0:000:00

0:00

Wielki marsz opozycji przeszedł w sobotę 6 maja przez Warszawę. Ale nie ustają spory o marsz kilkuset członków ONR tydzień wcześniej. Petycję o delegalizację tego stowarzyszenia podpisało 37 tys. osób. Pisaliśmy o tym w OKO.press. Analizowaliśmy także, czy z formalnego punktu widzenia da się to zrobić.

Do zdelegalizowania ONR wezwała we wrześniu 2016 roku Platforma Obywatelska. Złożyła też odpowiedni wniosek do ministra sprawiedliwości. Powodem miało być "propagowanie faszyzmu, nawoływanie do nienawiści i znieważania z powodu koloru, skóry narodowości czy wyznania".

Przeczytaj także:

Przeciwnicy ONR często przypominają, że ta organizacja została już raz zdelegalizowana - 10 lipca 1934 roku rozwiązały ją władze RP, zaledwie po kilku tygodniach oficjalnej działalności.

Niestety, to nie jest dobry przykład. Nie tylko sam ONR, ale również całe życie polityczne w Polsce wyglądało wówczas inaczej i działało na innych (znacznie bardziej brutalnych niż dziś) zasadach, a w całej tej sprawie chodziło o zupełnie co innego niż dziś.

Przykład piłsudczyków nie do naśladowania

W OKO.press przypominamy, jak było. To skomplikowana historia, która - niestety - zwolenników delegalizacji dzisiejszego ONR może rozczarować. Nie bardzo bowiem mogą się na nią powołać.

Przypomnijmy najpierw kontekst życia politycznego latem 1934 roku. Krajem rządzą wtedy - od krwawego zamachu stanu w maju 1926 roku - piłsudczycy. Sam marszałek Piłsudski jest już jednak bardzo schorowany i bierze coraz mniejszy udział w życiu publicznym (umarł w kwietniu 1935). Wewnątrz obozu władzy zaczyna więc toczyć się gra o to, kto przejmie władzę po śmierci dyktatora.

Piłsudczycy mają też jednak inne problemy poza wewnętrznymi konfliktami. Rzeczpospolita znajduje się na dnie największego kryzysu gospodarczego w swojej krótkiej historii (a być może także w historii Polski w XX w.). Władze nie radzą sobie z powszechnym bezrobociem i nędzą. Opozycja się konsoliduje. Jeszcze przed kryzysem sanacji udało się wygrać wybory z założonym w 1929 roku Centrolewem - opozycyjną koalicją partii lewicy, centrum i części ludowców. Przywódców Centrolewu aresztowano i osadzono w twierdzy w Brześciu nad Bugiem. Skazywano ich też w pokazowych "procesach brzeskich" na więzienie: procesy trwały aż do stycznia 1932 roku.

Władze mają więc z głowy lewicę i demokratyczne centrum. Pod bokiem rośnie im jednak znacznie groźniejszy wróg: skrajna prawica, która święci wówczas triumfy w całej Europie. W styczniu 1933 roku Adolf Hitler zostaje kanclerzem Niemiec. W Polsce zwiększa to apetyty na władzę młodych polityków Stronnictwa Narodowego, najpotężniejszej siły politycznej w Polsce, pozostającej jednak od zamachu majowego w opozycji.

Wielki przywódca SN, Roman Dmowski, od 1931 roku cierpi jednak z powodu pogarszającego się stanu zdrowia. Jak pisze jego biograf Roman Wapiński, w sierpniu 1934 roku (a więc już po delegalizacji ONR) Dmowski dostał "ataku apoplektycznego", po którym jego stan fizyczny i psychiczny bardzo się pogorszył. Dmowski miał ogromny autorytet, ale młodzi działacze uważali, że jego polityka jest zbyt ostrożna i kunktatorska. Palili się do przejęcia władzy.

Obóz Narodowo-Radykalny został założony 14 kwietnia 1934 roku przez grupę działaczy Sekcji Młodych SN (Tadeusz Gluziński, Jan Mosdorf, Bolesław Piasecki, Henryk Rossman) - oskarżających "starych" o nieudolną walkę z piłsudczykami. Chcieli wprowadzenia narodowej dyktatury, znacznie bardziej radykalnej i bezwzględnej niż rządy sanacji.

Walka o władzę po Piłsudskim

Piłsudczycy zastanawiali się, czy części z tych buntowników nie przyciągnąć do swojego obozu. Jak twierdzi Szymon Rudnicki, znakomity historyk dziejów ONR, zwolennikiem takiej operacji miał być minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki, znany z sympatii faszystowskich (nazywano go nawet "Bronito Pieratini", co było oczywistą aluzją do Benito Mussoliniego).

15 czerwca 1934 roku Pieracki został jednak zastrzelony na ul. Foksal w Warszawie przez ukraińskiego nacjonalistę. Władze szybko wpadły na trop zamachowców, ale postanowiły wykorzystać okazję do uderzenia w ONR. Zmarły niedawno historyk Dwudziestolecia Andrzej Garlicki pisze: "Nie wydaje się, aby w obozie sanacyjnym poważnie rozważano możliwość dokonania zabójstwa Pierackiego przez ONR.

Postanowiono jednak wykorzystać sytuację i rozprawić się z faszyzującą młodzieżą endecką. Przywódcy ONR znaleźli się wśród pierwszych osadzonych w Miejscu Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, jak nazwano obóz utworzony w tym czasie według wzorów włoskich i niemieckich. W całym kraju aresztowano ponad 1000 osób".

Władze świetnie wiedziały, że ONR nie ma nic wspólnego z zabójstwem Pierackiego. Postanowiły je jednak wykorzystać i zdelegalizować groźną organizację. ONR został oficjalnie zdelegalizowany 10 lipca 1934 roku, co nie przeszkodziło mu jednak działać nielegalnie.

Antysemityzm i brutalność ONR władzy nie przeszkadzał

W kwietniu 1935 roku w organizacji doszło nawet do rozłamu, na ONR-"ABC" (od nazwy dziennika) oraz ONR-"Falangę" (również od nazwy pisma). ONR w obu wydaniach z pasją bił Żydów, niszczył ich sklepy i wzywał do pogromów, co władzom umiarkowanie przeszkadzało. Oba odłamy zwalczały się także nawzajem. "Rycerze kastetu i żyletki atakowali się ze znaczną zajadłością" - pisze Garlicki.

Antysemityzm i brutalność ONR nie przeszkadzały jednak Piłsudczykom wciągać go do walki o władzę. Część działaczy ONR trafiła nawet do powołanego w lutym 1937 roku Obozu Zjednoczenia Narodowego. Garlicki przytacza spekulacje, że na jesieni 1937 roku szef OZN, płk. Adam Koc, przygotowywał nawet zamach stanu, do którego miał wykorzystać działaczy ONR. Mieli wymordować na wstępie - na podstawie przygotowanych list - ponad 500 osób.

Podsumowując:

ONR w 1934 roku nie zdelegalizowano za to, za co chcą dziś zdelegalizować współczesny ONR jego przeciwnicy. Faszyzm i antysemityzm mało komu wówczas przeszkadzał.

Władze przez palce patrzyły także na powszechnie stosowaną przez ONR przemoc: kastety i pałki nabite żyletkami były wówczas w powszechnym użyciu młodych narodowców.

Dzisiejszy ONR szczęśliwie jest tylko cieniem tego przedwojennego. Tamci narodowcy nigdy nie potrzebowaliby osłony policji dla swojego marszu: uwielbiali przemoc i byli bardzo skorzy do ostrej bijatyki.

Jak

" rel="noopener nofollow" target="_blank">zwrócił uwagę fotograf Mirosław Miniszewski, dzisiejsi narodowcy nawet nie potrafią się ubrać w odpowiednim stylu. Są tylko bladą kopią starszych kolegów.

I bardzo dobrze.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze