„Homofobia stanowi pogwałcenie godności ludzi, których się dyskryminuje i którymi się pogardza, ale w jeszcze większym stopniu tego, kto dyskryminuje i pogardza” – pisał w 2010 roku prof. Wiktor Osiatyński, wybitny konstytucjonalista, obrońca praw człowieka, przyjaciel i patron OKO.press, zmarły w kwietniu 2017 roku (sylwetka – na końcu tekstu).
Demaskował też używanie mowy pogardy wobec mniejszości przez polityków, jakby przewidywał to, co w Polsce zdarzy się 10 lat później:
„Podobnie jak autorytaryzm populizm opiera się na strachu. Różnica polega na tym, że podczas gdy wódz autorytarny mówi ludziom: 'bójcie się MNIE, bo inaczej was skrzywdzę', to przywódca populistyczny mówi: 'bójcie się ICH, a ja was przed nimi obronię'.
Gdyby nie przedwczesna śmierć Wiktor Osiatyński byłby dziś na ulicy z tymi, którzy pod tęczową flagą bronią prawa do bycia sobą osób LGBT. Broniłby – także własnym ciałem – często bardzo młodych ludzi przed pozbawioną sensu przemocą, próbował – jak posłanki Lewicy i KO – podjąć negocjacje z policją. Nie dałby zgody na polowanie na ludzi z tęczową flagą.
Jak powiedział OKO.press Adam Bodnar (przed laty student prof. Osiatyńskiego), przedstawiciele RPO od sobotniego poranka będą odwiedzali osoby zatrzymane w czasie piątkowych demonstracji. Jest ich 48.
Wiktor Osiatyński
A gdyby tobie zabronili być sobą? *
Czytając rozmowy, artykuły i eseje, które złożyły się na tę książkę miałem wrażenie, że dotyczy ona centralnego problemu moich zainteresowań naukowych i obywatelskich, czyli praw człowieka.
Prawa człowieka służą ochronie ludzkiej godności. Oznacza ona, że ludziom jako takim, bez względu na to, co robią, przysługuje pewien zakres elementarnych praw. Przysługuje im szacunek, bo są ludźmi. Przysługuje im prawo do własnej tożsamości oraz do afirmacji tej tożsamości.
Zostać właścicielem swego własnego życia
Kiedyś była to tożsamość grupowa: narodowa, etniczna lub religijna. Grupy mniejszościowe domagały się dla siebie tolerancji i praw. Dopiero od niedawna moralną akceptację i prawną ochronę zaczyna zyskiwać tożsamość indywidualna. Jest to trudny proces, gdyż prawa pojedynczego człowieka czasem kłócą się z przekonaniami większości członków grupy o tym, co służy jej interesom oraz co jest słuszne i dobre. Ale takie napięcia towarzyszyły każdemu wzrostowi wolności.
Prawu do własnej tożsamości indywidualnej towarzyszy możliwość wyboru stylu życia.
To też jest nowe: dawniej mogli sobie na to pozwolić niektórzy arystokraci, skądinąd potępiani przez otoczenie, ale mniej więcej od połowy lat sześćdziesiątych coraz więcej ludzi dokonuje takich wyborów. Jedno i drugie stanowi
ukoronowanie drogi prowadzącej od niewolnictwa ku wolności: na końcu tej drogi jest prawo do tego, by stać się właścicielem własnego życia, by działać, a nie tylko reagować na to, co każą lub czego oczekują silniejsi, bogatsi, obdarzeni rzekomo boskim autorytetem albo po prostu większość.
Tożsamość seksualna: królestwo zakłamania, represji, naruszeń godności
Najbardziej bodaj wrażliwym elementem indywidualnej tożsamości jest tożsamość seksualna. Zwłaszcza w kulturach chrześcijańskich, od kiedy te uznały seksualność za sferę grzechu, z którego rozgrzeszenie może zapewnić jedynie prokreacja.
Chyba w żadnej dziedzinie życia nie ma tak wielu obostrzeń moralnych i prawnych, jak właśnie w tej. I tak wielkiego zakłamania. I tak ogromnej represji uczuć, pragnień, a samego afirmowania własnej tożsamości. I wreszcie tylu naruszeń ludzkiej godności.
Gardząc innymi i gwałcąc ich godność sam się pozbawiasz godności
Wielu bohaterów tej książki wyłamuje się z tych okowów, albo je omija, czasem w niezwykle spektakularny sposób („Kochając księdza”).
Trudno o jednoznaczną definicję godności. Do mnie najsilniej przemawia kantowski imperatyw, by traktować każdego człowieka — w tym także siebie — jako cel sam w sobie, a nie jako narzędzie.
Homofobia stanowi pogwałcenie godności ludzi, których się dyskryminuje i którymi się pogardza, ale w jeszcze większym stopniu tego, kto dyskryminuje i pogardza.
W książce pewien ojciec mówi, że brzydzi się swojej córki lesbijki („Kto nie słucha ojca matki”) podkreślając, że tak wyraża się jego miłość i troska. Być może nie zdaje sobie sprawy, że pogardzając córką, traktuję ją jako narzędzie do celu, jakim jest potwierdzenie własnej wyższości. Nie wie, że pogardzając kimś stajemy się często narzędziem w ręku tych, którzy na tej pogardzie i nienawiści zbijają kapitał — polityczny, społeczny, narodowy lub religijny.
Bójcie się ICH, a ja was przed nimi obronię
Taka pokusa bywa szczególnie silna w demokracji, gdzie większość ludzi już nie musi bać się państwa i policji, może wpływać na sprawy publiczne, może mówić, czytać i słuchać, czego chce, może wyjechać i wrócić, kiedy chce. Ofiarami naruszeń praw człowieka stają się wtedy “inni”. Bardzo różni “inni”. Niepopularne mniejszości, jak choćby Romowie, skazani, a nawet tylko tymczasowo zatrzymani więźniowie, bite żony, te kobiety, które chcą same decydować o swojej rozrodczości, nosiciele wirusa HIV, narkomani oraz właśnie ludzie o odmiennej orientacji seksualnej.
W demokracjach ich sytuacja bywa w jakimś sensie gorsza niż w systemach autorytarnych.
W czasach komunizmu prawa człowieka miały ogromną nośność między innymi dlatego, że broniły interesów większości, bo przecież każdy mógł stać się ofiarą państwowego bezprawia. W demokracji “każdy” może spać spokojnie. A obrońcy praw człowieka bronią “innych”, z którymi większość się nie utożsamia.
Czasem demokracji są wręcz potrzebni “inni”, do których większość odnosi się niechętnie, a politycy potrafią zmienić tę niechęć we wrogość lub nienawiść. Tak jest w demokracjach populistycznych. Populizm to chytry pomysł na rządzenie.
Podobnie jak autorytaryzm populizm opiera się na strachu. Różnica polega na tym, że podczas gdy wódz autorytarny mówi ludziom: “bójcie się MNIE, bo inaczej was skrzywdzę”, to przywódca populistyczny mówi: “bójcie się ICH, a ja was przed nimi obronię”.
U źródeł sukcesu populizmu w Polsce leżało szerzenie strachu przez skądinąd niezbyt wysoką przestępczością. Konsolidacji populizmu — co ciekawe zarówno lewicowego jak i prawicowego — pomogło sianie strachu, że dzieciom grozi powszechna narkomania, toteż należy ich karać więzieniem za samą próbę powąchania trawy. A pierwszym dziełem populistów przy władzy były zakazy parad równości.
Trudniej przeciwstawiać się opresji ze strony kultury niż władzy tyranów
Utrudnianie ludziom afirmacji własnej tożsamości seksualnej bywa użyteczne. Naruszeniom ich praw trudniej przeciwdziałać, gdyż sprzyjają im normy i wartości wyznawane przez większość: a zakazy moralne mają większą moc niż czołgi, który stanęły 13 grudnia 1981 na naszych ulicach. Trudniej przeciwstawiać się opresji ze strony kultury niż władzy tyranów. Wymaga to wielkiej odwagi ze strony dyskryminowanych i taką spokojną odwagę wyraża wielu bohaterów tej książki, m.in. Wiktor Dynarski („Wszyscy jesteśmy trans”). A także wrażliwości ze strony tych, którzy nie należą do “innych”.
Ta wrażliwości nie ma polegać na tym, by współczuć ofiarom różnorodnych fobii, ale na tym, by chcieć zrozumieć ich wybory, wczuć się w ich sposób życia, myślenia i odczuwania.
Jestem przekonany, że ta książka pomoże każdemu czytelnikowi zastanowić się nad tym, co by było, gdyby mu zabroniono być sobą”.
* Tekst Wiktora Osiatyńskiego jest wprowadzeniem do wydanej w 2010 roku książki „Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu” Marty Konarzewskiej i Piotra Pacewicza (Wyd. Krytyki Politycznej). Jak pisaliśmy, „pytaliśmy o miłość tych, którym kultura się kochać zabrania”, głównie osób nieheteroseksualnych. Dwa pozostałe wprowadzenia napisali prof. Magda Środa i prof. Jacek Kochanowski.
Wiktor Osiatyński: władzy nie wolno wszystkiego
Najlepiej znany jako konstytucjonalista i obrońca praw człowieka, profesor Wiktor Osiatyński (1945 – 2017), był również pisarzem, działaczem społecznym, feministą, zwalczającym alkoholizm niepijącym alkoholikiem oraz jednym ze współautorów Konstytucji RP. Wykładał w Polsce, w Stanach Zjednoczonych, w Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Jego publicystyka była oparta na żelaznej logice. Jego audycje radiowe były pełne pasji i serdeczności.
Jednym z projektów, które wymyślił i o które próbował dbać do końca jest – tak to nazwaliśmy – „Archiwum Osiatyńskiego”. Chodziło mu o stworzenie zapisu czynów ludzi władzy, które naruszają istniejące prawo, a gdy prawo jest niekonstytucyjne, naruszają Konstytucję i zasady demokratycznego państwa prawa. 14 kwietnia 2017, dwa tygodnie przed śmiercią nagrał wypowiedź, po porażeniu strun głosowych mógł mówić tylko szeptem (posłuchaj tutaj):
„Nie jest tak, że władza, która sama utożsamia się z 'suwerenem', z tytułu aktu wyborczego może wszystko. Bezustannie trzeba przypominać, że władza ma wytyczone prawem pole działania. Trzeba obywatelom, ale także samym ludziom władzy bezustannie wskazywać na to, co już wykracza poza ten dopuszczalny mandat.
Suwerena się nie wybiera, suweren jest. Wybiera się tylko ludzi, którzy mają sprawować władzę w ramach swojego mandatu i w ramach prawa”.
_ Demonstracje uliczne, oparte na spontanicznym udziale trochę przypadkowych osób, mają znikome oddziaływanie na władzę. Z zasady są ignorowane, zanudzane propagandą lub rozwadniane zmęczeniem. Na ostrzejsze wystąpienia władza jest przygotowana, gdyż ma w ręku policję, przemoc, inteligentną propagandę oraz własne „prawo”. Dyktator wie co robi i nie cofnie się, jak nie będzie musiał. Dopóki mu woda nie podejdzie do nosa.
_ Liderzy partyjni lub społeczni organizujący happeningi lub wzywający ludzi na ulicę aby zaprotestować, stwarzają jedynie nadzieje, że władza o ambicjach autokratycznych okaże zrozumienie dla potrzeb poddanych. Demonstracje uliczne z przypadkowymi uczestnikami po prostu szybko wygasają, wypalają się, a nawet zniechęcają do następnych wystąpień i raczej służą do rozładowania emocji osób wkurzonych.
_ Czy zatem nie ma sensu „wychodzić na ulicę”? Owszem, JEST SENS, ale NIE W POSTACI PRZYPADKOWEGO TŁUMU, którym nie wiadomo kto tak naprawdę kieruje, albo podatnego na prowokacje. Sens mają tylko te demonstracje, których uczestnikami są członkowie zorganizowanych struktur i oczywiście STRUKTUR LICZNYCH, a nie grupek kilkunastu lub kilkudziesięciu osób. Przykładem mogą być organizacje związkowe, jeśli akurat nie walczą między sobą. Mogłyby też być nawet partie polityczne, jeśli mają rzesze prawdziwych szeregowych członków, a nie składają się tylko z działaczy pazernych na stanowiska. Tylko poważne organizacje są w stanie skutecznie opierać się szalonym pomysłom władzy, która ma skłonność do woluntaryzmu.
_ Owszem, inicjatywy stworzenia dużych struktur społecznych lub politycznych – takich na przykład na KILKASET TYSIĘCY OSÓB – są niezwykle trudne do zrealizowania. Małe organizacje nie potrafią łączyć się w większe spójne organizmy, bo ambicje indywidualne zwykle biorą górę, a umiejętność współpracy lub kompromisów była tępiona już w domu, w szkole, w kościele. Ale czy to oznacza, że w Polsce ambitne i pomysłowe osoby o szerszych horyzontach wymarły?
Bardzo ładnie. Akademicko. Zapomina pan o kilkuset tysięcznych, niedawnych protestach w Rumuni. Obecnych, od 3 tygodni, protestach w Bułgari itp. Protesty społeczne są i w Polsce kluczem do zmiany władzy. Na partie polityczne nie ma co liczyć. Są jednak 2 problemy. 1. zaufanie do organizatorów protestów jest niemal zerowe (vide KOD), 2. Terroryzm państwowy został wsparty społecznym. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Jak protestującego nie pobije policjant, zrobi to sąsiad. Opluje, zniszczy samochód, postraszy dzieci. Przyłączy się ksiądz i napiętnuje z ambony.
Trochę nie rozumiem Pana opinii. Na partie opozycyjne nie można liczyć, ale protestami należy odsunąć od władzy partie rządzącą? I co dalej? Władze mają przejąć partie, które oryginalnie nie były w stanie wygrać wyborów bez wsparcia? Te partie, na które nie można było liczyć kiedy były w opozycji i nic od nich nie zależało mają rządzić później państwem i ma od nich wiele zależeć?
Solidarność nie była partią.
Ale w momencie wyborów musiała nią zostać.
Jak to trudno zorganizować? Szanowny Panie, my żyjemy w świecie mediów społecznościowych. To żaden problem zorganizować czy porwać do działania kilka tysięcy czy kilkadziesiąt. Oczywiście pomógłby charyzmatyczny przywódca, ale to nie jest konieczne. Tyle, że skądinąd jakoś niezbyt intensywnie wykorzystywana jest ta możliwość.
Naprawdę? Szybko, łatwo i przyjemnie, z debilem na czele. To już mamy, wg zwyci~zkich 10 wyborców.
Nieprawda. Najważniejsze jest poskromienie policyjnej niepotrzebnej brutalności i samowoli. Obecnie "stróże prawa" urządzają sobie polowania z nagonką.
znow kilka artykulow o LGBT na Oko.press. Protesty finansowane przez PIS i rozbijane przez Pisowska policje by "opozycjne" media mialy czym zajac umysly niezadowolonych. Robert Biedron 2% poparcia w wyborach prezydenckich. Zakladam, ze 75% glosow od hetero.
Daj sobie spokój. Zajmij się kubełkiem i piaseczkiem.
Pisbolszewia kieruje się prymitywnym pojęciem o poparciu "suwerena", o demokracji nie majac pojęcia.
Czy bycie zboczeńcem usprawiedliwia fizyczne atakowanie innych osób?
Czy bycie zboczeńcem usprawiedliwia niszczenie cudzego mienia?
Czy bycie zboczeńcem usprawiedliwia profanacje i bluźnierstwa?
Czy bycie zboczeńcem usprawiedliwia obsceniczne zachowania?
Jak dobrze, że temat LGBT nie jest w centrum zainteresowania. PiS tylko na tym zyskiwał. Dobrze, że opozycja odrobiła lekcje 😉
Czy prawo do własnej tożsamości oraz do afirmacji tej tożsamości przysługuje homofobom, antysemitom, nazistom, komunistom, mordercom, narkomanom, złodziejom, alkoholikom?
Martin Niemöller, 1892-1984
(niemiecki pastor luterański; wiersz napisany w obozie w Dachau w 1942 r.)
Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.
Kiedy przyszli po złodziei, nie protestowałem. Nie byłem przecież złodziejem.
Kiedy przyszli po łapówkarzy, nie protestowałem. Nie byłem przecież łapówkarzem.
Kiedy przyszli po pedofilów, nie protestowałem. Nie byłem przecież pedofilem.
Kiedy przyszli po morderców, nie protestowałem. Nie byłem przecież mordercą.
Kiedy na nich czekałem, po mnie nie przyszli. Nie byłem przecież złodziejem, łapówkarzem, pedofilem, mordercą.
Nie nadaje się. Szwab, do tego protestant.
W stanach jest teraz nieco zabawniejsza wersja tego monologu:
Kiedy przyszli po czarnych, nie protestowałem.
Kiedy przyszli po meksykanów, nie protestowałem.
Kiedy przyszli po homoseksualistów, nie protestowałem.
A później był już spokój i przestali chodzić.
Wydaje ci się, że jesteś zabawny?
Tak, tak mi się wydaje.
To źle ci się wydaje. Możesz sobie takie teksty sadzić w towarzystwie towarzyszki Ogórek. Ten sam level.
tak właśnie rodzi się faszyzm
Prawicowym obrońcom "moralności i normalności" dedykuję utwór grupy Strachy na Lachy " Żyję w kraju" to znakomity komentarz do dzisiejszej pisowskiej wersji Polski.
Na bazie jedenastego przykazania: nie bądź obojętny można wykonać akcję solidarności z dehumanizowanymi, traktowanymi z pogardą mniejszościami, tak jak mniejszość LGBT.
Taka ogólnopolska akcja pokazująca naszą niezgodę na łamanie konstytucyjnych praw i wolności obywatelskich mogłaby polegać na noszeniu charakterystycznej kokardy czy opaski.
Zaczęło się od LGBT, ale niewykluczone, że w przypadku przyzwolenia, obojętności społeczeństwa władze będą mogły sobie pozwolić na wskazanie jako swojego wroga inną mniejszość.
Tak sobie obserwuję i myślę: jakie to dziwne: aceptujemy (również w podrecznikach historii) myśl, że Polska w średniowieczu była potężna i bogata, \"od morza do morza\", bo była tolerancyjna i nie panoszyła się inkwizycja, a teraz serwuje się nam odwrotną teorię. I jeszcze, że to co się dzieje pasuje jak ulał do polskiego przysłowia: \"modli się pod figurą a diabła ma za skórą \". Przecież Chrystus, którego imię tak jest teraz popularne i świechtane, chrystianizował i ewanagelizował pokorą, przykładem, a nie inkwizycyjnym działaniem. A kochał przecież – jesli wierzyć przekazom – właśnie słabych, uciśnionych i ich bronił przed prześladowaniami. Niezależnie od własnych poglądów. Z miłości do bliźniego. A gdzie tu teraz miejsce na tę miłość. Tylko nienawiść. Czysta nienawiść. Poglądy i modele zachowań jakie teraz obserwujemy są rodem ze starego testamentu. Wszak obcego światopoglądowo, religijnie – i to bardzo (przynajmniej w teorii) – sprawcom tych zdarzeń.
Tak, to prawda – Chrystus przyszedł do uciśnionych (w istocie do nas wszystkich), ale nie po to, aby pozwolić nam na emocjonalną inercję w prawą lub lewą stronę, w tył lub do przodu, ale po to, aby pokazać kierunek rozwoju "wzwyż", pokazać jak wzrastać jako człowiek.
A zabili go dlatego, że krytykował faryzeuszy i ich obłudę…
Chrystus wedle spisanych legend tak. Ale chrześcijaństwo już nie. Tak wyglądało wprowadzanie chrześcijaństwa: https://www.tygodnikpowszechny.pl/files/styles/660×420/public/1616-chrzest-modzelewski.jpg?itok=WzSADKt7
Chrześcijaństwo w ogóle nie widzi niczego złego w swej historii niszczenia miejsc świętych innych religii. Czemu więc domaga się poszanowania przez innych własnych?
Niszczenie miejsc świętych to pikuś. Proszę pomyśleć o całych plemionach i narodach. Tysiącach spalonych na stosach. Pomyśleć, co by się stało z z islamistami z płn Afryki, gdyby Sulejman nie przegnać Ryszarda Lwie Serce. Jak by się zachował Watykan, gdyby bogobojny Hitler dalej palił Żydów?
w kwestii palenia żywcem ludzi to poczytaj sobie co wyczyniali anglikanie. Nie tak dawno. Katolicy spalili 600 ludzi przez 300 lat. Anglikanie takie coś nazwaliby incydentem.
Ależ oczywiście. Przecież ja byłem kiedyś "katolikiem". Piszę w cudzysłowie, bo jak można inaczej, jest się jedynie dzieckiem od kołyski indoktrynowanym katolicko. Chodziłem latami jak ten baran do kościoła, klepałem, bezsensowne paciorki, nosiłem na szyi krzyż, całkiem spory. Aż poczytałem trochę historii. Wtedy włos mi się na głowie zjeżył. Wyobrażałem sobie tych wszystkich LUDZI, których w imię szerzenia "katolickiej miłości" byli w bestialski sposób mordowani. Z tą świadomością nie mogłem dłużej utożsamiać się z tą instytucją. Wciąż nie mogę pojąć, jak "katolicy" mogą to godzić.
Wiele lat temu sądziłem, że prawa LGBT to tylko sztandarowy przykład dyskryminacji, która ma miejsce w wielu dziedzinach życia i walka z dyskryminacją na tym polu rozszerzy się na inne dyskryminowane grupy. Ale tak nie jest. Wciąż jest to walka o wybrane grupy, w której to walce, aby podkreślić rolę ofiary, tworzy się wroga-oprawcę. Przy jednoczesnej retoryce równości płci, w lewicowym dyskursie zawsze to matce "należy się" dziecko, a ojcu alimenty. – czyli rolą kobiety okazuje się być dom a ojca kariera. To są prawdziwe dramaty ludzi, którym odbiera się dzieci nie dla tego, że jest jakaś przemoc, tylko dlatego, że "matka sobie nie życzy". Lewica w ogóle nie widzi tu problemu, coś jest chyba nie halo.
Dyskryminacja migrantow, obcokrajowcow, zydow, LGBT, Nauczycieli, Lekarzy, Innej inteligecji krajowej jak aktorzy, ateistow, lewakow, ekologistow, kobiet, opozycji… ma pan racje to bardzo ograniczona dyskryminacja. Oprocz tego ma pan bardzo pokrzywione pojecie o lewactwie. Jezus byl tez lewakiem, obraza pan Jezusa?
Potrafil pan sie w zyciu czegoc nauczyc? Bo do tej pory pisze pan tylko bzdury.
Człowieku, a co mnie obchodzi jakiś Jezus? Zwisa mi tak samo, jak Konfucjusz. Czy to miała być jakaś słaba prowokacja?
Proszę bardzo, przykład. W Polsce mamy kilka procent ludzi utożsamiającychbsię się z innymi religiami niż katolicyzm. Pomimo niepodzielania wiary katolickiej, nie mają wolnego w dniu swoich świąt, mają za to przymusowy urlop w dniu świąt katolickich. No i teraz nawiązując do tytułu artykułu – wyobraź sobie, jeśli jesteś katolikiem, że musisz pracować w dni Wigilii czy Bożego Narodzenia, masz za to przymusowe wolne w dni Świętych Ogórków, oraz Pączkowania Łubinu. Temat zupełnie nie poruszany przez lewicę, a dotyczy ponad miliona Polaków.
Siedzi matka i ojciec na ławce. Dziecko upadnie i uderzy się w kolano. Kto pierwszy zareaguje?
Dziecko zachoruje i dostanie gorączki. Kto weźmie zwolnienie na dziecko?
Czyli uważasz, że kobiety nadają się do opieki nad dziećmi a mężczyźni powinni robić karierę zawodową i polityczną? Tu jest kompletna niespójność retoryki lewicowej w Polsce – walka ze stereotypami dotyczącymi kobiet, a wzmacnianie tych dotyczących mężczyzn. Program wyborczy jednej z kandydatek do Europarlamentu to "zawsze staję po stronie kobiet". Przecież to czysty seksizm! To znaczy, że jak kobieta mnie okradnie, to ta pani będzie jej bronić i uzasadniać jej rację nad moimi, tak?
Powtarzam to jak mantrę – w Polsce jest mnóstwo ludzi wykluczony h, którym lewica nie ma nic do zaoferowania, a jeszcze buduje swoją politykę na wzmacnianie stereotypów.
A mieszkańcom wsi, poza ich obrażaniem, co ma do zaoferowania? PKSy, z których nikt nie korzysta, bo w każdym gospodarstwie jest po kilka samochodów? Może jakieś wsparcie dla osób chcących wyjechać na studia? Zamiast tego jest tylko wsparcie tzw "ekologów", których jedynym działaniem jest blokowanie inwestycji często będących jedyną szansą rozwoju regionu. No i tak można mnożyć, aż ostatecznie lewica znajduje się na granicy progu wyborczego. Na lewicę nie zagłosuję gej, który jest pracodawcą, ani ekolog, który swoje własne dziecko widuje raz na dwa tygodnie, a przez resztę czasu tyra na alimenty, które idą dla prawnika jego byłej żony, który wymyśla w sądzie cuda, żeby tylko ojciec tych kontaktów nie rozszerzył. Nie zagłosuje też pracownik, który jest myśliwym. Itd.
Tyle w temacie tej całej równości
Ad Nieszczegolna Inkwizycja za mało spaliła. Chciałabyś nadrobić zaległości? Rzeczywiście Nieszczegolna.
Nie twierdzę, że inkwizycja spaliła za mało. Ale wszyscy piszą o tej strasznej inkwizycji, a tymczasem liczba ludzi spalonych przez inkwizycję jest równa liczbie ofiar niezbyt dużego nalotu RAF lub Luftwaffe z roku 194-42 (potem Anglicy zintensyfikowali swoje działania). Tak na przykład w Belfaście Niemcy zabili bronią zapalającą około 900 ludzi, czyli więcej niż cała inkwizycja (600). O szlachetnych anglikanach to w ogóle szkoda wspominać, bo wszyscy wiedzą o co chodzi. Ale wy dalej inkwizycja i inkwizycja. W ten sposób zakłamuje się historię.
Oto widać jak na dłoni rezultaty wychowania naszej młodzieży i większości społeczeństwa w naszych domach Rodzinnych, oraz edukacji w Szkołach na Uczelni a nawet w Kościele. Uczniowie wpatrzeni w komórki i w internet. Rodzice w większości domów nie maja żadnego autorytetu.m są potrzebni by ubrać, dać zjeść i ….dać święty spokój. Pan Panie Osiatyński powinien o tym wiedzieć i temu przeciwdziałać. Autorytet Ludzi Kościoła został zdeptany przez część Księży i Biskupów którzy okazali się być pedofilami. Już im relacje z dorosłymi klerykami i wikarymi nie wystarczają….brali się i pewnie dalej biorą tylko w większym ukryciu za dzieci. Taco na pewno nie będą autorytetami ani na nauce religji ani w Szkole ani w Kościele. Ot, do czego doszliśmy…..a tu jeszcze ta pandemia która coraz bardziej opanowuje naszą ludność.
Jak obrona praw czlowieczych ma byc zlym zachowaniem to w panskim wychowaniu ktos potezny blad popelnil.
Celnie.