Opozycja powinna stanąć po stronie wartości przeciwko antywartościom, na których zbudowany jest populizm PiS gotowy wykluczać każdą mniejszość, żeby wmówić większości, że jest zagrożona. Nie jest wojną kulturową występowanie przeciwko antywartościom, takim jak dyskryminacja i wykluczenie.
Aktywistki i aktywiści LGBTQ+ wbrew niesławnej wypowiedzi Andrzeja Dudy nie są ideologią, ani nie występują w imieniu ideologii. Walczą o wartości, takie jak wolność i równość, a nie cynicznie używają języka wartości do utrzymania i rozszerzania władzy, co byłoby przejawem ideologii.
Po stronie władzy i rządu, a także dużej części hierarchów kościoła katolickiego mamy do czynienia z występowaniem w imieniu antywartości, takich jak dyskryminacja i wykluczenie.
Antywartości mają uzasadnić kolejne przejmowanie instytucji i przestrzeni życia społecznego w imię - ideologicznej właśnie - walki z LGBTQ+. Walki, która nigdy nie będzie skończona, póki istnieją państwa, które wprowadziły równość małżeńską, związki partnerskie, czy możliwość adopcji dzieci dla małżeństw jednopłciowych.
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro deklarował 18 sierpnia w Rzeczpospolitej obronę "naszej polskiej duszy":
„Świat ideologii zachodniej wkracza w sposób brutalny w obszar edukacji i prawa, nakazując innym, by przyjmowali wyłącznie ich punkt widzenia, i wprowadza kategorię płci kulturowej, która ma się nijak do prawdy biologicznej i rzeczywistych procesów społeczno-kulturowych, które od wieków dotyczyły naszej wspólnoty”.
Pan Ziobro nie sprecyzował, jakie procesy społeczno-kulturowe ma na myśli i dlaczego wykluczają się one z pojęciem płci kulturowej. Podkreśla jedynie swoją wrogość wobec Zachodu.
Walka z aktywizmem LGBTQ+ jako formą ingerencji Europy w wewnętrzne sprawy i odwieczne wartości Polski powiela nagonkę, która miała miejsce w putinowskiej Rosji.
Jej kulminacyjnym momentem było wprowadzenie prawa przeciw „propagandzie” LGBT w 2013. Język propagandy prokremlowskiej długo potem używał takich pojęć jak „Gejropa” czy „Gejmajdan” – mających zniechęcić mieszkańców Rosji i Ukrainy do Unii Europejskiej, demokracji i praw człowieka.
Propagandyści Kremla w swoich wystąpieniach łączyli Unię Europejską i demokrację z zagrożeniem dla tradycji rosyjskich, bo bronią równych praw dla osób LGBTQ+. Nagonka medialna łączyła się z prześladowaniem aktywistek i aktywistów w Rosji.
Ziobro odrzucając „świat ideologii zachodniej” chce wprowadzić w Polsce ten sam sprawdzony model podsycania społecznego strachu przed "innym", za którym stoi zmitologizowany "Zachód" chcący zmienić, to co „odwieczne”.
Kolejny cytat:
„W Unii Europejskiej padła propozycja powiązania kwestii praworządności z budżetem. Sprowadzić to by się miało do przekazania przez Warszawę do Brukseli ogromnej władzy, którą KE zyskałaby nad Polską. Czyli do transferu istotnej części suwerenności. Pod pozorem tzw. praworządności brukselscy urzędnicy uzyskaliby władzę, o jakiej dziś nawet nie mogą pomarzyć - blokowania a nawet zabierania naszemu krajowi miliardów euro. A więc wtedy, gdy nie realizowalibyśmy ich zachcianek w sferze prawa lub wartości, z obszaru rodziny, kultury, mediów czy edukacji. […]
Gdyby ten mechanizm szantażu i bezprawia wszedł w życie, byłby natychmiast użyty do wymuszania na Polsce wprowadzenia agendy LGBT.
To wszystko zresztą się ze sobą łączy. Nielegalne uzbrojenie w nową władzę KE i wymuszanie na wszystkich społeczeństwach przyjęcia tych samych tzw. nowych wartości. Do tego szerokie otwarcia na uchodźców i emigrację przyspieszające rozmycie tożsamości narodowej. To jest proces tworzenia państwa UE. Temu wszystkiemu Solidarna Polska mówi twarde nie!”.
Minister Ziobro wymienia tutaj jednym tchem prawa osób LGBTQ+, praworządność, edukację, politykę przyjmowania uchodźców i ideę "państwa europejskiego" jako „zagrożenia” ze strony Zachodu. Innymi słowy, Unia Europejska jest wcieleniem wszystkich strachów z prorządowych mediów.
Przywołanie takiego obrazu UE ma mobilizować prawicowy elektorat i przekonać niezdecydowanych, że wszystkie krytyki niekonstytucyjnych reform, które firmował minister, są związane z prawami osób LGBTQ+, a Unia Europejska chce jedynie narzucać Polsce obce kulturowo wzorce.
Minister Ziobro mówi, i być może myśli, dokładnie w ten sam sposób jak kremlowska propaganda, która utożsamiała prodemokratyczne protesty na Majdanie z prawami osób LGBTQ+.
Minister jednak ma też trochę racji, chociaż sam o tym nie wie. Praworządność i prawa LGBTQ+ łączą się ze sobą w tym sensie, że nie są zamachem na polską suwerenność czy tradycje, a dotyczą podstawowych praw człowieka. A niezawisłość sądów jest gwarancją sprawiedliwego procesu.
Nie ma też żadnej logicznej przesłanki, żeby osoby LGBTQ+ nie miały takich samych prawa jak osoby heteroseksualne.
Na przeszkodzie stoi tylko zabobon i przesąd zapisany w kodeksach, wykluczający te osoby z instytucji społecznej, którą jest małżeństwo.
Tak samo jak zabobon zapisany w prawie wykluczał wcześniej biednych i kobiety z głosowania. Tak samo jak przesąd zapisany w prawie bronił pańszczyzny, niewolnictwa i segregacji rasowej.
Prawo w wyniku postępu społecznego zostało zmienione i nierówności zostały z niego usunięte. Seksizm i rasizm jednak przetrwały, więc minister może być spokojny o tradycje, której tak broni.
Walka o prawa LGBTQ+ nie jest więc wojną kulturową, czy forsowaniem obcych polskiej tradycji rozwiązań – ale usunięciem dyskryminacji z prawa polskiego. Niestety duża część polskiej opozycji zdaje się tego nie zauważać.
Największa partia opozycyjna kluczy w sprawie usunięcia dyskryminacji z polskiego prawa i dlatego może być rozgrywana przez obóz rządzący.
Stara się on przy pomocy tematu LGBT doprowadzić polityków opozycji do wygłaszania sprzecznych komunikatów, tak aby cała formacja wypadła publicznie jako zbieranina ludzi bez programu połączona jedynie niechęcią do partii rządzącej.
A kiedy lewica występuje w obronie praw osób LGBTQ+? Propisowscy dziennikarze piszą oburzone artykuły o tym, jak lewica odchodzi od swoich socjalnych korzeni i angażuje się w „wojny kulturowe”.
Obrona podstawowych wartości demokratycznych nie jest wojną kulturową, tak samo nie jest nią występowanie przeciwko antywartościom, takim jak dyskryminacja i wykluczenie.
Nie ma w niej bowiem wyimaginowana przeciwnika, a walka dotyczy rozszerzania podstawowych praw człowieka, a nie arbitralnego wskazywania winnych problemów społecznych.
Opozycja nie powinna więc bać się języka wartości, który broni równości przeciwko przesądom i zbudowanej na nich ideologii homofobii, która wydaje się być obecnie główną ideą polskiego rządu.
Bez tego języka trudno przeciwstawić się propagandzie rządu dążącej do zbudowania opowieści o złych zachodnich elitach nastających na polską suwerenność i polskie zwyczaje oraz służącej im opozycji.
Stojąc twardo na gruncie idei równości wobec prawa i państwa, które służy obywatelom i obywatelkom opozycja może jasno wyrazić czego chce, co ją uprawomocni i uczyni bardziej autentyczną.
Opozycja mogłaby pokazywać, że
że wszystko to wynika z kultury demokratycznej, czyli ideału wspólnego dla wszystkich partii demokratycznych.
I nie jest to żadna "ideologia zachodnia", ale podstawa demokracji jako systemu, w którym obywatele decydują o państwie, które stoi na ich straży, oraz jak chcą żyć, a państwo powinno im zapewnić ku temu środki.
Demokracji o którą walczyła „Solidarność” i którą Polacy wybrali w 1989 r.
Tak rozumiana kultura demokratyczna rzeczywiście jest powszechna w Unii Europejskiej, bo na niej Unia Europejska została ufundowana, czego nikt nie ukrywał w 2004, kiedy Polacy w referendum opowiedzieli się za wstąpieniem do UE. Nie ukrywa także dziś.
Wielu liberalnych komentatorów i polityków związanych z KO wydaje się zapominać, że te wartości to minimum liberalnej wizji państwa. I zachowują się tak jakby autorytaryzm w stylu putinowskim, który reprezentuje minister Ziobro, i kultura demokratyczna były dwoma radykalnymi stanowiskami pomiędzy którymi trzeba szukać porozumienia.
Prawa człowieka i równość wobec prawa, na straży których powinno stać demokratyczne państwo, nie są negocjowalne.
Niedawno na łamach OKO.press mówił o tym Jan Werner Müller w wywiadzie z Anną Wójcik. Ekspert od populizmu przestrzegał: „Liberałom nie wolno porzucić polityki obrony mniejszości wyrzucając na śmietnik prawa osób LGBT. Prawdziwy liberał i liberałka powinni wrócić do podstaw. Powiedzieć wprost, że będą bronić praw różnych mniejszości i grup wrażliwych, którym zagraża nie tylko państwo, ale też na przykład organizacja życia gospodarczego”.
Jeżeli opozycja chce być autentyczną alternatywą dla PiS, musi pokazać, że stoi na straży nienegocjowalnych wartości, które stanowią o kulturze demokratycznej.
Innymi słowy opozycja musi pokazać, że nie jest wersją „light” obozu rządzącego, że wprowadzi nową jakość w polityce i przywróci państwo do służby obywateli.
W tym sensie projekty kontr-populizmu, czy egzotyczne sojusze, które miałyby otoczyć partię rządzącą od prawej strony, nie są rozwiązaniem długofalowym, a wręcz mogłyby tylko skonsolidować obóz Zjednoczonej Prawicy.
Tym bardziej, że obecnie stoi za obozem władzy wielka machina instytucji państwowych opanowanych przez partię, powiązanych z partią fundacji, prywatnych firm i mediów publicznych oraz prywatnych, w których instytucje i firmy państwowe zamawiają kosztowne reklamy.
Temu myśleniu o państwie jako folwarku jednej partii, służącemu partii i osobom z nią powiązanych, broniącemu się ideologią dyskryminacji mniejszości, opozycja powinna przeciwstawić nie tylko kulturę demokratyczną, ale też autentyczne społeczeństwo obywatelskie.
Nie ruch polityczny firmowany nazwiskiem tego czy innego polityka, ale porozumienie międzypartyjne oparte na wspólnych wartościach i wizji państwa.
Nie sojusz partyjny podyktowany sposobami przeliczania głosów, ale porozumienie wyrastające z przekonań o roli państwa, które ma ułatwiać obywatelom i obywatelkom życie, a nie narzucać im prawa wynikające z przekonań biskupów czy wyobrażeń o tradycji tego czy innego historyka z IPN.
Oraz, co równie ważne – z przekonania o miejscu Polski w Unii Europejskiej. Nie jako haśle skierowanym do wyborców z dużych miast, ale o przeświadczeniu, że polska demokracja to część tej samej kultury demokratycznej, co demokracja niemiecka czy hiszpańska i dlatego powinna wprowadzać te same ułatwienia życia dla obywateli, które w innych państwach częściach Unii służą obywatelom.
Opozycja powinna więc stanąć po stronie wartości przeciwko antywartościom na których zbudowany jest współczesny populizm
gotowy wykluczać każdą mniejszość, żeby wmówić większości, że jest zagrożona.
W Polsce promocja antywartości przez PiS, łączy się z grabieżą państwa na skalę nieznaną do tej pory i dlatego odbudowa państwa powinna stać się jednym z głównych postulatów porozumienia na rzecz przywrócenia państwa obywatelom.
Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie partię mają się zgadzać ze sobą jak w Zjednoczonej Prawicy. Podstawą kultury demokratycznej jest stworzenie ram dla dyskusji o państwie.
Partia Jarosława Kaczyńskiego zaczęła wprowadzać rozwiązania socjalne, które zapewne lewica chciałaby rozwijać w stronę bardziej skoordynowanego modelu państwa opiekuńczego, wobec czego część liberałów zapewne będzie sceptyczna.
Pozostaje więc przestrzeń do dyskusji o kwestiach merytorycznych, która jest normalna w demokratycznym państwie – jednak wcześniej musi one zostać odtworzone, a może wręcz zbudowane na nowo.
Tylko stając na straży wartości demokratycznych przeciwko ideologii antydemokratycznej liderzy i liderki opozycji mogą zyskać autentyczność podobną tej, którą mają populiści z PiS.
Nie dlatego, że liderzy i liderki PiS wierzą bardziej w to, co mówią, ale dlatego, że głoszona przez nich ideologia dyskryminacji łatwo znajduje winnych wszystkich problemów społecznych.
W przeciwieństwie do nich opozycja powinna jasno wyartykułować wartości, które są podstawowe dla demokratycznego państwa i pokazywać, kiedy ktoś ich nie przestrzega.
Wówczas winni będą bardzo konkretni, a ich winy nie będą łączyły się z ich tożsamością, ale z tym co robią.
Taka strategia będzie też czytelna dla wyborców opozycji – co pokazuje badanie Kantar zrealizowane dla 'Gazety Wyborczej" we wrześniu 2019, które pokazywało dlaczego wyborcy głosują na tę, a nie inną partię.
Zdecydowana większość wyborców Lewicy i spora część wyborców KO wskazała, że robią tak z powodu wartości, które reprezentuję ich partia. Wyborcy KO częściej wskazali niechęć do tego, żeby wygrała inna partia, co jak można mniemać również łączy się z wartościami.
Wyborcy PiS wskazywali na poprawienie sytuacji swojej i swojej rodziny. Nie wartościując tych wyborów, można powiedzieć, że w świetle przełamania przez PiS paradygmatu w polityce społecznej, inne partie, nawet jeżeli zaproponują lepszy program gospodarczy, nie będą miały takiej siły przekonywania jak PiS.
W podobnych badaniach CBOS z 2011 roku najwięcej wyborców PiS wskazało światopogląd i wartości, z którymi programowo utożsamia się partia. Oczywiście pytania zostały inaczej sformułowane, więc porównania niekoniecznie są uzasadnione. Można jednak zaryzykować tezę, że
PiS budował swoją siłę na wartościach, w tym na haśle przebudowy państwa. Gdy jednak otrzymał pełni władzy, postawił na silny populizm połączony z transferami socjalnymi, zamieniając państwo we własny folwark i uzasadniając to metodami zapożyczonymi od innych populizmów.
O ile polityka transferów socjalnych mieści się w merytorycznej debacie, o której mówił cytowany wcześniej Jan Werner Müller, o tyle przejęcie państwa i wskazywanie winnych wśród mniejszości przeczy wartościom demokratycznym i praktycznie wyklucza Polskę z grona państw demokratycznych.
Dlatego opozycja powinna się skonsolidować wokół wartości, a nie konkretnych polityków czy polityczek, i wypracować wspólną strategię odbudowy liberalnego minimum.
Nie sprzyjały temu ostatnie głosowania o podwyżkach płac dla polityków, które chociaż ostatecznie zostały zatrzymane przez Senat, pozostawiły sporo niesmaku.
Mimo tej wpadki udało się wcześniej wypracować wspólne stanowisko w obliczu prześladowań aktywistek i aktywistów i użycia nadmiernych środków przez służby mundurowe, tak jak wcześniej większość opozycji stanęła w obronie niezawisłości sądów w Polsce.
Intuicje dotyczące wartości, które dały o sobie znać w tych kryzysowych sytuacjach, mogą stanowić podstawę ponadpartyjnego porozumienia.
Porozumienia skierowanego przeciw zawłaszczeniu państwa i propagandzie ideologii antywartości płynącej codziennie z rządowych mediów. Porozumienia, które stanie jednoznacznie po stronie wolności i równości obywatelek i obywateli przeciwko wojnom kulturowym i ideologii nienawiści do mniejszości.
LGBT+
Władza
Jarosław Kaczyński
Władimir Putin
Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Sprawiedliwości
Prawo i Sprawiedliwość
Prokuratura Krajowa
historyk kultury, doktoryzuje się na Uniwersytecie w Zurychu. Skończył socjologię i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.
historyk kultury, doktoryzuje się na Uniwersytecie w Zurychu. Skończył socjologię i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.
Komentarze