Zakaz dla sprzedaży nowych samochodów spalinowych wejdzie w życie, jednak ze zmianami wobec pierwotnej propozycji Brukseli. Niemcy chcą uratować tradycyjne silniki rozwojem paliw syntetycznych. Jedynie Polska głosowała przeciwko unijnemu zakazowi.
Unijny zakaz dla samochodów spalinowych wejdzie w życie, ale z istotnymi zmianami — w tym takimi, które mogą zupełnie zmienić jego charakter. Po głosowaniu wśród unijnych ministrów utrzymana została data 2035 roku. Wtedy według planu nie dostaniemy już salonowego samochodu spalającego tradycyjne paliwo. Pierwszą ważną zmianą jest jednak wprowadzenie daty rewizji unijnego celu, co ma nastąpić za trzy lata. Wtedy kraje członkowskie będą musiały zastanowić się, czy 2035 rok jest realistyczną datą dla nowych regulacji.
Drugą zmianą jest poważny wyjątek dotyczący paliw płynnych, ale, jak chcą ich zwolennicy, "ekologicznych". Chodzi o syntetyczne odpowiedniki benzyny i diesla, nazywane też e-paliwami. Według przyjętego przez kraje członkowskie postulatu Niemców na rynku nadal mają być dostępne samochody zasilane takimi paliwami. Dziś ich produkcja nie wykracza poza eksperymenty, nie brakuje też sceptyków rozwoju tej technologii.
Jakie są argumenty przeciwko? E-paliwa powstają z użyciem wodoru, którego bezemisyjne pozyskanie jest trudne, bo wymaga zużycia dużych ilości energii. Lepiej wykorzystać tę energię do innych, bardziej przydatnych gospodarce celów — twierdzą sceptycy. Dalej potrzebny będzie "odessany" z atmosfery dwutlenek węgla — a brakuje dziś efektywnych instalacji jego wychwytu. Wreszcie problemem będzie cena, na co zwracają uwagę nawet przedstawiciele branży.
"Właścicielom Ferrari i Porsche, którzy jeżdżą nimi raz na tydzień nie zrobi różnicy, czy litr paliwa kosztuje 5, czy 8 euro, ale to nie będzie paliwo przyszłości" - mówił Gerrit Marx, prezes Iveco Group, nazywając e-paliwa "szampanem napędowym".
Mimo to poprawka Niemiec przeszła przez głosowanie, w którym jedynie Polska była przeciwko. Wstrzymały się Rumunia, Bułgaria i Włochy. Wcześniej mówiło się też o możliwym sprzeciwie Słowaków i Czechów, gospodarek w sporej części zależnych od sektora motoryzacyjnego.
"Cieszę się, że UE wywiązuje się ze swoich obietnic z pakietu Fit for 55. Nowe przepisy stworzą możliwości dla najnowocześniejszych technologii i impuls dla przemysłu do inwestowania w przyszłość wolną od paliw kopalnych" - mówiła Romina Pourmokhtari, ministra klimatu i środowiska Szwecji, kraju pełniącego obecnie prezydencję w Unii Europejskiej. Wspólnota zobowiązała się ograniczyć emisje Co2 o 55 proc. do 2030 roku.
W zupełnie innym nastroju ze spotkania unijnych ministrów wyszła szefowa polskiego resortu klimatu Anna Moskwa. "Nietransparentne i nieformalne dyskusje, gdzie Niemcy forsują rozwiązania korzystne głównie dla swojego rynku, pokazuje, że nie ma to nic wspólnego ze sprawiedliwą transformacją" - mówiła dziennikarzom. Wyraziła też nadzieję na zmianę "nierealistycznych" unijnych planów w 2026 roku.
Zakaz sprzedaży dla nowych samochodów spalinowych ma przyspieszyć rozwój rynku aut elektrycznych i wodorowych. W branży motoryzacyjnej taki kierunek wydaje się oczywisty. Wiodący producenci już dziś deklarują, że tempo zastępowania dostępnych dziś aut modelami bezemisyjnymi w czasie ich eksploatacji będzie zgodne ze strategią UE. Volvo obiecało w pełni elektryczną gamę od 2030 roku. Podobne plany ma Peugeot. Od 2033 roku europejskie fabryki Volkswagena mają produkować jedynie "elektryki". Pod koniec zeszłego roku prezes niemieckiego potentata Thomas Schaefer chwalił się spadkiem kosztów zakupu elektryków. Między innymi dzięki wprowadzeniu spójnych standardów produkcji najbardziej przystępne modele mogą kosztować poniżej 25 tys. euro.
Z jednej strony to mniej niż wynosi średnia cena salonowego samochodu w Polsce. Wg danych Instytutu Badań Rynku Samochodowego Samar na początku 2023 roku wynosiła ona aż 156 tys. złotych. To sporo więcej niż deklarowane przez Volkswagena 25 tys. euro, a więc w przeliczeniu ok. 116 tys. złotych. Ceny najtańszych z nowych samochodów spalinowych startują jednak z pułapu nieco poniżej 60 tys. złotych. Elektryki startują z pułapu ok. 100 tysięcy złotych, nie mając szans w cenowej walce ze "spaliniakami" nawet po rządowych dopłatach.
Dzięki programowi "Mój elektryk" przy zakupie nowego samochodu na baterię można dostać do 27 tys. złotych. Rynkowe trendy wskazują jednak, że różnice dzielące ceny samochodów spalinowych i elektrycznych będą spadać. Firma konsultingowa BloombergNEF prognozowała, że auta elektryczne staną się tańsze od tych z tradycyjnym silnikiem do 2027 roku. Ma na to wpływać przede wszystkim budowa linii produkcyjnych przeznaczonych jedynie do produkcji części i montażu dla samochodów na prąd.
Dziś tanie auto elektryczne będzie jednak zwykle niedużym pojazdem o dość ubogim wyposażeniu. Najtańsze "elektryki" mają też inne ograniczenie — niewielki zasięg. Najpopularniejsze auto tego typu — Nissan Leaf — na pełnym akumulatorze według deklaracji producenta ma przejechać ok. 285 km. Zasięg maleje jednak przy niższych temperaturach i wyższych prędkościach. Pomóc mają jednak rosnące zasięgi samochodów elektrycznych i unijne inwestycje w dostępne przy najbardziej ruchliwych trasach ładowarki.
W Polsce przybywa ich w dość szybkim tempie. Jeszcze w maju zeszłego roku mieliśmy ok. 2200 ogólnodostępnych ładowarek. W styczniu 2023 było ich już 2622. Jakie są plany UE? Wspólnota chce stworzenia sieci szybkiego ładowania przy głównych autostradach (należących do transeuropejskiej sieci transportowej) co 60 km. Do 2025 roku każda z tych stacji ma mieć co najmniej 300 kW. Do 2030 roku moc wzrośnie do 600 kW. Na większości pozostałych autostrad i dróg ekspresowych stacje również mają stanąć co 60 km. Do 2030 roku mają mieć m.in. 300 kW, a do 2035 – 600 kW. W sumie do 2025 na terenie UE ma działać przynajmniej milion ogólnodostępnych ładowarek. Think tank Transport&Envirnoment szacuje, że do 2030 będziemy potrzebować już 3 milionów.
Przegłosowanie nowych regulacji stawia więc przed Unią wiele wyzwań. Horyzont 2035 roku wydaje się dość bliski. Do tego czasu trzeba będzie zadbać o spadek cen samochodów, rozwój sieci stacji ładowania i większą dostępność czystej energii
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze