0:000:00

0:00

W poniedziałek 7 lutego 2022 resort zdrowia poinformował o 24 404 nowych wykrytych przypadkach SARS-CoV-2. To piąty z kolei dzień spadków zakażeń w stosunku do zeszłego tygodnia.

O tendencji spadkowej świadczy również malejący od pięciu dni odsetek testów pozytywnych w dobowej puli testów. Prognozy 5. fali jak na razie się nie sprawdzają - MOCOS i ICM UW prognozowały szczyt w tym tygodniu, dane tymczasem w coraz większym stopniu wskazują, że mamy go już za sobą. Pytanie tylko, czy po zakończeniu ferii i nauki zdalnej w starszych klasach zakażenia nie odbiją z powrotem - w grze jest bowiem jeszcze bardziej zakaźny podwariant omikrona, czyli BA.2. Jak mówi OKO.press prof. Maria Gańczak, epidemiolożka z Uniwersytetu Zielonogórskiego, może on zmienić bieg pandemii - „wydłuży obecną falę i zmieni jej kształt".

Według naukowców z Danii BA.2 jest ok. 30-proc. bardziej zakaźny od pierwotnego omikrona. Praktycznie przebywanie choć przez chwilę bez maski w sąsiedztwie osoby zakażonej może skończyć się infekcją.

Z drugiej strony wygląda na to, że jeśli ktoś zaraził się wariantem BA.1, będzie odporny na BA.2.

Czy fala opada?

Prof. Gańczak jest również sceptyczna w stosunku do kategorycznych stwierdzeń, że 5. fala już rzeczywiście opada: „Dane o zakażeniach przychodzą często z opóźnieniem. Patrzymy na dane z dziś i myślimy, że obrazują one 24 tys. osób, które miały pozytywny wynik testu w kierunku SARS-CoV-2 i wszystkie zostały wykazane w raporcie. Ale mogło być tak, że na te 24 tys. raportowanych w danym dniu zakażeń, jedynie 18 tys. to dane bieżące, kilka tysięcy – to liczba dodatnich wyników z dnia poprzedniego, następne kilka tysięcy pochodzi z wcześniejszych dni" - tłumaczy.

Ekspertka podkreśla, że ta fala różni się od poprzednich, bo zdecydowanie więcej osób przechodzi zakażenie w sposób bezobjawowy lub demonstruje łagodne objawy. „Takie osoby nie będą wykonywały testu wykrywającego zakażenie, chyba, że będzie im to do czegoś potrzebne - np. do przekroczenia granicy. Ponadto bardzo wiele osób – szczególnie w tej fali - wykonują testy na własną rękę. Według ostatnich danych w styczniu zakupiono w Polsce około 5 milionów takich testów. Ich wyniki, nawet jeśli są dodatnie - nie są uwzględniane w systemie. Zatem liczba raportowanych zakażeń jest głęboko niedoszacowana".

Przeczytaj także:

Widać to również w obu prognozach - raportowana średnia zakażeń jest daleko poniżej zakładanych przez modele minimów. Jednak do tej pory oficjalnie podawane zakażenia odzwierciedlały dobrze samą dynamikę fali - szybkość jej wzrostu czy opadania.

Zdaniem prof. Gańczak z powodu tego, że testowanie od początku było naszą „piętą Achillesa" - robimy mało testów (w tej chwili w UE jesteśmy na 4. miejscu od końca, jeśli chodzi o liczbę wykonanych testów na tysiąc mieszkańców), „trudno jest nie tylko podać bliższe rzeczywistości szacunki co do liczby zakażeń, ale też precyzyjnie prognozować przyszłość piątej fali. Zobaczymy, jaki będzie trend - czy po osiągnięciu piku nastąpi plateau, wypłaszczenie, potem zjazd w dół. A może potem kolejny wzrost?

Tego wszystkiego nie wiemy, bo nie wiemy, jaka jest specyfika polskiej epidemii wskutek słabego jej kontrolowania przez rządzących".

Nie sprawdzamy, ilu niezaszczepionych przeszło chorobę

Ekspertka nie wyklucza jednak, że dzięki temu, iż w poprzedniej fali - dlatego, że nie było rygorystycznych obostrzeń i egzekwowania tych, które istnieją, a odsetek zaszczepionych przeciw COVID-19 był stosunkowo niski – zakażeniu uległo bardzo dużo osób, szczególnie młodych, fala rzeczywiście może opaść szybciej niż się spodziewaliśmy. „Te osoby mają jeszcze przeciwciała, które chronią przed zakażeniem albo przed objawowym przebiegiem COVID-19. A w poprzednich falach to dzieci i młodzież stanowili koło napędowe epidemii."

Niestety nie mamy dobrych danych na temat odporności. „Powinniśmy sukcesywnie badać losowo sporą grupę, np. 10-20 tys. osób, na obecność przeciwciał.

Mamy narzędzia, żeby sprawdzić, ile osób niezaszczepionych przeszło już zakażenie, ile było infekcji przełamujących wśród zaszczepionych. Moglibyśmy ekstrapolować te dane na populację. Wiedzielibyśmy mniej więcej, jaki odsetek mieszkańców Polski ma przeciwciała wskutek przechorowania lub zaszczepienia" - mówi prof. Gańczak.

Akurat od 7 lutego ministerstwo zdrowia postanowiło podawać na Twitterze, ile osób zakaziło się ponownie. W poniedziałek było to 2 427 osób, czyli 10 proc. wszystkich zakażonych. Z kolei dane na temat infekcji przełamujących po szczepieniu podawane są regularnie przez Centrum e-Zdrowia. Dotyczy to jednak tylko osób, którym zrobiono test - przebadanie populacji byłoby bardziej miarodajne.

Hospitalizacje - niezgodne z prognozami

Więcej mogą powiedzieć dane dotyczące hospitalizacji. Te wciąż rosną - w poniedziałek w szpitalach z COVID-19 leżało 18 287 pacjentów. Tym razem dane rozjeżdżają się z prognozami jeszcze bardziej znacząco - bo według ICM UW to nawet mniej niż w wariancie optymistycznym, a według MOCOS to zdecydowanie wariant pesymistyczny. Dynamika wzrostu jest zaś podobna jak w 3. fali z zimy 2021 roku - jednak przy wielokrotnie większej liczbie wykrytych - i rzeczywistych - zakażeń.

Ministerstwo Zdrowia uważa jednak, że widać już na horyzoncie trend spadkowy, i dlatego rozważa zmniejszenie oddziałów covidowych w szpitalach. Rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz powiedział też w poniedziałek, że w planach jest skrócenie izolacji w związku z zakażeniem koronawirusem - najprawdopodobniej z 10 do siedmiu dni. Zakażeń jest bowiem o wiele więcej, ale większy odsetek osób przechodzi zakażenie łagodniej.

Jednak mimo tego, że w Polsce dominuje już łagodniejszy omikron, liczba osób wymagających respiratora zaczęła nieznacznie rosnąć - 7 lutego osiągnęła 1150.

Liczba zgonów za to utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie. Ma to zapewne związek z tym, że umierają jeszcze ostatni pacjenci zakażeni wariantem Delta, i ich liczba spada, a jednocześnie rośnie odsetek tych, dla których śmiertelny okazał się omikron.

Co będzie z wirusem przyszłej jesieni?

Pytamy o to prof. Marię Gańczak. Jej zdaniem jednak jeszcze za wcześnie, żeby stawiać takie prognozy. W dodatku inny przebieg wydarzeń możemy przewidywać w stosunku do świata, inny w Europie, a jeszcze inny w Polsce.

„W krajach takich jak Etiopia czy Nigeria, gdzie zaszczepionych jest raptem kilka procent populacji, mamy możliwość bardzo licznych transmisji w populacji, która jest nieuodporniona. W związku z tym istnieją tam szczególne warunki do powstawania nowych wariantów. Jakie one będą - tego nie możemy przewidzieć. Mogą być albo bardziej transmisyjne, albo bardziej zjadliwe, albo bardziej uciekać naszemu systemowi odpornościowemu, ale to prawo serii. Nowy wariant może w ciągu kilkudziesięciu dni opanować cały świat wskutek łatwości przemieszczania się ludzi" - mówi epidemiolożka.

A co będzie się działo w Europie? To zależy: „W wielu krajach populacja jest wyszczepiona w 80 proc., jak w Danii czy Hiszpanii, a nawet w 90 proc. jak w Portugalii, a osoby 60+ w ponad 90, nawet 100 proc.". W ich przypadku nawet jeśli po zniesieniu restrykcji zakażenia pójdą do góry, nie obciąży to systemów ochrony zdrowia - bo nie będzie dużego wzrostu hospitalizacji i zgonów. Wiemy już bowiem, że dostępne szczepionki dobrze chronią przed ciężkim przebiegiem COVID-19.

W Polsce sytuacja jest inna, bo mamy wciąż 15,5 mln niezaszczepionych. „Jednocześnie w populacji, na której nam zależy, czyli np. osób w wieku powyżej 80 lat, poziom zaszczepienia jest alarmująco niski – wynosi jedynie 65 proc., wśród seniorów w wieku 60-70 lat – jedynie 74 proc. Niski w porównaniu do Europy Zachodniej i Skandynawii jest też odsetek zaszczepionych trzecią dawką" - przestrzega prof. Gańczak. Zwraca uwagę, że trzeba się obecnie skoncentrować szczególnie na ochronie seniorów i osób o obniżonej odporności. To głównie oni trafiają do szpitali i umierają.

Model szwedzki, zgony polskie

Z drugiej strony - przez to, że się nie szczepimy i weszliśmy w kolejne jesienne fale bez większych restrykcji, wiele z tych osób może mieć już zakażenie za sobą. Zdaniem prof. Gańczak

„zafundowano nam model uzyskiwania odporności na zakażenie koronawirusem podobny do testowanego w Szwecji, szczególnie na początku pandemii".

W przypadku Polski, która nie ma tak dobrego systemu ochrony zdrowia i opieki nad seniorami, i której mieszkańcy nie stosują się do ograniczeń tak chętnie jak Skandynawowie, skończyło się to jednak wielokrotnie większą liczbą ofiar - jeśli chodzi o nadmiarowe zgony, jesteśmy na drugim miejscu wśród krajów OECD po Meksyku, po przeliczeniu na liczbę mieszkańców.

Jesienią badaczka przewiduje więc „epidemię kilku prędkości": „w populacji osób słabo zaszczepionych oraz tych, które przechorowały i stopniowo tracą odporność, pandemia może się przedłużać. Badania wykazują, że odporność na SARS-CoV-2 utrzymuje się mniej więcej pół roku po przebyciu zakażenia. Nie wiemy jeszcze, jak to będzie wyglądało w odniesieniu do otrzymania dawki przypominającej. Jeśli to również będzie około 6. miesięcy, to jesienią znowu będziemy podatni na zakażenie. Najprawdopodobniej będziemy mieć do czynienia z subpopulacjami o różnym stopniu odporności".

Wszystko zależy oczywiście od tego, czy - i jaki - nowy wariant zdominuje zakażenia jesienią.

Całkiem prawdopodobny jest jednak scenariusz, w którym te wysoko zaszczepione kraje wejdą w jesień bez konieczności większych restrykcji. Tymczasem kraje takie jak Polska będą wciąż musiały być przygotowane na zwiększanie liczby łóżek covidowych i nadmiarowe zgony. „Dotychczas Polska nie wyciągnęła wniosków z przebiegu poprzednich fal w kontekście prawidłowego zarządzania epidemią. Wypada wątpić, że będziemy przygotowani na kolejną falę, szczególnie gdy towarzyszyć jej będą wysokie liczby zakażeń" - konkluduje prof. Gańczak.

A co będzie za rok, za dwa?

„Wirus już z nami zostanie" - uważa epidemiolożka - „Jeśli w przyszłości będzie wywoływał jedynie łagodne przeziębienia, jak inne koronawirusy, to będzie to najbardziej optymalne zakończenie tej pandemii".

Jej zdaniem nie jest również wykluczone, że SARS-CoV-2 „zrobi sobie wolne” i przeniesie się na jakiś czas do środowiska zwierząt. „Może zagospodarować sobie taką niszę na jakiś czas. Pytanie, czy w tej niszy rozhula się na tyle, że tam zostanie, czy też kolejna mutacja pozwoli mu znowu przekroczyć barierę gatunkową i wrócić do nas. To mało prawdopodobne, ale jest to możliwy scenariusz. Zaskakujące dane przyniosło badanie nowojorskich ścieków. Wykryto tam fragmenty wirusa SARS-CoV-2 z mutacjami, które nigdy wcześniej nie były zgłaszane u ludzi. Potencjalnie mogłaby to być oznaka nowego, niewykrytego wariantu. Nie ma dowodów na to, że stanowi to podwyższone zagrożenie dla naszego zdrowia, ale naukowcy nie są pewni ich pochodzenia. Niektórzy podejrzewają, że wirus pochodzi od osób, których infekcje nie są sekwencjonowane. Inni uważają, że nowe linie mogą pochodzić od zwierząt zakażonych wirusem, być może ogromnej populacji szczurów w mieście".

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze