Morderca prezydenta Pawła Adamowicza działał „w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie oraz mając w znacznym stopniu ograniczoną możliwość rozpoznania czynu”, choć nie był chory psychicznie. Zdaniem sądu zbrodnia nie była też motywowana politycznie.
Po niespełna roku od rozpoczęcia procesu oraz po czterech latach od tragicznego zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał wyrok w sprawie. Sąd skazał oskarżonego Stefana Wilmonta na dożywotnie pozbawienie wolności oraz zezwolił na ujawnienie jego tożsamości i wizerunku.
Sąd podkreślił, że skazany działał „w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie oraz mając w znacznym stopniu ograniczoną możliwość rozpoznania czynu”.
Jak tłumaczyła sędzia, w momencie dokonywania czynu sprawca nie był pod wpływem alkoholu ani środków odurzających, ale zdiagnozowane u niego już wcześniej poważne zaburzenia psychiczne „uniemożliwiły mu świadome pokierowanie swoim postępowaniem”.
Sąd przychylił się więc do opinii biegłych psychiatrów, którzy nie zdiagnozowali u sprawcy – ani w trakcie popełnienia czynu, ani po – choroby psychicznej, w związku z czym nie było podstaw do zastosowania złagodzenia kary w związku z brakiem poczytalności.
Nie odniósł się za to do kwestii roli mediów w kreowaniu klimatu nienawiści oraz szczucia na Pawła Adamowicza.
Ucinając wątek polityczny, sąd podkreślił, że „z rąk Stefana Wilmonta zginął przede wszystkim nie polityk, lecz człowiek".
Sędzia podkreśliła też, że Stefan Wilmont działał sam oraz nie znał się z Pawłem Adamowiczem. Do zbrodni miało go doprowadzić „paranoiczne poczucie krzywdy", której miał rzekomo doznać ze strony władzy będąc - w jego mniemaniu niesprawiedliwie - skazanym na ponad 5,5 roku więzienia w 2014 roku za rozboje z użyciem pistoletu alarmowego, który uważał za „atrapę broni".
„Kierując się poczuciem krzywdy za niesłuszny jego zdaniem wyrok zaplanował zemstę. Paweł Adamowicz był w jego odczuciu symbolicznie odpowiedzialny za jego krzywdę" – tłumaczył sąd.
Sąd uznał, że Stefan Wilmont „działał w zamiarze bezpośrednim popełnienia zabójstwa". Zwrócił też uwagę, że oskarżony bardzo dokładnie przygotował się do zamachu.
„Nie wziął noża kuchennego, ale kupił specjalny nóż bojowy. Nie dał pokrzywdzonemu żadnych szans na obronę. Charakter tej zbrodni jest przerażający. Stefan Wilmont jest osobą skrajnie niebezpieczną".
„Zbrodnia, którą popełnił Stefan Wilmont, zasługuje na najwyższy wymiar kary. Dożywotnia kara więzienia jest karą sprawiedliwą" - powiedziała sędzia.
Dożywotnie pozbawienie wolności to wymiar kary, o który wnioskowała prokuratura. Sąd przychylił się także do wniosku prokuratury o ewentualne przedterminowe zwolnienie dopiero po upływie 40 lat odbywania kary.
To kara, która zapewne zostanie pozytywnie przyjęta przez opinię publiczną. Jednak jest ona niezgodna z Europejską Konwencją Praw Człowieka, ale możliwa w Polsce dzięki nowelizacji Kodeksu karnego pod egidą Zbigniewa Ziobry. Jak mówił OKO.press dr hab. Szymon Tarapata, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dwa wyroki ETPCz wskazują na to, że minimalnym okresem, po upływie którego skazany powinien mieć perspektywę opuszczenia zakładu karnego powinno być 25 lat odbywania kary dożywotniego pozbawienia wolności.
Wyrok może więc otworzyć Wilmontowi drogę do procesu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka i odszkodowania.
Ze względu na poważne zaburzenia psychiczne skazany ma odbywać karę na oddziale terapeutycznym, gdzie będzie miał dostęp do opieki psychiatrycznej i psychologicznej.
W uzasadnieniu wyroku sędzia podkreśliła, że „Stefan Wilmont popełnił zbrodnię bez precedensu w dziejach powojennej Polski. Dokonał zabójstwa prezydenta miasta Gdańska Pawła Adamowicza na oczach tysięcy osób oglądających finał WOŚP. Czyn oskarżonego jest doskonale udokumentowany” – mówiła sędzia.
Podkreśliła też, że fakt udokumentowania czynu przez obecne na wydarzeniu kamery telewizyjne nie zwolniły sądu od obowiązku dokładnej rekonstrukcji stanu faktycznego oraz przesłuchań świadków.
Sędzina podkreśliła, że prokuratura zgromadziła „bardzo szczegółowy i wyczerpujący materiał dowodowy", dzięki czemu możliwe było szybkie wydawanie wyroku. W ten sposób odniosła się do wielokrotnie podnoszonych zarzutów o przewlekłość postępowania prokuratury.
Proces Wilmonta ruszył bowiem dopiero w zeszłym roku, trzy lata po zabójstwie Pawła Adamowicza. Rodzina zamordowanego prezydenta wielokrotnie apelowała o przyspieszenie sprawy. W drugą rocznicę śmierci prezydenta Gdańska apel wzywający do postawienia zabójcy przed sądem podpisało kilka tysięcy osób – w tym politycy, samorządowcy, artyści i naukowcy, księża, działacze peerelowskiej opozycji. Pojawiały się też uzasadnione pytania o to, czy prokuratura nie zwleka z wniesieniem do sądu aktu oskarżenia z przyczyn politycznych.
Jak podkreślił sąd, najistotniejszym elementem śledztwa i procesu było ustalenie motywu działania oskarżonego, stanu jego zdrowia psychicznego i poczytalności.
Stefan Wilmont był badany przez trzy zespoły biegłych psychiatrów i psychologów, których opinie były częściowo sprzeczne. Sąd przychylił się do opinii dwóch zespołów biegłych, którzy uznali, że w momencie dokonania czynu Wilmont był poczytalny, choć „jego zdolność oceny sytuacji i możliwość pokierowania swoimi działaniami była ograniczona ze względu na poważne zaburzenia osobowości".
Zdiagnozowane u skazanego zaburzenia to m.in. zaburzenia osobowości o charakterze dyssocjalnym, narcystycznym i paranoicznym. U oskarżonego nie stwierdzono schizofrenii ani innych chorób psychicznych, stąd nie było podstaw do zastosowania złagodzenia kary.
„Stefan Wilmont jest osobą wysoce zdemoralizowaną. Ryzyko ponownego popełnienia zbrodni przez oskarżonego jest bardzo duże" - mówiła sędzina.
W wyroku sąd nie odniósł się do kwestii nagonki medialnej, którą na Pawła Adamowicza tuż przed śmiercią bardzo intensywnie przepuszczała TVP, prawdopodobnie chcąc pomóc w ten sposób kandydatowi PiS w wyborach na prezydenta Gdańska. Sąd nie odpowiedział na pytanie, czy nagonka ta mogła przyczynić się do wzmocnienia paranoicznych motywacji oskarżonego oraz podsycania nienawiści do przeciwników politycznych.
Według raportu Newton Media dla Urzędu Miasta Gdańska TVP w 2018 roku wypuściła 1 773 negatywne materiały o Adamowiczu. Średnio prawie 5 razy dziennie.
Adamowicz był przez narodowego nadawcę oskarżany o sprzyjanie komunizmowi (za rekonstrukcję historycznego wyglądu bramy stoczni gdańskiej), nazizmowi (za kultywowanie pamięci o wielonarodowym Gdańsku), a także nielegalne wzbogacenie się.
W drugą rocznicę śmierci Pawła Adamowicza RPO Adam Bodnar stwierdził w oświadczeniu, że tragedia nie ostudziła tonu debaty publicznej w Polce, „w której nadal jest nienawiść i szczucie".
Ucinając wątek polityczny, sąd podkreślił, że „z rąk Stefana Wilmonta zginął przede wszystkim nie polityk, lecz człowiek".
Tuż po ogłoszeniu wyroku o komentarz poproszona została obecna na sali żona Pawła Adamowicza, Magdalena Adamowicz oraz brat zamordowanego prezydenta, Piotr Adamowicz.
Pomimo że rodzina prezydenta Adamowicza przyjęła wyrok z zadowoleniem, to Piotr Adamowicz podkreślił, że „nic nie przywróci życia syna, brata, męża czy ojca". Zwrócił też uwagę na to, jak trudnym doświadczeniem było branie udziału w toczącym się śledztwie i w kolejnych rozprawach.
„Wydaje się, że czas leczy rany i jest w tym dużo prawdy, ale proszę zrozumieć rodzinę, która cztery lata temu przeżyła wielką tragedię i traumę, a z każdą rozprawą (...) trzeba było do tych obrazów tragicznych wracać" - mówił.
"Wyrok pierwszej instancji kończy pewien etap, ale niestety nie zamyka sprawy, bo w sensie praktycznym ze względu na wysoką i surową karę, niezgodną z oczekiwaniami obrony, wyrok na pewno wyrok będzie zaskarżony do Sądu Apelacyjnego".
Piotr Adamowicz podkreślił, że ma nadzieję, iż "pamięć o prezydencie Adamowiczu pozostanie, a pamięć o sprawcy jak najszybciej zaginie".
Paweł Adamowicz został brutalnie zaatakowany 13 stycznia 2019 roku podczas finału 27. Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zabójca wdarł się na scenę w trakcie przemówienia prezydenta i czterokrotnie godził go nożem. Prezydent Gdańska zmarł następnego dnia w szpitalu. Miał 53 lata, osierocił dwie nastoletnie córki.
Zabójstwo Adamowicza wstrząsnęło Polską. Setki tysięcy ludzi w wielu miastach wyszło na ulice protestować przeciwko nienawiści rozsiewanej przez media rządowe oraz skrajnie szkodliwej polaryzacji społecznej. W pożegnaniu prezydenta Adamowicza wzięło udział ponad milion osób. OKO.press relacjonowało te wydarzenia.
Stefan W. nie przyznał się do winy ani nie okazał skruchy. Słuchając wyroku swobodnie wodził oczami po sali sądowej, a z jego ust nie schodził uśmiech.
Jego obrońca domagał się umorzenia postępowania ze względu na niepoczytalność sprawcy (opierając na opinii jednego zespołu biegłych), bądź wymierzenia zabójcy 15 lat więzienia ze względu na częściową niepoczytalność.
Wyrok jest nieprawomocny, obrońcy najpewniej wniosą apelację.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze