocalałych zamordowano później, dokonując egzekucji. Jedyny ocalały medyk, aresztowany i wypuszczony przez IDF opowiadał o tym, jak był przez wiele godzin przesłuchiwany i torturowany.

To oczywiście nie pierwszy ani nawet nie setny atak na pracowników medycznych w Gazie. W pierwszym tygodniu wojny doszło do 94 ataków na placówki opieki zdrowotnej w Izraelu, Zachodnim Brzegu i Strefie Gazy, w wyniku których zginęło 29 pracowników służby zdrowia, a 24 zostało rannych.

Ataki te, efektywnie ograniczające dostęp do opieki medycznej, przyczyniły się do poważnego kryzysu humanitarnego w Gazie. W lutym 2024 roku poinformowano, że „każdy szpital w Gazie jest albo uszkodzony, zniszczony, albo wyłączony z użytku z powodu braku paliwa”. Statystyki WHO wskazują na 1415 potwierdzonych ataków na pracowników i placówki medyczne w Gazie i na Zachodnim Brzegu między 7 października 2023 a 5 kwietnia 2025. Kosztowały one życie 907 medyków i raniły kolejne 1486. Co istotne, WHO podaje tylko przypadki, które potwierdziła i udokumentowała.

Przeczytaj także:

Prawo międzynarodowe mówi jasno

Ataki na szpitale i personel medyczny są zasadniczo zakazane. Konwencje genewskie z 1949 roku oraz ich Protokoły Dodatkowe chronią infrastrukturę medyczną w czasie konfliktu zbrojnego. Artykuł 18 IV Konwencji Genewskiej stanowi, że szpitale cywilne „w żadnych okolicznościach nie mogą być przedmiotem ataków". Z kolei artykuł 12 II Protokołu Dodatkowego z 1977 roku wyraźnie zabrania atakowania personelu medycznego wykonującego swoje obowiązki i wskazuje, że zakazane jest rozmieszczanie personelu medycznego w celu ochrony celów wojskowych. Nie wolno więc np. parkować karetek na terenie bazy wojskowej w celu uniemożliwienia wrogowi ostrzelania tejże bazy bez możliwości uszkodzenia karetki. Zasady te są częścią międzynarodowego prawa humanitarnego (IHL) i obowiązują zarówno w konfliktach międzynarodowych, jak i wewnętrznych.

Wyjątkiem od ochrony może być sytuacja, w której szpitale lub personel wykorzystują swoją ochronę do działań szkodliwych dla wroga.

Artykuł 19 IV Konwencji Genewskiej przewiduje, że szpital traci ochronę, jeśli używa się go „do działań szkodliwych dla nieprzyjaciela", ale nawet wtedy ochrona nie ustaje natychmiast. Konieczne jest wcześniejsze ostrzeżenie oraz zapewnienie odpowiedniego czasu na zmianę zachowania.

Pod pojęciem „działań szkodliwych" rozumie się m.in. prowadzenie ognia z budynków szpitalnych czy ukrywanie tam wojskowych jednostek bojowych. Artykuł 19 stanowi dalej: „Nie uważa się za działanie szkodliwe dla nieprzyjaciela faktu, że w tych szpitalach leczą się chorzy lub ranni wojskowi albo że znajduje się w nich broń ręczna i amunicja, odebrana tym wojskowym, a jeszcze nieprzekazana właściwym władzom”.

Samo leczenie rannych żołnierzy, zarówno swoich jak wrogich, którzy nie są aktywni bojowo, a nawet posiadanie w jednostce medycznej broni w ograniczonym zakresie nie stanowi nadużycia ochrony.

Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) w Rzymie w 1998 roku uznał „zamierzone” atakowanie budynków szpitalnych za zbrodnię wojenną (art. 8 Statutu Rzymskiego). Świadomość tego, że dany budynek, osoba czy pojazd są przeznaczone do celów medycznych, jest kluczowa do uznania takiego ataku za zbrodniczy. Stąd – bardzo istotne są oznaczenia na takich placówkach – zaatakowanie miejsca, w którym są zaopiekowani ranni, jednak atakujący o tym nie wiedział, lub nie mógł tego podejrzewać, nie musi już stanowić zbrodni wojennej.

Jednocześnie – w wielu konfliktach, kiedy przeciwnik celowo atakuje pojazdy medyczne, stosuje się świadomie CESEVAC, transport pojazdami cywilnymi nieoznaczonymi jako medyczne. To paradoksalna praktyka, w której personel medyczny w pewnym sensie pozbywa się ochrony wynikającej z oznaczenia pojazdu w celu ratowania własnego życia. Fakt, że przeciwnik powinien być skazany za zbrodnię wojenną, jeśli zamordował rannych i personel w oznaczonej karetce, jest marnym pocieszeniem dla zabitych. Stąd wożenie rannych nieoznakowanymi pojazdami to praktyka m.in. na wojnie na Ukrainie.

W wypadku opisanym wcześniej Izrael argumentował początkowo, że wśród zabitych medyków byli członkowie Hamasu, że samochód nie był jasno oznaczony jako medyczny oraz że ratownicy podjechali do wojskowych bez świateł, w sposób wzbudzający niepokój. Powoływano się więc na to, że były to pojazdy medyczne wykorzystywane przez Hamas w celu „szkodzenia” przeciwnikowi, albo przynajmniej – że mogło powstać takie uzasadnione podejrzenie.

Równolegle budowano narrację o nieodpowiednim oznakowaniu pojazdów. W drugiej połowie kwietnia jednak IDF wypuścił raport, w którym uznał atak za błąd, wynikający z nieporozumienia i złamania rozkazów, wciąż jednak podtrzymując, że wśród zabitych znajdowali się członkowie Hamasu. Dowódca jednostki odpowiedzialnej za atak został zwolniony ze stanowiska.

Należy jednak przyznać, że zarówno Izrael, jak i Hamas mają historię wykorzystywania infrastruktury medycznej do działań wojennych niezgodnie z prawem międzynarodowym.

W Libanie medycy giną najczęściej

Dwa tygodnie marca 2025 spędziłem w Libanie, między innymi dokumentując skutki ostatniej wojny Izraela z Hezbollahem (szyicką partią, która funkcjonuje w Libanie legalnie, jednak jest uznawana za organizację terrorystyczną m.in. przez Izrael i USA. Polska i UE uznaje za organizację terrorystyczną jedynie zbrojny odłam Hezbollahu) i bombardowań mających miejsce praktycznie codziennie. Podczas izraelskiej operacji zginęło już ponad 4 tysiące mieszkańców Libanu. Intensywność ataków zmniejszyła się po podpisaniu zawieszenia broni w listopadzie 2024, punktowe bombardowania trwają jednak nadal.

Charakterystycznym aspektem tej wojny jest nadreprezentacja pracowników medycznych wśród zabitych. Szacuje się ją, zależnie od źródła, na 220-300 ofiar śmiertelnych i ponad 250-700 rannych. Według libańskiego ministerstwa zdrowia między październikiem 2023 a listopadem 2024 roku armia izraelska zaatakowała 67 szpitali, 56 ośrodków podstawowej opieki zdrowotnej oraz 238 zespołów ratownictwa medycznego, zabijając co najmniej 222 pracowników medycznych i ratowników (emergency relief workers). Tylko 8 października 2024 28 medyków miało zostać zabitych podczas wykonywania obowiązków. Najczęściej atakowano karetki i ośrodki pomocy na południe od rzeki Litani, co strona izraelska uzasadniała używaniem infrastruktury medycznej do przewozu broni czy wspierania działań wojskowych.

W Tyrze w południowym Libanie mój rozmówca, libański lekarz dr A. (prosił o nieujawnianie swoich danych) opowiadał, że znał ponad 20 zabitych medyków i paramedyków, często młodych wolontariuszy, którzy wykonywali swoją pracę nieodpłatnie. Czterech z nich miało zginąć w bezpośrednim ataku na centrum obrony cywilnej.

Jego zdaniem około 80% strat to medycy Hezbollahu lub Amalu (partii szyickiej współpracującej politycznie z Hezbollahem), ale 20% to ludzie z Czerwonego Krzyża, sunnici, członkowie organizacji międzynarodowych. Sam był świadkiem ataku na ambulans w Kfar Szubie.

Inny mój rozmówca, Zafer, palestyński pisarz i aktywista, opisywał atak na ambulans w wiosce 2 km od Sajdy (Sydonu), którego skutki – śmierć dwuosobowej załogi – widział na własne oczy. W Ad-Dahija i Babdzie – południowych dzielnicach Bejrutu zamieszkałych przez szyitów – widziałem dwa szpitale uszkodzone bezpośrednio w wyniku bombardowań lub zniszczone falą uderzeniową.

Po wielu z ataków, które mi relacjonowano, nie mogłem znaleźć śladu w mediach. Jednak moje obserwacje potwierdza raport WHO podsumowujący ataki na medyków w Libanie. Co ważne – raport obejmuje jedynie okres od startu wojny do 18 listopada, stąd posiłkowałem się innymi materiałami WHO. Zgodnie z danymi SSA (Surveillance System for Attack on Health Care) prowadzonym przez WHO), w Libanie doszło do 160 ataków, 241 pracowników ochrony zdrowia i pacjentów zginęło, a 295 zostało rannych między 7 października 2023 a 26 listopada 2024 roku. Między 26 listopada a 5 kwietnia doszło do 4 ataków, w których tylko jedna osoba została ranna.

Według danych WHO system opieki zdrowotnej w Libanie pod koniec zeszłego roku, już po zawieszeniu broni, był w stanie skrajnego napięcia – 15 z 153 szpitali przestało funkcjonować lub działało tylko częściowo.

W prowincji An-Nabatijja (z silną obecnością Hezbollahu) utracono 40 proc. dostępnych łóżek szpitalnych.

Co istotne – wiele szpitali w Libanie jest powiązanych z partami politycznymi, które dostarczają usługi społeczne swoim wyborcom. Tak więc jak najbardziej istnieją np. szpitale czy placówki rehabilitacyjne Hezbollahu. Miałem okazję rozmawiać z lekarzem powiązanym z partią Amal, pracującym na południu Libanu. Potwierdził on, że szpitale, mimo afiliacji partyjnej, świadczą usługi niezależnie od wyznania czy przynależności politycznej, na podstawie miejsca zamieszkania. WHO informuje w swoim opracowaniu cząstkowym (sprzed zawieszenia broni), że aż 47 proc. ataków na opiekę zdrowotną w Libanie – 65 z 137 – zakończyło się śmiercią co najmniej jednego pracownika służby zdrowia lub pacjenta (od 7 października do 21 listopada 2024). To najwyższy odsetek na świecie wśród wszystkich obecnie toczących się konfliktów – niemal połowa wszystkich ataków na system opieki zdrowotnej kończy się śmiercią pracownika ochrony zdrowia.

Dla porównania średnia światowa wynosi 13,3 proc., według danych SSA z 13 krajów lub terytoriów, które zgłosiły ataki w tym samym okresie, w tym m.in. Ukrainy, Sudanu i okupowanych terytoriów palestyńskich. W przypadku Gazy i Zachodniego Brzegu – gdzie atakującym była ta sama izraelska armia, używająca podobnego lub tego samego sprzętu wojskowego – 9,6 proc. incydentów zakończyło się śmiercią co najmniej jednego pracownika służby zdrowia lub pacjenta. Tak zabójcza statystyka może wskazywać na istnienie pewnego wzorca celowych ataków wymierzonych w ochronę zdrowia, a nie jedynie na „wypadki przy pracy”.

W Ukrainie jest problem z szacowaniem

Porównajmy dane z Libanu z informacjami na temat innego globalnego konfliktu. SSA podaje, że na Ukrainie między 24 lutego 2022 a 30 kwietnia 2025, kiedy pisze te słowa, doszło do 2 377 ataków na personel i placówki medyczne. Kosztowały one życie 209 osób oraz zraniły 735. To proporcjonalnie dużo niższe liczby ofiar, niż w Libanie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę długość konfliktu oraz zasoby walczących stron (Liban jest wielkości województwa opolskiego).

Problem z danymi WHO jest jednak taki, że prawie na pewno są one niekompletne – jak już pisałem, są to przypadki, które zostały zgłoszone i udokumentowane w sposób niebudzący wątpliwości.

W lutym 2025 wraz z grupą ratunkowo-pomocową Świt pracowałem jako wsparcie ukraińskiej służby medycznej przy jednej z jednostek wojskowych. Zarówno na własne oczy, jak i na podstawie relacji współpracowników oraz mediów lokalnych mogłem ustalić, że liczba rosyjskich ataków na karetki, szpitale czy punkty stabilizacyjne była znacznie większa niż ta odnotowywana przez SSA. Kiedy w bazie danych WHO wybieram okres, w którym wiem, że doszło do konkretnych ataków i sprawdzam ich lokalizacje – nie widzę ich. Kiedy w marcu 2022 opracowywałem pierwszy tekst na temat ataków na ukraińskich i rosyjskich medyków dla OKO.press, moi rozmówcy również stwierdzali, że nie wszystkie ataki są zgłaszane i odnotowywane, między innymi dlatego, aby nie udzielać nieprzyjacielowi informacji o znaczeniu operacyjnym.

Lokalizacja mobilnych szpitali polowych oraz punktów stabilizacyjnych jest niejawna – raportowanie ataków czy ich uszkodzeń do zewnętrznej organizacji może być związana z ryzykiem dekonspiracji. Stąd często rezygnuje się z tej praktyki.

Ataki na medyków podczas wojny w Ukrainie znacznie różnią się od tego, co widzimy w Libanie czy Gazie.

Obecnie zgubą ukraińskich ambulansów są małe drony FPV, których eksplozja wyłącza pojazd z użytku, potencjalnie raniąc lub zabijając załogę i pasażerów.

Mobline szpitale polowe, punkty stabilizacyjne czy tradycyjne szpitale padają zazwyczaj ofiarą większych dronów, takich jak szahidy czy tradycyjnej artylerii. Są to jednak o wiele mniej zabójcze rozwiązania niż te stosowane przez Izrael w Libanie czy Gazie.

Moi ukraińscy rozmówcy i współpracownicy opowiadali, że często atak właściwy jest poprzedzany atakiem wyprzedzającym – czyli pojedynczą rakietą czy dronem, który ma poinformować personel o konieczności ewakuacji. W wypadku jednego ze szpitali w obwodzie sumskim, z którym współpracowaliśmy, ostrzeżenie o ostrzale zostało przekazane przez wywiad z ponad 40-minutowym wyprzedzeniem. W efekcie zniszczeniu uległ tylko budynek, maszyny i ciężki sprzęt – jednak wszystkich pacjentów i personel udało się ewakuować.

„Uważam, że Rosjanie mogą robić to specjalnie. Nie chodzi o to, że są jakoś szczególnie humanitarni – po prostu ta wojna i tak jest już wystarczająco krwawa. Ataki na cywilów, rannych czy personel medyczny ściągają odwet i żadna ze stron nie chcę dalej eskalować tej wojny. Jeśli oni zbombardują nasz szpital pełen rannych, to my w odwecie uderzymy w ich” – tłumaczył mi w lutym jeden z lekarzy wojskowych, młody anestezjolog. Jego zdaniem Rosjanie celowo przeprowadzają ataki na infrastrukturę medyczną w sposób mniej skuteczny, niż byliby w stanie, pozwalają wywiadowi ukraińskiemu przewidzieć swoje ruchy lub dają czas na ewakuację. „Czasami chcą zadać nam straty albo zmusić nas do wycofania jakiegoś szpitala, ale bez mordowania setek rannych. Budynki i maszyny są wystarczająco kosztowne, ich zniszczenie da oczekiwany efekt, ale zabijanie pacjentów i personelu na większą skalę powodowałoby za duży koszt” – lekarz podkreśla jednak, że to tylko jego prywatne zdanie.

Nawet jeśli ataki Rosjan na infrastrukturę i personel medyczny przeprowadzane są na mniejszą skalę niż te na Bliskim Wschodzie, jest to zdecydowanie świadoma strategia.

Celami ataków dronowych padają np. samotne opuszczone budynki, w których ukryto punkty stabilizacyjne, ambulanse, zarówno oznaczone jako cywilne, jak i jako wojskowe. Potwierdzenie tego znajdziemy w relacjach podmiotów działających na miejscu (jak polska Fundacja W Międzyczasie czy moje własne doświadczenie – podczas naszej pracy w lutym dostałem informacje o 3 zaatakowanych pojazdach jednostek, z którymi współpracowaliśmy), jak i np. w raportach organizacji międzynarodowych czy raporcie Lily Hyde „Russia increasingly targeting emergency responders” dla Lanceta z sierpnia 2024 oraz dokumentach WHO. Ofiarami padają też inne jednostki odpowiedzi kryzysowej – straż pożarna czy ratownicy z organizacji pozarządowych.

Dlaczego sie atakuje medyków?

Musimy sobie chyba po tym wszystkim odpowiedzieć na pytanie – dlaczego to tak popularna taktyka i jednocześnie – czemu jest tak dokładnie monitorowana i potępiana przez organizacje międzynarodowe? Zacznijmy od kwestii etycznych.

Po pierwsze, jedną z podstawowych zasad międzynarodowego prawa humanitarnego ma być ograniczanie cierpień i dolegliwości działań wojennych. Ataki na rannych, chorych, cywilów czy ograniczanie im dostępu do podstawowych usług nie powinny mieć miejsca. W ramach nowoczesnej „cywilizowanej” wojny często fantazjuje się o czystej walce, między zawodowymi armiami, w której rażeni, najlepiej w nie-zabójczy sposób są jedynie żołnierze.

Personel medyczny jest w pewnym sensie antytezą żołnierza

– to ludzie, którzy poświęcają lata życia na naukę i pracę skupioną na pomocy innym ludziom, ratując ich życie i zdrowie, czasami z narażeniem swojego. Większości z nas funkcjonujących w chrześcijańskiej czy humanistycznej aksjologii zamordowanie takiej osoby, i to jeszcze w trakcie wykonywania jej pracy, wydaje się szczególnie odrażające.

Niektóre formy działań wojennych są zakazane nie tylko dlatego, że są nieetyczne (ponieważ przemoc zazwyczaj taka jest), ale też z powodu zbyt wysokiego kosztu – środowiskowego, ekonomicznego, społecznego, psychologicznego. Takie działania jak ekobójstwo, zabijanie dziennikarzy czy używanie broni biologicznej mają zazwyczaj mniej oczywiste konsekwencje niż ich bezpośrednie widoczne gołym okiem skutki.

Infrastruktura i personel medyczny znajdują się pod szczególną ochroną w okresie działań wojennych, a ataki na nie potępiane z wyjątkową surowością tak naprawdę nie dlatego, że zastrzelenie pracownika medycznego jest w samoistny sposób gorsze niż zamordowanie innego cywila. Ich najgorszym aspektem jest fakt, że prowadzą one do śmierci wielu kolejnych osób – rannych i chorych, którym nie będzie mógł już pomóc zamordowany lekarz, pielęgniarka czy ratownik.

Podobną logiką kierują się m.in. ataki na strażaków czy podobne formacje, które przeprowadza Rosja we wschodniej Ukrainie – zniszczony wóz strażacki czy karetka w marcu w Charkowie będzie oznaczał, że więcej ludzi umrze po kwietniowym ataku w położonej 20 km dalej wsi.

A skutki takich działań będą widoczne jeszcze długo po wojnie – pomyślcie chociażby o latach, które trzeba poświecić na wykształcenie nowych lekarzy specjalistów. To klasyczny przykład efektu motyla – uszkodzenie infrastruktury medycznej w wojnie w 2024 może spowodować, że epidemia, której dałoby się zapobiec, będzie szczególnie śmiertelna dla regionu w 2030, kiedy wiele osób zapomni o działaniach zbrojnych.

W jednym z materiałów WHO pojawia się wypowiedź przedstawiciela WHO w Libanie, dr. Abdinasira Abubakara. „Liczba ofiar wśród pracowników ochrony zdrowia na taką skalę osłabiłaby każde państwo, nie tylko Liban. Ale same liczby nie są w stanie oddać długofalowych skutków – nieleczonych chorób, kobiet i dziewcząt pozbawionych dostępu do opieki okołoporodowej, zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego, niezdiagnozowanych, a możliwych do wyleczenia schorzeń i wreszcie – żyć utraconych z powodu braku dostępu do opieki medycznej. To są skutki, których nie sposób w pełni zmierzyć”.

Podsumowując – ataki na infrastrukturę medyczną, szczególnie jeśli stanowią część wojennej strategii, są szczególnie godne potępianie, ponieważ mają na celu okaleczenie społeczeństwa przeciwnika i uderzenie w jego najbardziej podstawowe potrzeby i biologiczne trwanie także w okresie następującym po wojnie.

Zarówno WHO, jak i inne podmioty wskazują, że w wypadku działań Rosji i Izraela mamy prawdopodobnie do czynienia z takim modelem działań. Taka strategia wykracza poza bieżący konflikt i jego przyczyny, skupiając się na długofalowym ograniczeniu zdolności drugiego państwa do normalnego funkcjonowania i zapewnienia dobrobytu swoim obywatelom. Można powiedzieć, że niejako zakłada, że konflikt nie zakończy się pokojem, a jedynie będzie wstępem do kolejnych konfliktów, na wypadek których należy przetrącić kark przeciwnikowi. Jeśli chcemy kiedykolwiek wyjść z tego okresu globalnych wojen i niepokojów, musimy potępiać taką taktykę z całą mocą i nakładać na państwa je stosujące międzynarodowe sankcje.

Na zdjęciu: członkowie Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca i innych służb ratunkowych niosą ciała ratowników zabitych tydzień wcześniej przez siły izraelskie, Chan Junus w południowej Strefie Gazy, 31 marca 2025. Fot. AFP

;
Paweł Jędral

Analityk Fundacji Kaleckiego, absolwent MISH, realizował projekty badawcze m.in. związane z Partnerstwem Wschodnim

Komentarze