0:000:00

0:00

Znęcanie się nad karpiami jest przestępstwem. Ściganie przestępstw, a także inicjowanie działań w celu ich zapobiegania jest podstawowym obowiązkiem policji. Tymczasem okazuje się, że zawiadomienie policji o sytuacji, w której karpie są traktowane niehumanitarnie, jest często bardzo utrudnione.

Dyspozytornia numeru alarmowego 112 kieruje sprawę do Sanepidu, policja odmawia przyjęcia zgłoszenia, twierdząc, że nie jest właściwa w tej sprawie, albo mimo przyjazdu na miejsce, przekonuje osobę zgłaszającą, by „odpuściła, bo nic z tego nie będzie”.

Kowalska odesłana do Sanepidu...

To scenariusze z życia wzięte. Choć nie powinny się wydarzyć, wciąż mają miejsce. Taką sprawę poprzez warszawską aplikację alarmową (19115) zgłosiła kilka dni temu red. Agata Kowalska z OKO.press.

Chodziło o żywe karpie trzymane w tzw. wanienkach bez wody, leżały jedne na drugich.

To klasyka znęcania się nad zwierzętami w rozumieniu ustawy o ochronie zwierząt. Zgodnie bowiem z art. 6 ust. 2 pkt 18 przestępstwem jest transport lub przetrzymywanie żywych ryb w celu ich sprzedaży bez dostatecznej ilości wody umożliwiającej oddychanie.

Opisana sytuacja nie wymaga wysublimowanej wiedzy prawniczej, jest ewidentnym naruszeniem przepisów karnych ustawy. Wymaga zbadania przez policję. Tymczasem zgłoszenie zostanie skierowane do Sanepidu.

Przeczytaj także:

... ale Sanepid się tym nie zajmuje...

Czy Sanepid zajmuje się ściganiem przestępstwem przeciwko zwierzętom? – NIE. Sanepid nie ma żadnych kompetencji w tym zakresie.

Wyobrażacie sobie Państwo, że dyspozytorka przekierowuje sprawę katowanego psa do Sanepidu? Brzmi dość absurdalnie, prawda?

Karpie, jeśli są trzymane bez wody, są analogicznymi ofiarami przestępstwa, jak np. podtapiany pies (tyle że psa się nie je, a „spożywcza funkcja” karpi, jak przypuszczam, jest motywacją do odesłania sprawy do Sanepidu).

... i interweniować musi policja

Interweniować musi policja, bo to ona zgodnie z ustawą o Policji posiada do tego kompetencje. Przekierowywanie zgłoszenia duszących się karpi do Sanepidu w mojej ocenie jest przejawem krańcowego niezrozumienia charakteru tej sprawy.

Sanepid właściwy jest do spraw z zakresu zdrowia publicznego, w tym higieny środowiska czy warunków zdrowotnych żywności. Zajmuje się zatem kwestiami bezpieczeństwa człowieka, a nie ochroną zwierząt. Może oczywiście dokonać kontroli warunków przetrzymywania karpi, ale nie pod kątem znęcania się nad nimi, lecz w zakresie higieny w odniesieniu do zdrowia ludzkiego. Jeśli zdobędzie przy tej okazji informację o tym, że ryby cierpią, powinien… zgłosić to na policję.

Jak prof. Elżanowski czekał na policję

W 2018 r. prof. Andrzej Elżanowski był świadkiem trzymania karpi w bardzo zatłoczonych basenach, gdzie ryby nie były w stanie normalnie pływać, zaś woda była zakrwawiona. Od lat staje w obronie zwierząt, jest specjalistą w zakresie ich dobrostanu, zresztą autorem publikacji na temat cierpienia karpi.

Kto, jak kto, ale prof. Elżanowski naprawdę zna się na temacie. Zna również dobrze ustawę o ochronie zwierząt, która jako jeden z przykładów znęcania się nad zwierzętami wskazuje utrzymywanie ich w niewłaściwych warunkach bytowania.

Kiedy dwa lata temu zadzwonił na numer 112, wyraźnie wskazał, że dokonuje zgłoszenia podejrzenia popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami. Nie było zatem wątpliwości, że chodzi o kwestie karne, dla których właściwa do interwencji jest policja.

Podkreśla, że przekazywane przez niego informacje „były precyzyjne i nie powinny pozostawiać wątpliwości, że sprawa wymaga co najmniej zbadania przez organy ścigania”. Czekał na miejscu 40 minut, ale policja się nie zjawiła.

Wówczas zadzwonił raz jeszcze raz – usłyszał zapewnienie o przekazaniu sprawy policji. Po kolejnych 50 minutach czekania, gdy żaden patrol się nie zjawił, prof. Elżanowski zadzwonił po raz trzeci.

Profesor opowiada: „Dyżurna zawiesiła rozmowę i zapytała o zgłoszenie – okazało się, że policja w Piasecznie przekazała sprawę straży miejskiej, która już odbyła interwencję i wobec tego mam pytać Straż Miejską. Zadzwoniłem więc o 17.21 do Straży Miejskiej (998), dyżurny powiedział, że strażnicy nie stwierdzili łamania prawa i nie mogli się ze mną skontaktować, bo im policja nie dała numeru mojej komórki.”

W ten sposób umierają „sprawy” karpi

Istotą zgłoszeń dokonywanych na 112 jest to, że dotyczą naruszenia prawa, które dzieje się tu i teraz, a zwierzęta pilnie potrzebują pomocy.

Po półtorej godziny czekania na patrol prof. Elżanowski stwierdził, że sprzedawcy oczyścili baseny z krwi. Nie było już czego dokumentować. Dodam, że straż miejska również nie posiada kompetencji w zakresie ścigania przestępstw, choć jako służba porządkowa na terenie gminy powinna znać ustawę o ochronie zwierząt i w przypadku stwierdzenia jej naruszenia, także zawiadomić policję.

Warto dodać, że za nadzór nad przestrzeganiem ustawy o ochronie zwierząt odpowiedzialna jest również Inspekcja Weterynaryjna, ale znowu – ona raczej może stwierdzić faktyczne uchybienia w zakresie dobrostanu zwierząt, a od ścigania jest policja. Dobrze by było, aby te służby ze sobą współpracowały.

Policja nie widzi sensu w ściganiu

Zapytałam również Renatę Markowską, prezeskę fundacji „Noga w Łapę. Razem idziemy przez świat”, która 10 lat temu zainicjowała słynną sprawę przeciwko sprzedawcom karpi, o jej doświadczenia związane ze zgłaszaniem innych spraw karpiowych.

Opowiedziała mi, że interweniowała wielokrotnie, z różnym skutkiem. W 2017 r. na bazarze przy ul. Wałbrzyskiej udokumentowała żywe karpie trzymane w wiadrach bez wody, które „stały” wręcz pionowo - z uwagi na kształt naczynia. Pakowane do jednorazówek bez wody, szamoczące się, ledwo żywe zwierzęta.

Dzwoniła wielokrotnie na policję z prośbą o przyjazd, ale odsyłano ją, informując, że „od tego jest straż miejska”. Dopiero któryś z kolei telefon poskutkował.

Ona także miała doświadczenie, ustawę w ręku, znajomość przepisów, a i tak było ciężko. W rozmowie ze mną przypomniała sobie także sprawę z Piastowa, gdzie od jednego z funkcjonariuszy usłyszała, żeby odpuściła, bo z tego i tak nic nie będzie. I rzeczywiście nic nie było. Sprawa została umorzona.

Na oficjalnej stronie Policji przeczytamy, że spraw o przestępstwa z ustawy o ochronie zwierząt w 2019 r. wszczęto 3 148, z czego zarzuty postawiono wobec 1 152 podejrzanych (dotyczy to wszystkich zwierząt: domowych, hodowlanych, wolno żyjących).

To dużo czy mało? Według mnie drastycznie mało.

Samych karpi każdego roku w Polsce sprzedaje się kilka milionów, zaś w wielu przypadkach dochodzi do łamania prawa wobec tych ryb.

Ochrona w teorii – lekceważenie w praktyce

Historia znęcania się nad karpiami w Polsce, choć dotyczy tysięcy zwierząt, jest historią umorzeń. Organy ścigania w przeważającej mierze nie dopatrują się naruszenia ustawy. Tak było także w wygranej przez nas w grudniu po 10 latach sprawie karpi ze sklepu Leclerc w Warszawie.

Sprawa zaczęła się od dwukrotnego jej umorzenia przez policję, zatwierdzonego przez prokuraturę, a przecież wygrałyśmy przed Sądem Najwyższym, zaś 2 grudnia 2020 r. zapadł wyrok (nieprawomocny) skazujący – przeciwko sprzedawcom. Mamy w związku z tym sytuację absurdalną, w której karpie teoretycznie chronione są przez ustawę, a w praktyce przepisy te nie są egzekwowane. Oczywiście bezcenne pozostają działania organizacji pozarządowych, prozwierzęcych, które prowadzą własne interwencje.

Na podstawie art. 39 ustawy o ochronie zwierząt mogą wykonywać prawa strony pokrzywdzonej w sprawach o przestępstwa i wykroczenia z tejże ustawy, co powoduje, że niektóre sprawy, jak ta nasza trwająca 10 lat, daje się „uratować”. Ale tak być nie powinno.

To policja jest służbą zobowiązaną do ścigania przestępstw. To ona ma kompetencje do ustalania sprawców, wylegitymowania ich, zabezpieczenia dowodów.

Co więcej – zgodnie z art. 1 ust. 2 pkt 3 ustawy o Policji z 6 kwietnia 1990 r. jednym z jej podstawowych zasad jest inicjowanie i organizowanie działań mających na celu zapobieganie popełnianiu przestępstw i wykroczeń oraz zjawiskom kryminogennym i współdziałanie w tym zakresie z organami państwowymi, samorządowymi i organizacjami społecznymi.

Wiedząc, że w danym punkcie sprzedaży dochodzi do znęcania się nad karpiami, powinna podjąć nie tylko działania zmierzające do postawienia zarzutów sprawcom, ale także dążyć do zapewnienia ochrony rybom.

Przepisy ustawy pozwalają odebrać interwencyjnie zwierzęta – ofiary, jeśli ich dalsze przetrzymywanie w danych warunkach zagraża ich zdrowiu lub życiu. To w praktyce się w ogóle nie dzieje, ponieważ państwo jest kompletnie nieprzygotowane do ratowania takiej ilości zwierząt – nie ma do tego infrastruktury.

Niewydolność służb w kontekście zwalczania znęcania się nad karpiami jest moim zdaniem jedną z zasadniczych przyczyn trwania tego procederu, pomimo tego, że prawo już dziś stoi po stronie tych zwierząt.

To pokazuje słabość państwa. Organizacja Compassion Polska wystosowała kilka dni temu list do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w którym żąda podjęcia działań „na dwóch poziomach – w pierwszej kolejności intensywnej kontroli miejsc sprzedaży żywych karpi przez podległe ministrom służby (Policję oraz Inspekcję Weterynaryjną), w drugiej zaś zmiany ustawy o ochronie zwierząt polegającej na wprowadzeniu zakazu sprzedaży żywych karpi”.

Co więc robić?

Zgłaszać, zgłaszać i jeszcze raz zgłaszać.

Jeśli widzicie Państwo przypadki znęcania się nad karpiami, wiedzcie, że prawo tego zabrania i macie prawdopodobnie do czynienia z przestępstwem.

Nie macie obowiązku mieć pewności co do kwalifikacji tego czynu, bo od tego są najpierw organy ścigania, a potem sądy – wystarczy podejrzenie, że sposób postępowania ze zwierzętami powoduje ich ból lub cierpienie.

Musimy aktywnie żądać wykonywania przez policję swoich zadań w zakresie ochrony zwierząt! Za skandaliczne uważam lekceważenie tych spraw, zwłaszcza w odniesieniu do karpi – policja bowiem powinna przewidywać, że grudzień jest okresem ich intensywnej sprzedaży i przygotować się do reagowania.

Opisane w tekście przypadki są w mojej ocenie spychologią, świadczącą o braku przygotowania służb do podejmowania tego rodzaju zgłoszeń. To musi się zmienić.

*Karolina Kuszlewicz - adwokatka, działaczka społeczna, feministka, publicystka zajmująca się ochroną praw zwierząt. W 2016 r. reprezentując pro bono Fundację „Noga w Łapę. Razem idziemy przez Świat”, doprowadziła do wydania przez Sąd Najwyższy przełomowego wyroku, w którym uznano sprzedaż żywych karpi w torebkach bez wody za znęcanie się na zwierzętami. W uznaniu za wkład w doprowadzenie do tego wyroku, w listopadzie 2017 r. otrzymała 1. nagrodę w rankingu „Dziennika Gazety Prawnej" i Wolters Kluwer Polska Rising Stars – Prawnicy Liderzy Jutra jako najlepszy prawnik młodego pokolenia w Polsce.

Od 2018 r. jest rzeczniczką ds. ochrony zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym.

Prowadzi blog „W imieniu zwierząt i przyrody – głosem adwokata”, którego celem jest edukacja prawna w zakresie ochrony zwierząt.

Komentarze