2,75 mln zł - tyle na swoje działania w 2020 roku dostanie podkomisja smoleńska. "Mają rozmach... Pan Antoni zapowiadał koniec, a tu kolejne miliony złotych w błoto" - komentuje dr Maciej Lasek, jeden z autorów raportu Millera, wyjaśniającego przyczyny katastrofy z 10 kwietnia. Zaś Antoni Macierewicz już zapowiada swój kolejny raport i przekręca fakty
O kwocie przyznanej podkomisji smoleńskiej na 2020 rok poinformował na Twitterze senator PO Krzysztof Brejza. Wysokość budżetu zespołu eksperckiego Antoniego Macierewicza podał wiceminister MON Wojciech Skurkiewicz podczas posiedzenia senackiej komisji obrony narodowej.
Podkomisja smoleńska ma do dyspozycji w bieżącym roku 2 mln 746 tys. zł.
Do swojego
" rel="nofollow">tłita senator PO dołączył też film, na którym pada podana kwota:
Na informację zareagował dr Maciej Lasek, jeden z autorów tzw. raportu Millera mówiącego o przyczynach katastrofy lotniczej w Smoleńsku, który jest kontestowany przez podkomisję :
"Mają rozmach... Pan Antoni zapowiadał koniec, a tu kolejne miliony złotych w błoto".
Tymczasem były szef MON Antoni Macierewicz w swoim wideofelietonie "Głos Polski" dla TV "Trwam" powiedział, że wkrótce poznamy kolejny raport dotyczący katastrofy w Smoleńsku, nie podał jednak daty jego ogłoszenia. Z tego, co zasygnalizował wynika, że
raczej będzie to powtórzenie znanych już tez, mniej lub bardziej sugerujących, że nie była to katastrofa lotnicza, ale zamach.
Jak trafnie zauważył TVN, kwota podana przez wiceministra Skurkiewicza jest
pierwszą od grudnia 2017 roku informacją podaną przez resort obrony na temat budżetu podkomisji smoleńskiej.
Nadal nie znamy budżetu zespołu ekspertów Macierewicza na lata 2018-2019. Nie został on ujawniony, choć były szef MON w lipcu 2019 zapewniał na posiedzeniu sejmowej komisji obrony, że kwota zostanie podana do publicznej wiadomości do końca roku. Słowa jednak nie dotrzymał. Nie udzielano również odpowiedzi mediom.
Zaś jeśli chodzi o dane finansowe za lata 2016-2017, są one niespójne.
W grudniu 2017 roku wiceminister obrony Bartosz Kownacki informował, że w 2016 roku podkomisja smoleńska kosztowała budżet państwa 1,5 mln zł w 2016 roku, a w 2017 - 2,6 mln zł. Czyli łącznie - 4,1 mln zł.
Drugi z ówczesnych wiceszefów MON Michał Dworczyk (dziś szef Kancelarii Premiera), miesiąc wcześniej (w listopadzie 2017) mówił, że planowy budżet podkomisji na 2018 rok to 6 mln zł. Dodał też, że zaplanowany kosztorys podkomisji w 2017 roku wyniósł 6,18 mln zł. Zastrzegł jednak, że w danym roku podkomisja nie wydaje wszystkich swoich pieniędzy.
Te niespójne wyjaśnienia pokazują, że podkomisja smoleńska nie jest transparentna finansowo.
„Jestem ostatnio bardzo często pytany, czy 10. rocznica tragedii smoleńskiej przyniesie także informacje o tym, co naprawdę się wydarzyło, jak do tego doszło, kto jest za to odpowiedzialny, czyli krótko mówiąc, czy będzie raport, który pokaże rzeczywisty przebieg wydarzeń. Tak. Taki raport będzie” - powiedział Antoni Macierewicz w swoim cyklicznym wideofelietonie dla TV "Trwam".
Nie podał jednak, kiedy możemy się spodziewać ostatecznego raportu, choć jeszcze w 2019 roku zapowiadał, że zostanie opublikowany pod koniec 2019 albo w styczniu 2020 roku.
Według relacji Macierewicza, w pierwszej kolejności raport ma omawiać sprawę remontów TU-154 przed katastrofą. Zdaniem byłego szefa MON, "ten remont był realizowany pod olbrzymim wpływem rosyjskim, a zwłaszcza specjalnych służb rosyjskich ze wsparciem niektórych służb specjalnych działających w Polsce i niektórych polityków, którzy ułatwiali, którzy sprawiali, że ta operacja stała się możliwa".
Jaka "operacja"? Macierewicz wprost tego nie mówi, ale dalsze części wypowiedzi sugerują, że nie była to "zwykła" katastrofa lotnicza.
Wyjaśnieniem przyczyn ma zajmować się druga część raportu. Tu mowa będzie m.in. o "odpowiedzialności kontrolerów lotu", którzy "są [...] odpowiedzialni za fałszywe sprowadzanie samolotu". W tym kontekście, mówi Macierewicz, "zapomina się o odpowiedzialności centrali [...] o nazwie logika, gdzie dowodził generał Benediktow". Dalej mówi o eksplozji w lewym skrzydle i centropłacie Tupolewa.
To sugeruje, że w raporcie zostanie przypomniana zaprezentowana przez podkomisję smoleńską w 2017 roku, teoria o tzw. podwójnym zamachu.
Mówi ona, że nie tylko doszło do eksplozji, która zniszczyła samolot, ale że był on dodatkowo błędnie - i celowo - naprowadzany przez rosyjskich kontrolerów z lotniska Smoleńsk-Siewiernyj.
Część raportu ma zostać poświęcona "fałszowaniu, kłamaniu, oszukiwaniu, niszczeniu dokumentacji lub wytwarzaniu zupełnie fałszywej" w związku z katastrofą smoleńską.
Przywołam [...] ekspertyzę jednej z amerykańskich firm, która [...] stała się podstawą rekonstrukcji przebiegu wydarzeń z jedną tylko różnicą, mianowicie ta firma stwierdziła jednoznacznie, analizując teren wrakowiska, że doszło tam do do dwóch eksplozji.
"Jest przebieg rozmowy komisji Millera, gdy ustanawia ona, że to są bardzo brzydkie słowa i trzeba je zmienić, nie można mówić o wybuchach i będą »pożary«" - dodał Macierewicz. Zdaniem polityka znaczy to, że "sfałszowano fundamentalny dokument pokazujący, jak było".
"Po pierwsze, to nie była firma amerykańska, jak twierdzi Macierewicz, tylko polska - o nazwie SmallGIS" - mówi OKO.press dr Maciej Lasek, jeden z autorów raportu komisji Millera. "Po drugie, ta firma nie analizowała terenu wrakowiska, ale jedynie zdjęcia satelitarne miejsca wypadku, co jest fundamentalną różnicą" - dodaje.
"Po trzecie, eksperci tej firmy oznaczyli wybrane punkty na fotografiach jako prawdopodobne miejsca wybuchu, więc w ogóle nie chodziło tu o żadne eksplozje na pokładzie samolotu, o których mówi spiskowa teoria smoleńska" - wyjaśnia dr Lasek.
Wcześniej, jeszcze przed otrzymaniem tej analizy, 18 członków komisji Millera pojechało do Smoleńska i po oględzinach wykluczyło możliwość wybuchów na ziemi: "To były właśnie pożary, prawdopodobnie płonącego paliwa. I dlatego tak napisaliśmy w raporcie" - tłumaczy dr Lasek.
"Takie zarzuty Antoni Macierewicz formułował już kilka lat temu. Widać, nie ma żadnej nowej amunicji, skoro musi się odwoływać do dawno już zbitych argumentów" - dodaje.
Być może jedynym nowym elementem będą wyniki ekspertyzy National Institute For Aviation Research, jednostki badawczej uniwersytetu stanowego w Wichita w Kansas. Naukowcy z tej uczelni skanowali na początku 2018 roku w Mińsku Mazowieckim samolot Tu-154M nr 102, „bliźniaka” tego Tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku.
„Naukowcy przywieźli ze sobą pół tony profesjonalnego sprzętu, m.in. specjalne skanery, dzięki którym zostanie stworzony trójwymiarowy, wirtualny model samolotu. […] Praca naukowców pozwoli na pełną rekonstrukcję procesu rozpadu samolotu, w tym przemieszczenia się jego poszczególnych części” – pisał o tej operacji prorządowy portal niezalezna.pl w lutym 2018 roku.
Ten pomysł budził już jednak w Polsce głosy krytyczne.
„Próba wyjaśnienia katastrofy w Smoleńsku za pomocą jej cyfrowej symulacji z udziałem komputerowego modelu samolotu to postawienie sprawy na głowie” – mówił OKO.press Michał Setlak, publicysta lotniczy i redaktor „Przeglądu Lotniczego”.
Model matematyczny katastrofy jest pewnego rodzaju przybliżeniem rzeczywistości. Zanim się go zacznie używać, najpierw należy go zweryfikować. A to robi się przez odniesienie modelu do rzeczywistej sytuacji katastrofy lotniczej.
Setlak: „To znaczy, że to nie symulacja katastrofy i model Tupolewa wyjaśniają realną katastrofę w Smoleńsku, ale to rzeczywista katastrofa stanowi punkt odniesienia i test dla wiarygodności symulacji i modelu”.
Sceptyczny był również dr Lasek „Jeśli parametry tej symulacji zostaną określone na podstawie danych z rejestratorów – a więc np. tego, gdzie w danym momencie samolot się znajdował, kiedy uderzył w brzozę i że nie było żadnego wybuchu – to jest szansa, że uzyskamy obraz jakoś zbliżony do rzeczywistego wypadku” – mówił OKO.press w lutym 2018 roku.
Podkreśla jednak, że „i tak będzie szalenie trudne i skomplikowane”. Wynika to z tego, że w takim modelu jest ogromna ilość zmiennych liczbowych. A wartość niektórych – np. grubości drzew, w które uderzał samolot – może zostać określona tylko w sposób przybliżony.
„Dlatego taka symulacja dostarczy nam nie tyle obrazu rzeczywistych zdarzeń, co hipotez odnośnie tego, jak mogły one wyglądać” – wyjaśnia dr Lasek.
Czy spiskowy recykling Macierewicza wciąż działa na społeczną wyobraźnię? W 2016 roku według badania Ipsos dla OKO.press w teorię o zamachu w Smoleńsku wierzyło 27 proc. Polaków. Jak jest dziś? W najbliższym czasie w OKO.press najnowszy sondaż na ten temat.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze