0:000:00

0:00

24 luty: O cholera, znowu zaczynamy. A przecież w 2016 roku powiedziałam sobie: „Skończyłam, nie ma dla mnie więcej wojen” i zrezygnowałam z pracy w wojskach terytorialnych.

28 luty: Bycie jedyną dziewczyną wśród tłumu mężczyzn jest stresujące dla introwertyka. Słyszę: malutka, kochana, dziewczynka, krasotuliczka. Dlaczego cię wzięli? Dlaczego nie siedzisz w domu z mężem i dzieckiem? To słodkie, ale i trochę przerażające. Zaraz będę miała obsesyjną myśl, że powinnam zajść w ciążę.

1 marca: Jacyś faceci chcieli mnie wepchnąć do kuchni. Brygadzista powiedział, żeby mnie nie obrażać. Uff.

Przeczytaj także:

Każdy ma swoją Ukrainę

- Mam na imię Miłosława, przydomek operacyjny Kira. Pracuję w Siłach Zbrojnych Ukrainy i będę bronić tego kraju, choćbym miałam oddać życie. Jestem sanitariuszką w pułku strzelców, stacjonujemy pod Zaporożem. Kiedyś miałam być nauczycielką angielskiego w szkole podstawowej. Wszystko się zmieniło w 2014 roku, po ataku Rosjan na naszą republikę zaczęłam poważnie myśleć o armii. W 2016 roku wstąpiłam do ochotniczej służby wojsk obrony terytorialnej, wtedy do normalnej armii jeszcze nie chcieli mnie wziąć.

Czemu poszłam na front? Każdy ma swoją Ukrainę. I każdy kocha ją na swój sposób. Patriotyzm to czysty romantyzm. To miłość do kraju, języka, ludzi, symboli. A ja jestem romantyczką. Kilka dni temu wysłałam mężowi moje półnagie fotki w wojskowych spodniach. Podobało mu się, choć gdy wyjeżdżałam na front, był wściekły. Ale chyba zrozumiał, że i tak zrobię to, co czuję. A to właśnie poczułam 24 lutego.

W pułku odpowiadam za organizację leków, szkolę też żołnierzy z pierwszej pomocy. Nie powiem, by byli dobrze przygotowani. Niektórzy nie wiedzą, co to pozycja boczna ustalona. Ale o czym mówić, jak w naszej armii brakuje nawet hełmów. Dwie trzecie żołnierzy nie ma doświadczenia, nigdy nie przeszli kursów medycznych, ruszyli na wojnę i dopiero blisko linii frontu uczą się zakładać bandaże i resuscytacji krążeniowo-oddechowej.

Nie lubię wojny, to oczywiste. Ale z drugiej strony wojna sprawiła, że w końcu czuję się w pełni kobietą.

Miłosława, sanitariuszka w pułku strzelców pod Zaporożem
Mam na imię Miłosława, przydomek operacyjny Kira. Jestem sanitariuszką w pułku strzelców, stacjonujemy pod Zaporożem, (fot. archiwum własne)

6 marca: Jak powiedział mój przyjaciel snajper: dziewczyna w wojsku orze bardziej niż mężczyźni. Potwierdzam. Pakuję apteczki. Dezynfekuję narzędzia. Rozdzielam przydzieloną żywność i ubrania. Wczoraj po raz pierwszy w życiu ogoliłam głowę żołnierza. Jednocześnie bycie dziewczyną to: dużo troski i uwagi, najlepsze jedzenie i ubrania, wszystko jest pierwsze i najlepszej jakości. Plusy i minusy.

8 marca: Prezent na Dzień Kobiet: dostawa. Kamizelka kuloodporna to taki prosty i przyjemny prezent dla córki, siostry i mamy.

9 marca: Dostałam tampony z przydziału w armii. Niewygodnie się je wkłada, więc komu je podarować? To trochę zabawne, wymiana wojskowych środków higieny osobistej, lol. Oto kobieca solidarność, która zaczyna się od nas.

Czasem boję się kolegów z wojska

- No dobra, koniec tej tajemnicy. Jestem pierwszą trans sanitariuszką wojskową w historii armii ukraińskiej. Przynajmniej o innej nie słyszałam. Dwa lata temu państwo uznało mnie za kobietę. W paszporcie i dowodzie osobistym mam wpisane jasno: płeć – kobieta. Przeszłam pełną tranzycję płciową i waginoplastykę. Po wybuchu wojny władze wojskowe też zaakceptowały mnie jako kobietę, patrz tu dokument, moje imię i nazwisko, wezwanie do armii w roli sanitariuszki, podpisane przez komendanta 27 lutego.

Nie boję się Ruskich, czy Czeczeńców. Nie boję się wojny. Czasem boję się kolegów z wojska. W moim pułku jest ponad stu mężczyzn i ja. Jestem dla nich jak matka, zwierzają się i wciąż potrzebują pomocy. Wojna łączy ludzi. Czasem się boję, że koledzy poznają prawdę. Pewnie niektórzy się domyślają. Ale milczą. Staram się cały czas pamiętać o maseczce. I o tym, by zmieniać ton głosu, gdy do nich mówię. Gdy się zapominam albo nie muszę udawać, mówię niskim głosem, jak teraz.

Potrzebuję operacji głosu. Planowaliśmy z mężem i jego dzieckiem z poprzedniego związku, opuścić Ukrainę w sierpniu, właśnie w tym celu. Ale Putin nie zamierzał na to czekać. Nie będę kłamać. Mogłam uciec na Zachód. Wiele moich koleżanek wyjechało. Inne, te które nie zakończyły procedury dokumentacyjnej i w państwowych dokumentach figurują jako mężczyźni, kombinowały jak uciec. Niektóre już wyjechały nielegalnie, posmarowały celnikom, inne legalnie, po prostu skorzystały z pomocy organizacji pozarządowych.

Ale nie mogę tak po prostu wyjechać. Poczułam impuls z serca, by znów służyć Ukrainie. Mam doświadczenie wojskowe i jestem wykwalifikowaną medyczką bojową. A ponieważ jestem głupia, naiwna, wierzę w honor i obowiązki, zostałam. Ten rząd zdradził i porzucił osoby trans kilka razy, ale ja nie walczę o rząd. Chcę chronić ludzi i moją kulturę, moją ziemię, moją godność. Nie rząd!

11 marca: Cieszę się, że rozpoznają mnie jako dziewczynę i dbają o moje bezpieczeństwo. Ale w tym samym czasie z jakiegoś powodu bohaterami będą później nazywani tylko chłopcy, bo ja tylko leczę walczących na pierwszej linii frontu i przybijam pieczątki na dokumentach.

13 marca: Aspid to młody i przystojny karabin AK74. Mój! Pomalowałam go matową farbą, dodałam kilka pasków, by lepiej się go trzymało. Wszystko za zgodą dowodzącego. Wiedziałam, że moja miłość do sztuki ulicznej kiedyś przyniesie efekty.

15 marca: Dzisiaj pojechałam do miasta wyprać ubrania, umyć się, dostarczyć lekarstwa mamie i odebrać prezenty od męża (on i dzieciak siedzą w domu, ja walczę). I słyszę w radio: "Straż Graniczna dalej łapie mężczyzn, którzy udają kobiety, aby przekroczyć granicę". O co ja w ogóle walczę? O to transfobiczne gówno?

Jak biała wrona

- Uspokajam się tym, że walczymy z Federacją Rosyjską, która jest o wiele bardziej transfobiczna, a także tym, że nie wszyscy Ukraińcy są nietolerancyjni. I naprawdę wielu Ukraińców pomogło mi stać się kobietą. Zaczęło się, gdy miałam 12 lat. Już wtedy czułam się inna. Dzieciństwo to była wojna. Chciałam tylko przetrwać. Wiesz, jak jest. Rówieśnicy szybko zauważają takie rzeczy. Nie dawali mi spokoju. Było dużo agresji. Może jestem gejem, pytałam wtedy sama siebie. I okropnie bałam się odpowiedzi. Wychowałam się w Zaporożu. Rosyjskie radio, rosyjska telewizja, rosyjskie gazety. I wszędzie grzmieli, że w Europie żyją geje, transseksualiści i inni zwyrodnialcy. Bałam się, że wyrośnie ze mnie zwyrodnialec.

Żyłam jak albinos. Jak biała wrona. Pewnego razu w internecie zobaczyłam sztukę z piękną kobietą. Przeczytałam, że kiedyś była mężczyzną. Wtedy zrozumiałam, że całe życie oszukiwałam siebie. Że mogę czuć się piękna i pożądana. Że mogę być kobietą. Największy problem miałam z zaakceptowaniem siebie.

Nie uważam transseksualizmu za chorobę. Ale Ukraina uważa inaczej. Kiedyś trafiłam na badania w Zaporoskim Regionalnym Szpitalu Psychiatrycznym. Starałam się o dokument F64 zgodny z ICD-10, międzynarodową klasyfikacją chorób, który umożliwia staranie się o legalizację zmiany płci. Chciałam mieć dokumenty kobiety, choć to tylko papier, niewiele dla mnie znaczy. O wiele bardziej wolałabym mieć ładną buźkę. Po dwóch tygodniach badań mój lekarz zaprosił mnie kolejny raz na oddział. To było przerażające. Pokój pełen ludzi. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił lekarz, to zażartował z mojego nosa. Jest złamany, w dzieciństwie nie raz dostawałam baty.

Później zapytał, czy uważam „to” za chorobę. Odpowiedziałam: „Oczywiście, że nie. Według Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychoterapeutów nie jest to choroba ani zboczenie. Opowiedziałam mu o przyjaciółkach z USA, które odniosły sukces jako dziewczyny. Oczy lekarza nabiegły krwią, stał się agresywny. Jego asystenci zadawali mi poniżające pytania: do której toalety chodzę, czy robię to siedząc, czy stojąc? Potem lekarz zapytał, czy moja twarz miała kontakt z genitaliami chłopców, na co odpowiedziałam, że nie. Dziewica, zażartował. A później krzyczał: „Nie pozwolę ci zepsuć twojego ciała!”.

Trwało to miesiącami, ale w końcu przeszłam operację. Minęły już prawie dwa lata. To nie była trudna decyzja. Miałam ogromną motywację. Wiedziałam, że nie będę musiała już udawać kogoś innego.

Miłosława, sanitariuszka w pułku strzelców pod Zaporożem
W moim pułku jest ponad stu mężczyzn i ja. Jestem dla nich jak matka, zwierzają się i wciąż potrzebują pomocy. Wojna łączy ludzi. Czasem się boję, że koledzy poznają prawdę.

16 marca: Stres coraz większy. Żołnierze obarczają mnie swoimi problemami. Cóż, los kobiety na wojnie. Toleruję i trzymam język za zębami. Choć wczoraj nie wytrzymałam, rozdarłam się i rzuciłam apteczką o ścianę. Naprawdę chce mi się płakać.

21 marca: Marzę o dniu wolnego! Chciałabym posiedzieć z rodzicami albo z mężem, zrelaksować się. Obejrzeć film. Od 24 lutego tylko Siły Zbrojne Ukrainy.

21 marca: Kolega żołnierz: „Dla mnie jesteś chłopcem, dla innych dziewczyną”. Najbardziej boję się rodaków.

Na moim nagrobku

- Kilka dni temu szłam ulicą w mundurze Sił Zbrojnych Ukrainy. Jakiś mężczyzna zagadał, zapomniałam o głosie i wtedy się zaczęło. Nie dawał mi spokoju, miał zmarszczone brwi. Atakował mnie, że jestem trans, że to zniewaga dla munduru, dla flagi ukraińskiej. Napluł mi pod nogi. Zebrał się tłum. Jakaś babcia krzyczała, że jestem gównem. Policja uratowała mój tyłek.

Kiedy cywile dowiadują się, że przed nimi stoi nie tylko dziewczyna, ale trans dziewczyna, są zszokowani, przewracają oczami, jakby stawali twarzą w twarz z Obamą. Ten kraj nie zrobił prawie nic dobrego dla osób trans, Ukraińcy wciąż uważają nas za jakichś zboczeńców. Kocham Ukrainę, jednak Ukraińcy muszą się zmienić.

Ale teraz skupiam się na wojnie. Nic innego się nie liczy. Tutaj, na południowym wschodzie kraju robi się nerwowo. Sytuacja na froncie eskaluje szybko. Jest coraz więcej Rosjan. Słyszy się o Chersoniu, Mariupolu, nie mogę zdradzać wielu szczegółów, ale dobrze nie jest. Ostatnio spadły pociski rosyjskie. Na szczęście nikt z mojego batalionu nie ucierpiał. Ale każdy zna kogoś, kto zginął albo został ranny. Często muszę sobie powtarzać: wszystkich nie uratujesz. I będę starała się ratować wszystkich, nawet takich, co są homo i transfobami.

A po wojnie? Będą kolejne. Przez całe życie mam do czynienia z przemocą. Nie ma na nią leków. Ludzie są od niej uzależnieni. Dlatego jestem przygotowana na to, że mogę zginąć. W przypadku śmierci chciałabym zostawić wiadomość dla moich transfobicznych rodaków: „Każda ukraińska dziewczyna, chłopiec lub osoba niebinarna, zasługuje na ubezpieczone przez państwo leczenie oraz proces tranzycji”.

Chcę, żeby to było napisane na moim nagrobku, dobrze?

;

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze