Obecnie rządzący mają pewną dziwną manierę – dokonują w polskim systemie prawa pewnych, niekiedy bardzo kontrowersyjnych zmian, a następnie próbują na siłę udowodnić, że są to rozwiązania powszechnie stosowane w innych państwach europejskich. Takie uzasadnienie ma jakby dodatkowo legitymizować racjonalność tych legislacyjnych propozycji, a zwłaszcza podkreślać ich rzekomą zgodność z europejską kulturą prawną.
Zupełnie abstrahuje się jednak przy tym od tylko pozornego podobieństwa tych propozycji do regulacji przyjętych w innych państwach, a przede wszystkim od kontekstu tradycji i kultury politycznej, w których one tam funkcjonują.
Typowym przykładem było stworzenie nowego systemu kreacji sędziowskiej części Krajowej Rady Sądownictwa (słusznej nazywanej przez większość środowiska prawniczego neo-KRS), a w konsekwencji także do pewnego stopnia nowego systemu nominacji sędziów i oceny ich orzecznictwa.
Ostatnio ta perwersyjna implantologia prawna przybrała jednak zupełnie nowy wymiar. Oto bowiem prasa („Dziennik Gazeta Prawna” z 2 grudnia 2019) doniosła o planowanej regulacji wprowadzającej karno-prawną odpowiedzialność sędziów za wydane orzeczenia – miałaby ona być wzorowana na rozwiązaniach niemieckich (§ 339 niemieckiego kodeksu karnego, Strafgesetzbuch – StGB) i/lub francuskich (art. 10 ustawy o statusie sądownictwa).
Na szczególnie krytyczną uwagę zasługuje moim zdaniem zwłaszcza pierwsza z tych propozycji, a chodzi o następujący przepis StGB: „Sędzia, inna osoba sprawująca urząd publiczny lub arbiter, który jest winien naginania prawa na korzyść lub niekorzyść jednej ze stron w prowadzonym postępowaniu lub wydanym orzeczeniu w sprawie prawnej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do pięciu lat”.
Ktoś tu niewiele wie
Wszystko wskazuje na to, że pomysłodawcy wprowadzenia do polskiego systemu prawa tego specyficznego przestępstwa określanego w skrócie mianem „naginania prawa” (niem. Rechtsbeugung) mają dosyć blade pojęcie na temat istoty tej instytucji. Chyba niewiele wiedzą:
- po pierwsze, na temat jej genezy i miejsca w historii niemieckiego prawa karnego;
- po drugie, na temat kontrowersji, które zawsze wywoływała i do dziś wywołuje w niemieckiej dogmatyce prawa karnego materialnego i procesowego;
- po trzecie, na temat celów, w których była/nie była wykorzystywana w niemieckiej praktyce prawnej;
- po czwarte, na temat gigantycznej literatury prawniczej i orzecznictwa sądowego, którymi obrosła.
Planowany prawny implant wydaje się więc być przypadkiem „lekarza” działającego bez należytego rozeznania zarówno istoty wszczepianego „organu”, jak i stanu zdrowia „pacjenta” oraz potrzebnej mu „terapii”.
Ograniczone ramy tego felietonu nie pozwalają na szczegółowe omówienie wszystkich podnoszonych w niemieckiej literaturze prawniczej wątpliwości i kontrowersji, skupmy się więc tylko na niektórych z nich.
Już na wstępie możemy się jednak domyślać, dlaczego PiS-owi bez bliższego rozeznania problemu podoba się instytucja Rechtsbeugung – przy pewnej interpretacji nadaje się ona bowiem wręcz modelowo na polityczne sterowanie wymiarem sprawiedliwości i tak też niekiedy była ona wykorzystywana w niemieckiej historii.
Trafnie podsumował to niemiecki uczony Ingo Müller, profesor prawa i procesu karnego, a przy tym wybitny krytyczny badacz perwersji nazistowskiego wymiaru sprawiedliwości: „Stan faktyczny naginania prawa był wykorzystywany, w zależności od potrzeb, zarówno po to, by dyscyplinować niechcianych kolegów [tj. głównie sędziów, ale także prokuratorów – JZ], ale także po to, by immunizować sędziów przed jakimikolwiek zarzutami karno-prawnymi”.
Groźba politycznej instrumentalizacji
Po pierwsze, pojęcie Rechtsbeugung pojawiło się w niemieckim prawie karnym w połowie XIX. wieku, następnie zostało przyjęte w kodeksie karnym z 1871 roku i tak przetrwało różne próby reform aż do dnia dzisiejszego (wcześniej był to § 336, od 1998 roku § 339 StGB).
Pewną ciekawostką może być to, że prawdopodobnie zostało przejęte z języka biblijnego, takim terminem Recht beugen (naginać prawo) posłużył się bowiem Marcin Luther w swoim tłumaczeniu Księgi Powtórzonego Prawa (27, 19; na marginesie w polskim wydaniu pojawia się zwrot „łamie prawo”, a nie „nagina prawo”, a to zdecydowanie nie jest to samo). Przeniesienie tak niedookreślonego i nieprecyzyjnego pojęcia do języka prawnego musiało zrodzić problemy.
Już pobieżna lektura przepisu § 339 StGB może budzić cały szereg wątpliwości interpretacyjnych.
Czymże bowiem jest w swojej istocie „naginanie” ze skutkiem określonym w tym przepisie – każdym błędnym zastosowaniem/wykładnią prawa, czy wyłącznie czymś znacznie dalej idącym i poważniejszym, a jeśli tak – to czym?
W jakim zamiarze musi działać sędzia, by postawić mu zarzut Rechtsbeung – wyłącznie w zamiarze bezpośrednim, czy też może także w zamiarze ewentualnym?
Jaką teorią uzasadnić istotę stosunku sprawcy do czynu – subiektywną, obiektywną, mieszaną? Czy Rechtsbeugung dotyczy tylko nagięcia prawa materialnego, czy także formalnego?
Co się dzieje w sytuacji, gdy sąd działał w składzie kolegialnym – odpowiedzialni są tylko sędziowie głosujący za orzeczeniem, czy wszyscy?
Jak to ustalić wobec tajemnicy narady sędziowskiej w sytuacji, gdy wszyscy złożyli swój podpis pod orzeczeniem, a żaden nie złożył zdania odrębnego? Itd. itp. Wprawdzie w ostatnich latach szereg z tych kontrowersji rozstrzygnięto w tę czy w drugą stronę i doprecyzowano ekstraordynaryjny charakter Rechtsbeugung, ale i tak litania wątpliwości zgłaszanych w licznych publikacjach w niemieckiej literaturze prawniczej i w orzecznictwie sądowym w zasadzie nie ma końca.
Po drugie, na te problemy dogmatyczne nakłada się też pewna fundamentalna kwestia ustrojowa. Zgodnie z art. 20 ust. 3 niemieckiej Ustawy Zasadniczej z 1949 roku (de facto konstytucji w powszechnym rozumieniu – Grundgesetz (GG)) „władza wykonawcza i sądownicza są związane ustawą i prawem”.
W ramach trójpodziału władzy towarzyszą temu zasady niezależności sądów i niezawisłości sądów. I tutaj pojawia się u niektórych niemieckich komentatorów pewna wątpliwość: czy w związku z tym da się pogodzić groźbę odpowiedzialności za popełnianie Rechtsbeugung z niezawisłością sędziowską?
W powszechnej opinii nie ma tutaj sprzeczności – w demokratycznym państwie prawa § 339 StGB powinien stanowić dodatkowe wzmocnienie art. 20 ust. 3 GG, wyznaczając sędziemu pewne granice, których nie może przekroczyć pod groźbą odpowiedzialności karnej. Pod warunkiem wszakże, że jest poprawnie stosowany i interpretowany, a nie politycznie instrumentalizowany.
Nie zmienia to jednak faktu, że Rechtbeugung jest instytucją specyficznie niemiecką i trudno odnaleźć jej bezpośredni odpowiednik w kodeksach karnych współczesnym państw europejskich.
Jeśli zdarzyłby się jakiś wyjątek, który umknął mojej uwadze, to potwierdza on tylko regułę – najczęściej zawarte są tam jedynie regulacje zbliżone do przepisu art. 231 polskiego kodeksu karnego (nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego).
Po trzecie wreszcie i najważniejsze, stosowanie i wykładnia Rechtsbeugung może zależeć w dużej mierze od woli politycznej i wpisywać się idealnie w pewien model relacji pomiędzy polityką i prawem.
Mówiąc wprost – jest to niebezpieczny instrument do łatwej politycznej instrumentalizacji sędziów i prokuratorów, a taki jest przecież sens całej PiS-owskiej tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości.
Bat na sędziów z NRD
Spójrzmy na doświadczenia niemieckie. Po drugiej wojnie światowej od początku lat 50. w niemieckim wymiarze sprawiedliwości nastąpił de facto proces renazyfikacji, a nie denazyfikacji systemu sądownictwa i do urzędów powróciły osoby, które w okresie nazizmu popełniły nie tylko przestępstwa naginania prawa, lecz dopuściły się wręcz ewidentnych zbrodni sądowych. Trudno się więc dziwić, że sprawy dotyczące Rechstbeugung zdarzały się relatywnie rzadko, a jeśli się już zdarzały, to kończyły się wyrokami uniewinniającymi.
Po zjednoczeniu Niemiec wahadło odbiło w drugą stronę. Wprawdzie Federalny Sąd Najwyższy w jednym ze swoich orzeczeń podkreślił, że nie da się porównać NRD z Trzecią Rzeszą, to jednak nie chcąc powtórzyć błędu zaniechania z przełomu lat 50. i 60., na początku lat 90. wytoczono szereg spraw, bardzo często słusznie ale i często niesłusznie z neoficką nadgorliwością, sędziom i prokuratorom z byłej NRD.
W przypadku jednego i drugiego bezprawia, nazistowskiego i komunistycznego, decyzja na tak lub nie Rechtsbeugung była niestety zdeterminowana politycznie.
Konkludując – trzeba bardzo uważać z prawnymi implantami. Dla propisowskich prawników mam dodatkowo informację niezbyt dobrą. Jeśli przyjrzeć się np. przypadkowi sędziego Juszczyszyna, to w mojej ocenie jego orzeczenie ma się nijak do znamion Rechtsbeugung.
Nie byłbym jednak tego już taki pewien w odniesieniu do sędziego Lasoty i jego wniosku dyscyplinarnego w sprawie sędziego Juszczyszyna.
W jeszcze większym stopniu dotyczy to prokuratorów tzw. dobrej zmiany i licznych decyzji w sprawie umorzenia postępowania lub odmowy wszczęcia postępowania. Vide – umorzenie postępowania w sprawie portretów europosłów zawieszonych na szubienicach.
Rechtsbuegung? Niech sobie każdy obywatel, nie tylko prawnik, sam odpowie na to pytanie.
*Jerzy Zajadło – prof. dr hab., filozof prawa, kierownik Katedry Teorii Filozofii Państwa i Prawa Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego, Laureat nagrody im. Edwarda J. Wende (2017), członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego.
Triumwirat w składzie: Kaczyński, Ziobro, Duda ma mierne pojęcie o prawie, a postępowaniu w sprawach karnych szczególnie. Kaczyński wie, co chce osiągnąć. Podporządkować sobie sędziów i prokuratorów. Życzliwi mu wazeliniarze podsunęli zapisane w prawie niemieckim rozwiązanie. Dyktator przyjął je do wiadomości i stosowania po zmodyfikowaniu delikatnym. Te prawnicze zera uważają większość Polaków za gorsze istoty nie mające pojęcia do czego działania władzy mają doprowadzić. W mądrości i zgodnym z etyką zawodową postępowaniem ludzi zawodów prawniczych nasza nadzieja.
Osobiście nie jestem zwolennikiem kary śmierci, jest chyba nawet zbyt łagodna. A Ziobrę to bym zamknął w klatce w chlewie ze świniami. Może by się tam zreedukował. A dlaczego? Nawiązując do tej jego progermańskiej, a może nawet prohitlerowskiej orientacji, to pozwalanie tego rodzaju typom jak Ziobro czy Hitler działać formalnie zgodnie z jakimś prawem prowadzi do katastrofy. Gdyby Anglia i Francja postawiły się w sposób zdecydowany po remilitaryzacji Nadrenii, to Hitlerek zawinął by ogon pod siebie i spieprzył. Ale oni, ci tzw. alianci, nic nie zrobili i po Anschlusie Austrii i po zajęciu Sudetów. Jak to się skończyło, wiemy.
Teraz Kaczorek z Zioberkiem też wyprawiają, co im się podoba. Powoli, stopniowo i dzięki temu usypiając (może wręcz narkotyzując społeczeństwo tymi "coś tam plus") osiągają coś, co by zatrzęsło społeczeństwem, gdyby to zrobili tak na dzień dobry 4 lata temu. Czego jeszcze potrzeba, żeby społeczeństwo się ocknęło?
Do kogo ta mowa ? Do mag prawa lub doktorantów, za których wstydzą się promotorzy . Jestem po ZSM-talowej i nie spotkałem się, żeby o odlewnictwie wypowiadał się piekarz , ale o prawie najwięcej znają się historycy i niedouczeni 28- latkowie niby politycy .
Bardzo dobrze Ziobro. Gonić to towarzystwo pokomunistyczne rozwydrzenie kasetowe. Boicie się prawa rodem Niemiec i Francji? Toż tam podobno modelowa demokracja?
Żałosny jesteś i tyle w temacie…
To gonienie zaczelabym od Piotrowicza
A gdzie czołowe trolle: Antos czy Konrad Pirek? Mają jakieś "złote myśli" w tym zakresie?