Dziś, 22 października, sędziowie i dublerzy Trybunału Konstytucyjnego mają zdecydować, czy embriopatologiczna przesłanka legalnego przerywania ciąży jest zgodna z polską konstytucją.
Jeżeli czeka nas dalsze zaostrzenie prawa, to między innymi z powodu założenia, że embrion i płód są równe moralnie osobom dorosłym. To w Polsce dość rozpowszechniony pogląd. Zgodnie z nim każda zygota, morula, blastocysta, gastrula – a ogólniej: każdy zarodek i każdy płód – to człowiek w pełnym znaczeniu tego słowa. Czyli nie tylko organizm z gatunku homo sapiens, ale również osoba, mająca taki sam status moralny, jak czytelniczki i czytelnicy tego tekstu.
Przykłady?
- W 2017 roku Prezydium Konferencji Episkopatu Polski ogłosiło: „O tym, że od chwili poczęcia istnieje już osoba ludzka, choć dopiero w fazie embrionalnej, w bezsporny sposób mówi współczesna nauka”.
- Podobną wymowę – przynajmniej według doniesień medialnych – miały wypowiedzi niektórych naukowców z sesji zorganizowanej w 2012 roku w Polskiej Akademii Nauk, m.in. byłego prezesa PAN Andrzeja Legockiego: „Jeśli zarodek nie jest człowiekiem, to czym jest?”.
- Wspomniane przeświadczenie wydaje się też stać za takimi stwierdzeniami, jak „Każda aborcja jest tragedią” (Piotr Kraśko, 2018 rok, Radio TOK FM) albo „Aborcja […] jest to tragedia dla matki, dla rodziny, dla tego nienarodzonego dziecka” (Tomasz Grodzki, 2019 rok, RMF FM).
Z takim poglądem wiąże się cały szereg konsekwencji, z którymi “obrońcy życia” najwyraźniej nie chcą się mierzyć.
Błąd ekwiwokacji
Rozpatrzmy przypadek, w którym czyjś mózg przestaje działać, lecz nadal funkcjonują inne narządy. Zaczynamy mieć wówczas do czynienia z „człowiekiem” i „nieczłowiekiem” naraz. Nie jest to już osoba, ale nie jest to też po prostu trup (trudno znaleźć jeden wyraz, który dobrze opisywałby ten stan). Na tym przykładzie widać, że „człowiek-organizm” i „człowiek-osoba” to dwa różne pojęcia. A jeżeli o statusie osobowym decyduje aktywność mózgu, to w pełni człowiekiem nie może być również embrion bądź płód, którego układ nerwowy nie rozwinął się jeszcze w takim stopniu, by umożliwić odczuwanie bólu lub jakąkolwiek inną formę świadomości. To zaś ma miejsce dopiero w trzecim trymestrze ciąży, ewentualnie w końcówce drugiego.
Stwierdzenia, że „zarodek to człowiek” lub „płód to człowiek”, bardzo często ignorują to podstawowe rozróżnienie. W takim przypadku ich autorzy i autorki popełniają tzw. błąd ekwiwokacji, na zmianę stosując wyraz „człowiek” w różnych znaczeniach i z góry wykluczając możliwość ich rozdzielenia. Dzięki uproszczeniom, przeoczeniom lub manipulacjom mogą ukazywać przerywanie ciąży jako oczywiste „zabijanie ludzi”, ze wszystkimi stosownymi skojarzeniami.
Tymczasem całkowicie zasadnym stanowiskiem jest uznawanie embrionu bądź płodu – przynajmniej w dwóch pierwszych trymestrach ciąży – za organizm, ale nie osobę. Implikuje to pewien zakres ochrony prawnej (na przykład zakaz handlu zarodkami, przypominający zakaz sprzedawania ludzkich organów), lecz nie takiej, jakiej chcieliby zwolennicy ostrego prawa antyaborcyjnego.
Ustawę o przerywaniu ciąży należy zliberalizować również z innych ważnych przyczyn, do których jeszcze na chwilę wrócimy. Na razie jednak podążmy za kimś, kto z jakichś powodów odrzuca argument śmierci mózgowej i obstaje przy stanowisku, że każdy płód i embrion jest człowiekiem w sensie ścisłym (ewentualnie – że jest nim z niezwykle dużym prawdopodobieństwem). W Polsce ten pogląd powiela się zwykle bez zastrzeżeń, tak jakby był oczywistością. Nic bardziej mylnego.
Jeśli zarodek jest osobą, to…
Przyjmijmy na moment, że każdy embrion i płód rzeczywiście ma pełny status moralny. Co z tego wynika?
Po pierwsze – że przeszczepianie narządów jest problematyczne i że np. Jan Paweł II raczej nie miał racji, deklarując, iż „całkowite i nieodwracalne ustanie wszelkiej aktywności mózgowej, jeśli jest rygorystycznie stosowane, nie wydaje się pozostawać w sprzeczności z istotnymi założeniami rzetelnej antropologii”. Skoro bowiem aktywność mózgu nie ma znaczenia dla człowieczeństwa, to dlaczego jej ustanie miałoby być kryterium śmierci? Dlaczego miałoby być momentem, po którym można wyciąć z ciała serce bądź płuca, aby uratować życie osobie czekającej na przeszczep?
Po drugie – że wszelkie rodzicielstwo jest podejrzane. Współczesna wiedza medyczna wskazuje, iż znaczna część ciąż kończy się poronieniem (w literaturze naukowej nazywanym też „spontaniczną aborcją”). Szacowane odsetki są różne: około 30 procent, 30-40 procent, około 40-60 procent… W każdym razie wiedzę o dużej częstości takich wydarzeń da się znaleźć nawet w pierwszych akapitach hasła „poronienie” w anglojęzycznej Wikipedii, trudno więc, by rodzice – zwłaszcza ci wykształceni – zasłaniali się nieświadomością problemu. A skoro na każdą trójkę żywych maluchów przypada jeden lub dwa, które umierają w całkowicie przewidywalny sposób, to czy staranie się o dzieci nie jest moralnie wątpliwe? Czy nie powinno wymagać co najmniej dogłębnych przemyśleń i znalezienia poważnych racji?
Po trzecie – że nasz gatunek trwa dzięki nieustannemu godzeniu się na śmierć dzieci. I że nie robimy kompletnie nic, by to zmienić, a wręcz odwrotnie: wypieramy ten ponury fakt ze świadomości. Nie zdobywamy się nawet na to, by milionom umierających stawiać krzyże i by zamienić niemałą część naszej kultury w ponury, fatalistyczny kult ich pamięci. Według wstępnych danych GUS w samym 2019 roku w samej Polsce mieliśmy 375 tysięcy żywych urodzeń, a więc w uproszczeniu około 100 tysięcy poronień. Łącznie w III RP – jakieś trzy miliony. Jeśli przyjmiemy założenie o pełnym statusie moralnym każdego embrionu, będzie to z grubsza taka sama sytuacja, jak gdyby co roku na naszych oczach umierało np. sto tysięcy ośmiolatków. Czy można ignorować katastrofę tych rozmiarów?
Po czwarte (tylko w przypadku osób religijnych) – że Bóg albo masowo zabija niezliczone rzesze niewinnych dzieci, albo akceptuje ich śmierć. Jak to pogodzić z obrazem Boga miłosiernego dominującym choćby we współczesnym chrześcijaństwie? Trudno powiedzieć. Niemniej jest to z pewnością kwestia nader istotna dla problemu teodycei.
Po piąte – że w przypadku, gdy można uratować albo kilkuletnie dziecko, albo zarodek, wybór jest co najmniej nieoczywisty. Michael Sandel ujmuje to tak: „Rozważmy następującą hipotetyczną sytuację. W klinice leczenia niepłodności wybucha pożar. Masz czas, by uratować albo pięcioletnią dziewczynkę, albo tacę z dziesięcioma embrionami. Czy uratowanie dziewczynki będzie czymś złym?”. Ale nawet gdyby chodziło o jeden zamrożony embrion, to osoba wierząca w pełne człowieczeństwo zarodków miałaby przed sobą trudną decyzję.
Po szóste – że jeśli stawką jest ochrona życia embrionów, to skupienie się na próbie zaostrzenia polskich przepisów aborcyjnych świadczy o pomieszaniu priorytetów. Według danych Ministerstwa Zdrowia w 2019 roku w naszych szpitalach zarejestrowano 1110 aborcji, czyli blisko sto razy mniej, niż wynosi liczba poronień. Jest przy tym jasne, że ewentualna delegalizacja głównej przyczyny tych zabiegów, czyli przesłanki embriopatologicznej (tj. ustawowej możliwości przerwania ciąży z uwagi na „duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”), nie zapobiegnie wszystkim dokonywanym z jej powodu aborcjom. Część z nich zamiast tego zostanie przeprowadzona za granicą, część – potajemnie przez polskich lekarzy i lekarki, część – samodzielnie przez kobiety (tym bardziej że polskie prawo nie pozwala karać osób przerywających własną ciążę). Trudno powiedzieć, czemu ktoś miałby poświęcać tyle sił na domknięcie zakazu szpitalnej aborcji, a zarazem w ogóle nie interesować się problemem, który ma ponad stukrotnie większą skalę.
Wiara i prawo
Czy w Polsce w ogóle istnieją ludzie – z reguły katolicy i katoliczki – którzy na serio mierzyliby się z tymi problemami? Być może parę takich osób dałoby się wskazać (a za granicą, kto wie, nawet parędziesiąt!). Niewiele by to jednak zmieniło.
Wiara w osobowy status każdego zarodka i płodu jest więc wiarą w dużym stopniu bezobjawową.
A skoro najzagorzalsi głosiciele tego stanowiska nie wyciągają z niego jakichkolwiek konsekwencji poza próbami jak najdalszej delegalizacji przerywania ciąży, to dlaczego ktoś miałby ich brać na serio? Dlaczego prawo państwowe miałoby się opierać na ideach, w które nikt do końca nie wierzy? Dlaczego dotkliwe skutki tej deklaratywnej wiary miałyby brać na siebie polskie kobiety (lub szerzej: osoby zachodzące w ciążę, w tym część osób transpłciowych), a nie jej domniemani wyznawcy?
Argumentacja zbliżona do ukazanej w tym tekście nie jest niczym nowym w bioetyce. Pojawiała się m.in. już w artykule Timothy’ego F. Murphy’ego z 1985 roku zatytułowanym „The moral significance of spontaneous abortion” („Znaczenie moralne spontanicznej aborcji”). W roku 2007 Toby Ord opublikował wielokrotnie cytowany tekst „The Scourge: Moral Implications of Natural Embryo Loss” („Plaga: implikacje moralne naturalnej utraty embrionów”). Istnieją też oczywiście polemiki, takie jak zeszłoroczny artykuł Bruce’a P. Blackshawa i Daniela Rodgera „The Problem of Spontaneous Abortion: Is the Pro-Life Position Morally Monstrous?” („Problem spontanicznej aborcji: czy stanowisko pro-life jest potworne moralnie?”) albo nieznacznie wcześniejszy tekst Roberta P. George’a i Christophera O. Tollefsena „Embryos and Five-Year-Olds: Whom to Rescue” („Embriony i pięciolatki. Kogo ratować”). Niekoniecznie przekonujące, aczkolwiek słusznie zwracające uwagę choćby na to, że istotna część embrionów obumierających wskutek poronień jest od początku głęboko uszkodzona i nigdy nie mogłaby się rozwinąć.
W polskiej przestrzeni publicznej na powyższe argumenty nie ma jednak miejsca. Do wyjątków należą głosy takie jak artykuł Tomasza Żuradzkiego „Nikt z nas nie był embrionem”, zamieszczony w 2012 roku w „Gazecie Wyborczej”. Być może również dlatego próby odpowiedzi, z którymi można się spotkać np. w mediach społecznościowych, są tak pretekstowe. W odniesieniu do poronień niejednokrotnie pada replika: „I tak każdy kiedyś umrze”. W żaden sposób nie tłumaczy ona nonszalancji, z jaką jej autorzy i autorki traktują zjawisko będące – wedle deklarowanego przez nich światopoglądu – tragedią milionów niewinnych ludzi. Czy ktoś taki, żyjąc w czasach pandemii grypy hiszpanki (która zabiła więcej ludzi niż cała pierwsza wojna światowa), tłumaczyłby rodzinom ofiar: „Wasi bliscy i tak by kiedyś umarli, nie ma się czym przejmować”?
Co więcej, liczbę poronień można ograniczyć. Dla przykładu, istnieje wiele publikacji naukowych (oto przykłady: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty) analizujących zagrożenia związane z zanieczyszczeniem powietrza. Z jednej z nich wynika, że nadmiar dwutlenku azotu w otoczeniu przynosi podobne skutki jak palenie papierosów w pierwszym trymestrze ciąży.
Takich czynników z pewnością jest więcej, ale osoby określające się jako „pro-life” w swojej publicznej aktywności nie są zainteresowane ani redukcją skali już rozpoznanych zagrożeń (która zapobiegałaby śmierci zarodków i płodów znacznie skuteczniej niż zaostrzanie polskiego prawa aborcyjnego), ani np. finansowaniem badań mogących przynieść nową wiedzę i nowe sposoby powstrzymywania poronień. To trochę tak, jakbyśmy stali przed płonącym domem, w którym są ludzie, i zamiast zadzwonić po straż pożarną powtarzali „każdy kiedyś umrze”.
Ustawę należy zliberalizować, nie zaostrzać
Podkreślmy przy tym: żadne z nas nie zdałoby testu na absolutną spójność deklarowanych poglądów ani też pełną ich zgodność z własnym życiem. Od nikogo nie ma sensu tego wymagać. Niniejszy tekst nie jest wymierzony w ludzi, którzy wierzą w osobowy status embrionów, lecz przyjmują do wiadomości, że ich stanowisko ma swoje ograniczenia – i nie próbują go przedstawiać jako jedynego możliwego ani też zmuszać innych, aby brali jego konsekwencje na własne barki. Ale jeśli przeciwnicy legalnej aborcji sami mówią, że jest to kwestia fundamentalna, bo chodzi o życie, i chcą wpisywać swój światopogląd w prawo stanowione, to niespójność między ich deklaracjami i działaniami staje się wyjątkowo jaskrawa.
To jeden powód, by nie zaostrzać obowiązującego w Polsce – i tak niezwykle restrykcyjnego – prawa o przerywaniu ciąży. A niestety już 22 października decyzja ciała uznawanego przez władzę za Trybunał Konstytucyjny może ten proces rozpocząć. Możemy doczekać się prawa aborcyjnego zbudowanego w jeszcze większym stopniu na założeniach rzymskiego katolicyzmu – uchodzących za oczywiste jedynie z powodu jego monopolistycznej nieomal pozycji w polskiej sferze publicznej, jeśli chodzi o bioetykę.
Drugim powodem jest to, że prawo państwowe nie może w sposób tak drastyczny naruszać autonomii cielesnej kobiet i stwarzać poważnego zagrożenia dla ich zdrowia, szczególnie wtedy, kiedy w innych sytuacjach to właśnie zasada autonomii okazuje się ważniejsza od ochrony życia (np. nawet sprawcy wypadku nie można zmusić do oddania krwi jego ofiarom, a ojca paroletniego dziecka, które potrzebuje szpiku – do zgody na transplantację). Ta linia argumentacyjna, zapoczątkowana wpływowym tekstem Judith Jarvis Thomson „A Defense of Abortion” („Obrona aborcji”), również nie uzyskała dotychczas w Polsce należnej uwagi.
Te dwa powody uzasadniają nie tylko sprzeciw wobec zaostrzania przepisów. Uzasadniają też dążenie do ich liberalizacji.
Oczywiście, że tak! No, chyba, że "w pełni" będziemy rozumieli tak, jak np. Niemcy – Polacy lub żydzi to untermenschen…
Wszystko co może mieć samoświadomość, i świadomość konsekwencji własnych decyzji ma prawo wg mnie do życia i samostanowienia. Embrion też. O ile oczywiście lekarz nie stwierdzi poważnego uszkodzenia płodu, które uniemożliwi urodzonemu dziecku normalne życie. Dla mnie nie jest problemem zakaz aborcji, dla mnie problemem jest zaściankowość, i brak rzetelnej edukacji seksualnej – przede wszystkim w szkole. By uświadomić dzieciom co to jest ciąża, skąd się bierze, jakie są konsekwencje nieodpowiedzialnych zachowań. Postuluję też bardzo szeroki dostęp do antykoncepcji. W takich warunkach jeśli ktoś będzie się chciał wyskrobać, bo ma takie widzimisię, niestety musi usłyszeć – nie ! Nikt nie ma prawa usuwać ciąży, kiedy mógł się zabezpieczyć. Jeśli podejmuje się głupie decyzje, trzeba za głupotę zapłacić.
Nikt na etapie planowania ciąży nie zakłada, że chce mieć dziecko upośledzone. A jeżeli powiesz, że tylko osoba, która jest gotowa urodzić upośledzone dziecko, może starać się o dziecko – to 99% kobiet założy sobie spirale. Bo nikt nie "marzy" o niepełnosprawnym dziecku.
Ma pełne predyspozycje by ją mieć. Pytanie – czy można komuś uniemożliwić uzyskanie samoświadomości ? Ja uważam, że poza absolutnymi wyjątkami nie można. I jeśli dziecko ma poważne wady jestem absolutnie za bezproblemowym zabiegiem. Tu nikt nie powinien takiej kobiecie przeszkadzać w zabiegu. Sam się zastanawiam, czy kobiety wiedząc o poważnych wadach dziecka decydujące się na urodzenie – powinny mieć takie prawo. One kiedyś umrą, a dziecko zostanie samo skazane na wegetację.
Wszystko rozchodzi się o granice. Ty akurat stawiasz ją na samostanowieniu. Kto inny stawia ją gdzie indziej. I właśnie dlatego każdy powinien mieć prawo sam ją sobie stawiać tak, gdzie uważa. Nie twierdzę, że twoja granica jest słuszna albo nie, ale jest twoją i taką powinna pozostać.
No to najwyższy czas się zabić, bo każda Pana akcja może potencjalnie zaprzepaścić istnienie jakiejś samostanowiącej się istoty.
Samostanowienie to jedno, a konsekwencje tego samostanowienia to drugie. Nie jesteśmy ani samowystarczalni, ani absolutnie wolnymi istotami, a więc samostanowienie ma granice które wyznacza prawo.
Samoświadomi i samostanowiącymi istotami o ile wiem są ludzie i chyba szympansy jedynie. Nie mam zamiaru nikogo zabijać, więc nie mam tego problemu 🙂
Argumentował Pan, że aborcja jest niemoralna, bo narusza kontrfaktualnie prawo samoświadomej istoty do istnienia (bo w wyniku aborcji ten byt nie istnieje). Problem w tym, że kontrfaktualnie można przypisać każdej akcji dowolnie złe konsekwencje, więc taki tok rozumowania jest absurdalny.
Cechy samoświadomości oprócz naczelnych mają papugi, walenie, krukowate, ośmiornice, i to na pewno dopiero początek listy. Ale na pewno potrzeba układu nerwowego albo jakiegoś funkcjonalnego odpowiednika.
Szczerze to nie widziałem żadnego naukowego opracowania by kura, ośmiornica itd przeszły test lustra. By się w nim rozpoznały. Taki test od pewnego wieku przechodzą o ile wiem tylko ludzie i szympansy.
Polecam zapoznanie się z aktualnymi wynikami badań neurobiologów. Gregory Berns napisał też parę niezłych książek popularnonaukowych na ten temat.
>Czy ktoś naprawdę wierzy, że embrion jest w pełni człowiekiem?
Tak.
Jeśli jest tak, jak piszesz, to 500+ powinno być wypłacane od momentu zapłodnienia, zabójstwo kobiety w ciąży powinno być uznane za zabójstwo dwóch (lub więcej) osób, etc. Konsekwentnie!
Zabójstwo kobiety w ciąży jest traktowane jak zabicie 2 ludzi – popatrz na wyroki i ich uzasadnienia.
"500+ powinno być wypłacane od momentu zapłodnienia" – czemu nie, kobieta w ciąży ma zazwyczaj wydatki związane z rozwojem dziecka – lekarz, suplementy diety, żywność wysokiej jakości. Tylko trzeba napisać projekt ustawy i zebrać podpisy.
W sumie niektórzy ludzie wierzą nawet w to, że istnieją bogowie.
Są tacy co nawet w to nie wierzą. Problem w tym, że jedno i drugie to jest wiara. I jedna i druga jest całkowicie bezpodstawna, bo nie da się udowodnić ani jednej ani drugiej tezy. Prawidłową odpowiedzą powinno być Nie wiem.
Brak wiary w bogów nie jest wiarą. Przy takim założeniu wszyscy musieli by wierzyć we wszystkich bogów, tylko po to, żeby w część, albo wszystkich nie wierzyć.
Brak wiary w bogów jest wiarą, po polega na tym, ze się wierzy, że ich nie ma. Nie ma dowodów, że bogów nie ma żadnych, ani nie ma dowodów, że są. Taka jest prawda.
"Brak wiary w bogów jest wiarą w ich nieistnienie" – w jaki sposób? Nie wierząc w bogów twierdzę, że nie mam odpowiednich przesłanek aby żywić przekonanie, że oni mogą istnieć. Jednocześnie mogę też nie wierzyć w to, że bogowie nie istnieją, bo nie posiadam odpowiednich przesłanek aby żywić zupełnie przeciwne przekonanie. Ten stan nazywa się "nie wiem" i jest całkiem uczciwą pozycją.
"Nie ma dowodów, że bogów nie ma żadnych, ani nie ma dowodów, że są" – w jaki sposób to jest prawdą? Np bogowie greccy byli definiowani m. in. w taki sposób, że ich siedzibą jest góra Olimp. W takim razie wystarczy wybrać się na tę górę aby jasno stwierdzić czy oni są czy ich nie ma. Jeśli się przyjrzeć definicjom różnych bogów to można stwierdzić, które ich aspekty są falsyfikowalne i na tej podstawie zaproponować metodę dowiedzenia ich istnienia. Jest oczywiście koncepcja deistycznego boga, która jest całkowicie niefalsyfikowalna i faktycznie twierdzenie, że on jest lub go nie ma całkowicie spada na barki wiary. Jednak jest niewielu ludzi, którzy wyznaje takiego boga, bo na pewno on nie jest bogiem z wiodących na świecie religii (jego definicja nie pasuje np do definicji Jahwe, Allaha, Jezusa czy Kriszny).
Autor racjonalnie pyta i wyjaśnia, ale nie wspomina o najważniejszym: naszym ukochanym Panu Bogu, którego my kochamy nad życie, a on nas też.. nie kocha. Tylko z przyjemnością morduje.
Jak już biskupi są tacy cyniczni w powoływaniu się na "współczesną naukę", to są zorientowani, że nauka wie, iż na jedno urodzone dziecko przypada nie 30%, ale 400% morderstw "dziecka poczętego" wywołanego przez Kochanego Pana Boga. Zygota obumiera, zygota się nie zagnieżdża w jajowodzie itd. Wynik 1:4. Jedno żywe, cztery trupy. Na koncie Wielkiego Mordercy z Nieba.
Biskupi którzy są cynicznymi oszustami to wiedzą. a jak nie wiedzą to bez znaczenia: mają wiedzieć, skoro się powołują na naukę. Jako wybitni naukowcy.
Tak więc każdą dyskusję na ten temat zaczynamy od Kochającego Mordercy z Nieba. Jak już ustalimy co i jak z tym Mordercą, można przejść do następnych wątków. Nigdy bez niego, bo wtedy dajemy się oszukiwać biskupom .
Zygota się nie zagnieżdża – nastolatka wpatrzona w smartfona wpada pod tramwaj. Zygota obumiera – mlodzeniec na wakacjach chce sobie zrobić fajne selfe nad urwiskiem – leci 300 m w dół.
To jest jak ze wszystkim – wypadki losowe, z mniejszą i większą liczbą przyczyn i boga bym w to nie mieszał, choć nie jestem wierzący.
Wyłączyć emocje, włączyć intelekt. Na każde jedno ludzkie życie przypada dokładnie jedna ludzka śmierć. Twoje i moje też. Nazywanie kogoś z tego powodu mordercą jest nieuzasadnione, a gdy w dodatku nie wierzy się w istnienie tego kogoś – zupełnie niezrozumiałe.
Redakcja cytuje słowa papieża o nieodwracalnej śmierci mózgu a później je pomija. W przypadku embrionu aktywność mózgowa nastąpi, w przeciwieństwie do osoby o stwierdzonej śmierci móżgowej.
Po drugie redakcja (jak większość środowisk proaborcyjnych) ucieka od porównań do dobrze osadzonych w naszym systemie kontratypów.
Czy wolno uśmiercić gwałciciela? Osobę, która oblała Ci twarz kwasem? Osobę, która doprowadziła do Twojego inwalidztwa? Osobę, która doprowadziła Cię do bezdomności? Próbowała Cię pozbawić życia?
Nie wolno. Pomimo drastycznych zmian, które następują w życiu pokrzywdzonego, pokrzywdzony, ani wymiar sprawiedliwości, nie mają prawa zabić sprawców. Gdyby to zrobili, zostaliby na gruncie prawa ukarani.
Praktycznie jedyna sytuacja, kiedy zabójstwo jest dopuszczalne, to samoobrona przed bezpośrednim atakiem zagrażającym życiu.
Więc jak to jest, że we wszystkich tych sytuacjach nie dopuszczamy do zabójstwa (w obronie, w odwiecie, w ramach wymiaru sprawiedliwości), a dopuszczamy w sprawie, która niesie zazwyczaj konsekwencje mniejsze, a na pewno nie większe niż przywołane.
Dlaczego aborcja ma być takim super-wyjątkiem?
Różnica jest tylko jedna. Dziecko w macicy nie spojrzy w oczy, nie wykrzyczy swojego strachu, nie uczyni wyrzutu.
Wyjaśnij mi tylko, jaki jest sens noszenia przez 9 miesięcy dziecka bez mózgu, które i tak umrze po porodzie, bo jest, ujmując rzecz krótko – jak pusta skorupa?
Primo – nie odnosisz się do moich argumentów tylko wyciągasz swoje. Secundo – Twoja argumentacja to wyciągnięcie skrajności. Większośc aborcji eugenicznych to aborcje z powodu *podejrzenia* zespołu Downa. To ma następujące konsekwencje:
– dzieci z zespołem Downa są abortowane, chociaż nie jest to wada śmiertelna
– dzieci które nie mają zespołu Downa, ale test dał wynik fałszywie pozytywny, są abortowane (nie ma testów 100% czułych)
– niektóre dzieci bez względu na wynik testu ulegają poronieniu, bo procedura testowa (amniopunkcja) w pewnym procencie przypadków prowadzi do przerwania ciąży.
No na Islandii na przykład legalna jest aborcja z powodu podejrzenia Zespołu Downa. Nie ma przymusu abortowania takich dzieci, jest wolny wybór. No i jakoś 99% wybiera nie rodzenie upośledzonego dziecka. Zgadnij dlaczego?
hmmmm, czy to ze ktos nie chce uposledzonego dziecka oznacza ze to dziecko nie ma prawa zyc? jak na to patrzec w tym swietle? i druga sprawa czy procea aborcji jest humnitarny? czy uzywane metody nie zadaja bolu? nie wiem jak jest teraz ale.kiedys to jakos tak rozrywali cialko na fragmenty i wyciagali z macicy bo 'prawdopodobnie' dzieci na tym nie beda jeszcze czuc bolu, moze to teraz inaczej robia
@pani miodek używane metody nie zadają bólu, jakiekolwiek by nie były. Jakby Pani przeczytała artykuł uważnie, to by Pani wiedziała, że ośrodki w mózgu odpowiedzialne za odczuwanie bólu jeszcze nie istnieją – wykształcają się dopiero w trzecim trymestrze, najszybciej pod koniec drugiego.
"W przypadku embrionu aktywność mózgowa nastąpi, w przeciwieństwie do osoby o stwierdzonej śmierci mózgowej." – Jak rozumiem utożsamiasz pewien charakterystyczny rodzaj aktywności mózgu z istnieniem osoby. Jeśli tak to ja się z tym absolutnie zgadzam. Jednak to oznacza, że jeśli taka aktywność w przypadku danego organizmu jeszcze nigdy nie zaistniała od momentu poczęcia to i nowa osoba ani razu nie zaistniała. Jest tak samo potencjalna jak w sytuacji kiedy ludzie planują współżycie w wyniku którego może dojść do zapłodnienia. Nie rozumiem zatem twojego argumentu tutaj.
Z resztą wypowiedzi zgadzam się, ale tylko przy założeniu, że embrion/płód spełnia już przesłankę o byciu osobą co podaję w wątpliwość.
Warto dorzucić jeszcze fakt, że zarodek może się podzielić (bliźnięta jednojajowe) albo zlać z dwóch (ludzie hybrydy).
W kwestii wiary trudno się zgodzić, wiara z definicji zakłada dysocjację od rzeczywistości, więc wierzyć można w cokolwiek. Do tego dochodzi kwestia filtra emocjonalnego; osoby u których zarodki zostaną zakwalifikowane emocjonalnie za osoby będą ich intuicyjnie bronić przez mechanizm współczucia. No i w końcu aborcja jest buntem wobec sentymentu kobiety-inkubatora, t.j. rzekomej fundamentalnej podrzędności kobiet, podstawy wielu koszmarnych, ale głęboko zakorzenionych zjawisk kulturowych.
To nie obrońcy życia popełniają błąd ekwiwokacji lecz autor. Aktywność mózgu nie jest wyznacznikiem człowieczeństwa. Jej zaniku nie używa się do odróżnienia człowieka od nie-człowieka, tylko dla wyznaczenia momentu śmierci, ponieważ jest nieodwracalna. Ekwiwokacja autora polega na tym, że kryterium śmierci używa zamiennie z kryterium człowieczeństwa. To obala też pozorne dylematy dotyczące przeszczepów.
Jeśli chodzi o poronienia naturalne – jest zasadnicza różnica moralna między śmiercią człowieka, a jego zabiciem. Nie jest prawdą, że ludzie nie przeżywają żałoby po poronieniu. Przy bardzo wczesnych poronieniach – trochę niepoważne jest postulowanie przeżywania żałoby w momencie, gdy nie jesteśmy świadomi faktu ani momentu śmierci. Czy w związku z tym należy powstrzymać się od rodzicielstwa? Przede wszystkim, intencją rodziców jest nowe życie, nie śmierć. Do nowego życia nie ma innej drogi. Gdyby ludzkość przestała się rozmnażać, spowodowałoby to jej całkowite wymarcie poprzedzone mnóstwem cierpienia. Jest też racja statystyczna – kobiety, przynajmniej w krajach rozwiniętych, mają statystycznie jedno dziecko, więc prawdopodobieństwo poronienia jest znacznie poniżej 1.
Wierzący generalnie nie mają dylematu z rzekomym okrucieństwem Boga, dlatego że ktoś umiera. Ponieważ wiedzą, że wszyscy umieramy. Nieprzyjmowanie tego do wiadomości nie ma podstaw intelektualnych a emocjonalne.
Niewierzący nie mają problemów z okrucieństwem kogoś, w czyje istnienie nie wierzą. Jeszcze może Pan doda, że cierpienie uszlachetnia i jest "miła Bogu, słodka męka"? Takie dyrdymaly może snuć wyłącznie teoretyk-gawedziarz, który sam nigdy nie przeszedł przez piekło na ziemi, jakim jest niezawinione cierpienie, któremu nie można zaradzić, nieuleczalna choroba, wyniszczajaca, degradująca czlowieka i prowadzaca jego bliskich do bezsilnej rozpaczy. Jeżeli wiara lub jej brak w istnienie Boga jest dla Pana kwestia intelektualną, to "gratuluję intelektu".
Dzieci muszą być chciane. Kobieta, która dziecka nie chce, to go nie urodzi, prędzej sama się zabije. Proste. Prawo powinno być zliberalizowane z jednego prostego powodu – ustawa antyaborcyjna dotyczy tylko osób niezamożnych i jako taka jest dyskryminująca. Bogaci – wierzący, niewierzący – zrobią sobie aborcję i nikt ich przed tym nie powstrzyma. I tak długo, jak to kobieta ponosi konsekwencję bycia w ciąży i rodzenia, decyzja należy do niej. To jest jej ciało.
Niektóre kobiety uważają, że urodzone dziecko to też jej ciało – to się nijak ma do faktów. Nikt kobiecie nie nakazywał zachodzić w ciążę – sama się na to zdecydowała znając konsekwencje ( poza przypadkami gwałtu – tu zgoda). Co to znaczy że kobieta jest w ciąży i jej nie chce ? Szla spać nie była – obudziła się rano i jest – bez swojej wiedzy i samostanowienia ? To kobieta kim lub czym jest, że nie może świadomie robić takich rzeczy ? Ciąża nie bierze się znikąd.
Panie Adamie, Pan sobie chyba nie zdaje sprawy z tego ile gwałtów następuje, chociażby, w małżeństwie. Gwałt to nie tylko napad czy pigułka na dyskotece. Mężczyźni są silniejsi i z różnych względów to wykorzystują. Czasami kobieta chce się zabespieczyć, ale nie może, z różnch względów, czasami nie może odmówić mężczyźnie, również z różnych względów (woli uprawiać seks, niż zostać pobita?). Kobiety zachodzą w kolejne ciąże, choć ich nie chcą i się o nie nie starają. Kobiety nie dokonują aborcji "dla sportu", dlatego, że wpadły, bo były lekkomyślne. To jest naprawdę mały odsetek. Kobiety nie chcą dokonywać aborcji, tylko uważają, że w pewnych sytuacjach to jest mniejsze zło, to jest lepsze rozwiązanie. Powinnyśmy mieć wybór, mieć pomoc, edukację, poczucie bezpieczeństwa. Bardzo mi przykro, ale niestety mężczyzna, który nie nosi pod swoim sercem, w swoim ciele, dziecka, płodu, embrionu, nie zrozumie strachu i uczuć, które temu towarzyszą. Pan, pańska partnerka, siostra, ciocia, nie są zmuszane do aborcji, ale ja i moja przyjaciółka powinnyśmy mieć wybór. To my będziemy żyć z tą trudną decyzją i poniesiemy jej konsekwencje.
Ja się z Panią zgadzam w tym względzie, dlatego bardzo chciałbym gruntownej edukacji seksualnej w szkołach. Druga sprawa chciałbym by szkoła, bo nie na wszystkich rodziców można liczyć wpajała w dzieci poczucie wartości, sprawczości.
Tylko wtedy sytuacje które Pani opisuje zostaną ograniczone do minimum.
To o czym ja pisze to Pani Przybysz – wykształcona kobieta, zdawało by się inteligentna, i mówi że usunęła ciąże bo za małe mieszkanie – no ludzie ? A gdzie zabezpieczanie się ? Jak od takich kobiet nie możemy wymagać nic, to od kogo możemy ?
Zarzut niekonsekwencji w sprawie ekologii jest naciągany. Jak wielu jest tzw. obrońców życia, którzy postulują większe zanieczyszczenie powietrza lub podejmują jakieś działania w tym kierunku?
Dylemat, czy ratować jedno kilkuletnie dziecko, czy kilka embrionów jest interesujący, ale na tyle wydumany, że prawdopodobieństwo jego realnego zaistnienia jest w praktyce równe zeru. Tym bardziej, że wierzący są przeciwko hodowaniu ludzi w próbówkach, więc powinien to być raczej dylemat tych, którzy taką sytuację czynią możliwą. Człowiek w sytuacji silnego stresu, zagrożenia życia, kieruje się raczej instynktami niż wartościami. Uratowanie dziecka z pożaru jest niewątpliwe. Uratowanie embrionów niekoniecznie – nie wiadomo czy faktycznie przetrwały pożar i w jakim stanie, a nawet jeśli, to ile z nich ma szanse na dłuższe życie – zakładam, że są przeznaczone do zapłodnień in vitro, a te w większości przypadków kończą się poronieniami.
I tak długo, jak państwo i Polacy nie robią niczego dla wsparcia osób z niepełnosprawnościami, które już się urodziły, czy też dla dzieci porzuconych i zaniedbanych, nikt nie ma prawa zmuszać kobiet do rodzenia. Dziecko nie może być karą.
Jestem za bezproblemową aborcją dzieci z poważnymi wadami. Tu życie jako takie nie może być wbrew obiektywnemu interesowi tak matki jak i dziecka
Odnosząc się do tytułowego pytania pragnę zauważyć, że po prawej stronie sceny politycznej jest sporo osób, które – chociaż urodzone dawno temu – swoim stosunkiem do innych dowodzą niezbicie, że wciąż nie są w pełni człowiekiem.
A najbardziej wyróżniający sie jest bezdzietny facet krzyczący ręce precz od naszych dzieci.
Ksiądz oburzony do kelnerki:
– Zamawiałem smażonego kurczaka, a pani mi przyniosła sadzone jajko!
– Skoro dla księdza zapłodniona komórka jajowa to jest dziecko, to ma ksiądz na talerzu kurczaka!
P.S. Prezes zapędził się w kozi róg. Jeżeli TK (Trybunał Kucharki) zakaże aborcji upośledzonych płodów, to narazi się 70% społeczeństwa. Jeżeli dalej będzie odraczał sprawę, to wystawi się na ostrzał prawicy i katotalibów, w szczególności wyznawców ojca inkasenta i jego samego. Tak czy siak – wina będzie Kaczyńskiego, bo nikt nie uwierzy że kucharka nie działała na jego polecenie.
Gdyby chodziło o obowiązek terminacji ciąży zagrażającej życiu lub "podejrzanej" o ciężkie, nieodwracalne wady płodu, to dyskusja miałaby sens. Ale przecież nikt nie zabrania nikomu heroizmu, do którego też nie wolno żadnego człowieka zmuszac. Nie mamy jeszcze obowiązku jedynej wiary, choć wolność wyznania i sumienia dryfuje w kierunku "im więcej wyznania, tym mniej sumienia". Nauka juz dawno potwierdziła, że od momentu połączenia 2 komórek, do opuszczenia środowiska wodnego i podjęcia samodzielnego oddychania, wszystkie organizmy powielają rozwój ewolucyjny danego gatunku. Na każdym etapie rozwoju jesteśmy raczej odpowiednikami naszych praprzodków niż współczesnym homo sapiens. Wszyscy mieliśmy kiedyś błony pławne między palcami, które nam zanikły, choc wiele dzieci rodzi się z przeróżnymi cechami atawistycznymi, świadczącymi o tym, że nie zawsze ten proces przebiega identycznie. "Jeżeli embrion nie jest człowiekiem, to czym jest?" Jest embrionem, szanowny Panie. Do pewnego momentu trudno jest wręcz odróżnić embriony różnych gatunków. A nasze dojrzale układy nerwowe różnią się wręcz minimalnie, odrobina istoty szarej i jej nieco innym "upakowaniem". Ośrodki zawiadujące odruchami, emocjami, a nawet uczuciami mamy identyczne jak inne, wysoko rozwinięte kręgowce. Ich zabijanie powinno więc byc jeszcze bardziej moralnie naganne, niż skrócenie cierpień "człowieka in spe", jakim jest zdeformowany płód, przed którym wyłącznie ból i cierpienie.
Ja bym się zastanowił, czy nie zabronić heroizmu – taka matka czy ojciec w końcu umrą, a kaleka fizyczny i intelektualny zostanie na łasce państwa i moich podatków.
Laska państwa i naszych podatków powinna przede wszystkim wspomagać ludzi niezdolnych do samodzielnej egzystencji. Główny problem polega na tym, że dajemy przyzwolenie na tuczenie się publicznym groszem wszelkiej maści cwaniaków i złodziei. Daliśmy sobie wmowic, jako społeczeństwo, że tak ma być, że to jest realizm i naturalne prawo. "Wstając z kolan" suweren zawisł na "pańskiej klamce" i stał się pieczeniarzem partii rządzących. Mamy teraz nasilenie podwójnej moralności, która była zmora poprzedniego systemu, ale, jak widać, to pewnie nasza cecha narodowa, niezależna od okoliczności zewnętrznych. Tylko niewinnych ofiar żal….
Dlaczego dla autora śmierć zarodka w wyniku samoistnego poronienia jest gorsza od śmierci starca w wyniku udaru?
Wszyscy jesteśmy śmiertelni i wszyscy mamy znaczenie dla Boga.
I każdy rodzic powołując dziecko na świat musi się liczyć z tym, że ono kiedyś umrze.
Fascynujące, że w tej dyskusji wypowiadają się głównie Panowie.
Większość kobiet decydująca się na legalną terminację ciąży, wynikającą z letalnej wady płodu, podejmując tę decyzję – cierpi. Mam dziecko i jestem cholernie szczęśliwa, że nie musiałam stawać przed decyzja – urodzić i skazać dziecko na cierpienie czy przerwać to cierpienie wcześniej.
PS Kobiety, które chcą dokonać aborcji i tak to zrobią. Nawet jeśli płód jest zdrowy. Słowacja nie jest daleko, a koszt aborcji to nie majątek. Więc może dajmy każdemu decydować zgodnie z własnym sumieniem. A jeśli nasze państwo nakazuje rodzić nawet letalnie uszkodzone dzieci, niech płaci za ich paliatywne leczenie, psychologa dla rodziców oraz godną pomoc finansową na poziomie minimalnej krajowej, jeśli opieka będzie wymagała 24 h opieki. A nie rzucą 4 tys złotych jakby sprzedali liścia rodzicom.
PS Wszystkim Rodzicom, którzy zdecydowali się na terminację ciąży ze względu na śmiertelną chorobę płodu i po to, by skrócić mu cierpienia naprawdę bardzo współczuję. Mam nadzieję, ze wszyscy radzicie sobie psychicznie z tą trudną decyzją. Naprawdę jestem szczęściarą – mam zdrowe dziecko.
Ale sie rozgadaliscie wiejsko sredniowieczni POLACY,wedlug zasady polskiej gdzie dwuch polakow tam trzy zdania.Od 1989r wladze tak namieszaly gawiedzi we lbach ze ci sterowani przez klechow uwiezyli ze embrion juz rozprawia na mownicy sejmowej,bo ci durnie terazniejszej wladzy poza kruchte nic nie widza a juz nie mowie o mysleniu.Nie zycze nikomo nieszczesliwego i chorego dziecka ale tym spod znaku PiS wspolczuje jesli zmusili swe zony zeby takowe posiadala !!!!
wielu ateistow zadaje sobie pytanie, skoro jest Bog, dlaczego nie powstrzyma tego swiata od zlego?
wielu LGBT mowi, ze Jezus kochal wszystkich, to prawda ale nie sodomie ktora Bog zniszczyl, wiec jak moze Bog popierac sodomie ktora zniszczyl?
ale to logika lewicy, normalna sprawa
skoro Ateista nie wierzy w Nic, dlaczego swoja nienawisc kieruje do Boga?
wiele dzieci rodzi sie z plodem znieksztalconym nie dajacy lat, miesiecy, tygodni na zycie, czasami zyja latami do 50 lat, ale rozniez znam osoby ktore uslyszaly od takich dzieci podziekowania ze ich mamusie urodzily, czy jest cos cenniejszego? takie dzieci zmieniaja swiat, przewartosciowania naszej egzystencji, zaczynamy rozmyslac i dostrzegac sens zycia w inny sposob, ludzie obecnie nauczyli sie tylko korzystac z zycia, nie miec problemow, setki przyjaciol, miliony i zyc jak paczek w masle, gdyby tak bylo, nie zauwazalbys jedna z trzecia co dzieje sie na swiecie, smierc jest duzo wazniejsza od poczecia, i trzeba to widziec na naszych oczach, serce placze, ale i wartosciowuje Nas bardzo gleboko , bez wzgledu kim jestesmy ale dotyka nas lza kazdego i uczy Czym jest zycie, NIE zabierajcie tym uposledzonym zycia nawet dnia, tak nie mozna
Janku, jeżeli ktoś w coś nie wierzy, nie może tez tego nienawidzić. I to jest pierwszy błąd. Pytanie – Jeżeli Bóg istnieje, to dlaczego stworzył człowieka do cierpienia, zadają sobie osoby wierzace. Jeżeli ktoś twierdzi, że kocha i skazuje kochana istote na cierpienie, to nie jest miłość tylko sadyzm.. Z jaką bezduszna łatwością skazujecie te bezbronne istoty na niewyobrażalne cierpienia – rodziców, zwłaszcza matki i ich dzieci, ktore nie zdążyły umrzeć w życiu prenatalnym i urodziły się niezdolne do życia. Kto nie opiekował się istota pozbawiona możliwości kontaktu, której cierpienie jest koszmarna męka dla bliskich, bezsilnych i bezradnych wobec losu, ten może pleść bzdury w stylu "nie zabierajcie tym upośledzonym życia nawet dnia". Czy adoptowales takie dziecko, jesteś wolontariuszem w zakładzie opieki dla takich dzieci, sam je masz i nie zostawiles partnerki z tym problemem? Jeżeli tak, to chapeau bas! za heroizm, ale nie wymagaj go od wszystkich. Jeżeli nie, to ……. (sam sobie uzupełnij)
Dzisiejsze postanowienie Trybunału Kucharki jest nieważne, ale to się okaże dopiero po upadku PiSokracji. Jedyną metodą szybkiego zagrania na nosie PiSim, prawactwu i katotalibanowi jest zorganizowanie efektywnej pomocy dla wszystkich Polek, których nie stać na wydatek kilkuset euro aby usunąć upośledzony płód za granicą. Taka pomoc już co prawda istnieje, ale teraz zapotrzebowanie może się znacznie zwiększyć.
Pewną trudnością może być to, że wszystkie działania związane ze zbiórką funduszy, kwalifikacją pacjentek oraz współpracą z konkretnymi klinikami powinny być prowadzone zza granicy – bo w Polsce będą przez ziobrokraturę zakwalifikowane jako pomoc w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów, co jest zagrożone karą więzienia do 3 lat. Ale w dobie Internetu i globalizacji to nie problem.
"Czy ktoś naprawdę wierzy, że embrion jest w pełni człowiekiem?"
Czyli jest jednak człowiekiem. A teraz zadajmy sobie pytanie, co znaczy "w pełni człowiekiem"? Bo w pełni (z fizycznego i biologicznego punktu widzenia) człowiekiem nie jest niemowlę, a nawet osoby dorastające, ponieważ mózg W PEŁNI kształtuje się w okolicach 25 roku życia.
Ambrion, płód, dziecko, dorosły i starzec to są etapy rozwoju człowieka różniące się tylko wyglądem zatem jeśli ktoś powie że np. embrion to nie człowiek to tak samo będzie musiał inne odrzucić i zostawić tylko jeden. Tyle w temacie. Tylko nie bełkoczcie mi tu o braku świadomości, jakiegoś organu czy bólu bo jesteście żenujący. Są ludzie bez kończyn, bliźnięta syjamskie z tylko jednym sercem, ludzie sparaliżo0wani nie czujący bólu. Tyle w temacie oko głupki. Konkluzja: wszystkie etapy rozwoju człowieka należy nazwać człowiekiem. Nie wspominam nawet że rozwój człowieka to nie tylko rozwój fizyczny ale też umysłowy. Rozwijamy się CAŁE ŻYCIE.
Ja jako katolik i ginekolog z wykształcenia od dawna mam podobne spostrzeżenia, co autor artykułu. Dziękuję za zebranie tych argumentów w tym artykule. Do powielania i przekazywania innym 🙂
PS. Zwiększam finansowe wsparcie dla oko.press :-))