Fabryki autobusów Solaris nadal stoją, pracownicy domagają się podwyżek. W poniedziałek związkowcy zorganizowali pikietę przed zakładem w Bolechowie. Nie doszło do zapowiadanych na piątek rozmów z zarządem. Ten twierdzi, że produkcja trwa. „To bajki” - odpowiadają strajkujący
„Osiem stów, osiem stów” - skandowali w poniedziałkowe (31 stycznia 2022) popołudnie pracownicy Solaris Bus & Coach zgromadzeni przed fabryką firmy w Bolechowie. Właśnie 800 złotych powinna według związkowców wynosić podwyżka dla wszystkich pracowników. Jak twierdzą, jeszcze w trakcie negocjacji byli gotowi do obniżenia tej kwoty o połowę. Zarząd spółki zaoferował pracownikom 5-procentową podwyżkę, której najniższy poziom wynosiłby 270 złotych na rękę. Tyle dostaliby najmniej zarabiający pracownicy produkcji.
Po zerwaniu rozmów z władzami firmy związkowcy wrócili do swojej pierwotnej propozycji. Strajk zaczął się 24 stycznia.
W poniedziałek 31 stycznia do Wielkopolski ściągnęły delegacje związków wielu firm branży transportowej – między innymi PKP Cargo, Volvo czy Volkswagena.
„Strajk to ostateczność, ale to najsilniejsza broń związków zawodowych, wywalczona przez Solidarność w sierpniu 1980 roku” – mówił do kilkuset uczestników pikiety Piotr Duda, przewodniczący NSZZ „Solidarność”. Według Dudy do dialogu między zarządem a protestującymi może włączyć się minister pracy Marlena Maląg, z którą rozmawiał o sytuacji w Solarisie.
Dialogu jednak na razie nie ma. Według związkowców w czwartek (27 stycznia) zarząd zgodził się na rozmowy.
Spotkanie miało odbyć się w piątek o 12:00, nikt z władz spółki jednak się nie zjawił.
Strajkujący twierdzą, że władze spółki zerwały z nimi kontakt, a zarządu od piątku nie ma na terenie zakładów Solarisa. Przypuszczają, że mogli wyjechać do Hiszpanii – bo stamtąd pochodzą właściciele Solaris Bus & Coach z koncernu CAF, który w 2018 roku przejął polskiego producenta autobusów.
W poniedziałkowy poranek rzecznik firmy Mateusz Figaszewski przekazał mediom, że zakłady Solarisa nadal pracują, a z linii produkcyjnych od początku strajku wyjechały 24 autobusy. „To bajki. Nie ma takiej możliwości” - komentował podczas pikiety Wojciech Jasiński z OPZZ Konfederacji Pracy, drugiego ze związków działających w fabrykach Solarisa. Według niego może chodzić o pojazdy praktycznie gotowe w momencie rozpoczęcia protestu i przygotowane do przekazania klientom przez nadal pracujące osoby. Według związkowców nowe autobusy ostatecznie doposażają pracownicy zewnętrznych agencji i zatrudnieni na umowach na czas określony.
„Tym ostatnim sam odradzałem podjęcie strajku. Władze spółki mogłyby nie przedłużać im umów” - przyznaje Jasiński w rozmowie z OKO.press.
Figaszewski stwierdził również, że strajk podjęło zaledwie 24 proc. całej załogi i 39 proc. pracowników produkcji. „Zarząd firmy pragnie podziękować wszystkim pracownikom, którzy wykazując się dużą odpowiedzialnością i troską o swoje miejsce pracy, a także dobro i rozwój firmy, kontynuują swoją pracę” - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez rzecznika firmy.
Jasiński radzi z ostrożnością podchodzić do informacji podawanych przez przedstawicieli spółki. Jak mówi, do strajku przystępują kolejni pracownicy, również ci wracający ze zwolnień chorobowych i urlopów.
Zarząd nie planuje zmieniać oferty 5-procentowych podwyżek. Na proponowane przez związkowców 800 złotych zwyczajnie nie ma pieniędzy – przekazują właściciele firmy.
„Przekazywane przez media oczekiwania płacowe strony związkowej, w wysokości 800 zł dla każdego pracownika, są nierealne ekonomicznie, co już wielokrotnie na etapie negocjacji było przedstawiane i uzasadniane stronie związkowej. Oznaczałoby to dla firmy zwiększenie budżetu płacowego o ponad 40 mln złotych” - twierdzą władze spółki, która w 2020 roku odnotowała rekordowe wyniki - 108,5 mln złotych zysku i 3,08 mld złotych przychodu przede wszystkim z dużych kontraktów na autobusy komunikacji miejskiej.
Z informacji przekazanych przez związkowców wynika, że pracownicy fizyczni w Solarisie zarabiają po 2900, 3000 zł netto. To płaca znaczaco poniżej mediany wynagrodzeń w Polsce.
Praca jest dobra, ale zarobki marne – mówili naszemu reporterowi Maćkowi Piaseckiemu uczestnicy pikiety.
„Wchodząc na halę widać, że jest pusto” - mówiła pani Natalia, pracująca przy montażu podzespołów. - „Autobusy w ogóle nie idą. Wiadomo, są Ukraińcy pracujący dla firm zewnętrznych, przyszło kilka ekip, ale one tylko kończą już zrobione autobusy” - dodawał pracownik lakierni Paweł Witkowski. Niestety, opisując sytuację w zakładach Solarisa, musimy polegać na informacjach podawanych przez strony sporu. Figaszewski przekazał nam, że media w związku z pandemicznymi ograniczeniami nie mogą wchodzić na teren zakładu.
„Jeśli zarząd nie chce wpuścić na teren zakładu dziennikarzy, to znaczy, że ma coś do ukrycia. Przecież nic by się nie stało, gdyby na halę weszło kilku reporterów, zachowujących zasady bezpieczeństwa” - komentuje Wojciech Jasiński.
Jeśli wierzyć zarządowi, atmosfera w halach produkcyjnych firmy jest coraz gorsza. W oświadczeniu przesłanym przez Figaszewskiego można przeczytać o „szykanowaniu, zastraszaniu lub znęcaniu się psychicznym nad współpracownikami”, którzy nie przyłączyli się do strajku.
„Z oburzeniem stwierdzamy, że opisanej atmosferze sprzyjają publiczne wypowiedzi Pana Wojciecha Jasińskiego, Przewodniczącego Konfederacji Pracy OPZZ w Solarisie, który nazywa pracowników podejmujących pracę łamistrajkami. Oczekujemy zaprzestania tej praktyki i odnoszenia się z szacunkiem do wszystkich pracowników spółki” - piszą przedstawiciele firmy.
„Słownik języka PWN określa to słowo jako potoczne, nie jest ono obraźliwe” - irytuje się Jasiński. - „Jest parę osób, które nie przystąpiły do strajku, to się zgadza, ale to pojedynczy pracownicy”.
Jasiński zapowiada, że słowa zarządu o nieodpowiednim zachowaniu strajkujących wobec innych pracowników przeanalizują związkowi prawnicy.
„Wzywamy do podpisania porozumienia i dalszych rozmów na tematy pracownicze i zakładowe, z korzyścią dla wszystkich pracowników i przyszłego rozwoju firmy” - czytamy w informacji zarządu, który zaznacza, że pracownicy nie otrzymają wynagrodzenia za czas strajku. Dlatego związkowcy uruchomili zbiórkę, która ma przynajmniej w części pokryć te straty. Do funduszu strajkowego można dokładać się za pośrednictwem portalu zrzutka. W poniedziałkowe popołudnie zebrana kwota przekraczała 120 tys. złotych.
Wsparcie dla strajkujących wyrazili między innymi politycy Lewicy, w tym wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty. Posłanka Razem Magdalena Biejat postanowiła z kolei zaapelować do właścicieli firmy z sejmowej mównicy po hiszpańsku:
„CAF zaproponował podwyżki płac, które faworyzowały kadrę zarządzającą, podczas gdy robotnicy mogliby liczyć na podwyżki, z których najniższa wyniosłaby 45 euro. Koszt życia w Polsce stale rośnie, w tym przez najwyższą od dziesięcioleci inflację. W tej sytuacji jest oczywiste, że te propozycje były niewystarczające” - skrytykowała działanie spółki Biejat w rodzimym języku członków zarządu spółki.
Pracowników Solarisa wspierają również zagraniczne organizacje związkowe - między innymi zrzeszająca 600 podmiotów z całego świata federacja związków zawodowych pracowników przemysłu IndustriALL.
Gospodarka
Magdalena Biejat
Włodzimierz Czarzasty
Piotr Duda
Marlena Maląg
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej
Solaris
strajk
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze