0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja Mateusz Mirys / OKO.pressIlustracja Mateusz M...

Zmiana czasu z zimowego na letni w tym roku wypada w nocy z 25 na 26 marca.

Jeśli tak jak ja, co roku gubią się państwo, w którą stronę będziemy przestawiać zegarki, pomóc może amerykańska gra słów: „spring forward, fall back”. Spring to wiosna, ale także „wyskakiwać” (niczym sprężyna), łatwo sobie wyobrazić skok do przodu. Fall to jesień, ale też upadek. To tyle lingwistyki, przejdźmy do biologii.

Skoro zegarki w środku nocy przestawimy z wybiciem 01:59 na 03:00, zniknie nam godzina snu. To niekorzystne nie tylko dla naszego samopoczucia, ale i dla zdrowia.

W poniedziałki po zmianie czasu na letni rośnie liczba zawałów i wypadków samochodowych.

Naukowcy sądzą, że ten efekt wywołany jest właśnie brakiem godziny snu. Szczęśliwie po kilku dniach liczba przespanych godzin wraca do statystycznej normy. Choć wstawać będziemy wcześniej przez całe pół roku, przystosowanie się do czasu letniego większości ludzi zajmuje mniej więcej tydzień.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Dłużej jest jasno, więc oszczędzamy prąd? Niekoniecznie

Jest jedna oczywista zaleta przesuwania zegarków – wiosną i latem jest dłużej jasno. W Warszawie w sobotę przed zmianą czasu słońce zajdzie tuż przed 18:00. W niedzielę zachód słońca przypadnie około 19:00 czasu letniego.

Założeniem wprowadzenia czasu letniego jest to, że pozwala włączać oświetlenie wieczorem o godzinę później. Przesunięcie wskazówek zegarów do przodu przydałoby się znacznie bardziej zimą, ale wtedy o godzinę dłużej ciemno byłoby rano, co zniweczyłoby popołudniowe oszczędności.

Pomysł po raz pierwszy przedstawił w 1784 roku w „Journal de Paris” Benjamin Franklin, filozof, naukowiec i jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. Wtedy nikt jego pomysłu nie potraktował poważnie. Do pomysłu wracano też pod koniec XIX i w początkach XX wieku. Jednak czas letni wprowadzono dopiero w Niemczech w czasie I wojny światowej.

Z ostatnim dniem kwietnia 1916 roku w Rzeszy i Austro-Węgrzech urzędowy czas przesunięto o godzinę do przodu (a pierwszego dnia października do tyłu). W 1917 roku zrobili to Brytyjczycy, a w kolejnym także Amerykanie.

Wprowadzenie czasu letniego miało ograniczyć zużycie energii. Bardzo długo przyjmowano te oszczędności za pewnik. Dopiero pod koniec XX wieku stwierdzono, że to nieprawda. Czas letni sprawia, że zużycie energii spada tylko w krajach położonych na północy jak Norwegia i Szwecja – a i tam raptem o 1 procent.

Przeczytaj także:

Nie oszczędzamy, ale i tak korzystamy

Czas letni nie wpływa więc na nasze rachunki. Trudno jednak nie zgodzić się z Benjaminem Franklinem – zmiana czasu pozwala na korzystanie z naturalnego oświetlenia dłużej. Jaki to ma na nas wpływ?

Wiadomo, że światło pobudza pewne receptory w siatkówce oka, które wzmagają wydzielanie neuroprzekaźnika – serotoniny. Jej wyższy poziom związany jest z lepszym nastrojem. Światło zwiększa też poziom dopaminy, która z kolei dodaje energii do działania.

Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, że dodatkowa godzina światła dziennego jest dla nas korzystna. Z poprawą formy i lepszym nastrojem przecież nikt nie zgłasza się do lekarza. Do tego w naszej szerokości geograficznej między równonocą wiosenną a przesileniem letnim dzień i tak się wydłuża o cztery godziny. Efekt dodatkowej godziny trudno jest statystycznie wyłowić.

Można jednak stwierdzić efekt przeciwny. Z badań prowadzonych w Danii między 1995 a 2012 rokiem wynika, że po zmianie czasu letniego na zimowy z objawami depresji do lekarzy zgłasza się o około 11 procent pacjentów więcej. Najwyraźniej gwałtowne skrócenie dnia o godzinę działa na nas silniej niż stopniowe skracanie się dnia latem i jesienią (mniej więcej o godzinę miesięcznie).

O tym, jak szkodzi nam brak światła jesienią i zimą pisałem w grudniu 2022 roku. Dla niektórych jest on tak dotkliwy, że upośledza codzienne funkcjonowanie i mówimy wtedy o chorobie sezonowej (zwanej wcześniej depresją sezonową).

Najwyraźniej godzina światła dziennego więcej to dla organizmu istotna różnica. Dzieje się tak nie tylko przez wpływ światła na wydzielanie serotoniny i dopaminy.

Więcej światła, czyli witamina D, melatonina i… relacje międzyludzkie

Dłuższy dzień wpływa na nas na wiele innych sposobów.

Wiosną i latem częściej wystawiamy skórę na promienie słońca i na dłużej, więc powstaje w niej więcej witaminy D. Jesienią i zimą w naszej szerokości geograficznej prawie jej nie wytwarzamy, co niektórzy wiążą z tym to, że przeziębienia trapią nas właśnie w ciemnych miesiącach roku. Witamina ta wspomaga układ odpornościowy w walce ze stanami zapalnymi.

Może to też nam poprawiać nastrój. Jedną z hipotez powstawania depresji są przewlekłe stany zapalne. Nie powinno nas dziwić, że większość chorych na depresję ma obniżony poziom tej witaminy, a jej podawanie zmniejsza nasilenie objawów choroby.

Więcej światła dziennego wpływa też na produkcję melatoniny, która ułatwia zasypianie i reguluje rytm dobowy. Z tego powodu latem rzadziej uskarżamy się na problemy ze snem, w tym bezsenność. I rzadziej bywamy niewyspani.

Są wreszcie dwa czynniki psychospołeczne. Dłuższy dzień pozwala na więcej okazji przebywania na świeżym powietrzu, co również ma korzystny wpływ na zdrowie i nastrój. Gdy dzień jest długi, mamy też więcej okazji, by spędzać czas między ludźmi. A kontakty międzyludzkie również korzystnie wpływają na nasz nastrój.

Co sprawia, że zmiana pogody na nas źle wpływa?

Często złe samopoczucie przy zmianie pogody przypisujemy spadkowi ciśnienia. W biometeorologii człowieka za poziom istotny dla układu nerwowego przyjmuje się zmianę ciśnienia atmosferycznego o co najmniej 3 hPa w okresie trzech godzin (lub zmianę powyżej 8 hPa w ciągu doby).

Ale ciśnienie atmosferyczne spada także wraz z wysokością, mniej więcej o 1,13 hektopaskala na każde 10 metrów wzwyż. Jak podczas niżu powinniśmy czuć się już po wjechaniu windą na dziesiąte piętro. To mniej więcej 25 metrów różnicy wysokości, co przekłada się na spadek ciśnienia o 2,8 hektopaskala. I to ciągu minuty, nie godzin.

Jak przy atmosferycznym niżu powinniśmy się poczuć też po przejechaniu z Gdańska do stolicy. Dzieli je około stu metrów wysokości, więc w trasie ciśnienie spadnie o 11 hektopaskali. W drodze z Warszawy (110 m n. p. m.) do Krakowa (380 m n. p. m.), ciśnienie spada o prawie 30 hektopaskali.

Czy biometeorologia gdzieś błądzi?

Z badań wynika, że ciśnienie ma marginalny wpływ na samopoczucie. Znacznie większy mają temperatura i wilgotność. Nie jest jednak jasne, jak możemy odczuwać zmiany temperatury i wilgotności na zewnątrz przebywając w zamkniętych (i ogrzewanych) pomieszczeniach.

Jest inne, prostsze wyjaśnienie. Za to, że czujemy się senni, gdy pogoda się psuje, odpowiadać może po prostu brak światła.

Wraz z niżem zwykle nadciągają niskie chmury. Z kolei, gdy ciśnienie rośnie, zmniejsza się i zachmurzenie (choć w chłodnych miesiącach zdarzają się i pochmurne, tak zwane „zgniłe” wyże). To wyjaśniałoby, dlaczego nawet zamknięci w domach i biurach możemy czuć się ospali, gdy robi się pochmurno – a ożywieni, gdy wychodzi słońce.

Czy to prawda?

Wielu z nas uważa się za meteopatów. Często złe samopoczucie przy zmianie pogody przypisujemy spadkowi ciśnienia.

Sprawdziliśmy

Z badań wynika, że ciśnienie ma marginalny wpływ na samopoczucie. Znacznie większy mają temperatura i wilgotność. Za to, że czujemy się senni, gdy pogoda się psuje, odpowiadać może po prostu brak światła.

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Zmiana czasu na letni – i więcej słońca – powinny nam poprawić samopoczucie.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze