Wiceminister Anna Dalkowska, kadrowa Ziobry w sądach, nie powinna dłużej zajmować tego stanowiska, bo została sędzią NSA, który kontroluje władzę - taki zarzut postawiło trzech doświadczonych prawników. Resort sprawiedliwości próbuje się bronić, ale prawnicy bez trudu dyskredytują jego stanowisko.
Wiceminister Anna Dalkowska 23 lutego 2020 roku została powołana przez prezydenta Andrzeja Dudę na sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego. To sąd równy rangą Sądowi Najwyższemu - kontroluje decyzje wydawane przez samorząd i urzędy centralne, czyli przez władzę.
Zdaniem trzech doświadczonych prawników Dalkowska, jeśli chce być teraz sędzią NSA, nie może nadal pracować w Ministerstwie Sprawiedliwości. Bo łączenia tych funkcji wprost nie przewiduje prawo.
Zarzuty prawnicy opublikowali w środę 3 marca 2020 roku w „Rzeczpospolitej”. Uważają, że jeśli Dalkowska nadal będzie pracować w resorcie Ziobry, to jej decyzje jako wiceminister mogą być nieważne. Mogą być podważane również wyroki wydane przez sędziów, co do których sytuacji kadrowej Dalkowska będzie podejmować decyzje.
Publikujemy również odpowiedzi na te zarzuty przesłane OKO.press z NSA i Ministerstwa sprawiedliwości. A także ostrą i popartą trafnymi argumentami ripostę trójki prawników na obronę Dalkowskiej przez ministerstwo i NSA.
Anna Dalkowska jeszcze do niedawna była szeregowym sędzią Sądu Rejonowego w Gdyni. Zastępczynią ministra Zbigniewa Ziobry została po wybuchu afery hejterskiej. Objęła stanowisko po Łukaszu Piebiaku, który musiał odejść. Jego nazwisko padało w kontekście tej afery.
W ministerstwie Dalkowska pracuje na delegacji - tak pracują wszyscy sędziowie w ministerstwie. Odpowiada za sądy. Dała się poznać obroną „reform” PiS w sądach przed TSUE. To ona miała stać za rezygnacją z funkcji prezesa największego sądu w Polsce - Sądu Okręgowego w Warszawie - Joanny Bitner.
To również ona domaga się teraz dymisji wiceprezes Sądu Rejonowego w Myśliborzu Alicji Karpus-Rutkowskiej - sędzia nie zgodziła się na areszt dla uczestnika manifestacji Strajku Kobiet, który uderzył księdza. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Nominację do NSA Dalkowska dostała od nowej, upolitycznionej KRS. Awans jest niesamowity, bo sędzia z najniższego szczebla w sądownictwie trafiła na sam szczyt, przeskakując od razu dwa szczeble, czyli sąd okręgowy i apelacyjny. Ale takie awanse dostają obecnie sędziowie, którzy poszli na współpracę z resortem Ziobry.
Zdaniem prawników Anna Dalkowska powinna teraz jednak zrezygnować z pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Artykuł o tym opublikowali w „Rzeczpospolitej” Aleksander Kappes, Jacek Skrzydło - obaj są profesorami Uniwersytetu Łódzkiego i adwokatami - oraz dr Krzysztof Kurosz z Uniwersytetu Łódzkiego, który równocześnie jest sędzią i prezesem Sądu Rejonowego dla Łodzi-Śródmieścia (z nominacji resortu Ziobry).
Kurosz w 2020 roku został wyróżniony w konkursie na Obywatelskiego Sędziego Roku. Doceniono jego zaangażowanie w edukację prawną dzieci oraz działania na rzecz jawności posiedzeń, które odbywają się online.
Trzej prawnicy wyliczają powody, dla których Anna Dalkowska nie może być jednocześnie sędzia NSA i wiceministrem sprawiedliwości.
Piszą, że „żadna z ustaw nie pozwala na powstanie choćby subtelnych, a nawet jedynie przemijających zależności sędziego administracyjnego od władzy wykonawczej (...) Wysokim urzędnikiem rządowym nie może być sędzia sądu nadzorującego rząd (czyli sędzia NSA)”.
Powodów tego, że Dalkowska nie może łączyć obu tych funkcji, jest kilka. Dotąd w ministerstwie pracowała na delegacji, ale jako sędzia sądów powszechnych. Na taką delegację zezwala ustawa o ustroju sądów powszechnych. Decyzję o delegacji wydaje minister, za zgodą sędziego.
Ale od momentu odebrania powołania do NSA (23 lutego) Dalkowska nie jest już sędzią sądów powszechnych, tylko NSA. A to oznacza, że podlega teraz pod ustawę prawo o ustroju sądów administracyjnych, bo te sądy mają swoją odrębność, jak Sąd Najwyższy, i nie podlegają kontroli administracyjnej resortu sprawiedliwości.
Prawnicy pytają więc w „Rzeczpospolitej” na jakiej podstawie Dalkowska od 23 lutego pracuje w resorcie sprawiedliwości, skoro prawo nie przewiduje delegacji do ministerstwa dla sędziego sądu administracyjnego.
„Można delegować sędziów sądów powszechnych do sprawowania w imieniu ministra sprawiedliwości zewnętrznego nadzoru administracyjnego nad sądownictwem powszechnym (art. 77 ustawy o ustroju sądów powszechnych). To jest jedyny cel delegacji, jakkolwiek zagadnienie i tu jest kontrowersyjne (sędzia staje się urzędnikiem, zachowując status i wynagrodzenie sędziego).
Ustawa milczy natomiast na temat delegowania sędziów sądów administracyjnych, gdyż zewnętrzny nadzór nad nimi sprawuje wyłącznie prezes NSA.
Nie istnieje zatem jakakolwiek podstawa prawna dla delegowania sędziego sądu administracyjnego do sprawowania nadzoru nad innym sądownictwem.
Funkcji takiej nie przewiduje ani Konstytucja RP, ani przepisy regulujące ustrój sądów powszechnych i administracyjnych. I słusznie. O ile sędzia sądu powszechnego ma do czynienia z państwem działającym w sferze dominium (jako Skarb Państwa), o tyle sędzia sądu administracyjnego ma do czynienia ze stroną w postaci państwa jako władzy publicznej (sfera imperium)”
- piszą prawnicy w "Rzeczpospolitej".
W OKO.press pisaliśmy o awansie dla Dalkowskiej:
Prawnicy piszą też, że „z chwilą powołania na urząd sędziego NSA pani sędzia straciła wszystkie uprawnienia związane z byciem sędzią sądu powszechnego (którym już nie jest). Poprzednia delegacja wygasła, gdyż dotyczyła sędziego sądu powszechnego. Gdyby rzeczywiście tak było, to mielibyśmy do czynienia być może nie tylko ze złamaniem prawa - po prostu z bałaganem, który obciąży ministerstwo. Koszty takiego ewentualnego stanu rzeczy mogą ponieść obywatele, których sprawy będą rozpoznawane przez sędziów nieważnie delegowanych”.
Jak to uderzy w obywateli? Prawnicy tłumaczą, że skoro Dalkowska nie ma podstaw prawnych, by od 23 lutego nadal pracować na delegacji w ministerstwie, to wydawane przez nią po tej dacie decyzje obarczone są wadą nieważności.
„Dotyczy to zwłaszcza decyzji w postaci delegowania sędziów sądów powszechnych do innych sądów. Ważnej delegacji może udzielić jedynie ten podsekretarz stanu, który sprawuje swoją funkcję na podstawie zgodnego z prawem aktu delegacji”
– podkreślają w artykule w „Rzeczpospolitej” prawnicy.
To oznacza, że w przyszłości będzie można podważać wyroki wydane przez sędziów delegowanych do sądów wyższych instancji przez Dalkowską.
Pisaliśmy w OKO.press, kto jeszcze związany z obecną władzą stara się o awans do NSA:
To nie koniec zarzutów. Prawnicy piszą, że brak przepisów pozwalających na delegację sędziego sądu administracyjnego do ministerstwa sprawiedliwości, to nie przypadek, ale celowy zamiar.
„Nie przewidziano takiej delegacji, gdyż minister sprawiedliwości nie sprawuje zewnętrznego nadzoru nad sądownictwem administracyjnym. Nie istnieje zatem żadna przyczyna uzasadniająca taką delegację. Po cóż więc jej dokonywać? Co taki sędzia miałby robić w MS?
Na pewno nie może sprawować nadzoru nad sądownictwem powszechnym, gdyż żaden akt prawny w Polsce nie przewiduje krzyżowego nadzoru (sądy administracyjne kontrolowane przez sędziego sądów powszechnych, lub odwrotnie).
Delegowanie byłoby zresztą sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i można by je porównać do delegowania chirurga ortopedy do wykonywania zabiegów na oddziale okulistycznym z kolegami okulistami. Na pewno wiele ich łączy, a już na pewno to, że są lekarzami. Ale to nie znaczy, że dobrze by było, gdyby okiem zajmował się ortopeda, a nogą okulista.
Chodzi o zasadę. To, że obecnie funkcję podsekretarza stanu sprawuje były sędzia sądu powszechnego (teraz NSA), nie oznacza, że raz otwarte wrota do takich delegacji nie zachęcałyby do delegowania sędziów administracyjnych bez doświadczenia w sądownictwie powszechnym”
– wyjaśniają w „Rzeczpospolitej” prawnicy.
Ale jeszcze poważniejszym powodem braku możliwości delegowania sędziego NSA jest to, że kontroluje on decyzje wydawane przez urzędy państwowe, czyli przez władzę. „Wspomniane delegowanie jest nieważne również z tego powodu, że narusza zbudowany przez ustawodawcę mur między sądownictwem administracyjnym a władzą wykonawczą. To nie przypadek, że nad sądami administracyjnymi nadzór sprawuje jedynie prezes NSA, a minister sprawiedliwości nie ma żadnego (nawet minimalnego) wpływu na administrowanie nimi.
Delegowanie sędziego administracyjnego do czynności w MS wiązałoby się z podległością służbową i odpowiednią gratyfikacją finansową (wysokość dodatku ustala minister). A więc stanem materialnej zależności sędziego administracyjnego od władzy wykonawczej, która następnie podlega kontroli w postępowaniu sądowo-administracyjnym.
To, że w czasie owej bezprawnej delegacji sędzia NSA nie sprawuje funkcji orzeczniczych, jest bez znaczenia. Żadna z ustaw nie pozwala na powstanie choćby subtelnych, a nawet jedynie przemijających zależności sędziego administracyjnego od władzy wykonawczej. Dopuszczenie ich łamałoby zasady sprawiedliwości proceduralnej, które zakazują sędziom sądów administracyjnym jakiegokolwiek udziału we władzy, którą kontrolują.
Nie można być »przerywaną« żoną Cezara: poza wszelkim podejrzeniem związków z władzą wykonawczą, ale robiącą sobie co jakiś czas przerwę od bycia żoną Cezara”
- zaznaczają w „Rzeczpospolitej” prawnicy. Pisaliśmy w OKO.press jak nowa KRS daje awanse sędziom, którzy poszli na współpracę z resortem Ziobry:
Prawnicy, którzy opublikowali artykuł w „Rzeczpospolitej”, przyznają jednak, że resort sprawiedliwości może szukać furtki dla dalszej pracy Anny Dalkowskiej jako wiceminister. Bo w kwestiach nieuregulowanych dotyczących sędziów administracyjnych prawo odsyła do ustawy o ustroju sądów powszechnych. Ale podkreślają, że ta ustawa mówi tylko o delegacji dla sędziów sądów powszechnych.
Jeśli jednak resort Ziobry uzna, że Dalkowska nadal może być jednocześnie wiceministrem i sędzią NSA, to ich zdaniem „należałoby uznać, że minister sprawiedliwości uzyskuje nad prezesem NSA taką samą władzę, jaką ma nad każdym prezesem sądu powszechnego w Polsce. Przejawia się ona w możliwości delegowania sędziego bez konieczności uzyskania zgody prezesa macierzystego sądu.
Nawet jeśli odpowiedniość stosowania [przepisów ustawy o sądach – red.] prowadziłaby do złożenia wniosku przez prezesa NSA, i tak taka delegacja byłaby naszym zdaniem wadliwa. Nie ma bowiem żadnej kompetencji, ani potrzeby merytorycznej, by delegować sędziego NSA do organu władzy wykonawczej i powstania stosunku zależności między sędzią NSA kontrolującym władzę – od tej władzy”.
Cały artykuł Aleksandra Kappesa, Jacka Skrzydło i Krzysztofa Kurosza przeczytacie tutaj.
„Rzeczpospolita” w oddzielnym artykule redakcyjnym pisze ponadto, że w tej sytuacji Anna Dalkowska powinna zdecydować, czy nadal chce być wiceministrem, czy sędzią. Na wybór ma dwa tygodnie, bo tyle ma czasu, by przystąpić do orzekania. Czyli ten termin mija za kilka dni.
W podobnej sytuacji jak Dalkowska był kiedyś Jacek Czaja, wiceminister sprawiedliwości w latach 2007-2011. Gdy zaczął orzekać w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, na jego wniosek odwołano go w funkcji wiceministra.
OKO.press zapytało o komentarz szefa stowarzyszenia niezależnych sędziów Iustitia Krystiana Markiewcza.
„Podzielam stanowisko, że Dalkowska nie może być jednocześnie sędzią NSA i wiceministrem sprawiedliwości. Wynika to z faktu, że nie można być jednocześnie władzą wykonawczą i sądem, który ma ją kontrolować. Na tym polega praca sądów administracyjnych.
W tej sytuacji pani sędzia powinna natychmiast zrezygnować ze stanowiska wiceministra”
– mówi OKO.press Krystian Markiewicz.
Podobnie uważa osoba, która zna kulisy pracy NSA: "Prezes NSA Marek Zirk-Sadowski powinien zażądać od Dalkowskiej rezygnacji z funkcji wiceministra. Ale nie sądzę, że to zrobi. Zaś sędziowie NSA powinni odmówić sądzenia z nią we wspólnych składach".
Ale nie wszyscy zgadzają się z taką tezą. Inna osoba znająca kulisy pracy NSA mówi OKO.press:
"W poprzednich latach w ministerstwie sprawiedliwości pracowali sędziowie NSA. Pamiętam co najmniej kilka takich przypadków. O ich delegacji może zdecydować prezes NSA. I teraz też może się zgodzić na delegację Dalkowskiej, z tym, że podczas pracy w ministerstwie nie może ona orzekać".
Jednym z takich przypadków łączenia funkcji sędziego administracyjnego z pracą dla ministerstwa był właśnie Jacek Czaja. Bo będąc wiceministrem sprawiedliwości był jednocześnie sędzią Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie, delegowanym do pracy w resorcie. Z posady w ministerstwie zrezygnował, gdy zaczął orzekać w NSA.
Ale artykuł 13 ustawy o ustroju sądów administracyjnych mówi jedynie, ze prezes NSA może delegować sędziego wojewódzkiego sądu administracyjnego do pracy w NSA oraz że minister sprawiedliwości na wniosek prezesa NSA może delegować sędziów apelacyjnych i okręgowych do pracy w sądzie administracyjnym. Nie ma w tym przepisie mowy o pracy w ministerstwie.
OKO.press zapytało NSA i ministerstwo sprawiedliwości o łączenie przez Anną Dalkowską funkcji sędziego NSA z funkcją zastępczyni Ziobry.
Przewodniczący wydziału informacji sądowej NSA Sylwester Marciniak (jednocześnie przewodniczący PKW) poinformował OKO.press, że wszystko jest w porządku, bo Dalkowska jest teraz delegowana do ministerstwa przez prezesa NSA. Delegacja została podpisana w dniu jej powołania do NSA, czyli 23 lutego.
Sędzia Marciniak przyznaje, że w ustawie o ustroju sądów administracyjnych nie ma wprost uprawnienia do delegowania sędziów administracyjnych do ministerstwa, ale to uprawnienie jest wywodzone z kilku ustaw.
Podstawą jest artykuł 49 ustawy o ustroju sądów administracyjnych, który w sprawach nieuregulowanych dotyczących NSA odsyła do ustawy o Sądzie Najwyższym i do ustawy o ustroju sądów powszechnych.
Ustawa o SN nic jednak o delegacjach nie mówi, tylko też w zakresie spraw nieuregulowanych odsyła do ustawy o sądach, w której jest artykuł 77 paragraf 1 punkt 2 i artykuł 98 paragraf 6, które pozwalają delegować sędziego do ministerstwa, również na stanowisko wiceministra.
"Delegowanie sędziów sądów administracyjnych było praktykowane od dłuższego czasu i w ramach tej praktyki sędziowie sądów administracyjnych, w tym sędziowie NSA, czasami wielokrotnie, pełnili funkcję podsekretarza bądź sekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości m.in. sędziowie:
Należy podkreślić, że w czasie pełnienia powyższej funkcji sędzia sądu administracyjnego nie pełni funkcji orzeczniczych i powraca do nich dopiero po ustaniu delegacji"
- pisze w odpowiedzi dla OKO.press sędzia Marciniak z NSA.
Podobnie uważa Ministerstwo Sprawiedliwości, które na swojej stronie internetowej wręcz zarzuciło "Rzeczpospolitej" podanie nieprawdziwych informacji.
W odpowiedzi na pytania OKO.press biuro prasowe ministerstwa napisało, że "nie zachodzą żadne przesłanki uniemożliwiające wykonywanie funkcji wiceministra sprawiedliwości przez dr Annę Dalkowską. Łączenie funkcji sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego i podsekretarza stanu jest całkowicie zgodne z obowiązującym w Polsce prawem. Było w przeszłości wielokrotnie praktykowane, co nie wzbudzało żadnych wątpliwości".
Biuro podkreśla, że Dalkowska pracuje w resorcie i podejmuje decyzje na podstawie delegacji prezesa NSA. "Nie jest więc prawdą, że wiceminister Anna Dalkowska nie posiada właściwej delegacji, co miałoby rzekomo rzutować na skuteczność i moc prawną podejmowanych przez nią w ministerstwie decyzji" - podkreśla ministerstwo.
I dodaje, że przepisy nie zakazują łączenia funkcji sędziego NSA i funkcji wiceministra sprawiedliwości. Resort sprawiedliwości zapewnia też, że w okresie pracy w ministerstwie Anna Dalkowska nie będzie orzekać w NSA.
Trójka autorów tekstu w "Rzeczpospolitej" odpowiedziała na wywody prawne resortu i NSA wykazując bezpodstawne żonglowanie kazusami z przeszłości (nie mają one odniesienia do Dalkowskiej) i pomijanie niewygodnej wykładni obowiązujących przepisów. Swoją obszerną odpowiedź (całość na stronie "Rzeczpospolitej") kończą następującym stwierdzeniem:
"Wystarczająca do rozwikłania tego zagadnienia byłaby lektura jednego przepisu ustawy. I NSA i MS w komunikatach zamieszczonych na stronach internetowych nie wspomnieli, że art. 52 ustawy o Sądzie Najwyższym, który stosuje się odpowiednio do sędziów NSA nakazuje sędziemu mianowanemu, powołanemu lub wybranemu do pełnienia funkcji w organach państwowych »zrzec się niezwłocznie swojego urzędu«.
W przeciwieństwie do art. 98 u.s.p. przepis ten nie zawiera wyłączenia obowiązku zrzeczenia się w przypadku pełnienia funkcji podsekretarza stanu (jak ma to miejsce w przypadku sędziów sądów powszechnych). Oznacza to, że konieczność zrzeczenia się urzędu sędziego NSA w przypadku łącznia urzędu i funkcji wprost wynika z ustawy – art. 49 ustawy prawo o ustroju sądów administracyjnych odsyłającego do art. 52 ustawy o Sądzie Najwyższym". Prawnicy wskazują ponadto, że delegowanie sędziów NSA do resortu sprawiedliwości w przeszłości odbywało się w innym reżimie prawnym i taka praktyka była raczej zwyczajem, nie mającym poparcia w prawie.
Dlaczego sędzia nadal chce pracować w resorcie zamiast orzekać? Za funkcję wiceministra dostaje kilkutysięczny dodatek do pensji sędziego, która zresztą po nominacji do NSA znacznie wzrośnie. Może też stanowisko wiceministra traktować prestiżowo, wszak wcześniej była szeregowym sędzią Sądu Rejonowego w Gdyni, zaś awans do NSA może być tzw. złotym spadochronem za zasługi po zakończeniu pracy dla ministra Zbigniewa Ziobry.
Delegacje sędziów do pracy w ministerstwie od lat budzą spory wśród prawników i sędziów. Bo sędziowie wchodzą tam we współpracę z politykami, a przecież po powrocie do sądu mogą sądzić władzę i polityków.
Na delegacji pracują głównie sędziowie sądów powszechnych. W ten sposób ministerstwo korzystało z ich doświadczenia i wiedzy praktycznej o wymiarze sprawiedliwości.
Za obecnej władzy na delegację trafiają głównie "swoi" sędziowie, najczęściej z sądów rejonowych. To m.in. oni pomagają Ziobrze przygotować zmiany w sądach prowadzące do stopniowego podporządkowania sądów władzy. Wielu z nich po pracy na delegacji dostało awans do sądu wyższej instancji. W 2019 roku na delegacji w ministerstwie pracowało 263 sędziów, referendarzy, asystentów sędziów i prokuratorów.
Sądownictwo
Władza
Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Sprawiedliwości
Naczelny Sąd Administracyjny
wiceminister Anna Dalkowska
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze