0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Skowronek / Agencja GazetaGrzegorz Skowronek /...

Koronawirus zatrzymał gospodarkę. To budzi strach, kto wie, czy nie większy niż sama pandemia. Milionom pracowników na całym świecie grozi utrata pracy, przedsiębiorcom - bankructwo. Niektórzy światowi przywódcy już zaczynają przejawiać oznaki zniecierpliwienia z powodu przedłużających się restrykcji.

  • „Jak spojrzeć na wypadki samochodowe, to jest ich o wiele więcej niż ofiar epidemii. To nie znaczy, że mamy mówić wszystkim, żeby nie prowadzili samochodu. Musimy więc zrobić tak, żeby nasz kraj dalej był otwarty. Życie jest delikatne, ale gospodarka też jest delikatna” – mówił we wtorek 24 marca prezydent USA Donald Trump.
  • W podobnym tonie wypowiedział się już jego mleczny brat z Brazylii, prezydent Jair Bolsonaro.
  • W Polsce wicepremier Jarosław Gowin napomknął, że „lekarstwo nie może być gorsze od choroby”. "Musimy przygotowywać się jako państwo i jako społeczeństwo na drugą fazę walki z koronawirusem. Ona powinna polegać na tym, że szczególną opiekę otaczamy grupy te najbardziej zagrożone, czyli seniorów i osoby z chorobami takimi jak choroby wieńcowe, cukrzyca, itd., bo one są bardzo narażone na ciężki przebieg tej choroby, natomiast reszta społeczeństwa musi wracać stopniowo do swoich codziennych obowiązków, bo inaczej polskie państwo, przede wszystkim polska gospodarka uległaby załamaniu" – stwierdził Gowin.

Takie opinie wygłaszają również polscy komentatorzy, a część ich czytelników, zaniepokojona przyszłością swojej rodziny i kraju, przyjmuje je entuzjastycznie.

Ale tez polityków i publicystów nie potwierdza ani wiedza epidemiologiczna, ani zdrowy rozsądek.

"To jakby nie wysłać straży pożarnej do pożaru, bo on się i tak wypali, a przy okazji oszczędzimy sprzęt i nie narazimy strażaków"

- mówi OKO.press Rafał Halik, epidemiolog i specjalista zdrowia publicznego z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.

Przeczytaj także:

Hajdarowicz: zamknąć seniorów, reszta do pracy

W „Rzeczpospolitej” ukazał się tekst autorstwa jej właściciela Grzegorza Hajdarowicza, który pisze tak:

"Ani Polski, ani Europy, ani świata nie stać na wyłączenie społeczne i gospodarcze. Nikt tego nie wytrzyma na dłuższą metę. To z pozoru oczywista prawda. Niestety tylko nieliczni wyciągają z niej wnioski. Rządy większości krajów, kierując się regułami populizmu, na wyścigi realizują program zamykania i ograniczania wszystkiego, co tylko możliwe".

Zdaniem Hajdarowicza pełen "lock down" to działanie „najłatwiejsze i najbardziej spektakularne”. „Jeżeli zamyka się kraj przy 300-400 zachorowaniach i 5-10 przypadkach śmiertelnych, to jak się z tego wycofać, gdy zachorowań będzie 3-4 tysiące, lub nawet 30-40 tysięcy, a przypadki śmiertelne pójdą w setki lub tysiące?”.

Właściciel Gremi Media proponuje więc:

  • pełną kwarantannę dla osób powyżej 70. roku życia i z chorobami przewlekłymi,
  • wyuczenie Polaków zasad higieny,
  • powrót do pracy i do szkół, może tylko 4 dni w tygodniu,
  • jak najszersze testowanie na obecność wirusa.

Lindenberg i Sierakowski: gospodarka, głupcze!

Podobne postulaty wysuwa w Onecie Grzegorz Lindenberg: izolacja seniorów, powrót reszty do pracy. „Na koronawirus trzeba spojrzeć jak po prostu na rodzaj choroby zakaźnej, wyjątkowo łagodnej dla dzieci, minimalnie groźnej dla przedemerytalnych dorosłych i wyjątkowo zabójczej dla chorych starszych osób” – pisze były naczelny „Super Expressu”.

Również w Onecie powtarza te tezy Sławomir Sierakowski, powołując się na op-ed dr. Davida L. Katza z „The New York Times”: „Owszem każde życie jest bardzo ważne, ale ile nieszczęścia, chorób, stresu i innych tragedii, a w konsekwencji także śmierci wyniknie z katastrofy gospodarczej i społecznej? Akceptujemy to bezkrytycznie, ponieważ społecznych konsekwencji zwalczania koronawirusa nie da się tak łatwo policzyć jak jego ofiar. I pokazać na antenie tak, jak włoskich ciężarówek ze skremowanymi zwłokami” – pisze naczelny „Krytyki Politycznej”.

Tez Katza-Hajdarowicza-Lindenberga-Sierakowskiego nie potwierdza ani wiedza epidemiologiczna, ani zdrowy rozsądek. O etycznym wymiarze takiej propozycji nie wspominając. Ale po kolei.

To nie populizm

Po pierwsze, rządy nie kierują się regułami populizmu, jak pisze Hajdarowicz, tylko ugruntowaną wiedzą epidemiologiczną.

Te, które mają odpowiednie zaplecze eksperckie, także ekipą matematyków-epidemiologów, którzy przewidują, jaki może być możliwy przebieg epidemii. Rząd brytyjski właśnie dzięki raportowi badaczy z Imperial College London, który przewidywał zalew zgonów i ciężkich przypadków, jeśli nie wprowadzi się ograniczenia kontaktów, zdecydował się na gwałtowną zmianę strategii i zamknięcie kraju.

"Rozumiałbym jeszcze takie postulaty, gdyby ci, którzy je wysuwają, mieli jakieś dowody na ich poparcie.

Gdyby obliczyli, jakie skutki gospodarcze, społeczne, zdrowotne będzie miał lockdown, ile osób popełni samobójstwo z powodu utraty pracy, ile osób straci z tego powodu zdrowie" – mówi OKO.Press Rafał Halik, epidemiolog i specjalista zdrowia publicznego z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. "Ale takich wyliczeń nie przedstawiają".

Ograniczenia nie muszą trwać długo

Nie ma dowodów na to, że ograniczenia będą trwały bardzo długo, przez wiele miesięcy.

W chińskim Wuhanie, który był pierwszym epicentrum zarażeń, rzeczywiście wprowadzono je już 23 stycznia, ale teraz są systematycznie znoszone – 8 kwietnia zostanie przywrócony ruch pomiędzy miastem a resztą Chin. To jak do tej pory najdłużej trwająca „kwarantanna”, a wprowadzono ją, kiedy już nie dawano sobie rady z eksplozją zachorowań. W innych prowincjach Chin, gdzie zakażeń było mało, ograniczenia trwały krócej.

Wybitni epidemiolodzy uważają, że im bardziej restrykcyjne ograniczenia kontaktów międzyludzkich wprowadzimy szybko i zdecydowanie, tym krócej one potrwają – na tyle spłaszczymy krzywą epidemii, że potem będzie można ją kontrolować innymi środkami. Takiego zdania jest np. Marc Lipsitch z Uniwersytetu Harvarda, który uważa, że wojna będzie długa, ale drastyczne ograniczenie kontaktów to tylko jej pierwszy etap.

Po znaczącym wygaszeniu ognisk epidemii przyjdą następne kroki:

  • dokładny wywiad epidemiologiczny i izolowanie podejrzanych o nosicielstwo;
  • przesiewowe badania serologiczne, które pozwolą sprawdzić, kto już jest odporny na wirusa;
  • rewolucja w służbie zdrowia (telemedycyna, wyspecjalizowana opieka domowa, tymczasowe szpitale, zakup respiratorów), która pomoże znieść dłuższą falę chorych na COVID-19;
  • szczególna ochrona krytycznej infrastruktury kraju (w czym może pomóc wojsko).

Zbiorowa odporność młodszych – wielkim kosztem

A dlaczego najpierw – zdaniem epidemiologów – trzeba stłumić pandemię, a nie można wrócić do pracy i liczyć na nabycie przez ludzi poniżej 70. roku życia zbiorowej odporności?

"Jeśli tego nie zrobimy, będziemy mieli wirusowe tsunami" – mówi Rafał Halik. "System ochrony zdrowia by tego nie wytrzymał. Już teraz słyszę o odkładanych operacjach onkologicznych. To jakby nie wysłać straży pożarnej do pożaru, bo on się i tak wypali, a przy okazji oszczędzimy sprzęt i nie narazimy strażaków. Tak, ale każdy pożar w każdym momencie może się niepostrzeżenie rozlać na inne domy".

Dlatego wspomniałam wyżej o zdrowym rozsądku, bo czy dramatyczne opowieści z Włoch o lekarzach, którzy muszą wybierać, komu dać respirator, a kto umrze, albo z Hiszpanii, gdzie znajduje się starych ludzi, którzy zmarli samotnie w domach, nie wystarczają, żeby nie snuć takich wizji?

W głośnej już analizie z Imperial College London w przypadku, gdyby nie wprowadzić w USA żadnych ograniczeń, zmarło by tam 2,2 mln ludzi. W przeciągu kilku miesięcy. Spróbujmy to sobie wyobrazić.

„The New York Times” zrobił w czwartek 26 marca wizualizację, co by się stało, gdyby otworzyć na powrót Stany Zjednoczone już teraz, jak chce Trump. Według gazety 128 mln ludzi mogłoby zostać zarażonych, a zmarłoby 1,3 mln.

Jak pisze na Twitterze Scott Gottlieb, były szef amerykańskiego Food and Drug Administration: „Dopóki wirus będzie się rozprzestrzeniał bez kontroli, seniorzy będą umierać w wielkich ilościach, ludzie w średnim wieku będą skazani na długie przebywanie na intensywnej terapii, a większość Amerykanów będzie się bała opuścić dom, jeść na mieście, jechać metrem albo iść do parku".

Naukowcy z Imperial College opublikowali właśnie kolejną analizę, w której prognozują, że na świecie umrze 1,8 mln osób, jeżeli nie zostaną podjęte odpowiednie środki.

Według ich prognozy w najbardziej optymistycznej wersji, przy wczesnym wprowadzeniu ograniczeń zachoruje w Polsce 1 370 000. osób, a umrze prawie 7 tys. Także prof. Tomasz Lipniacki, szef PAN-owskiej pracowni modelowania w biologii i medycynie, uważa, że jeśli restrykcje nie zostaną zaostrzone, grozi nam scenariusz włoski.

Izolacja seniorów to fantastyka

No dobrze, ale spróbujmy odizolować seniorów. Co wtedy?

"To jest całkowicie niemożliwe" – mówi Rafał Halik. "Jak by miała wyglądać opieka zdrowotna dla nich, opieka nad niedołężnymi? Czy mamy utworzyć osobne zamknięte miasteczka dla seniorów? To byłaby gettyzacja i stygmatyzacja seniorów jako najsłabszych, tych, których trzeba izolować, bo są obciążeniem dla społeczeństwa".

Załóżmy jednak, że ich odizolowaliśmy, wraz tymi chorymi przewlekle, i na polu walki z wirusem zostali sami młodzi i zdrowi.

Dla Rafała Halika to „argument darwinistyczny”, bo i wśród nich „najsłabsi” odpadną – umrą, albo będą miesiącami chorować. "To tak, jakby powiedzieć: zachorują frajerzy".

To prawda, że jest w tej grupie mniejszy odsetek zgonów, ale też pokaźny – w badaniu włoskiego Istituto Superiore di Sanità osoby od 30 do 69 roku życia stanowiły 14 proc. wszystkich ofiar. Kiedy mówimy o scenariuszach, w których ofiary idą w miliony, i ten odsetek robi się nagle ogromny. O ile jednak we Włoszech hospitalizacji wymagają przede wszystkim starsi ludzie, w Stanach Zjednoczonych pacjenci w wieku 20-65 lat, których Grzegorz Lindenberg chciałby zostawić na ulicach i w zakładach pracy, stanowią 55 proc. wszystkich. Dane chińskie są podobne.

Testy, testy, testy

Właściwie tylko w jednym specjaliści zgadzają się z naszymi publicystami – że szalenie ważny jest odpowiedni system testowania. Zwłaszcza w drugiej fazie, po spłaszczeniu krzywej epidemii i poluzowaniu ograniczeń.

Trevor Bedford, naukowiec z Seattle, który wyśledził koronawirusa w USA jeszcze w styczniu i próbował bezskutecznie zaalarmować władze, pisze na Twitterze – i podpiera to stosami badań – że jego zdaniem ta druga faza, kluczowa, może spowodować, że nie będzie groźnej kolejnej fali epidemii (co w swej analizie przewidywał zespół z Imperial College, a co podkreślał w swoim op-edzie dr Katz, nawiasem mówiąc specjalista od profilaktyki zdrowia, a nie od epidemii). Bedford proponuje, wzorując się na rozwiązaniach z Korei Południowej, żeby:

  • procedura robienia masowych testów została jak najbardziej uproszczona, np. by możliwe było wykonanie ich w domu i w laboratoriach drive-through.
  • Kolejnym etapem byłyby testy serologiczne, o których wspominał prof. Lipsitch, wykrywające odpornych, którzy mogliby bez problemu wracać do pracy (a w szpitalach leczyć zakażonych).
  • Kolejny pomysł: wzbogacenie wywiadu epidemiologicznego o dane z sieci komórkowych, żeby można było sprawdzić, kto był w pobliżu zakażonego.

To wszystko, zdaniem Bedforda, pozwoli Stanom Zjednoczonym – i każdemu innemu krajowi – normalnie funkcjonować.

Drugiej fali być nie musi

Na koniec dobra wiadomość – ten sam wielokrotnie już tu wspomniany zespół z londyńskiego Imperial College opublikował nowe badanie, w którym konkluduje, że środki zastosowane w prowincji Hubei i w innych częściach kraju pozwoliły wyeliminować wirusa w takim stopniu, że drugiej fali nie będzie. Wuhan, Hubei i Chiny mogą wracać do normalnego życia, chińska gospodarka również.

;
Na zdjęciu Miłada Jędrysik
Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze