0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot: SAVO PRELEVIC / AFPFot: SAVO PRELEVIC /...

Na początku lutego 2023 roku, w związku ze zbliżającym się meczem Super Bowl, portale zajmujące się nowościami ze świata celebrytów podjęły temat iście newralgiczny. Czy Taylor Swift pojawi się na najważniejszym spotkaniu sezonu futbolu amerykańskiego w Nevadzie, żeby zobaczyć swojego partnera w akcji, skoro dzień wcześniej gra koncert w Tokio?

Amerykańskiej gwieździe udało się zdążyć na czas, choć wymagało to pokonania prawie 9 tysięcy kilometrów odrzutowcem do Los Angeles, a następnie czterogodzinnej podróży samochodem do Las Vegas. Do samego „miasta grzechu” dolecieć nie mogła, gdyż wszystkie miejsca parkingowe dla prywatnych samolotów były już zajęte.

Nic dziwnego: według statystyk WINGX na tegoroczny SuperBowl przybyły aż 882 odrzutowce. Trudno obliczyć, jaki był ich ślad węglowy. Ale nawet jeśli każdy samolot przebywałby w powietrzu zaledwie przez godzinę, wytworzyłyby łącznie więcej niż 1,5 tysiąca ton dwutlenku węgla. To ponad sto razy tyle, ile emituje przez rok przeciętny Amerykanin.

Zmiana klimatu: ekskluzywny ślad węglowy

Wielkie majątki to wielkie luksusy. W samym 2022 roku prywatny odrzutowiec Taylor Swift odbył 170 lotów. Dom Beyonce i Jaya Z ma ponad 2,5 tysiąca metrów kwadratowych. Superjacht Romana Abramowicza liczy 160 metrów długości, wyposażony jest w salę dyskotekową, dwa lądowiska dla helikopterów i wyrzutnię pocisków. Nie wspominając o kosmicznych wycieczkach Jeffa Bezosa i Richarda Bransona. Wszystkie kaprysy bogaczy generują wielkie emisje gazów cieplarnianych.

Duża w tym „zasługa” ekskluzywności tych dóbr. Samolot z Tokio do Los Angeles nie wytworzy przecież znacznie mniej zanieczyszczeń niż prywatny odrzutowiec Taylor Swift. Ale emisje związane z jego użytkowaniem rozkładają się na kilkuset pasażerów. Ogrzewanie bloku mieszkalnego pobiera mniej więcej tyle energii, co pałac celebryty, ale służy kilkudziesięciu rodzinom.

W środku kryzysu klimatycznego istnienie jachtów, budynków czy samolotów produkujących tyle gazów cieplarnianych w imię indywidualnej wygody, wydaje się skrajną niesprawiedliwością.

Bogaty może (wyemitować) więcej

Według Kalkulatora Nierówności Emisji stworzonego przez badaczy i badaczki ze Sztokholmskiego Instytutu Środowiska (SEI – Stockholm Environment Institute), najbogatszy 1 proc. na Ziemi odpowiada za prawie dwa razy tyle emisji, co biedniejsza połowa ludzkości. Krezusi zarabiają nieporównywalnie więcej, więc nieporównywalnie częściej podróżują i nieporównywalnie więcej konsumują.

To okrutna ironia losu, biorąc pod uwagę, kto najczęściej ponosi konsekwencje ocieplającego się świata. „Ludzie, którzy w najmniejszym stopniu przyczynili się do kryzysu klimatycznego, głównie w krajach globalnego Południa, są najbardziej podatni na katastrofy, takie jak susze, podczas gdy bogatych dotykają one znacznie lżej. Łatwiej jest im się od nich odizolować, prawna i finansowa mobilność pozwala im wyjechać” – mówi Anisha Nazareth, jedna z twórczyń Kalkulatora.

Trudno wyliczyć co do joty, jaki jest ślad węglowy pojedynczych bogaczy. „W naszych założeniach ustaliłyśmy ograniczenie do 300 ton rocznie na głowę, ale w badaniach dotyczących konkretnie Stanów Zjednoczonych emisje mogą być większe” – tłumaczy Emily Ghosh z SEI. „Nawet przy tych konserwatywnych kryteriach nasze ustalenia nadal wykazują, że najbogatszy procent emituje około 15 proc. globalnych emisji”.

Z kolei według badań opublikowanych w The Guardian tylko 12 najzamożniejszych miliarderów na świecie, w tym Jeff Bezos, Bill Gates i Elon Musk, produkuje rocznie tyle emisji, co 4,6 elektrowni węglowych. Na te gigantyczne wyniki składają się jednak nie tylko superluksusowe dobra – jachty, ogromne rezydencje czy sportowe samochody – ale przede wszystkim inwestycje i udziały. Jak wykazał Oxfam, inwestycje zaledwie 125 miliarderów wytwarzają rokrocznie mniej więcej tyle ekwiwalentu dwutlenku węgla, co Francja – jedna z największych gospodarek świata.

Przeczytaj także:

Prywatny odrzutowiec zamiast pociągu

Pojawia się więc pytanie: czy, biorąc pod uwagę to, jak niewielu ludzi stać na prywatny odrzutowiec czy własny statek, w ogóle warto się zajmować ich emisjami? Ostatecznie w skali globalnej nieporównywalnie więcej gazów cieplarnianych wytwarzają przemysł, transport dóbr czy produkcja energii. Nawet jeśli flota jachtów należących do Romana Abramowicza emituje rokrocznie około 22 tysięcy ton dwutlenku węgla (to więcej niż niektóre państwa, np. Tonga czy Kiribati – których istnieniu zagraża podnoszący się wraz z globalną temperaturą poziom oceanów), w jakim stopniu może to pogłębiać zmiany klimatu?

„Te superluksusowe dobra wytwarzają niewielki odsetek światowych emisji, na poziomie promili, i nie mają dużego wpływu na środowisko” – wyjaśnia Marcin Popkiewicz, fizyk, autor książki „Zrozumieć transformację energetyczną” i współzałożyciel portalu Nauka o Klimacie. Od razu zaznacza jednak: „Problem jest gdzie indziej.

Ochrona klimatu będzie wymagać zmiany rzeczywistości, którą niektórzy mogą poczuć się dotknięci.

Ludzie są w stanie się zaangażować czy nawet poświęcić, jeśli wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Jeżeli czujemy, że mamy gorzej, a ktoś ma to w głębokim poważaniu i truje więcej, to jest to silnie demotywujące”.

Zmiany klimatu nie stały się, jak naiwnie sądzili niektórzy, „wielkim wyrównywaczem” – wręcz przeciwnie. Ich najbardziej dotkliwe efekty omijają krezusów z globalnej Północy, są za to codziennością dla ludności wielu krajów, które emitują najmniej gazów cieplarnianych. A te nierówności będą tylko narastać.

Według The World Bank do 2050 roku ponad 200 milionów ludzi może stać się uchodźcami klimatycznymi wewnątrz własnych krajów.

By przynajmniej częściowo zahamować ten proces, potrzeba zmian na skalę całych społeczeństw. Nie sposób jednak oczekiwać ich szerokiej akceptacji przy jednoczesnym poczuciu głębokiej niesprawiedliwości. Dopóki gwiazdy pop latają prywatnymi odrzutowcami co drugi dzień, a multimiliarderzy próbują zastopować kryzys wieku średniego pogonią za kosmiczną euforią, trudno będzie przekonać przeciętnego Kowalskiego, żeby ratował przyszłość planety, jadąc na wakacje pociągiem zamiast samochodem.

Zmiana klimatu: wysoki podatek jako oznaka statusu

Trafia to do publicznej świadomości na tyle, że przynajmniej podejmowane są próby wprowadzania restrykcji w korzystaniu z najbardziej emisyjnych środków transportu. W październiku 2023 roku ponad 75 organizacji pozarządowych ze Starego Kontynentu wystosowało list otwarty do ustawodawców na szczeblach państwowych i europejskich, by zakazać lotów prywatnymi odrzutowcami i opodatkować programy lojalnościowe linii lotniczych.

Wcześniej, w czerwcu, władze Neapolu zakazały superjachtom dokowania w tamtejszym porcie. Lotniska w Amsterdamie i Eindhoven mają w planach zakaz startów dla prywatnych samolotów od odpowiednio 2025 i 2026 roku. Z kolei przygotowana w Hiszpanii ustawa uniemożliwia loty na krótkie dystanse tam, gdzie dostępny jest pociąg. Może objąć także prywatne odrzutowce.

„Ja bym z tego powodu jakoś szczególnie nie cierpiał” – odpowiada Popkiewicz na pytanie, czy tych zatruwających atmosferę luksusów nie należałoby po prostu zakazać. Przyznaje jednocześnie, że powątpiewa, by były ku temu szanse. „Osobiście skłaniam się w stronę opodatkowania tego typu rzeczy, zresztą byłbym także za tym, żeby opodatkować loty i paliwa lotnicze. Szczególnie opodatkowałbym właśnie prywatne odrzutowce i podobnie podszedłbym do jachtów. Bogaci mogliby sobie nimi latać czy pływać, ale płacąc przy tym taki podatek od emisji, żeby można było za to zmniejszyć je wielokrotnie bardziej w innych miejscach. Może to jest sposób: sprawić, by taki bogacz poczuł, że teraz to dopiero się wyróżnia ze swoim prywatnym samolotem, skoro latanie nim jest dziesięciokrotnie droższe niż kiedyś”.

Wprowadzenie takich przepisów ma jednak oczywistą lukę. „Jak skutecznie opodatkować najbogatszych czy korporacje, i to najlepiej od posiadanego majątku, a nie od przepływów finansowych, to zagadka, nad którą biedzą się najtęższe głowy” – zauważa Popkiewicz.

„Najzamożniejsze osoby są też bardziej wpływowe i ma to przełożenie na ustanawiane regulacje. Nie wycenia się więc tych emisji w adekwatny sposób”.

Luksus nie będzie zielony

W ostatnich latach głosy o rzetelne opodatkowanie krezusów stają się jednak coraz głośniejsze i przebijają się na szczebel międzynarodowy. W tym miesiącu przedstawiciele czterech państw należących do grupy G20 – Niemcy, Hiszpania, Brazylia i Republika Południowej Afryki – zaapelowali o wprowadzenie co najmniej 2 procentowego podatku od posiadanego majątku dla miliarderów. Taki ruch pozwoliłby zebrać rocznie ponad 300 miliardów dolarów, które to środki miałyby zostać przeznaczone na walkę z ubóstwem, nierównością oraz kryzysem klimatycznym.

Plan wprowadzenia tego rozporządzenia ma zostać przedyskutowany podczas szczytu G20 w Rio de Janeiro w czerwcu 2024, jako że sami jego pomysłodawcy przyznają, że bez porozumienia na międzynarodowym poziomie nie uda się uniknąć takich problemów jak ucieczki bogaczy do rajów podatkowych.

Na pytanie o to, czy superluksusowe dobra mogłyby stać się mniej szkodliwe, Marcin Popkiewicz odpowiada z pewnym wahaniem: „Pod kątem emisyjności, tak. Są na przykład perspektywy, że lotnictwo na małe odległości, do 200-300 kilometrów, zostanie zelektryfikowane i w takich przypadkach prywatny odrzutowiec, jeśli załaduje się go prądem bezemisyjnym, praktycznie nie będzie wytwarzać emisji”. Od razu zaznacza jednak: „Ale i tak będzie to szkodliwe i polaryzujące społecznie”.

O ograniczeniach w użyciu prywatnych odrzutowców czy megajachtów obecnie mówi się w skali mikro – zakazują ich pojedyncze lotniska czy porty. Na restrykcje choćby na szczeblu europejskim nie ma na razie perspektyw. W ubiegłym roku unijna komisarz ds. transportu otwarcie zapowiedziała, że za jej kadencji nie zostaną podjęte żadne kroki mające na celu uderzenie w prywatne samoloty. Także Międzynarodowa Agencja Morska nie wprowadziła żadnych regulacji wymierzonych w megajachty.

Nierówni i nierówniejsi

Moi rozmówcy i rozmówczynie twierdzą, że wysokoemisyjne ekskluzywne środki transportu to jedynie bijący w oczy symptom problemu leżącego głębiej. Emily Ghosh z SEI zaznacza: „Obranie na cel dóbr luksusowych to sposób, by podkreślić nadmiarowe bogactwo i konsumpcję, ale na dłuższą metę nie uczyni to naszego systemu zrównoważonym”.

„Lecząc symptomy, musimy myśleć o tym, co doprowadziło nas do takiej sytuacji” – wtóruje jej Anisha Nazareth. „Zmniejszanie emisji musi zostać osiągnięte przez zmniejszanie konsumpcji, dysproporcji i nierówności. Powinniśmy pytać, dlaczego super-bogaci konsumują tak dużo i dlaczego gromadzą tak ogromne majątki”.

Sami krezusi często próbują ustawiać się w pozycji pomagających rozwiązać problem.

Jeff Bezos na przykład zapowiedział przeznaczenie 2 miliardów dolarów na ratowanie naturalnego środowiska zaledwie kilka tygodni po swojej podróży w kosmos (sama wycieczka Bezosa, dzięki użyciu paliw opartych na płynnym wodorze i tlenie, pozostawiła stosunkowo niewielki ślad węglowy, choć należy pamiętać, że sam proces pozyskiwania wodoru bynajmniej bezemisyjny nie jest; ponadto wydalana przez rakietę para wodna szkodzi warstwie ozonowej). Fundacja Elona Muska, właściciela serwisu X, firm SpaceX i Tesli, a także niewielkiej floty prywatnych odrzutowców, które tylko w ubiegłym roku wykonały 441 lotów, jest sponsorem nagrody wysokości 100 milionów dolarów na najlepszy pomysł na usuwanie dwutlenku węgla z atmosfery i oceanów.

Istnieje oczywiście scenariusz, w którym tego typu inicjatywa poskutkuje przebłyskiem absolutnego geniuszu i wynalazkiem zdolnym zahamować zmiany klimatu. To jednak myślenie skrajnie życzeniowe, a oczekiwanie, że najwięksi krezusi staną się forpocztą nowej, zieleńszej rzeczywistości, jest naiwne. „Wszystkie duże społeczne zmiany, do jakich doszło przed kryzysem klimatycznym, były napędzane działaniami zbiorowymi, a nie nagłą zmianą nastawienia tych ludzi, którzy stanowili przyczynę problemów” – twierdzi Anisha.

Zmiana klimatu: ucieczka z tonącego jachtu

Z rozmów ze specjalistami wynika kluczowy wniosek: transformacja obecnej rzeczywistości w bardziej zrównoważoną, odporniejszą na skutki ocieplającej się atmosfery i mniej emisyjną, nie może powielać istniejących obecnie nierówności. Nie uda się, dopóki zwyczajni ludzie, mający płacić więcej za ekologiczną żywność czy zieloną energię, będą jednocześnie słyszeć bogaczy lamentujących, że ich jacht jest zbyt duży, by zadokować w porcie. To recepta na powstanie ruchów w rodzaju żółtych kamizelek, nie na sprawiedliwą transformację.

Prywatne odrzutowce i wycieczki w kosmos nie emitują wprawdzie gazów cieplarnianych na taką skalę, by mieć zabójczy wpływ na klimat, ale są bolesnym przypomnieniem o tym, że w kwestii starań o zapobiegnięcie katastrofie, najbogatsi nie tylko nie pomagają, ale wręcz aktywnie szkodzą. Restrykcje w ich użytkowaniu – zakaz lub sowite opodatkowanie – byłyby symbolicznym gestem pokazującym, że przynajmniej w sprawie globalnego ocieplenia wszyscy gramy do jednej bramki. W innym przypadku utrwalamy jedynie system, w którym prędzej pozwolimy zatonąć paru wyspiarskim państwom, niż odbierzemy garstce osób możliwość nieograniczonego korzystania z ekstrawaganckich wygód.

Serdecznie dziękuję Emily Ghosh i Anishy Nazareth ze Stockholm Environment Institute oraz Marcinowi Popkiewiczowi z portalu Nauka o klimacie – specjalistyczna wiedza, jaką się podzieliliście, była niezbędna przy tworzeniu tego artykułu.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Jakub Mirowski

magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także sytuacją w Afganistanie po przejęciu władzy przez talibów.

Komentarze