"Poprzedni rząd strzelał do protestujących, my ich wysłuchujemy. To dowód na to, że polska demokracja ma się bardzo dobrze. Nie jesteśmy marginalizowani w UE, to pan Timmermans jest na marginesie" - mówił poseł PiS Dominik Tarczyński w rozmowie z turecką TRT World.
TRT World to rządowa, anglojęzyczna telewizja turecka z około 40 milionami odbiorców, głównie na Bliskim Wschodzie i w Europie. Jest projektem podobnym do rosyjskiej Russia TV czy katarskiej Al Jazeery, które także nadają po angielsku prorządową narrację na cały świat. Dla stacji pracują m.in. byli dziennikarze BBC.
Telewizja powstała w 2015 roku, jednak z niezależności nadawania cieszyła się tylko nieco ponad rok. Gdy w lipcu 2016 roku w Turcji doszło do nieudanego zamachu stanu, w odpowiedzi na który m.in. zlikwidowano w tym kraju wolność mediów i aresztowano kilkuset dziennikarzy, TRT World nie informowała o tym w ogóle. Bardzo obficie atakowała za to wszystkich związanych z ruchem Fethullaha Gulena, którego turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan oskarżył o stanie za próbą zamachu. O zmianie kursu tej tureckiej telewizji na bardziej proreżimowy pisał wówczas "Wall Street Journal". W ramach protestu przeciwko niskim standardom dziennikarskim ze stacji odeszło wówczas kilkudziesięciu dziennikarzy, m.in. dyrektor działu wiadomości.
Dominika Tarczyńskiego, który swobodnie mówi po angielsku, PiS wystawia przed kamery zagranicznych stacji telewizyjnych - ostatnio podobnie wypowiadał się m.in. w France 24, czy BBC. Rozmowę z nim TRT World wyemitowało 1 sierpnia 2017. Na początku 12-minutowego materiału TRT pokazuje fragment konferencji prasowej Fransa Timmermansa z 26 lipca. Rozmowie towarzyszą nagrania i zdjęcia z protestów ulicznych w Warszawie; widać m.in. plakaty z napisem "Konstytucja". Choć w materiale jest poważny błąd (narrator mówi, że protesty zaczęły się po podpisaniu przez prezydenta ustawy o sądach powszechnych), całość przygotowana jest raczej rzetelnie. Dziennikarka rozmawiająca z politykiem Prawa i Sprawiedliwości wiedziała o sporze z instytucjami unijnymi, a jej pytania były przygotowane i dość celne.
Zwraca uwagę, że w trakcie całej rozmowy Dominik Tarczyński lekceważąco wypowiada się o Fransie Timmermansie, który jest pierwszym wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej - najważniejszego ciała Unii Europejskiej - i Komisarzem ds. Lepszego Prawa, Relacji Międzyinstytucjonalnych, oraz Rządów Prawa i Karty Praw Podstawowych.
Całą rozmowę, po angielsku, można zobaczyć na YouTube.
"Jak odpowiecie na ultimatum Komisji Europejskiej?" - pyta na początku dziennikarka. "Oczywiście odpowiemy zgodnie z prawem" - mówi poseł Tarczyński. „Te reformy były znane ludziom podczas kampanii wyborczej” - zaczął Dominik Tarczyński. „Jesteśmy pierwszą partią w historii, która osiągnęła zwycięstwo wyborcze pozwalające na rządzenie bez koalicji. Mamy ogromne poparcie społeczne, także dla naszych reform. Pan Timmermans zaatakował Polskę i nigdy nie zacytował żadnego fragmentu z naszej legislacji”.
OKO.press przypomina: W wyborach w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość dostało mniejszy procent głosów niż Platforma Obywatelska w wyborach 2011 i w 2007 roku, a także niż SLD w roku 2001. Od wyborów z 1997 roku (gdy jeszcze niższy wynik zanotowała AWS) jedyny wynik słabszy pod względem procentu głosów, niż ten PiS-u z 2015 roku, to... także wynik PiS, w wyborach z 2005 roku.
Przypominamy również, że PiS wcale nie ma "ogromnego poparcia". Jeśli chodzi o reformę sądownictwa jest wręcz przeciwnie - w sondażu OKO.press 76 proc. badanych opowiedziało się przeciwko upolitycznianiu pracy sądów. W najnowszym sondażu (2 sierpnia) przygotowanym przez IBRiS na zlecenie Onet.pl PiS jest na czele stawki z 32-procentowym poparciem.
Słowa o "ogromnym poparciu" mogły tureckich odbiorców wprowadzić w błąd - Erdogan wciąż cieszy się zaufaniem blisko 60 proc. obywateli Turcji.
Na pytanie o to - jak „masowe poparcie” odnieść do dziesiątek tysięcy ludzi protestujących na ulicach, poseł odpowiedział, że stanowi to dowód na dobrą kondycję polskiej demokracji.
„Ludzie mogą protestować, mogą wyrazić swój sprzeciw. Są to ludzie, którzy prawdopodobnie nie głosowali na PiS, więc cieszę się, że nikt nie strzela do tych protestujących, tak jak strzelał do demonstrantów poprzedni rząd mówiąc, że gumowe kule to nic takiego”.
Następnie Tarczyński powoływał się na artykuł 180 Konstytucji RP, podpunkt 5, tłumacząc że odwoływanie sędziów nie jest sprzeczne z polską Konstytucją.
Pytany, czy mianowanie sędziów pierwszej instancji przez ministra sprawiedliwości (i prokuratora generalnego) nie jest zamachem na niezależność sądów, odpowiedział przecząco. Kolejny raz powtórzył też podstawowy argument PiS-u, że tego rodzaju ustawodawstwo istnieje w innych krajach UE. A krytyka czterech ustaw dotyczących sądownictwa ze strony Komisji Europejskiej to dowód niekompetencji:
"To kolejny przykład na to, że pan Timmermans nie zna tych ustaw, nigdy ich nie przeczytał. Otrzymał wiadomość od polskiej opozycji i próbuje nas pouczać na temat praworządności. Nie jest wybierany w demokratycznych wyborach, więc nie ma mandatu do mówienia nam, co mamy robić."
O tym, że systemy mianowania sędziów w innych krajach europejskich wcale nie wyglądają tak, jak przedstawia to PiS, pisaliśmy m.in. tutaj.
"Niektórzy mówią, że polski rząd chce wyprowadzić Polskę z UE, inni mówią nawet, że chce ją wyprowadzić z Układu Słonecznego. Mogą mówić, co chcą. Nawet największe głupoty. A my jesteśmy oczywiście otwarci na dyskusję".
Tarczyński rysował przed widzem tureckiej stacji wizję, w której reforma sądownictwa jest Polsce niezbędna, bo sędziowie to kryminaliści i zabójcy, którzy stoją ponad prawem. "Zaczęliśmy pracę nad tą reformą, bo mieliśmy sędziów, którzy zabijają ludzi jeżdżąc po pijanemu, którzy kradną rzeczy ze sklepów i nie możemy ich postawić przed sądem. Dla narodu polskiego bardzo ważna jest równowaga trzech władz. Jako poseł mogę stanąć przed sądem, mogę stracić mandat, mogę przegrać w wyborach. Sędziowie nie są objęci prawem, stoją ponad nim i nie są odpowiedzialni za swoje czyny. Obecnie stoją powyżej posłów, powyżej parlamentu i jest to nie do zaakceptowania" - kontynuował polityk Prawa i Sprawiedliwości.
"To jest to, co obiecaliśmy w kampanii, to jest powód, dla którego wygraliśmy i to jest to, co zrobimy. Dotrzymamy słowa danego polskiemu narodowi".
Zapytany przez dziennikarkę TRT World o to, czy cieszy się, że Polsce grozi w Unii Europejskiej marginalizacja, Tarczyński roześmiał się: "Myli się pani. Polska może wylądować poza UE? To nieprawda. To tylko pani zdanie".
"Ja mogę zostać milionerem, wygrywając jutro na loterii, wiele zmyślonych rzeczy może się wydarzyć, ale nie ma to żadnego związku z rzeczywistością".
"Nie jesteśmy zmarginalizowani. Ja jestem członkiem Rady Europy, gdzie właśnie 46 krajów głosowało nad tym, czy Polska powinna być monitorowana i większość państw poparła nasz kraj. Rada Europy to ciało większe niż Unia Europejska. Grupa Wyszehradzka nas popiera. Jeśli KE będzie chciała nas ukarać, potrzebują 100 proc. głosów, a Węgry, Czesi i inni mówią, że takiego wniosku nie poprą" - mówił Tarczyński. Jak doprecyzował już w rozmowie z OKO.press, mówiąc o posiedzeniu Rady Europy, miał na myśli posiedzenie z 25 stycznia 2016 roku. Podczas Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy odrzucono wówczas wniosek zorganizowania debaty dotyczącej sytuacji prawnej w Polsce, która była wówczas w sporze z Komisją Wenecką dotyczącym Trybunału Konstytucyjnego. Za wnioskiem głosowała większość, ale nie wystarczająca (potrzeba 2/3 głosów).
Na koniec Tarczyński podkreślił gotowość swojej partii do dialogu. Gdy dziennikarka zapytała go, czy rząd Prawa i Sprawiedliwości skorzysta z zaproszenia do rozmów, jakie wystosował Frans Timmermans, Tarczyński dał do zrozumienia, że z jego strony zainteresowania taką rozmową nie ma.
"Jesteśmy bardzo otwarci na dialog. Miałem już wiele okazji do rozmowy z panem Timmermansem. Kiedy zadawałem mu pytania o różne fundamentalne sprawy, to nie był w stanie na nie odpowiedzieć. Dodam, że pan Timmermans został zmiażdżony w ostatnich wyborach. Jego Partia Pracy została całkowicie zmarginalizowana, więc jakiego rodzaju demokrację próbuje Polsce udowodnić?".
O tym, co Prawo i Sprawiedliwość rozumie przez pojęcie dialogu, mówił wcześniej poseł Stanisław Pięta. "Ten dialog musi polegać na tym, że my przedstawiamy swoje racje, a europejskie lewicowe elity przyjmują tę racje i nie ma żadnego miejsca na kompromis, nie ma żadnego miejsca na ustępstwo" - stwierdził 13 lipca w rozmowie z TV Republika.
Komentarze