0:00
0:00

0:00

Podczas konwencji w Lublinie 7 września 2019 Prawo i Sprawiedliwość zaprezentowało pomysł związania wysokości składek na ubezpieczenia społeczne (popularnie nazywanych łącznie „ZUS-em”) z dochodami w sposób, jaki mógłby się znaleźć w podręczniku Jak nie opowiadać o swoich pomysłach.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że poprzez powiązanie przychodu z wysokością składki, PiS „idzie w kierunku” liczenia jej od dochodu (od stycznia 2019 przedsiębiorcy z przychodem niższym niż 63 tys. zł rocznie mogą obliczać ZUS od przychodu, a nie stałej stawki, o której mowa poniżej). To mało precyzyjne stwierdzenie w połączeniu z budzącymi kontrowersje pomysłami ekspresowego podwyższania płacy minimalnej (o 1750 zł w ciągu trzech lat) i likwidacją zasady 30-krotności przy limitowaniu składek ZUS wzbudziło panikę wśród małych przedsiębiorców i chaos w mediach, które próbowały odgadnąć sens zapowiedzi.

W uproszczeniu:

  • Przychód to wszystkie wpływy do kasy przedsiębiorstwa;
  • Dochód to przychód pomniejszony o wszelkie koszty jego uzyskania;
  • Zysk to suma, która zostaje w kasie po odjęciu danin należnych od dochodu (jeżeli nie ma od czego ich odprowadzać – mówimy o stracie).

Popłoch nie wziął się znikąd. Poważne zmiany rzutujące na gospodarkę - takie jak wysokość cen prądu dla przedsiębiorców czy ustanowienie nowego dnia wolnym - PiS potrafi wprowadzać dosłownie z dnia na dzień, bez stosownego vacatio legis, które umożliwiłoby przedsiębiorcom poczynić odpowiednie plany.

View post on Twitter

Nie pomógł fakt, że dopiero od wtorku następnego tygodnia (10 września) minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz zaczęła w mediach odkręcać zamieszanie, a premier Morawiecki zwlekał z rozwinięciem swoich słów do środy, gdy o szczegółach opowiedział podczas konferencji w Karczewie. Na Twitterze informacje o planach wobec przedsiębiorców opublikowano w czwartek rano, sześć dni po niefortunnym wystąpieniu, wtedy też głos zabrał Jarosław Kaczyński.

Ostatecznie w opublikowanym w sobotę 14 września programie PiS zapisano: „Doprowadzimy do zmniejszenia ponoszonych przez mniejszych przedsiębiorców obciążeń składkowych. Pozostali przedsiębiorcy będą rozliczali składki ZUS na obecnych, ryczałtowych zasadach - zmiany nie będą się wiązały z jakimkolwiek podwyższeniem obciążeń składkowych dla żadnego przedsiębiorcy”.

Zus zusowi równy

Dziś składki na ubezpieczenie społeczne osób samozatrudnionych (tj. operujących w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej) i wspólników w spółkach osobowych mają w Polsce charakter ryczałtowy, czyli każdy płaci tyle samo - chyba, że chce zapłacić wyższą składkę, by potem otrzymywać z ZUS większą emeryturę, ale w praktyce zdarza się to bardzo rzadko.

Zatem zarówno osoba, której dochód z działalności wynosi miesięcznie np. 2000 zł, jak i ta, której w kasie zostaje 20 tys. zł, płacą obowiązkową minimalną składkę tej samej wysokości. Każdego roku jest ona wyliczana jako 60 proc. proc. wysokości składki, jaką uiszczaliby będąc pracownikami – czyli mając „zwykłą” umowę o pracę ze stałym pracodawcą – przy zarobkach w wysokości średniej pensji wyliczanej co roku przez Główny Urząd Statystyczny. W 2019 roku roku taka składka to 1246,92 zł miesięcznie (są dwa wyjątki: ulga dla nowych przedsiębiorców oraz wprowadzone przez PiS obliczanie ZUS od przychodu).

Składki ZUS pracownika na umowie o pracę liczone od wynagrodzenia brutto:

  • emerytalna 9,76 proc.
  • rentowa 1,5 proc.
  • chorobowa 2,45 proc.
  • zdrowotna 9 proc.

Składki ZUS za pracownika na umowie o pracę płatne po stronie pracodawcy (dodatkowo powyżej wynagrodzenia brutto):

  • emerytalna 9,76 proc.
  • rentowa 6,5 proc.
  • wypadkowa 1,80 proc.
  • FP 2,45 proc.
  • FGŚP 0,10 proc.

Składki osoby samozatrudnionej (podstawa wymiaru w 2019 roku to 2 859 zł):

  • emerytalna 19,52 proc.
  • rentowa 8 proc.
  • wypadkowa 1,67 proc.
  • chorobowa 2,45 proc.
  • FP 2,45%
  • zdrowotna 9% (tu podstawa 3 803,56 zł)

Całą składkę przedsiębiorcy mogą sobie włożyć w koszty, składkę zdrowotną wręcz odliczyć od podatku. Jednak dla osoby o niższym dochodzie z działalności składki będą nieproporcjonalnie wysokie. Widać to na wykresie opublikowanym niedawno w raporcie Ministerstwa Finansów.

Przepisy, które sprawiają, że obciążenie składkowe jest tak degresywne, mają swoje racjonalne powody. Minimalna podstawa wymiaru składki na poziomie 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia ma zapobiec zbyt niskim emeryturom w przyszłości. Z kolei limit 30-krotności podstawy składek na ZUS ma zapobiec zbyt wysokim emeryturom, które - wypłacane w przyszłości - mogłyby doprowadzić do trwałej nierównowagi finansów publicznych.

Jednak efekt jest też taki, że obciążenie składkowe jest po prostu niesprawiedliwe.

Przeczytaj także:

Traci ZUS, tracą ubożsi, tracą pracownicy

Pod względem ubezpieczenia społecznego prowadzący własną działalność bywają w lepszej sytuacji, niż pracownicy – ci płacą składki proporcjonalne do swojej pensji. Po stronie pracownika to 22,71 proc. pomniejszające pensję brutto oraz 20,48 proc., które pracodawca płaci oprócz pensji (tzw. koszt pracodawcy). Jak widać powyżej, to względnie lżejsze obciążenie dotyczy przede wszystkim lepiej zarabiających przedsiębiorców.

Mniej zarabiający przedsiębiorcy mogą odczuwać nawet większe obciążenie, niż zwykli pracownicy – bo proporcjonalnie płacą większą część dochodu.

To powoduje paradoksalną sytuację, w której koszt utrzymania systemu ubezpieczeń społecznych spada w największym stopniu na barki niższej klasy średniej i uboższych, a lepiej uposażeni i najbogatsi nie tylko nominalnie mają więcej, ale i mniejszą z tego część oddają do wspólnej kasy.

Trzeba tu pamiętać, że składka ZUS różni się od innych danin tym, że od jej wysokości zależy jakość uzyskanych świadczeń. Nie można podwyższyć sobie gminnej opłaty śmieciowej, by śmieciarka przyjeżdżała do nas częściej, a wysokość zapłaconego PIT nie wpływa na poziom edukacji w szkole naszego dziecka – od składek zależy jednak nasza przyszła emerytura, renta, czy zasiłek chorobowy. Można zatem uznać, że bogatszy przedsiębiorca wybierając minimalną składkę świadomie godzi się na niższą emeryturę, a chcąc wyższej – jednak zapłaci więcej. Ale biorąc pod uwagę, że według sondażu Kantar Public z 2016 roku tylko 30 proc. Polaków ufa ZUS, to raczej powierzy swoje oszczędności w prywatne ręce (choć warto wspomnieć, że wg CBOS zaufanie do ZUS nieco rośnie w ostatnich latach).

"To jest efekt propagandy, która ma miejsce w Polsce od ponad 20 lat. Oczernianie ZUS i podważanie wiarygodności publicznego systemu emerytalnego to był, i dalej jest, główny kierunek zwolenników OFE, a teraz także PPK, zainteresowanych przyciągnięciem składek emerytalnych na rynek finansowy" - mówiła OKO.press prof. Leokadia Oręziak, kierowniczka Katedry Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i wybitna znawczyni systemów emerytalnych.

To jeden z czynników sprawiających, że

ZUS przeznacza na bieżące emerytury o wiele więcej, niż zbiera w składkach – a resztę dopłaca budżet państwa.

Według prognozy Zakładu z września 2018 roku, w 2019 roku deficyt może osiągnąć nawet o 57,6 mld zł (to odpowiada niemal 15 proc. wszystkich wpływów budżetu za ten rok), a w ciągu pięciu lat skoczyć może o kolejne 19,6 mld. Dodajmy do tego fakt, że niemal wszyscy bogatsi podatnicy prowadzą działalność gospodarczą i płacą liniową 19-procentową stawkę podatku PIT (tylko nieco ponad 3 proc. podatników wpada w II próg podatkowy), więc nie oddają budżetowi większej części swoich dochodów, niż przeciętny pracownik.

Ile zarabia przedsiębiorca

Pomysł rządu PiS, by uzależnić składki na ZUS od dochodu, może rzeczywiście rozwiązać problem przedsiębiorców, którzy operują na granicy opłacalności, a ze względu na wysokie przychody nie podlegają możliwości obliczania składki na zasadzie „małego zusu”. PiS nie odnosi się jednak do problemu ulgowego traktowania lepiej zarabiających przedsiębiorców. Podobnie zresztą jak zapowiedź Koalicji Obywatelskiej, wedle której stawka ZUS będzie liczona od 30 proc. płacy minimalnej oraz Lewicy, która postuluje zniesienie ryczałtowego ZUS ("Przedsiębiorcy będą mogli dobrowolnie wybrać rozliczanie proporcjonalne do przychodu - tak jak w małym ZUS-ie - lub według starych zasad").

Osoby prowadzące firmę to bardzo niejednorodna grupa, którą niekoniecznie warto traktować jednakowo. W 2019 roku Ministerstwo Finansów podało dane, według których w 2016 roku przedsiębiorstw zatrudniających do 9 os. istniało 471 tys., a większych 55 tys. Największą grupę przedsiębiorców, 1,7 mln, stanowią właśnie jednoosobowe działalności, które nikogo na stałe nie zatrudniają. Mediana dochodu wynosi w nich 23 tys. zł, a więc nieco poniżej 2 tys. zł miesięcznie (weźmy za dobrą monetę, że zgłaszane przez nich koszta związane są wyłącznie z działalnością).

Na dodatek w europejskim badaniu warunków pracy (EWCS) wykazano, że 17 proc. z jednoosobowych działalności to osoby o wrażliwym położeniu, które gdyby mogły, zapewne wybrałyby stabilne zatrudnienie – w przeliczeniu na Polskę mowa o 289 tysiącach osób. Sztywny ZUS stawia ich w jednej linii z profesjonalistami, którzy świadomie wybierają samozatrudnienie ze względu na korzyści podatkowe.

Można inaczej?

W każdym z państw Unii Europejskiej system zabezpieczeń społecznych funkcjonuje inaczej. UE reguluje jedynie, aby zgodnie z wymogami wspólnego rynku składki płacone podczas pracy poza miejscem stałej rezydentury liczyły się do zasiłków i przyszłej emerytury. Jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby obywatel UE założył działalność gospodarczą w dowolnym kraju wspólnoty. Niektóre stosują drobne obostrzenia, np. wymagają udowodnienia, że stale pracuje się w danym kraju – jednak istnieją firmy, które zapewniają klientom wirtualny adres, a np. władze Estonii oficjalnie reklamują płatną „e-rezydenturę”.

W krajach, w których według badań zajmującej się handlem fakturami firmy SMEO Polacy najchętniej zakładają firmy - choć niekoniecznie ze względu na korzystne warunki - składki dla samozatrudnionych wyglądają następująco:

  • Wielka Brytania – brak składki do 6 365 funtów rocznego dochodu, powyżej 3 funty tygodniowo, do tego powyżej 8 632 funtów dochodu stawka regresywna: 9 procent od sumy do 50 tys. funtów, potem już 2 procent;
  • Niemcy – brak obowiązkowego ubezpieczenia dla samozatrudnionych, prywatne dobrowolne ubezpieczenia można odliczyć od podatku – jednak nad systemem trwają debaty, które mogą doprowadzić do zmian w najbliższym czasie;
  • Norwegia – składka 11,4 proc. dochodu;
  • Rumunia – 26 proc. podstawowej składki, dodatkowe opłaty zależne od konkretnego biznesu mogą ją podwyższyć do 32,6 proc.
  • Cypr – suma składek to 11,5 proc. (przedsiębiorcy wybierają ten kraj, bo jest znanym rajem podatkowym drenującym budżety innych państw UE).

Wartym uwagi ewenementem na skalę UE jest Dania, gdzie składki ubezpieczeniowe są symboliczne, a emerytury wypłaca budżet państwa. W Danii obowiązują jednak wysokie progresywne podatki dochodowe: przy 46,2 tys. koron kwoty wolnej od podatku (ok. 26 tys. zł), PIT w zależności od regionu wynosi nawet 52 proc.

Uniknąć pułapek

Jak widać powyżej, dróg jest wiele i trudno wskazać tę idealną. Polska zasada brzmi jednak „każdemu tyle samo”, a korzystają najbardziej ci będący już i tak w dobrej kondycji finansowej, kosztem tej części społeczeństwa, która ma niższe dochody. Nic więc dziwnego, że już nawet najbardziej konserwatywne ekonomicznie środowiska zaczynają widzieć w Polsce problem nierówności. Progresję danin niezmiennie popiera większość Polaków, niezależnie od preferencji partyjnych: w 2008 roku było to według CBOS 82 procent z nas. Polski system obciążeń podatkowo-składkowych działa jednak dokładnie odwrotnie - ludzie o wysokich dochodach oddają mniejszą część dochodów niż niezamożni.

Co z tym zrobić? Z pewnością sekret leży w tym, żeby Polakom wprowadzenie sprawiedliwszych danin dobrze zakomunikować. Już wcześniej przejechała się na tym partia Razem, a jak widać PiS też może. Kto zrobi to właściwie, uratuje przyszłe pokolenia przed rosnącą dziurą w systemie ubezpieczeń, ale też niedofinansowanym i niewydolnym państwem.

;
Na zdjęciu Maciek Piasecki
Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze