0:000:00

0:00

Ten moment przeszedł do historii jako triumf tępego populizmu nad nauką. Początek czerwca 2017 roku. Prezydent Donald Trump ogłasza wystąpienie Stanów Zjednoczonych z Porozumienia Paryskiego, pierwszej prawdziwie globalnej umowy w sprawie redukcji emisji dwutlenku węgla.

Świat patrzy z niepokojem. Porozumienie w Paryżu to owoc wielu lat wyczerpujących i powolnych - zbyt powolnych, jak na tempo ocieplania się Ziemi - negocjacji pod egidą ONZ. Natomiast USA to drugi po Chinach największy emitent CO2 na świecie, a także jeden z największych trucicieli w przeliczeniu na jednego mieszkańca.

„Wystąpienie USA - światowego supermocarstwa i lidera politycznego - z Porozumienia Paryskiego daje fatalny przekaz: nie zamierzamy działać dla wspólnego dobra i na rzecz przyszłych pokoleń. Liczy się tylko nasz interes tu i teraz. Jeśli kolejne kraje przyjęłyby tę retorykę, odbylibyśmy podróż »w 80 lat do klimatu z czasów dinozaurów«” - pisał trzy lata temu w OKO.press Marcin Popkiewicz.

“Decyzja Trumpa tymczasowo podkopała polityczny zapał światowych przywódców do walki ze zmianami klimatu. Skutki kulminacji tego zniechęcenia obserwowaliśmy na COP25 w Madrycie, gdzie nie udało się osiągnąć większości z celów szczytu” - mówi OKO.press Lidia Wojtal, ekspertka think tanku Agora Energiewende zajmującego się transformacją energetyczną, wcześniej polska negocjatorka klimatyczna.

Celem Porozumienia jest utrzymanie globalnego wzrostu temperatury w tym stuleciu "znacznie poniżej 2°C względem poziomu sprzed epoki przemysłowej oraz podjęcie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu do 1,5°C".

Wyzwanie

Mechanizm porozumienia paryskiego nie pozwala na opuszczenie go od razu. Trzeba trafu - decyzja Trumpa weszła w życie dzień po przegranych przez niego wyborach, dając zwycięskiemu Joe Bidenowi okazję do szybkiego naprawienia błędu poprzednika.

„Administracja Trumpa oficjalnie wystąpiła dziś [tj. 4 listopada] z Porozumienia Paryskiego. Dokładnie za 77 dni administracja Bidena przystąpi do niego ponownie” - napisał na Twitterze Biden. Chodzi o 21 stycznia 2021, pierwszy dzień po zaprzysiężeniu Bidena na 46. Prezydenta USA.

Jednak powtórny akces będzie miał miejsce w nowej sytuacji. Wystąpienie USA z Porozumienia okazało się wyzwaniem dla światowej polityki klimatycznej. Powrót także będzie wyzwaniem - ale dla Ameryki i jej nowego przywódcy.

„Żeby być wiarygodnym międzynarodowo, nowy prezydent po ponownej ratyfikacji Porozumienia będzie musiał przedłożyć nowy, ambitniejszy cel redukcji emisji na 2030 rok – myślę, że zrobi to najpóźniej na COP26 w listopadzie 2021 roku. Ponadto, powinien zrewidować dotychczasowe długoterminowe plany i zadeklarować na poziomie globalnym cel neutralności klimatycznej do 2050 roku” – mówi Wojtal.

„Powrót USA do Porozumienia Paryskiego utwierdzi pionierów zielonej odbudowy i zeroemisyjnej przyszłości co do słuszności ich wyborów i ma realną szansę zachęcić tych jeszcze nie do końca zdecydowanych. Z tego też względu aktywność USA w obszarze polityki klimatycznej będzie wnikliwie obserwowana i analizowana. Jeśli państwa uznają, że USA są wiarygodne w tym, co robią, to powinniśmy spodziewać się, że do czasu COP26 w Glasgow większość państw przedłoży nowe, znacznie wyższe cele w ramach porozumienia na 2030 rok” – dodaje ekspertka.

Uwaga! Naukowcy!

By dołączyć do grona światowych liderów polityki klimatycznej, Biden będzie musiał też posprzątać po Trumpie w krajowej polityce klimatycznej i środowiskowej.

„[Zwycięstwo Bidena] to koniec trwającego cztery lata ataku na ochronę środowiska pod wodzą Donalda Trumpa” - napisał w komentarzu wpływowy portal Climate Home News.

A był to atak totalny. Trudno o lepsze jego podsumowanie niż słowa samego Trumpa na wiecu wyborczym w Carson City w Nevadzie. Według magazynu „Wired” Trump ostrzegał wówczas zwolenników przed głosowaniem na Bidena, gdyż ten… „będzie słuchał naukowców”.

Niechęć Trumpa do naukowców zajmujących się zmianami klimatycznymi - za to, że ich badania i rekomendacje rzekomo miały przyczyniać się do ograniczenia wzrostu gospodarczego, czy wręcz wywołania recesji - osiągnęła maksimum pod koniec października 2020 roku, gdy administracja prezydenta dokonała czystki wśród kluczowych pracowników Narodowej Agencji Badania Oceanu i Atmosfery (NOAA).

W ich miejsce przyszła ekipa „sceptyków”, czyli ludzi wprost zaprzeczających wpływowi spalania CO2 na ocieplanie się naszej planety. „Gdyby Trump wygrał reelekcję, dalsze zmiany w NOAA obejmowałyby zatrudnienie nowych ludzi, którzy kwestionują intensywność globalnego ocieplenia, zakres, w jakim jest ono spowodowane działalnością człowieka i zagrożenie, jakie stwarza dla zdrowia ludzkiego, bezpieczeństwa narodowego i gospodarki” – napisał „The New York Times”.

2 bln dolarów

W czasie szalejącej w USA pandemii koronawirusa, polityka klimatyczna nie była najistotniejszym tematem kampanii Bidena, niemniej kandydat Demokratów podkreślał jej znaczenie bardzo mocno. Prezydent-elekt chce „rewolucji czystej energii”, czyli przebudowy amerykańskiego systemu energetycznego. Wartość - ok. 2 bln dolarów.

Plan Bidena zakłada produkcję energii elektrycznej wyłącznie ze źródeł niskoemisyjnych - w tym z elektrowni jądrowych - już w 2035 roku i zero emisji netto w roku 2050. Według Climate Action Tracker, portalu zajmującego się obliczaniem wpływu polityk klimatycznych poszczególnych krajów na krzywą wzrostu temperatury Ziemi, pozwoli to ująć ok. 0,1°C z globalnego ocieplenia do roku 2100.

Pozornie to niedużo, ale plany Bidena należy analizować w kontekście niedawnego przyspieszenia polityki klimatycznej, czego wyrazem jest m.in. strategia neutralności klimatycznej UE do roku 2050, a także podobne plany Chin, Japonii, czy Korei Południowej, trzech znaczących azjatyckich emitentów CO2. Ich realizacja pozwoliłaby na objęcie ok. 62 proc. światowych emisji CO2 i ok. 75 proc. globalnego PKB planami neutralności klimatycznej.

Według wyliczeń Climate Action Tracker wyzerowanie emisji tylko przez USA i Chiny doprowadziłoby do ocieplenia „tylko” o 2,3-2,4°C do końca wieku, a więc zdecydowanie lepiej niż 2,9°C wynikające z aktualnych planów krajowych. W połączeniu z działaniami innych krajów mogłoby to realnie przybliżyć świat do realizacji przynajmniej jednego celu porozumienia paryskiego. Przynajmniej w teorii, bo weryfikacja realności planów wyzerowania emisji dopiero przed nami. Aktualny poziom ocieplenia to ok. 1,1°C.

Paradoks Trumpa

Decyzja Trumpa mogła jednak przyczynić się do ciekawej zmiany w myśleniu o światowej polityce klimatycznej, sugeruje Lidia Wojtal.

„Patrząc z perspektywy czasu niewykluczone jest, że wycofanie się USA stało się motywatorem dla tych państw, które dotychczas niekoniecznie były wymieniane na pierwszym miejscu w kontekście ambicji klimatycznej” - mówi Wojtal.

“Niewątpliwie ogromną rolę, poza UE i jej zielonym ładem, odegrała zaskakująco proaktywna postawa Chin, która pociągnęła za sobą także inne azjatyckie państwa, np. Japonię i Koreę Południową. Między innymi dzięki tym wydarzeniom ostatnich miesięcy można było odrzucić tezę, że globalna polityka klimatyczna nie może być kontynuowana bez aktywnej postawy Stanów Zjednoczonych” - podsumowuje ekspertka.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze