0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Pielęgniarki i położne występują masowo do sądów w kwestii wynagrodzeń. Zdaniem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych takich pozwów złożono już prawie 15 tysięcy.

Jak tłumaczy OKO.press adwokatka Teresa Kaczyńska-Kochaniec sprawy te są dwojakiego rodzaju. Jedne to składane od lipca 2021 pozwy o nierówne traktowanie. Ustawodawca kilka lat wcześniej zdecydował, iż pensja pracowników podmiotów leczniczych, w tym pielęgniarek i położnych, zależeć będzie m.in. od wykształcenia formalnego. W efekcie te pielęgniarki, które posiadają formalnie niższe wykształcenie, zaczęły dostawać znacznie niższe pensje niż ich koleżanki z wyższymi kwalifikacjami zawodowymi, wykonujące dokładnie tę samą pracę.

Drugi typ spraw (to właśnie w te sprawy angażuje się mec. Kaczyńska-Kochaniec) dotyczy nieuznawania przez niektórych pracodawców formalnych kwalifikacji pielęgniarek i położnych. Część pracodawców po 1 lipca 2022 uznało, iż nie stać ich na ustawowe podwyżki bądź nie potrzebują aż tylu dobrze wykształconych pracowników. Inni nie skarżą się nawet na brak środków, ale i tak nie chcą płacić zgodnie z wykształceniem.

W konsekwencji mamy sparaliżowane wydziały pracy w niektórych sądach, a za postawę niektórych pracodawców płacimy cenę, również finansową, my wszyscy.

Sławomir Zagórski, OKO.press: Z informacji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych wynika, że do sądów trafiło już blisko 15 tys. pozwów od pielęgniarek i położnych. Co jest przyczyną aż tak masowych wystąpień na drogę sądową?

Mecenas Teresa Kaczyńska-Kochaniec: Wynagrodzenia. Problem dotyczy dwóch aspektów. Pierwszy to nierówne traktowanie, czyli różnice wysokości wynagrodzeń zasadniczych w poszczególnych grupach zawodowych. Nie prowadzę tego rodzaju spraw.

Natomiast drugi obszar to kwestia niewłaściwego zaszeregowania pracowników z wyższymi kwalifikacjami zawodowymi do grup zawodowych z niższymi wskaźnikami pracy, by w efekcie wypłacać im niższą pensję.

Wspieram pielęgniarki i położne właśnie w tym obszarze.

Nierówne traktowanie

Spróbujmy je oba wyjaśnić. Rozumiem, że nierówne traktowanie sprowadza się do tego, że pielęgniarki wykonują tę samą pracę, natomiast te z niższym wykształceniem dostają za nią gorsze wynagrodzenie.

To prawda.

Pierwszy zgrzyt nastąpił w lipcu 2021 roku. Okazało się, że w niektórych podmiotach leczniczych pielęgniarki i położne wykonują jednakową pracę albo jednakowej wartości, są na tych samych stanowiskach, tymczasem różnica w wynagrodzeniu zasadniczym wraz z pochodnymi sięga aż 2 tys. zł miesięcznie.

Od 1 lipca 2021 do 30 czerwca 2022 pielęgniarki i położne z formalnymi najwyższymi kwalifikacjami (osoby posiadające tytuł magistra i specjalizację) miały wypłacane wynagrodzenie zasadnicze nie niższe niż 5 478 zł. A koleżanki, które robiły to samo, ale miały formalnie niższe kwalifikacje, otrzymywały nawet poniżej 4 tys. zł podstawy.

Pielęgniarki posiadające wieloletnie doświadczenie zawodowe i formalnie niższy poziom wykształcenie uznały taką sytuację za dyskryminację płacową. Zaczęły się pierwsze procesy. W Łodzi, Sandomierzu, Kielcach.

Sąd drugiej instancji przyznał pielęgniarce z Łodzi w 2022 roku odszkodowanie za nierówne traktowanie. Był to pierwszy wygrany proces w takiej sprawie.

Trudno się dziwić rozgoryczeniu części pielęgniarek. Środowisko źle przyjęło ustawę uzależniającą zarobki od wykształcenia.

W mojej ocenie źródłem problemu jest nie tylko niedoskonałość przepisów, ale także niewłaściwe podejście niektórych pracodawców.

Pamiętajmy, że to pracodawca określa, jaki jest zakres obowiązków danego pracownika, w ramach jakiej struktury organizacyjnej i na jakim stanowisku pracownik ma świadczyć pracę. Moim zdaniem właściwe i pełne wykorzystanie potencjału danego pracownika (jego kwalifikacji i doświadczenia) leży w interesie pracodawcy. A w przypadku pracodawcy będącego podmiotem leczniczym, jest to dodatkowo interes nas wszystkich.

Przeczytaj także:

Uważam, że założenia ustawy z 2017 roku [chodzi o ustawę z dnia 8 czerwca 2017 o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych] były bardzo dobre. Ustawodawca powiązał poziom minimalnego wynagrodzenia zasadniczego z formalnym wykształceniem i kwalifikacjami zawodowymi.

Założenie było więc słuszne. W praktyce nie wszędzie to wyszło.

I teraz dochodzimy do 1 lipca 2022, kiedy to w niektórych podmiotach leczniczych pracodawcy postanowili zaszeregować pracowników z formalnie najwyższymi kwalifikacjami do niższych grup, z niższym współczynnikiem.

Zaszeregowanie do niższej grupy zawodowej, nieuwzględniającej rzeczywistego poziomu wykształcenia danego pracownika i jego kwalifikacji zawodowych, automatycznie wiąże się z niższym wynagrodzeniem. I stąd kolejna fala pozwów skierowanych głównie przez pielęgniarki i położne z tytułem magistra i specjalizacją.

Nie chodzi o inflację

Impulsem do tego ruchu pracodawców były przewidziane ustawowo podwyżki w ochronie zdrowia obowiązujące od 1 lipca 2022?

To też jest elementem sporu. Bo w mojej ocenie od 2017 roku mamy wciąż tę samą ustawę. Ona jest nowelizowana, ale jej założenia i cele nie zmieniły się.

Jak wspomniałam wcześniej, ustawa z 2017 r. od samego początku uzależniała poziom minimalnego wynagrodzenia zasadniczego od poziomu wykształcenia i kwalifikacji zawodowych pracownika podmiotu leczniczego. W mojej ocenie, od 1 lipca 2022 zmieniła się wyłącznie numeracja grup, do których należą pielęgniarki i wysokość współczynników.

Z mojej perspektywy to zmiana czysto techniczna. Natomiast niektórzy pracodawcy potraktowali ją jako zmianę systemową i zrobili punkt odcięcia.

Te podwyżki z lipca 2022 to efekt inflacji?

Nie, one nie są powiązane z inflacją.

Ustawa zakłada, że co roku, w lipcu, wynagrodzenia minimalne w podmiotach leczniczych podlegają podwyższeniu.

Wynagrodzenia te oblicza się następująco: podstawą (kwotą bazową) jest średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej za poprzedni rok ogłaszane przez GUS, a następnie tę podstawę mnoży się przez współczynnik pracy przypisany danej grupie zawodowej. Grupy zawodowe obejmują różne zawodowy medyczne, jak i pracowników niemedycznych podmiotów leczniczych. Wzrost poziomu minimalnych wynagrodzeń zasadniczych w podmiotach leczniczych wynika więc z tego, że kwota bazowa co roku idzie w górę.

Dodatkowo od lipca 2022 uległy zmianie współczynniki pracy przypisane do niektórych grup zawodowych.

Natomiast niektórzy pracodawcy mają odmienne stanowisko w tym zakresie. Stąd, począwszy od 1 lipca 2022, część formalnie wysoko wykwalifikowanych pielęgniarek i położnych nie otrzymało podwyżek wynagrodzenia zasadniczego w takiej wysokości, w jakiej się spodziewały, biorąc pod uwagę kwalifikacje zawodowe dotychczas wymagane od nich przez pracodawców na zajmowanych przez nie stanowiskach.

Niektóre szpitale nie mają z czego płacić

Jako laikowi wydaje mi się, że jeżeli ktoś ma na coś papiery, a pracodawca tego nie uwzględnia, to sprawa jest chyba ewidentnie do wygrania?

To nie jest jednoznaczne. Musimy bowiem uwzględnić również argumenty pracodawców.

Chodzi m.in. o zmianę systemu finansowania. Do 30 czerwca 2022 pieniądze na wynagrodzenia pracowników, mówiąc w wielkim skrócie, szły bezpośrednio na PESEL. Innymi słowy, NFZ przekazywał środki przypisane do konkretnego pracownika. Na wniosek pracodawców ten mechanizm został zmieniony.

Pracodawcy chcieli mieć większą swobodę w dysponowaniu środkami i dlatego pieniądze na pensje zostały włączone do wyceny świadczeń.

Obecnie podmioty lecznicze otrzymują pulę środków, która jest przeznaczona na bieżącą działalność, w tym na wynagrodzenia. Tyle że niektóre podmioty twierdzą, że tych pieniędzy dostały za mało i nie stać ich na realizację ustawowych podwyżek dla pielęgniarek i położnych.

Są również podmioty, które w toku procesu nie używają argumentów odwołujących się do sytuacji finansowej danego pracodawcy i akcentują swobodę pracodawcy w zakresie polityki kadrowej. Zgoda, z tym nie dyskutuję. Natomiast z perspektywy praw pracowniczych, praw nabytych, wątpliwe jest takie jednostronne zaprzestanie uznawania kwalifikacji zawodowych pracownika.

Ale niektóre szpitale – myślę tu o małych, powiatowych placówkach – są naprawdę pod kreską i nie mają z czego płacić.

Gdybyśmy rozmawiali we wrześniu, w październiku ubiegłego roku, kiedy rozpoczynały się te procesy, argumenty odwołujące się do poziomu finansowania podmiotów leczniczych byłyby bardziej przekonywujące.

Teraz postrzegam to inaczej. Ponieważ w toku wielu postępowań sądy zobowiązują podmioty do złożenia szczegółowych informacji, dotyczących tego m.in. jak wygląda kwestia wynagradzania pracowników, współpracowników szpitali, ta argumentacja blednie, kiedy widzimy dane dotyczące grup zawodowych, które zarabiają kilka, kilkanaście razy więcej niż minimum ustawowe.

Stawiam otwarte pytanie, czy tam, gdzie podmioty lecznicze skarżą się na niewystarczającą ilość środków finansowych, problemem rzeczywiście jest ich brak czy też przyczyną są błędy w zarządzaniu tymi środkami?

Na pielęgniarkach najłatwiej zaoszczędzić

Pani zdaniem to właśnie pielęgniarki i położne są grupą, która jest szczególnie niesprawiedliwie traktowana w naszym systemie ochrony zdrowia?

Wydaje mi się, że tak. Bo to jest najliczniejsza grupa.

Ze wszystkich spraw, które prowadzę, dosłownie pojedyncze dotyczą innych zawodów medycznych. Nie twierdzę, że w innych grupach ten problem nie występuje, ale tam dzieje się to na dużo mniejszą skalę.

Uważam, że jedyną „winą” pielęgniarek i położnych jest to, że są zazwyczaj najliczniejszą grupą zawodową w danym podmiocie leczniczym.

Dlatego można na nich najwięcej zaoszczędzić.

To prawda. Ale podkreślam, taka sytuacja ma miejsce tylko w niektórych podmiotach. W skali kraju jest ich mniej.

Jest jeszcze jeden bardzo istotny aspekt. Wynika on z pewnego stereotypowego postrzegania grupy zawodowej pielęgniarek i położnych. Zdarza się tak, że spotykam się jeszcze z przeświadczeniem, że pielęgniarka nie postawi się i nie sprzeciwi krzywdzącej decyzji pracodawcy.

To się jednak zmienia. Pielęgniarki i położne wykonują samodzielny zawód. Są świadome swojej wartości jako pracownicy i wiedzą, jak istotną rolę odgrywają w systemie ochrony zdrowia.

Młode pielęgniarki i położne, moje rówieśniczki, mające po 30, trzydzieści kilka lat, mają już inny styl pracy niż ich koleżanki, które rozpoczynały pracę w innych realiach społeczno-gospodarczych. Inaczej podchodzą do pewnych kwestii. Bliskość miejsca pracy od miejsca zamieszkania, przy dzisiejszym poziomie mobilności, nie jest już czynnikiem decydującym przy wyborze miejsca pracy.

Podam przykład z moich rodzinnych stron, tj. z Wysokiego Mazowieckiego. Pielęgniarki i położne są już zmęczone walką o pieniądze. I co robią? Składają wypowiedzenia, bo 20 kilometrów od nas, w Zambrowie, płacą zgodnie z wykształceniem. 30 kilometrów dalej, w szpitalu w Łapach, tak samo. A 50 kilometrów dalej, w Białymstoku, pielęgniarka anestezjologiczna ma wysoką podstawę pensji, 1200 zł dodatku za pracę na bloku operacyjnym i do tego jeszcze zwracają jej za paliwo.

Proces powinien być ostatecznością

Jak dziś wygląda sytuacja w sądach? Do zarządzających placówkami powoli dociera, że trzeba jednak honorować wykształcenie i płacić zgodnie z ustawą?

Są dwa rodzaje podmiotów leczniczych. Są takie, które jasno deklarują, że będą walczyć do samego końca.

Natomiast są również takie podmioty, które w momencie, gdy kieruję wezwanie do zapłaty, chcą rozmawiać o polubownym zakończeniu sporu.

Od czego zależy czy placówka zaczyna kooperować, czy też idzie w zaparte?

Na pewno ważną rolę odgrywają tu doradcy prawni podmiotów leczniczych. Ci, którzy rzetelnie oceniają ryzyko prawne w świetle kształtującej się linii orzeczniczej, są wsparciem w rozmowach na linii pracodawca – pracownicy. Natomiast pamiętajmy, że ostateczna decyzja co do tego, czy podjęte zostaną rozmowy oraz jaki będzie ich rezultat i tak należy przede wszystkim do zarządzającego danym podmiotem.

Proces sądowy w relacji pracodawca-pracownik powinien być ostatecznością.

To jest czas i pieniądze obu stron, a w przypadku podmiotów leczniczych chodzi przecież o pieniądze publiczne. Postępowanie sądowe trwa.

To oczekiwanie na rozstrzygnięcie bardzo negatywnie wpływa na morale personelu. I kiedy wytworzy się już taki totalny mur pomiędzy pracodawcą a pracownikami, część pielęgniarek decyduje się na przejście do innych placówek i już w nowym miejscu oczekuje na rozstrzygnięcie sprawy.

W efekcie, po przegranej w sądzie, pracodawca nie dość, że jest stratny finansowo, to nie ma już tego pracownika. I to jest chyba najsmutniejsze w tych sprawach.

Jak długo trwa takie postępowanie?

W pierwszej instancji do roku.

Pierwsze sprawy pielęgniarek i położnych z Wysokiego Mazowieckiego prawomocnie (tj. zapadły wyroki w obu instancjach) zakończyły się w ciągu około sześciu miesięcy. Ale to było wyjątkowo szybko.

Mam sprawy, gdzie pozwy były składane w grudniu 2022, w styczniu 2023 i wciąż nie mam wyznaczonego terminu pierwszej rozprawy.

Promyk nadziei?

W razie wygranej pielęgniarkom należą się też odsetki za zwłokę w wypłaceniu należnych środków?

Tak.

W tej chwili średnie roszczenia pielęgniarki z tytułem magistra i specjalizacją, która od 01 lipca 2022 otrzymuje niższe, niż powinna, wynagrodzenie zasadnicze, są rzędu dwudziestu kilku – trzydziestu kilku tysięcy zł.

Do tego dochodzą koszty procesu, w tym koszty zastępstwa procesowego – 2700 zł za pierwszą instancję i 1350 zł za drugą. To koszty, które sąd zasądza na rzecz każdej z pań w przypadku wygranego procesu.

Do tego należy jeszcze doliczyć wspomniane odsetki, które liczy się oddzielnie dla każdego miesiąca.

Ostatecznie na całej tej sprawie tracimy my wszyscy. Bo przecież te odsetki i koszty procesów są pokrywane z naszych składek zdrowotnych. A sądy są zapchane tysiącami pozwów i inni muszą czekać.

Proszę sobie wyobrazić proces, w którym uczestniczy 20 kilka pielęgniarek. W efekcie jednego dnia z niewielkiego powiatowego szpitala „znika” tyle pielęgniarek i położnych. Nagle tak duża część załogi, zamiast być przy łóżkach pacjentów i wykonywać pracę, musi być w sądzie.

Trzeba też mieć na względzie, że wiele spośród tych pań nigdy w sądzie nie była. Pan sobie nawet nie wyobraża, jaki to dla nich stres.

Widać promyk nadziei w tej sytuacji?

Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Kiedy niedawno udzielałam wywiadu „Rynkowi zdrowia”, byłam w trakcie rozmów z jednym szpitalem. Niestety, nie udało się dojść do porozumienia. Jest mi z tego powodu przykro, ponieważ byliśmy naprawdę blisko pozytywnego zakończenia. A tak wracamy na salę sądową.

Myśląc o czymś bardziej optymistycznym, mogę powiedzieć, że tam, gdzie rozmawiamy, to te rozmowy są zwykle bardzo dobre i konstruktywne. Nawet jeżeli nie zgadzamy się co do argumentów prawnych, to przynajmniej poziom i atmosfera rozmowy są właściwe.

Ministerstwo umywa ręce

Skoro tych spraw jest tak dużo, nie jest możliwe uregulowanie tej sprawy odgórnie, np. przez Ministerstwo Zdrowia?

Nie wydaje mi się. Ministerstwo bardzo mocno akcentuje samodzielność decyzyjną podmiotów leczniczych. Widać to we wszystkich pismach kierowanych do związków zawodowych czy do Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych.

Spotkała się Pani z tym, że jakaś inna grupa zawodowa znalazła się w podobnej sytuacji jak pielęgniarki i miało miejsce masowe składanie pozwów?

Pamiętam, jak wchodziłam na salę sądową w Skarżysku-Kamiennej z ogromną liczbą segregatorów. Sprawa dotyczyła pięćdziesięciu kilka pań.

Zwróciłam się do sędziego, że jest mi przykro, że tak obłożyliśmy pracą sąd. A sędzia na to: „Pani mecenas, przeżyłem ustawę 203, to i to przeżyję”.

Ja tego nie pamiętam, bo to było 20 lat temu, ale polski wymiar sprawiedliwości taką falę pozwów pamięta.

[Ustawa 203 to potoczna nazwa ustawy z 22 grudnia 2000, na podstawie której pracownikom publicznych zakładów opieki zdrowotnej zatrudniającym powyżej 50 osób zostały przyznane podwyżki w wysokości 203 zł w 2001 roku i 171 zł w roku następnym. Ustawa nie wskazała jednak źródeł sfinansowania tych podwyżek. Placówki ochrony zdrowia musiały wypłacić je z własnych budżetów. Część szpitali zrobiła to w całości, inne w części, a jeszcze inne w ogóle ich nie wypłaciły.].

;

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze