Już prawie jedna czwarta Polek i Polaków uważa, że stan środowiska jest jedną z największych bolączek w ich miejscu zamieszkania. Ponad trzy razy więcej niż osiem lat temu. Coraz pilniejszym problemem jest też zapaść opieki zdrowotnej i komunikacji lokalnej. Raport CBOS to lektura obowiązkowa przed wyborami samorządowymi
PiS wcale nie ma łatwego zadania w wyborach samorządowych, które odbędą się 21 października 2018. Choć prawdopodobnie uzyska najlepszy wynik procentowy w wyborach sejmikowych, opozycja będzie rządzić w ogromnej większości sejmików. Wiele wskazuje też, że po wyborach stan posiadania tej partii w najgorętszych medialnie większych miastach będzie taki jak obecnie - niezbyt imponujący.
Okazuje się bowiem, że
Takie nastroje wyborców sprzyjają kontynuacji lokalnych rządów.
To zresztą specyfika wyborów samorządowych, że dotychczas rządzący muszą się mocno postarać, aby w nich przegrać.
Powyższe dane pochodzą z opublikowanego w lipcu 2018 roku komunikatu z badań CBOS pt. "Co zmieniło się w naszej miejscowości?". Badania sporo mówią nie tylko o ogólnym nastroju mieszkańców polskich miast i wsi, ale przede wszystkim o tym, co uważają oni za największe bolączki w swoim najbliższym otoczeniu.
Respondenci przepytani przez CBOS mieli wskazać maksymalnie 5 spraw, które ich zdaniem są największym problemem w ich miejscowości.
Które z niżej przedstawionych spraw są obecnie, Pana(i) zdaniem, największą bolączką w miejscowości lub gminie, w której Pan(i) mieszka?
Wyniki badania to obowiązkowa lektura dla polityków, którzy stratują w nadchodzących wyborach. My przyjrzymy się nieco bliżej najważniejszym tematom, bo istotne są szczegóły - miasta różnią się od wsi, niektóre tematy wyraźnie nabierają ważkości, a inne tracą na znaczeniu.
Oto wielka piątka lokalnych bolączek.
Zdecydowanie temat numer jeden. Za jeden z największych problemów stan opieki zdrowotnej uznaje 40 proc. mieszkańców wsi i 49 proc. miast do 20 tys. mieszkańców.
Najgorzej jest w średnich (do 100 tys. mieszkańców) i dużych (100 tys. - 500 tys. mieszkańców) miastach: odpowiednio 57 i 62 proc. ankietowanych wskazuje na dostęp do publicznej opieki zdrowotnej za jedną z głównych bolączek.
W największych miastach jest niewiele lepiej - 54 proc. Ogółem coraz więcej Polek i Polaków uznaje stan opieki zdrowotnej za poważny problem w ich miejscy zamieszkania - 50 proc. w stosunku do 42 proc. w 2010 roku.
To problem na poziomie całego państwa - mamy bardzo niską składkę zdrowotną na tle innych państw, więc zdrowie jest u nas dziedziną skrajnie niedofinansowaną. Samorządowcy bez wsparcia sami tego nie zmienią, ale nie są też całkiem bezradni. Mogą m.in. tworzyć samorządowe programy polityki zdrowotnej: np. profilaktyki i wczesnego wykrywania chorób, szczepień (na HPV czy grypę), ale i leczenia.
Najczęściej to poważny problem dla mieszkańców wsi (48 proc.). Nieco lepiej jest w średnich (42 proc.) i dużych miastach (39 proc.). Najrzadziej niezadowoleni ze stanu dróg są mieszkańcy miast powyżej pół miliona mieszkańców (29 proc.)
Stan dróg jest mniej palącym problemem niż dawniej - odsetek wskazań spadł o 9 pkt. proc. w ciągu 8 lat.
Aż 57 proc. respondentów uważa, że stan dróg się poprawił od ostatnich wyborów samorządowych
W ciągu ośmiu lat nastąpiła gigantyczna zmiana. W 2010 roku zaledwie 7 proc. respondentów uważało stan środowiska naturalnego za znaczący problem - teraz już 24 proc. Żadna inna sprawa nie zyskała aż tak na znaczeniu.
Tak zmieniała się hierarchia miejscowych problemów w latach 2010-2018
To coraz poważniejsza sprawa dla mieszkańców miejscowości różnych wielkości, ale najbardziej uderzająca jest liczba wskazań wśród mieszkańców wielkich miast -
aż 52 proc. mieszkańców uważa środowisko za jeden z głównych problemów.
Ta ogromna zmiana to m.in. zasługa społeczników walczących o jakość powietrza, najpierw w Krakowie, potem w innych miastach Polski. Nie tylko największych - przypomnijmy np. kilkanaście tysięcy osób protestujących na ulicach 60-tysięcznego Mielca.
Pomysły na poprawę jakości powietrza to już standard w debacie przedwyborczej, ale politycy idą dalej. Jeden z kandydatów na prezydenta Warszawy, Jan Śpiewak, mówi np. o przygotowywaniu miasta na zmiany klimatyczne. Ale są i tacy politycy, dla których ścieżki rowerowe są sprzeczne z tradycyjnymi polskimi wartościami - badania CBOS powinny dać im do myślenia.
Żaden inny problem nie stracił tak na ważności przez ostatnie lata. W 2010 roku połowa respondentów uważała kwestię pracy za jedną bolączkę w ich miejscu zamieszkania i był to ogólnopolski numer jeden.
Dziś o problemach z pracą w ich miejscowości mówi 21 proc. Polek i Polaków. To wciąż palący problem małych i średnich miast - odpowiednio 33 proc. i 25 proc. wskazań. W wielkich miastach (10 proc) i na wsi (18 proc.) praca schodzi na dalszy plan.
Przez lata wysokiego bezrobocia samorządowcy konkurowali o kawałek zbyt krótkiej kołdry obiecując tworzenie nowych miejsc pracy w ich miejscowościach. Starali się np. o otwarcie na terenie ich gminy specjalnej strefy ekonomicznej (co, jak się okazuje, miało zazwyczaj znikomy wpływ na poziom bezrobocia). W tych wyborach kwestia bezrobocia zejdzie na dalszy plan, ale kandydaci mogą np. zabiegać o lepsze warunki pracy, zwłaszcza tam, gdzie zależy to bezpośrednio od nich. Samorządy mogą np. wprowadzać klauzule społeczne przeciwdziałające śmieciowemu zatrudnieniu przy zamówieniach publicznych.
Ten problem zyskuje na znaczeniu. O problemach z dotarciem do innych miejscowości publicznymi środkami transportu mówi aż 31 proc. mieszkańców wsi i 18 proc. mieszkańców najmniejszych miast.
"Degradacja kolei zaczęła się w latach 80., w kolejnej dekadzie urosła do rozmiarów ekstremalnych. Polska zlikwidowała jedną czwartą swojej sieci kolejowej" - mówił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Karol Trammer, specjalista od rozwoju regionalnego i transportu publicznego. "Nie ma w Europie drugiego państwa, które tak ogołociłoby się z infrastruktury".
Nie lepiej jest z komunikacją autobusową. Do jednej piątej wsi nie dociera żaden transport publiczny, a do wielu pozostałych nie więcej niż 2 autobusy dziennie – alarmują organizacje pozarządowe. Od 1993 roku pozamiejski transport autobusowy stracił 75 proc. pasażerów. Z raportu NIK z 2016 roku wynika, że samorządy na ogół nie są zainteresowane organizacją publicznego drogowego transportu zbiorowego. Połowa kontrolowanych samorządów nie badała i nie analizowała potrzeb przewozowych w publicznym transporcie zbiorowym, w tym z uwzględnieniem potrzeb osób niepełnosprawnych i osób o ograniczonej zdolności ruchowej.
Zabrzmi to niecodziennie, ale kojarzone z dawną epoką autobusy PKS to dobre pole do wykazania się dla polityków, którzy chcą pokazać, że oferują coś nowego. I coś czego ich wyborcy faktycznie potrzebują.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze