0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

Teraz ubezpieczona matka dziecka składa pisemny wniosek o wypłacenie jej zasiłku nie później niż 21 dni po porodzie, a wypłata przez ZUS następuje niezwłocznie (najpóźniej 30 dni od daty złożenia dokumentów niezbędnych do stwierdzenia uprawnień do zasiłku).

Zasiłek wypłacany jest przez okres, który odpowiada okresowi urlopu macierzyńskiego (20 tygodni) i urlopu rodzicielskiego (32 tygodnie) w pełnym wymiarze zarobków osiąganych przed urodzeniem. I nie jest zależny od okresu ubezpieczenia. Ale ZUS chce to zmienić.

W ramach strategii na lata 2021-2025, proponuje wprowadzenie tzw. okres wyczekiwania przy wypłacie zasiłku macierzyńskiego dla kobiet, które dopiero zaczęły podlegać ubezpieczeniu.

Okres wyczekiwania to termin używany przy określeniu prawa do zasiłku chorobowego. Zgodnie z ustawą z dnia 25 czerwca 1999 roku o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby lub macierzyństwa okres ten zależy od charakteru ubezpieczenia i wynosi:

  • 30 dni nieprzerwanego ubezpieczenia chorobowego w przypadku obowiązkowego ubezpieczenia chorobowego,
  • 90 dni nieprzerwanego ubezpieczenia chorobowego w przypadku dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego.

Według ZUS podobny okres wyczekiwania miałby teraz objąć także zasiłki macierzyński i opiekuńczy (teraz obejmuje tylko zasiłek chorobowy).

Oznacza to, że jeżeli kobieta zatrudni się będąc w ciąży, na wypłatę macierzyńskiego nie będzie mogła liczyć tuż po urodzeniu dziecka. Będzie musiała na nią czekać nawet kilka miesięcy.

ZUS na razie nie określił, ile miałby wynosić okres wyczekiwania, a to od tego okresu zależy, w jakiej sytuacji znalazłaby się kobieta.

Podajemy przykład.

Kobieta podpisuje umowę o pracę dwa miesiące przed urodzeniem dziecka. Gdy je urodzi, nie uzyska prawa do zasiłku przez całe 12 miesięcy, tylko krócej (o tyle, ile będzie wynosił okres wyczekiwania). Jeżeli okres wyczekiwania będzie wynosił trzy miesiące, to zasiłek będzie pobierać przez 9 miesięcy. Im dłuższy będzie okres wyczekiwania, tym krótszy okres pobierania zasiłku.

OKO.press zapytało ZUS, dlaczego chce wprowadzić okres oczekiwania na zasiłek macierzyński.

"Chcemy uprościć zasady"

„W strategii zawarte są ogólne propozycje, które są konsultowane z przedsiębiorcami. Nie jest jeszcze przesądzone czy wszystkie proponowane rozwiązania wejdą w życie. Najpierw chcemy poznać zdanie osób prowadzących firmy, których de facto będą obejmowały ewentualne zmiany. W tym czasie może się jeszcze wiele wydarzyć. Niewykluczone, że z niektórych propozycji trzeba będzie zrezygnować albo niektóre dodać” – mówi OKO.press rzecznik prasowy ZUS Michał Żebrowski.

Przeczytaj także:

Celem zmian – jak wyjaśnia Żebrowski - jest uproszczenie zasad prawa do zasiłków i ich obliczania.

„ZUS ma przejąć wypłatę zasiłków z ubezpieczeń społecznych, także tych, które teraz wypłaca pracodawca. Aby otrzymać zasiłek nie trzeba będzie składać wniosku do ZUS - zasiłki będą wypłacane na podstawie zwolnienia lekarskiego lub informacji o udzielonym urlopie macierzyńskim”.

ZUS przeprowadza "wnikliwą analizę"

Czy zmiany miałyby zapobiec sytuacjom, w których kobieta zatrudnia się krótko przed porodem, czyli fikcyjnie, a potem utrzymuje się z pieniędzy wypłacanych przez ZUS?

„Zakład ma obowiązek zbadania, czy osoba występująca o świadczenie została prawidłowo zgłoszona do ubezpieczeń społecznych (...) Wśród wielu okoliczności, jakie bada zakład, są również wykształcenie czy doświadczenia zawodowe, kwalifikacji do wykonywania danej umowy przez osobę, która została zgłoszona do ubezpieczeń jako pracownik lub zleceniobiorca" - wyjaśnia Żebrowski.

"Chodzi o sytuacje, gdy weryfikujemy zasadność przyznania zasiłku, gdy mamy wątpliwości, czy zatrudnienie nie jest fikcją, albo czy wynagrodzenie nie zostało sztucznie zawyżone w dokumentach tylko po to, by pracownik uzyskał nienależnie wysoki zasiłek”.

„Proszę pamiętać, że ZUS stoi na straży powierzanych przez miliony Polaków składek, które wypłaca w postaci świadczeń. Dlatego przeprowadza wnikliwą analizę prawa do świadczenia i jego wysokości, gdy pojawiają się wątpliwości co do zgłoszenia do ubezpieczeń społecznych lub wysokości podstawy wymiaru składek”.

Propozycja ZUS uderzy w młode matki

Nawet jeżeli pomysł ZUS miałby zapobiec nadużyciom przy nabywaniu prawa do zasiłku macierzyńskiego, to nie wiadomo, w jaki sposób państwo miałoby weryfikować, kto zatrudnia się "fikcyjnie", a kto nie.

„Najważniejsze jest pytanie o to, w jaki sposób ZUS chce wprowadzić zmiany w życie i w jaki sposób chce wykazywać fikcyjność zatrudnienia. Jeżeli taki przepis będzie sztywny, a czas wyczekiwania zostanie wydłużony do 90 dni, to będzie to zbyt daleko idące rozwiązanie” – mówi OKO.press prawnik Oskar Sobolewski, ekspert z Instytutu Emerytalnego.

"Pojawiają się sytuację, w których kobiety zatrudniają się w pracy miesiąc przed urodzeniem i korzystają z pełni praw tak samo, jak osoby, które są zatrudnione przez kilka lub kilkanaście lat. Trudno stwierdzić, czy taka osoba zatrudniła się fikcyjnie czy tak ułożyła się jej sytuacja życiowa. Tym bardziej że w czasach pandemii koronawirusa sytuacja na rynku pracy jest niepewna".

Pokrzywdzone zostaną osoby zatrudniające się "niefikcyjnie"

Poza tym taka zmiana może pozbawić zasiłku młode matki, które zatrudniają się legalnie (nie można przecież założyć, że każda matka oszukuje, a na takim założeniu opiera się propozycja ZUS-u).

"Może się okazać, że system zostanie uszczelniony, a osoby, które nie zatrudniają się fikcyjne, zostaną pokrzywdzone. Nawet jeżeli część stosunków pracy jest fikcyjna, to ofiarą nadużyć innych osób może stać się osoba, która zatrudnia się legalnie” - mówi Sobolewski.

Zwraca uwagę na to, że propozycja ZUS zakłada, że kobieta decyduje się zajść w ciążę tylko wtedy, kiedy ma stabilną sytuację w pracy. A to założenie jest fałszywe.

„Ciężko znaleźć rozwiązanie, które w takiej sytuacji nie uderzy w młode matki. Patrząc na tę propozycję z perspektywy demograficznej - w 2020 roku mieliśmy rekordowo niską dzietność - tego rodzaju rozwiązania powinny chronić przyszłych ojców i matki. Państwo powinno zapewniać kobietom opiekę, poczucie stabilności i bezpieczeństwa, a nadużycia kalkulować jako pewien koszt społeczny. Ograniczenie wypłaty zasiłku macierzyńskiego to odwrotny kierunek" – mówi Sobolewski.

Dodaje: „Przebija się do świadomości młodych Polek i Polaków i działa na ich wyobraźnię. Być może ZUS szuka oszczędności, bo fundusz ubezpieczeń społecznych jest na minusie jeżeli chodzi o świadczenia macierzyńskie i renty, trzeba go dotować wielomiliardowymi pożyczkami z budżetu państwa”.

Państwo samo sobie przeczy

Propozycja ograniczenia wypłaty zasiłku macierzyńskiego przeczy założeniom Strategii Demograficznej 2040 (to nowy pomysł rządu, który ma pomóc w stopniowym wzroście dzietności do takiego poziomu, aby zagwarantować zastępowalność pokoleń).

PiS wyznaczył w nim trzy cele:

  • wzmocnienie rodziny,
  • znoszenie barier dla rodziców chcących mieć dzieci
  • i podniesienie jakości zarządzania i wdrażania polityk.

Strategia Demograficzna 2040 zakłada, że kobiety nie decydują się na macierzyństwo, bo nie mają dobrych warunków pracy oraz poczucia stabilności i bezpieczeństwa. To dlatego PiS zaproponował w niej zmiany w kodeksie pracy.

Tak mówiła o tym Barbara Socha, wiceminister rodziny i polityki społecznej, pełnomocniczki rządu ds. polityki demograficznej, która 17 czerwca 2021 roku prezentowała z premierem Mateuszem Morawieckim Strategię Demograficzną 2040.

„Powinniśmy robić wszystko, by współczynnik dzietności zwiększyć. Przy wdrożeniu tych rozwiązań, które częściowo zostały zapowiedziane w ramach Polskiego Ładu jesteśmy w stanie znacząco podnieść dzietność”.

"To rozwiązanie należy do najlepiej wspierających dzietność w Europie"

Rząd w Strategii Demograficznej 2040 przyznaje, że wypłata zasiłku macierzyńskiego pozytywnie wpływa na dzietność.

„Rozwiązanie to należy do najlepiej wspierających dzietność w Europie. Wysokość zasiłku ma uniwersalnie pozytywny wpływ na dzietność. W 27 krajach europejskich największy efekt na urodzenie pierwszego i drugiego dziecka miały wysokie świadczenia w trakcie urlopu, większe niż sama długość urlopu, choć największe oddziaływanie na dzietność miało połączenie wysokiego świadczenia (...) Rozwiązanie to oddziałuje jedynie w grupie kobiet uprawnionych do urlopu i zasiłku oraz szczególnie pozytywnie oddziałuje na kobiety chcące łączyć pracę zawodową z opieką” - pisze PiS w Strategii Demograficznej 2040 (s.37).

Chwali się: „W roku 2019 z urlopu macierzyńskiego skorzystało 515 tys. kobiet a z rodzicielskiego 406 tys. kobiet. Urlop rodzicielski jest znacznie popularniejszy w przypadku kobiet niż mężczyzn. W okresie styczeń-kwiecień 2020 r. na 236 tys. osób pobierających zasiłek macierzyński na urlopie rodzicielskim 1,9 tys. byli to mężczyźni, co stanowiło mniej niż 1 proc. pobierających świadczenie. Dodatkowo ojcowie są uprawnieni do urlopu ojcowskiego w wymiarze 2 tygodni, który nie może być przeniesiony na matkę. W okresie styczeń-kwiecień 2020 roku z urlopu ojcowskiego skorzy- stało 61,4 tys. mężczyzn” (s.38).

Co z demografią?

Państwo powinno zapewniać rozwiązania sprzyjające kobietom i ich partnerom, bo Polska już teraz ma problemy demograficzne.

Liczba urodzeń (i zgonów) w kolejnych latach od 1950 roku wygląda tak:

Według najnowszych danych GUS z 31 maja 2021 roku „Polska w liczbach 2021” współczynnik dzietności w Polsce w 2020 roku wynosił 1,378. Jest to najniższy wynik od 2016 roku (wtedy współczynnik dzietności wyniósł 1,357).

Według przewidywań ludnościowych Eurostatu z 2019 roku liczba kobiet w wieku 15-49 lata spadnie o 30 proc. w latach 2020-2050. Najsilniejszy spadek liczby kobiet w wieku 20-39 lat, a więc grupach wieku newralgicznych dla prokreacji, przewidywany jest do 2030 roku. Oznacza to, że obecna dekada jest szczególnie ważna dla możliwości spowolnienia spadku liczby urodzeń.

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze