0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Agnieszka Rodowiczfot. Agnieszka Rodow...

Kobieta przygląda się muralom na Gminnym Ośrodku Kultury. Przyszła z wnuczką na plac zabaw.

– Mówili, że tu są jakieś obraźliwe rzeczy. Nic nie znalazłam – stwierdza. Ma 60 lat, w Czeremsze od urodzenia.

Przed drugim muralem zatrzymuje się mężczyzna na rowerze z Polską Walczącą na piersiach. – Ten mural powinien być na Białorusi, bo obraża uczucia Polaków. Jak to których? Wszystkich – piekli się. Nie chce podać nawet imienia. Zdradza tylko, że zbliża się do siedemdziesiątki i całe życie „czynił dobro”.

– Migranci linie papilarne ścierają na Białorusi frezarką, żeby ich nie sprawdzili. A mural nie ma nic wspólnego z Czeremchą – mówi rozżalony. – To była stacja z odjazdami w cztery strony świata. Na przykład do Brześcia. Był kiedyś polski, nie? – pyta zaczepnie. Spotkam go jeszcze kilka razy.

Co widzi Czeremcha?

Przyjechałam do Czeremchy sprawdzić, co widzi wieś na muralach i o co się kłóci. Już w pociągu dwie kobiety plotkowały:

– A słyszała pani, że na sesji rady gminy wypowiedział się fachowo profesor od sztuki?

– Co w Opace mieszka?

– Ten. Powiedział, że wójt widzi na muralu to, czego nie ma. I tydzień później miał kontrolę, czy śmieci segreguje.

– Przypadek?

Czeremcha leży sześć kilometrów od granicy białoruskiej i zamkniętego przejścia w Połowcach. Powstała na początku XX w. dla pracowników węzła kolejowego. Dziś to duża wieś (2860 mieszkańców) z przeszklonym dworcem, który pachnie nowością. Perony są dwa, ale kilkanaście torów. Na większości wagony cargo. Do centrum prowadzi kładka nad torami. Po drugiej stronie GOK z muralami.

Mural przedstawiający życie wsi, w głębi tęcza
Mural na Gminnym Ośrodku Kultury w Czeremsze. Z sową przecinającą koncertinę, kozą zjadającą płot i tęczą. Fot Agnieszka Rodowicz.

Jedna dewiacja i szkalowanie

Pierwszy mural powstał w zeszłym, drugi w tym roku. Nie budziły zainteresowania aż do 15 sierpnia, kiedy Inicjatywa Ochrony Mieszkańców Pogranicza publikuje na Facebooku zdjęcia murali i zakreśla na czerwono fragmenty, które ją drażnią:

dziewczynkę w tęczowej koszulce,

sowę przecinającą drut kolczasty,

tęczę ponad granicznym płotem,

kobietę opatrującą mężczyznę,

mężczyznę klęczącego przed matką.

Za Inicjatywą stoi Dawid Poleszuk z Hajnówki. Ma wyrok za nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym. Nie chciał ze mną rozmawiać.

Dzień po wpisie Inicjatywy wójt gminy Czeremcha Jerzy Wasiluk oświadczył na FB, że zawsze wspierał służby mundurowe, a treści na muralu z nim nie konsultowano. Obiecał, że sprawą zajmie się rada gminy, a dyrektorka GOK-u, Barbara Kuzub-Samosiuk złoży wyjaśnienia.

Pod postami dyrektorki o malowaniu muralu pojawiły się komentarze.

Jedna dewiacja i szkalowanie na tym wymiocie.

Te lewackie bohomazy nie mają nic wspólnego z sielanką.

Mural znieważa polskich żołnierzy i strażników granicznych!

Zamalować to kurestwo!

Na Facebooku grupy „Czeremcha i okolice” pojawiły się rasistowskie i ksenofobiczne wpisy oraz wezwania do zwolnienia dyrektorki GOK. Wśród komentujących przewijają się głównie głosy trzech osób, które stronę założyły, jednego polityka Konfederacji i Dawida Poleszuka.

Jeleń to każdy z nas

18 sierpnia dwa fragmenty muralu ktoś zamalował na czarno. Jeden maziaj przypomina swastykę. Dyrektorka GOK zawiadomiła policję, a na FB ośrodka kultury wyjaśniła: Mural przedstawia elementarne zasady człowieczeństwa, w tym chrześcijaństwa, tj. pomoc bliźniemu, przebaczenie, tolerancję i otwartość na ludzi, niezależnie jacy są, jaki mają kolor skóry i jaką religię wyznają. Nie propaguje nienawiści, nie promuje przemocy i nie przedstawia niczego niezgodnego z prawem.

Dzień później kilku Konfederatów grzmiało pod urzędem gminy w Czeremsze, że murale promują „ideologię” LGBT i nielegalną migrację.

Na sesji rady gminy wójt przedstawił własną interpretację muralu. Zobaczył w nim podprogowe treści i ostrzegał:

„I to mogą zrobić dzieci, jeżeli damy im odpowiednie kredki”.

Przewodniczący rady, Mikołaj Wasiluk zaapelował do artystów: „Łączcie, nie dzielcie. Naszych mieszkańców, obywateli, całej Polski”.

A wójt dodał, że jeleń widoczny na muralu „to każdy z nas kto się nabiera, bo nie widzi pełnego przekazu”.

Osoby przy długim stole oglądają slajd. Na slajdzie obraz z psem a obok niebieski mundur.
Wójt zobaczył w muralu podprogowe treści. – Ale trzeba przeprowadzić długi proces myślowy, żeby dojść do sedna – mówił na sesji. Siedział 4 dni i 3 noce, żeby to "rozkminić". Pokazuje fragment z fioletowym wilkiem i przywołuje telewizyjną wypowiedź Władysława Frasyniuka z początku kryzysu na granicy: „Ci żołnierze nie służą państwu polskiemu. To jest wataha psów". - Wataha, a więc chodzi o wilki – dowodzi wójt. Kolor wilka wg niego nawiązuje do mundurów policji, potocznie nazywanej też „psami". Więc to uderzenie w służby poprzez kolor. Fot. Agnieszka Rodowicz.

Żeby żołnierz przepraszał matkę? No sorry!

Naprzeciwko GOK „Artykuły po 1 zł”: znicze, ubrania, kosmetyki i różności made in China. Widać stąd dobrze oba murale.

Na widok mojego aparatu fotograficznego sprzedawczyni zagaja.

– W krajach arabskich ludzie nie lubią, jak się im robi zdjęcia, nie? A ja tak lubię podróże. O Boże, jakie w Albanii są czyste plaże i to morze… szok. A w Rumunii ludzie tacy gościnni. Pieniędzy nie mam, nigdzie nie pojadę, to z youtuberami zwiedzam. Już w Afganistanie byłam, w Pakistanie. O Nigerii ostatnio oglądałam. Mówi się, że tam niebezpiecznie. Nieprawda. A w Iranie bardzo nas lubią. Turyści są chronieni. Siadają goście z kałachami, pani też dostaje i się jedzie.

– A ja tu przyjechałam, bo słyszałam o muralu…

– Powinien być zlikwidowany – twarz sprzedawczyni ściąga gniew. – Bo tam żołnierz rozbiera się z munduru i przeprasza matkę, że jest żołnierzem. No sorry. Jak my się obracamy na trzeci bok, to oni nam dupy chronią. My tu jeszcze mamy bezpiecznie, ale w dużych miastach jest nieciekawie. Mamy full Ukraińców, full Gruzinów, robią, co chcą. Jak się ścierają dwie cywilizacje, islamska i chrześcijańska, to w końcu jedna pożre drugą. Nie jestem rasistką, ale co, ma być u nas jak w Niemczech, że strach z domu wyjść, bo im przeszkadzają koszulki na ramiączkach, krótkie spodenki i my się prosimy o gwałt?

Do sklepu wchodzi starsza kobieta.

– Może spodenki do połowy uda pani ma? Zajebiste nogi mam, to trzeba pokazywać, nie? Cała jestem zajebista.

– Jak w piosence – odpowiada ekspedientka – „Bo ty jesteś zajebista… to sprawa oczywista. Wyrosłaś na mądrą dziewczynę, dla ciebie zabiję lub zginę…”

Zamalować

Pod GOK-iem nastolatek z mamą czeka na lekcję akordeonu.

– Na muralu ktoś udziela pomocy, jest tradycyjne ciasto z naszego regionu, zwierzę, pociąg, dzieci się bawią, no i tyle – opisuje chłopak.

– A koszulka w tęczę? – pytam.

– Dla mnie to ubranie w paski.

– Niektórych denerwuje.

– Chyba chodzi o rasizm. Ale wolę, żeby nikt nie wiedział, że coś mówiłem, bo mogę mieć nieprzyjemności w szkole.

– Dlaczego?

– Dyrekcja jest w zmowie z Wasilukiem, a co wójt powie to święte – mówi za trzynastolatka mama. Sama wypowiadać się nie chce.

Po drugiej stronie ośrodka, pod wiatą para starszych nastolatków.

– Tu pisali jakieś rasistowskie rzeczy… – zaczyna chłopak z sypiącym się wąsem.

– Zdejmij mundur, przeproś matkę – kończy dziewczyna żując gumę.

– Głupota – ocenia chłopak. – Bo obraża wojsko polskie. Jeszcze coś było z tą koszulką. Narysowali, jakby to powiedzieć…

– Znak, kurde, elgiebete czy te, no, lesbijki – pomaga mu dziewczyna.

– To, co z tym muralem zrobić? – pytam.

– Zamalować – odpowiada bez wahania chłopak.

Plujesz na polski mundur

Barbara Kuzub-Samosiuk pracuje w GOK-u od 36 lat, szefuje mu od 20. W latach 90. założyła z mężem zespół folkowy „Czeremszyna” oraz stowarzyszenie, które od lat organizuje jeden z ciekawszych etnofestiwali w Polsce. Wspiera go Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dofinansowało też murale. O to też mieli pretensję narodowcy, że za publiczne pieniądze szkaluje się polski mundur.

Projekty wykonała Joy, młoda artystka z Poznania. Kuzub-Samosiuk niczego z wójtem nie konsultowała. Nie jest do tego zobowiązana. Szkic muralu naniesiony na ścianę wypełniały kolorem dzieci, ich rodzice i babcie. Dyrektorka zapraszała mieszkańców do malowania. Każdy mógł coś dodać, zmienić, spytać. Nikt nie kwestionował projektu.

Od początku kryzysu humanitarnego na granicy dyrektorka GOK-u w porozumieniu z wójtem, organizowała zbiórki i przekazywała do placówki SG w Czeremsze ubrania i pakiety żywnościowe. Pomogła stworzyć czytelnię dla uchodźców w Połowcach.

Potem to wójt odebrał medal za „szeroką pomoc okazywaną funkcjonariuszom podlaskiej SG”. A dyrektorka dostawała wiadomości: „plujesz na polski mundur”, „ty szmato antypolska”, „weź ich sobie do domu, niech cię wyru…”

Dała na ręce żołnierza martwe dziecko

– Z doświadczenia wiem, że jeżeli wypowiem się pod nazwiskiem, dzieci będą miały przekichane. Bo tu niektórzy widzą tylko czarne i białe, a my staramy się, by nasze dzieci rozróżniały wszystkie kolory tęczy – mówi Edyta. Ma 45 lat i siedmioro dzieci.

Patrzymy na mural.

– Widzę jeden wielki stół i różne kolory skóry. Fajnie – mówi. – Ale mural pokazuje też, jak jest na granicy, o której chyba wszyscy zapomnieli.

Jeden z synów ma niespełna 16 lat. Biegał latem z kolegami po lesie. Wpadł do domu po chleb. „Mamo, głodni jesteśmy”. Okazało się, że przez dwa dni dokarmiali uchodźców.

– Dziecko pani, co tak strasznie krytykowała mural, najbardziej z moim synem wynosiło im jedzenie – opowiada Edyta.

Jej partner pracował przy budowie „zapory”. Widział, jak migranci proszą o wodę.

– Wojskowi rzucili ich w kałużę, kazali z niej pić, kopali, obrażali – mówi Edyta. – Ale i nasi żołnierze są poszkodowani. Migrantka szła zapłakana, dała na ręce żołnierza martwe dziecko, o coś błagała. Na drugi dzień już żołnierza tam nie było. Nie wytrzymał psychicznie. Takich żołnierzy jest wielu.

Skąd Edyta wie? Ma w rodzinie mundurowych na granicy.

Jej jedenastoletnia córka chciała malować mural. A najbardziej flagę LGBT, bo starszy brat jest gejem. Denerwowały ją rozmowy między znajomymi, że to zło. Spytała mamę o pozwolenie.

– Zgodziłam się – mówi Edyta. – Ale wybuchła ta afera i córka się wystraszyła, bo się podpisała na muralu. Myśmy z partnerem tłumaczyli dla niej, że nic złego nie zrobiła. Że prawda bywa trudna. Nie spotkały jej nieprzyjemności, za to mnie nazwali komunistką. Bo mówię, że tęcza powinna na muralu zostać. Nie mogę pojąć, że Czeremcha przychodzi na etnofestiwal, mija osoby z ciemną skórą, a obcować z muralem nie może.

Przeczytaj także:

Nic bym nie zamalował

Podjeżdża po mnie nowiutkim volvo i wiezie do sąsiedniej miejscowości.

– Aż tak nie jestem zastraszony, ale wolę być anonimowy, bo ktoś rodzinie mógłby coś gadać – wyjaśnia Andrzej, emerytowany żołnierz.

– Powiesiłbyś taki mural w domu?

– Tak. I nic bym nie zamalowywał. Tego „zdejmij mundur, przeproś matkę” też nie. Ale kogoś, co ma brzemię na plecach, prawda w oczy kole. Ludzie idą przez granicę do lepszego świata. Nie można im tego bronić. To jakby tu komuś powiedzieć: „traktora kupić nie możesz, sochą oraj”. Kiedyś nasi uciekali na Zachód. Teraz ci idą. I tak ich zbezczeszczać, jak śmieci przez płot wyrzucać?

– A gdyby tobie kazali?

– Sprzeciwić się nie można, bo zniszczą. Dlatego nie jestem już żołnierzem.

– Granica wpływa na twoje życie? Politycy twierdzą, że się boicie i trzeba was strzec.

– My domu na noc nie zamykamy. To wszystko jest rozdmuchane i nakręcone – denerwuje się Andrzej. – Uważam, że wyszliśmy przed szereg, jeśli chodzi o obronę granicy i te zbrojenia. A z muralem, to jest zemsta za to, że kierowniczka GOK-u publicznie powiedziała, że wójt i przewodniczący rady wywierali na nią presję.

Przed ostatnimi wyborami w ośrodku kultury w Czeremsze miała być wyświetlana „Zielona Granica”. Wójt i przewodniczący zażądali od dyrektorki odwołania pokazu. Ugięła się, ale publicznie powiedziała o naciskach.

– A mówią, że na Białorusi nie ma praworządności – denerwuje się Andrzej. – No to u nas jest to samo. Jeszcze chwila i będą zabierać do ciurmy. Ci dwaj Wasilukowie robią, co chcą. To bracia rodzeni. A Poleszuk to umiejętnie wykorzystany przez nich krzykacz. On by nawet nie wiedział o muralu, bo nie jest stąd. Ja bym powiedział, że to przewodniczący pociąga za sznureczki. Wójt się tylko nie sprzeciwia. Inni się nie odzywają, żeby mieć spokój. Na sesji radni siedzieli jak mumie.

– A czemu ty nie zabrałeś głosu?

– Mnie szybko złość napada. Mogę nie zapanować.

Wracamy do Czeremchy. Oglądamy pierwszy mural, na którym sowa przecina koncertinę, a koza zjada płot.

– Ja bym powiedział „nie” temu płotowi – mówi Andrzej. – Ze względu na zwierzęta. Przecież Puszcza Białowieska to dziedzictwo, pierwotny las, jeden w Europie. Porobili mur, a ludzie i tak idą. Tego się płotem nie zatrzyma.

Polacy jak za króla Sasa

Wieczorem na ulicach Czeremchy pusto. Jest kilka bloków z PRL-u, w których mieszkali kolejarze, wojskowi i strażnicy graniczni, ale głównie większe i mniejsze domy, niektóre drewniane. W kilku pokoje do wynajęcia. W jednym na stole whisky, miętowy schweppes i piwo. Wokół czterech mężczyzn. Najmłodszy ma 25 lat, najstarszy koło pięćdziesiątki. Częstują śliwkami.

– Wojsko dało nam całą skrzynkę i wiaderko ogórków kiszonych – mówi szef ekipy elektryków z Biłgoraja. – W tamtym roku „kaliningrad” robiliśmy. Tam płotu nie ma, tylko czujniki i kamery na słupach. Teraz „białoruś” robimy. Kurczę, a żubra jeszcze nie widziałam.

– A kozę, co zjada płot? – pokazuję im zdjęcia murali.

– O, to się ktoś napracował – komentuje szef. – Tu jest pani czarna, że niby przyjmujemy.

– Przyjmujemy? – pyta starszy kolega z powątpiewaniem.

– Przyjmujemy. Mam w Płocku dwóch Hindusów, fajne chłopaki. Pichcą, zapachy dobre, tylko much, kurde, dużo. A po tej stronie widzę niepokój, bo jest płot albo rzeka – szef wraca do muralu. – Tęcza to wiadomo, jakieś równouprawnienia promuje. I dobrze. Ale tu pod drzewem pielęgniarka, czyli kto się dostanie, to go opatrują, a kto nie przejdzie, ginie? A czego Białorusinów tu nie ma? – denerwuje się. – Polaków ten mural pokazuje w stylu takim szlacheckim jak za króla Sasa. Że tam bieda, cierpienie, umieranie, a Polacy cyk torcik, cyk ciastko. Jedzą, piją, bawią się. W złym świetle nas to stawia. Przecież też nie mamy lekko. Ktoś, kto to rysował, nie był na granicy – konkluduje. – Żołnierze są pokojowo nastawieni do migrantów, tylko ich obowiązkiem jest obrona. Ja uważam, że jak ktoś nie ma złych zamiarów, to niech sobie z nami żyje jak najlepiej.

– A jak Araba wpuszczą? – protestuje starszy.

– Jak chce pracować, dlaczego nie? – uważa szef.

– Ale oni nie chcą pracować – twierdzi pracownik.

– A to różnie – zauważa szef. – Polacy są gościnni, a na tym muralu widzę znieczulicę. Na pewno nie jesteśmy znieczuleni na kobiety i dzieci. Potrzebujemy też taniej siły roboczej, tylko niech nie wbija się przez płot.

Scena biesiadna w plenerze. Z lewej strony pies patrzący w lustro. W lustrze widać innego psa
Tegoroczny mural na GOK-u w Czeremsze malowali jej mieszańcy, mieszkanki, młodzież i dzieci. Krytyków zdenerwowała m.in. dziewczynka w tęczowym sweterku. Wójt Jerzy Wasiluk przedstawił radnym własną analizę obrazu. Pies widzący w lustrze innego psa oznacza, że cały obraz należy czytać na odwrót. Wypatrzył też w kłączach jagód znak anarchii. Fot. Agnieszka Rodowicz.

Pies z lusterkiem. Dwulicowość

O 7 rano na targu można kupić chińskie buty, polskie warzywa, żywą kurę albo już przerobioną na wędliny. Dwie kobiety handlują używanymi ciuchami. Plotkują.

– Ten mural to jest nielegalne.

– A nie oglądałam zbytnio, ale syn mówił, że coś tam jest nie bardzo.

– Wójt na sesji wyjaśnił. Pies z lusterkiem to podobno dwulicowość.

– Może wójt zrobił prezentację o sobie?

– Na sesji mówił, że jego matka troje dzieci nie swoich wychowała.

– Rodzonej siostry dzieci to były, każdy by tak zrobił.

– Mówią, że wójt sms-a dostał: „Są ciapaci na muralu, zrób coś z tym?”

– Od kogo?

– Od strażnika granicznego.

– To może od swojego brata, przewodniczącego rady? On strażnikiem jest.

– A ten Poleszuk z przewodniczącym po sesji przybijali sobie piątkę.

– Jak można słuchać takiego człowieka? Organizuje te marsze wyklętych, co mordowali prawosławnych. Mój dziadek co noc uciekał przed wyklętymi, którzy rżnęli „kacapów”. Bo prawosławny to był dla nich „kacap”.

– A witam koleżanki – dołącza trzecia.

– Jak tam pod granicą?

– Do lasu cały czas chodzę.

– I nie boi się pani?

– Nie. Za to mąż poszedł na grzyby, usłyszał szelest, świst. Myślał, że osy. Okazało się, że przed dronem uciekał.

– A moich dziadków Ruscy po wojnie na Kaukaz wywieźli. Wrócili do Brześcia, ale granicy już nie mogli przejść. Tam są pochowani, a na cmentarz teraz nie da się pójść jak wcześniej. Nie wiadomo po co ten cholerny płot.

Mural jest kiczowaty

W otwartym bagażniku dostawczaka Beata handluje jajkami. Pięć lat temu kupiła tu chałupę i na emeryturę przeniosła się spod Krakowa.

– Żyje się dobrze, tylko toczy się tu wojenka między kościołem katolickim a prawosławnym. No i z tym muralem. Ja lubię Baśkę, dyrektorkę, ale ona sobie strzela w kolano. W GOK-u wciąż spotkania na temat biednych ludzi w lesie i niedobrych strażników. Pytanie, czy nas stać, żeby tych uchodźców utrzymywać? Pomagać? No trzeba, tylko dasz palec, to ci rękę upierdzielą. To widać na przykładzie rodziny z Iranu, co w GOK-u mieszka. Nie wygląda, żeby oni mieli się integrować.

– Czemu pani tak myśli?

– Polskiego nie chcą się uczyć, on miał pracę, to rzucił. Bo właścicielka sklepu, poprosiła, żeby coś zrobił. On na to, że kobieta nie będzie mu wydawała poleceń. Mają full serwis na koszt podatnika czeremchowskiego. No a ludziom żyje się tu różnie i żal im dupę ściska, że tamci na naszym garnuszku.

– A pani dalej męczy Czeremchę? – wtrąca się ten z Polską Walczącą na piersi. – Rzut kamieniem w żołnierza polskiego to jest ban-dy-te-rka, rozumie pani?! Pach, pach i żadna menda, by tu nie wlazła – mierzy z dłoni jak z pistoletu. – Jestem patriotą, a pani popiera zło – mówi do mnie.

– Też jestem patriotką.

– Pani patriotyzm w czym się wyraża?

– Pomagam ludziom.

– Uchodźcom tak?

– Nie tylko.

– Janek jest taki bardziej radykalny – tłumaczy kolegę Beata, a do mnie dociera, że to „patriota” hejtuje dyrektorkę GOK-u na grupie „Czeremcha i okolice”

– Najgorsze, że u nas rządzi procedura – ciągnie Beata. – Zaczęło się od wejścia do Unii, iso-sryso.

Jeżeli strażnik graniczny ma wykonać procedurę, to w nim ginie człowiek.

Ja tu jestem nawałocz, napływowa, ale uważam, że funkcjonariusz ma nie dopuszczać, by ktoś nielegalnie granicę przechodził. No to co on ma zrobić?

– A powiesiłaby pani w domu taki mural?

– O nie, mam inny gust. Ostatnio kupiłam sobie piękny włoski obraz Cyganki. Pytanie do wójta na sesji: jakie ma wykształcenie, że ocenia sztukę, wywołało we mnie śmiech perlisty. A jakaż to sztuka? Dzieci pomalowały na krasno bez ładu i składu. To jest kiczowate.

Wójt anarchię w kłączach znalazł

Ewa ma w salonie obraz z wodospadem i lasem. Chętnie powiesiłaby sobie i mural.

– Że tęcza? Synek koleżanki jest gejem. Poszedł księdzu powiedzieć. Usłyszał, że ma się leczyć. Ksiądz katolicki, bo my katolicy. Większość znajomych do muralu nic nie miała poza tym „zdejmij mundur”, dopóki wójt nie rozdmuchał sprawy. My z mężem sesję gminy oglądaliśmy w internecie. Wójt się odkleił od rzeczywistości. Jakąś anarchię w kłączach znalazł, jelenia… No tu miał rację, że my jelenie, bo drugi raz go wybraliśmy.

Ze znajomym ze straży granicznej żeśmy się zgadali na temat muralu. On nie czuje się tym bardzo obrażony. Kiedyś cywilem jechał i wyszedł na niego uchodźca. Zatrzymał się, dał pić. A tamten prosi: „Nie dzwoń po służby”. „No jak? Musiałem”, opowiadał.

Ewa mieszka w Czeremsze od urodzenia, prowadziła skup grzybów. Jak musiała do firmy dokładać, bo „ludzi do pracy nie znajdziesz”, to zawiesiła.

– Tu nikt nie chce pracować – narzeka. – Po co? Dostanie w gminie 300-350 zł, a w lesie ciężko.

Broni dyrektorki GOK. – Tam non-stop coś się dzieje. Mąż Basi prowadzi klub piłkarski dla dzieci. Jak ją zwolnią, Czeremcha całkiem zginie.

Jestem przeciwko myśliwym, ale tych hejterów, to bym w cudzysłowiu ustrzeliła.

– A co z tą granicą zrobić?

– Żeby tak nielegalnie przychodzić, to chyba żaden kraj by nie chciał. Ale to by trzeba odpowiedzialnego rządu, żeby ludzie mogli legalnie iść. Kiedyś jeździliśmy na Białoruś do rodziny. Oni przyjeżdżali do nas. Odkąd mur jest, kontakty się urywają.

Trzeba to zatolerować

Mieszkańcy Czeremchy chętnie rozmawiają, ale bez podawania imion i czym się zajmują. Że np. byli radnymi. Tak jak Teresa, której córka uczy się w liceum, w klasie mundurowej, specjalizacja SG.

– Co dalej, nie wiem, bo ona tylko paznokcie robi. Ale ładnie rysuje i pierwszy mural malowała. Inne dzieci też i były szczęśliwe. A teraz afera. A przecież na tym muralu jest nasza codzienność. Jedni przyjmują uchodźców, inni dzwonią po służby. Ja jeszcze migranta nie widziałam. Czasami syn mówi:

„Mamo, myślałem, że to uchodziec, a to sąsiad z lasu wyszedł”.

Raz byli u nas na podwórku, ale akurat mąż był, to nakarmił. Zimą kobieta pukała po oknach. Sąsiadka dała dla niej rękawice, ciepłą kurtkę, naładowała pałerbanka i mówi: „Idź tą stroną, żeby na wojsko nie trafić”.

Stronę „Czeremcha i okolice” pokazał Halinie syn. – Gdybym tam zobaczyła 2 tys. podpisów mieszkańców Czeremchy przeciwnych Baśce, to bym się może zastanowiła, ale dziesięć?! A Basia pomaga uchodźcom, ale i dużo robi dla Czeremchy. Podczas festiwalu wszyscy zarobili: koła gospodyń, pokoje gościnne, pola namiotowe, sklepy, gastronomia. Gdyby mieszkańcom coś się naprawdę nie podobało na muralu, to by na sesję przyszli ludzie na stanowiskach, rodzice. A przyszli ci, co sobą nic nie reprezentują. Myśleli, że będzie napad na Basię. A ona chciała tylko pokazać rzeczywistość.

– Czyli co?

– Mam znajomych przy granicy i dla mnie powiedzieli, że niektórzy funkcjonariusze bili uchodźców. Szkoda mi tych ludzi, nieważne czy to Murzyn, biały czy czerwony. A jeżeli chodzi o tę drugą grupę ludzi, czyli mężczyzna z mężczyzną, kobieta z kobietą, może nie jestem za tym, ale taka jest rzeczywistość i to trzeba zatolerować. Pokazują nam w telewizji uchodźców, a czemu na muralu tego nie może być?

Halina od dziadków wie, że kiedyś w Czeremsze jeden drugiemu szedł pomagać. Teraz, jak nie zapłacisz, nikt nie pomoże.

– Zarobki w straży granicznej, czy wojsku są wysokie. Syn był strażakiem, poszedł do wojska dla pieniędzy. Kolej też ma dwa razy takie pensje jak kiedyś. Więc tu wielu ludzi pieniądze ma i odbija im na tym punkcie. Rządzi zazdrość. Ludzie się nienawidzą. Wojna na Ukrainie to Ukrainiec winien. Granica? Uchodźcy winni. Wszyscy są winni oprócz społeczeństwa polskiego – denerwuje się Halina. – Ale to nie Basia rozwaliła Czeremchę. To nie ona ma prywatny folwark, jak tu niektórzy mówią. To wójt i przewodniczący. Ich koncepcja jest taka: Jerzy kończy kadencję, wchodzi Mikołaj.

Wójt między młotem a kowadłem

Tuż po sesji wójt Wasiluk nie chciał rozmawiać. Ma z gabinetu widok na GOK, ale murali nie widać.

Później dzwoniłam do jego biura kilka razy dziennie. W końcu odebrał. Twierdził, że zainteresował się muralem, bo mieszkańcy go informowali, że coś jest nie tak. Koło 500-1000 osób miało mu na to zwracać uwagę. W formie ustnej.

– Mamy tutaj i wojsko, i SG, i policję – tłumaczył mi. – Poczuli się nieswojo, że mieliby przeprosić za coś swoje matki. Matki też się poczuły nieswojo.

A dlaczego nie wspomniał na sesji rady gminy o namalowaniu na muralu swastyki?

– Nie popieram tego, ale o wielu rzeczach się nie wspomina na sesji. Proszę mnie zrozumieć, jestem między młotem a kowadłem. Przychodzi do mnie pani dyrektor i mówi, że trzeba pomóc rodzinie zza granicy, bo nie ma gdzie mieszkać. I gmina za darmo udostępnia miejsce w GOK-u. To proszę powiedzieć, jak mam wytłumaczyć dla mieszkańców, że jednym się pomaga, a drugich się szkaluje?

slajd na ekranie, fragment muralu z komentarzem: "Najważniejsza kontrowersyjna część, która w pływa na przekaz całości muralu".
Wójt uznał, że najbardziej dywersyjny, wpływający na odbiór całości jest fragment odwołujący się do hasła "Zdejmij mundur, przeproś matkę" i obrazu Anny Grzymały o tym samym tytule. Na jednej z komisji rady gminy wójt miał proponować, by ubranie mężczyzny pomalować w tęczę. Slajd muralu z analizy wójta. Fot. Agnieszka Rodowicz.

Insynuacje przelane na farbę

Obok placówki Straży Granicznej ogrodzone osiedle dla funkcjonariuszy. Przy piaskownicy młoda kobieta z kilkulatkiem i niemowlakiem w wózku. Legginsy, blond warkocz do połowy pleców. Pochodzi z okolic Sejn.

– Mieszkamy tu tymczasowo, bo się budujemy – zerka na mnie zza okularów.

– Widziałam mural. Nie zgadzam się z takim podejściem do pracy funkcjonariuszy naszych. To nieprawdziwa narracja, że żołnierze czy leśnicy mordują, zakopują czy podmiatają pod dywan wydarzenia nieprzychylne im. Różne są insynuacje i to zostało przelane na farbę. Stasiu, siusiu?

– Pani jest żoną strażnika granicznego?

– To nie jest istotne. Ktoś próbuje bardziej nagłaśniać negatywne niż dobre sprawy z tego, co na granicy się dzieje. Ciągle jest atak na naszą stronę polską. Nie zgadzam się z tymi malunkami.

– Na jednym żołnierz w polskim mundurze kogoś niesie.

– Jest to prawdopodobnie osoba nieżywa i to na pewno negatywny przekaz, że żołnierz jest tego winien. Są też dziwne zwierzęta. Mądra sowa przecina drut kolczasty, a za nim owieczki prowadzone na rzeź. A przecież nie są takie bezbronne, bo nieraz ludzie, którzy próbują przechodzić, powodują uszczerbki na zdrowiu naszych funkcjonariuszy. Z mężem mamy podobne stanowisko i większość ludzi z okolic też. Wiedzą, ile funkcjonariusze muszą poświęcać życia prywatnego. Jest wiele nadgodzin, służba trwa dłużej, więc jest poświęcenie.

Sąsiad tatę zabił

Siadamy z Klaudią na ławce pod sosnami. Nie możemy rozmawiać u niej w domu. Mąż nie lubi, by „mieszała w jakieś afery”. Chudziutka, z pergaminową cerą wręcza mi jabłka z drzew, które sadził jej ojciec.

– Rosną te owoce, a tata zginął śmiercią tragiczną – wzrusza się. – Duże przeżycia miałam. Najpierw ojciec rewident kolejowy stracił nogę. Mama zmarła po operacji. Cztery miesiące po niej mój brat. Jakoś z tym się uporałam, to tatę sąsiad zabił. Dzień wcześniej drzewa rąbali razem, potem piwo pili. O 14:00 wiadomość, że nie żyje. Krwi było, że matko jedyna. Nie wiem, ile ran on miał, bo nie chciałam pamiętać. W nieświadomce żyłam jakiś czas. Sąsiad posiedział półtora roku w więzieniu, załatwili mu badania, że niepoczytalny, wyszedł. I się nie wyjaśniło, bo zmarł.

Domniemam, że poszło o religię. On katolik, my prawosławni.

Przyszły panie z dziećmi z pobliskiego przedszkola. Dzieciaki biegają koło nas, a przedszkolanki nadstawiają ucha.

– Ciężko się tu mieszka – Klaudia ścisza głos. – Kiedyś ludzie bardziej się komunikowali. Teraz tyłek obrabiają. Swoje problemy zatykają czyimiś. Zaszłam w ciążę nie będąc jeszcze z mężem. „Na pasie zrobili te dziecko”, wygadywali, bo mąż na granicy pracował. Jak już zamieszkaliśmy razem, to od nowa polska ludowa, że poszłam na pieniądze. Mąż celnik to sobie wyobrażali, że pałac powstanie. Wtedy jeszcze miałam silne nerwy, teraz spać nie mogę – Klaudia ociera łzy.

Od roku jest na zasiłku rehabilitacyjnym. Pracowała 17 lat w GOK-u jako sprzątaczka i pracownik gospodarczy.

– Murale mi się podobają.

Nigdy bym się nawet nie zagęstwiła, że tam jest jakiś Murzyn, pies czy żołnierz.

Ale garstka ludzi nienawidzi Barbary, jej męża i się mszczą. A na te folki masa gości przyjeżdża i są zachwyceni. Ale tutaj ludzie nie umieją się wsłuchać w tę muzykę. By chcieli Zenka Martyniuka. Robiłam sobie na folkach zdjęcia z czarnoskórymi. Zawsze tak miałam, może nie centralnie do czarnych, ale do ciemnoskórych, sympatię. Maldini mi się podobał, piłkarz. Mnie nie przeraża kolor skóry. Czy on czarny, biały, czy Żyd. Dla mnie każdy jest człowiek. Póki mnie nie krzywdzi.

– Nawet jak przechodzi przez granicę?

– Przecież oni z przymusu uciekają. Ale ja bym nie uciekła. Dokąd bym miała biec? I z czym? Z wiadrem i mopem? – śmieje się i ściska mnie na pożegnanie.

Irańczycy: Popełniliśmy błąd

Pukam do drewnianego domku obok GOK, w którym mieszka rodzina Irańczyków. Nastoletnia córka malowała mural, ale nie chce o tym rozmawiać. Jej ojciec pisze w telefonie: „Pierwszego dnia w szkole chłopak powiedział córce, że nikt nie chce się przyjaźnić z czarną dziewczyną z brudnego kraju. A koleżanka napisała na kartce, że córka ma problemy z mózgiem i rozdano to całej klasie. Córka chodzi do szkoły, żeby nie mieć zaległości, ale nic nie rozumie.

Są chrześcijanami. W Iranie grozi za to więzienie, chłosta. Wyjechali latem 2022 r. Przez Armenię, Rosję do Białorusi. Dwa razy próbowali przejść do Litwy. Litwini wypychali ich z powrotem.

Dzięki wsparciu wielu osób złożyli wnioski o ochronę międzynarodową na przejściu w Terespolu. Dwa miesiące mieszkali w ośrodku dla uchodźców w Białej Podlaskiej. Wszystko było wspólne: toaleta, łazienka, wanna. Chorowali. Dyrektorka GOK-u zaproponowała im zamieszkanie w Czeremsze.

Są w Polsce od 10 miesięcy. Przyznano im status uchodźców. Dostają 800+ na dzieci. Ktoś załatwił Irańczykowi pracę w sklepie z narzędziami. Przez półtora miesiąca układał towar na półkach. Ze sprzedawczynią dobrze się dogadywał, ale twierdzi, że żona właściciela patrzyła na niego jak na złodzieja, niektórzy klienci też. Mówi, że w ich oczach widział nienawiść. Zrezygnował.

Popełniliśmy błąd. Powinniśmy zostać w obozie – pisze w telefonie. Nie czujemy się tu dobrze. Kiedy ktoś się dowiaduje, że jestem obcokrajowcem, nie chce mnie zatrudnić.

Posadzili koło domu ogórki, pomidory. Ktoś wszystko wyrwał. Ktoś rzucał kamieniami w ich dom.

Pytam Irankę, co widzi na muralu. Pisze w telefonie: Dziękuję Polakom za status uchodźcy, ale marzę o własnej sypialni. Kiedy już będę ją miała, namaluję w niej taki mural. Bardzo bym chciała, by było tak jak na tym obrazie. By ludzie o różnych kolorach skóry żyli razem. Gdy dotarliśmy do Polski, pomyśleliśmy: „Tu będziemy spokojnie żyć”. Teraz widzimy, jak jest. W porównaniu do krajów, w których wcześniej byliśmy, Polacy są gościnni. Ale chyba tylko wobec białych.

Dworki ładne namalować

Na targu młody mężczyzna sprzedaje ziemniaki z czerwonego forda. Ma ziemię pod samą granicą. Cieszę się na jego widok, bo niełatwo spotkać w Czeremsze kogoś młodego. Pracy nie ma, młodzi wyjeżdżają do miast. Igor urodził się w Białymstoku, po studiach przejął gospodarkę po dziadkach.

– Nieprzyszłościowe, ale człowiek się łudzi – mówi. – Pani patrzy, stoimy tyle czasu i nikt nic nie kupił. Ludzie tu przychodzą porozmawiać. Rynek się kończy, idą do marketu. Teraz wszyscy nastawieni na gotowe.

Kto będzie ziemniaki obierał? Z Białegostoku dieta pudełkowa przyjeżdża.

Unosi się, kiedy pytam o mural. – Jak może się czuć żołnierz czy funkcjonariusz SG, jak jest obrażany na budynku publicznym? Tam są też ludzie o różnych kolorach skóry. To normalne, tu zawsze przyjeżdżały wycieczki. Ale ci, co przechodzą przez płot?! Oni mają być obywatelami Polski? Coś nie tak. A żołnierze przysięgali bronić granicy. To ryzyko życia. Młody chłopak poszedł do wojska i do domu już nie wrócił – mówi Igor poruszony.

– To, co by pan widział na muralu?

– Były dworki ładne w koło, może to? Jakieś wydarzenia historyczne? Coś, co jest tylko u nas, a nie wszędzie.

– Chyba to pokazuje mural?

– Ale sytuacja na granicy dzisiaj jest, a jutro może jej nie być – denerwuje się.

Dołączają jego starsi koledzy. Jeden ma wydatny brzuszek, drugi złote jedynki.

Chłopak zaczyna cedzić słowa. Wraca do tematu rolnictwa.

– Jest ryzyko, jest zabawa. Poza tym cisza, spokój.

– Jak? Lazą codziennie. Kuzyn jest w straży, to wiem – unosi się „brzuszek”.

– Ale krzywdy nikomu nie robią – włącza się Klaudia, która przyszła po zakupy.

– Zadźgali tam naszego, to pani uważa, że to nie krzywda?

– Mojego ojca Polak zadźgał nożem. To krzywda też jest, nie?

– No jest – przyznaje niechętnie rolnik. – Ale czego leźć jak zagrodzone? Odbiera telefon: „Pryjedu, ale jak dożdż bude, to nie. Może poznej trohu, ya batka chocz nakormlyu. Jak nie bude padaty…. – rozmawia z kimś „po swojemu”, czyli w mieszance polskiego, ukraińskiego i białoruskiego, którą mówi tu wielu mieszkańców.

– Jeszcze kilkanaście lat temu migranci byli u siebie, mieli co jeść – perorują „złote zęby”. – Jak Merkel zrobiła Europę otwartych drzwi, to są nieszczęśliwi i szukają lepszego życia.

– My dwadzieścia lat z żoną w Stanach siedzieli – wychyla się klient z seicento. – Tu 40 lat pracowałem na kolei. Tusek wszystko robi, żeby ją oddać. Cargo Niemcy przejmują i Ukraińcy. A ja dostałem 1070 zł emerytury. Dom trzeba opłacić, elektryka, netia, śmieci. A lekarstwa? Niby biodro nie choroba, ale żona musi węgiel nosić i drzewo rąbać. A żołnierzy dosądzają, że strzelili na postrach. Trzecia wojna się zaczęła chłopcy! Zaraz Niemcy tu będą!

I już krzyczą wszyscy razem: „Tusek zdrajca! Dzieci szkoda, bo w kamasze wezmą!”

Mural to szpila polityczna

Cerkiew z niebieskimi kopułami zamknięta, ale z plebanii słyszę zaproszenie. Kobieta w średnim wieku tłumaczy, że ksiądz robi na rowerze kondycję.

Tłumaczę, z czym przyszłam.

Uuuu, to pewnie może mi powiedzieć to samo, co mąż. Muralowi dopiero po sesji rady gminy się przyjrzała. Wcześniej, a nie uważa się za prymitywną, widziała piękne kolorowe obrazki, malowane przez dzieci.

Okazuje się, zostały wciągnięte w bagno. Bo mural krytykuje społeczeństwo.

Wójt bardzo ładnie to wyjaśnił. Mural to szpila polityczna. A pani dyrektor się zagalopowała i uchodźców przechowuje w domu kultury. Żona księdza nie wie, jak to dokładnie wygląda, bo rzadko tam bywa. Tak samo mąż. Nie uczestniczą w życiu gminnym. Samochody wojska i policji dają jej poczucie bezpieczeństwa, ale boi się chodzić do lasu, żeby trupa nie znaleźć. No i żeby ci wytęsknieni panowie, jak dwóch czy trzech się spotka, nie zaatakowali. Wiadomo w jakim celu, nie?

Wrócił ksiądz. Mural to według niego niewypał. Pytanie o sceny opatrywania ran, niesienia pomocy zbywa milczeniem. Wspomina za to tęczową koszulkę. To choroba, od dawien dawna w ludzkości. A Wschód szykuje obecnie taki biznes, że Europa będzie płakać: zbierają największe szumowiny z Azji i Afryki, żeby tu wysłać. Wystarczy do Niemiec pojechać, by zobaczyć. Ksiądz nie był, ale chłopcy z SG pojechali. Do Zgorzelca. Wyszli na miasto. Po 17 Niemcy siedzą w domach. Że w Czeremsze też? Bo tu sami starzy ludzie. Z Irańczykami, co mieszkają w GOK-u, ksiądz nie rozmawiał. To zdaje się muzułmanie, więc pokazaliby mu drzwi.

A migranci pojedynczo są grzeczni, ale gdy ich większa grupa, to chcą, by się im podporządkować. Ksiądz, jak jedzie za granicę, to się dostosowuje. Czy wszyscy Polacy za granicą się dostosowują? Nie, no są wyjątki. Niektórzy w Anglii piją, walają się po ulicach. Dostosowali się do miejscowego środowiska. Do Anglików pijaków się dostosowali.

Nasze tęczowe sweterki i dywaniki

Świadkinie Jehowy z pobliskiej wsi przyjechały głosić do Czeremchy. Przyglądają się muralowi. Wspominam, że niektórych oburza.

– Może pomoc uchodźcom ich bulwersuje? – zastanawia się jedna. – Choć miejscowi, szczególnie starsi, nie mają nic przeciwko. Tędy wiecznie ktoś przechodził. Może tęcza komuś przeszkadza?

– Tęczowy sweter tu zawsze był w modzie – włącza się druga. – Bo kobiety wyrabiały resztki włóczek. Tkały też na krosnach tęczowe chodniki. Niedawno mama chciała sobie zrobić na szydełku chustę na zimę. Dobiera tęczowe kolorki. Mówię: „Lepiej takich nie bierz”. Trzeba uważać, bo dziś tęcza różnie może być odczytana.

Mężczyzna w zielonym kombinezonie sprzątał podwórko w strażnicy i wraca do domu. Mieszka naprzeciwko GOK-u i przez płot z parafią katolicką.

– Na tym muralu dobrze byłoby pokazać coś za wojskiem – mówi. – Syn jest dowódcą posterunku, ma 25 osób pod sobą. Żeby nie stali, to ci uchodźcy by nas tu czapkami nakryli. Wszystkie te rodziny pną się do lepszego miodu. U nas opinia jest taka, że to darmozjady i nieroby. Nie asymilują się – tłumaczy mężczyzna. – Baśka dyrektorka chciała z tą opinią walczyć, przez ten mural właśnie. U uchodźców kultura obycia jest nieporównywalna. Widziałem. Chłop dla dzieciaka zabrał jedzenie, zjadł, resztę rzucił na podłogę. Jak dali zabawki, to dzieciaki im nożem głowy obcinały. Polskie mogą najwyżej ukręcić.

Na kancelarii kościoła katolickiego tabliczka: „Czynne codziennie po każdej Mszy Świętej. W nagłych przypadkach o każdej porze dnia”. Dzwonię. Nikt nie otwiera.

Parafia ogłosiła na Facebooku, że ojciec Benoit z Togo poprowadzi rekolekcje szkolne i parafialne.

Cieszę się, że czeremchowski proboszcz jest otwarty na dialog. Telefonuję, żeby porozmawiać o muralu.

– Nie, dziękuję! Nie! Nie! Nie! – krzyczy.

„Zdejmij mundur” zamalowane

Pod koniec września w Czeremsze było zebranie wiejskie. Przyszło ze 30 osób, głównie przeciwników muralu. Ok. 20 głosowało, by przeznaczyć część funduszu sołeckiego na jego zamalowanie. „Czeremcha i okolice” zawrzała: Dlaczego nasze pieniądze na to mają iść? Niech zamaluje pani dyrektor!

Wójt w końcu odpowiedział mi mailowo, że „wszystkich informacji dotyczących poruszanej sprawy udzielił podczas V Zwyczajnej sesji Rady Gminy Czeremcha w dn. 26.08.2024”.

Nagranie dostępne jest na stronie www.czeremcha.pl w zakładce sesje gminy. Polecam oglądać od 1:35:15.

Dyrektorka GOK Barbara Kuzub-Samosiuk, po tym, jak rozpętano wobec niej hejt, sama zamalowała fragment muralu nawiązujący do hasła „zdejmij mundur, przeproś matkę”. Nie dowiedziałam się, jak się wtedy czuła, bo jest na zwolnieniu lekarskim. Czeremcha mówi, że nie wytrzymała psychicznie nagonki.

Rodzina Irańczyków, która mieszkała w GOK, wyjechała z Czeremchy. Niedawno wrócili.

Personalia bohaterów i bohaterek zostały na ich prośbę zmienione.

;
Na zdjęciu Agnieszka Rodowicz
Agnieszka Rodowicz

Reporterka, fotografka, studiowała filologię portugalską. Nominowana do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za reportaż o uchodźcach i migrantach w pandemii (2020), zdobyła też wyróżnienia Prix de la Photographie Paris 2016 i 2009.

Komentarze