0:000:00

0:00

PiS stara się budować napięcie przed zaplanowaną na 20 marca 2021 prezentacją "Polskiego Nowego Ładu". W sobotę 13 marca PiS przedstawił hasła programu, który ma być czymś pomiędzy planem odbudowy po pandemii - równoległym do finansowanego przez UE Krajowego Planu Odbudowy - a nowym programem wyborczym PiS.

Te hasła to: "Plan na zdrowie", "Dekada rozwoju", "Rodzina i dom w centrum życia", "Polska - nasza ziemia", "Przyjazna szkoła i kultura na nowy wiek", "Dobry klimat dla firm", "Czysta energia, czyste powietrze", "CyberPoland 2025", "Złota jesień życia" oraz "Uczciwa praca - godna płaca".

Prawo i Sprawiedliwość opublikowało spot, w którym Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki zapowiadają program.

View post on Twitter

W ubiegłym tygodniu ujawniliśmy, że jednym z punktów ma być kwota wolna od podatku w wysokości 30 tys. złotych. Przedstawiciele rządu nie dementowali naszych doniesień. Na pytania o kwotę wolną od podatków odmawiali komentarza, zasłaniając się koniecznością poczekania na cały program.

Nie mówili więc też o szczegółach, a te są tutaj wyjątkowo istotne. Samo to, że kwotę wolną od podatku należy podnieść, wydaje się oczywiste - w Polsce od lat jest ona na absurdalnie niskim poziomie. Ale od tego, czy będzie to powszechna kwota wolna, czy też ograniczona dodatkowymi progami dochodowymi, zależy pełna ocena i koszt pomysłu. A rzeczy, które mogą pójść nie tak, jest sporo.

Przeczytaj także:

Z kwotą wolną trzeba coś zrobić

Wyższa kwota wolna jest dobrym instrumentem, wskazywał w komentarzu dla OKO.press prof. Marek Belka. „To od niego trzeba było zacząć reformowanie polityki społecznej. To o wiele korzystniejsze, bo dotyczy ludzi pracujących. Wyższa kwota wolna powinna być potężnym bodźcem do podejmowania pracy, szczególnie niskopłatnej”.

I dodawał: „Żeby taki system dobrze działał, musielibyśmy mieć o wiele bardziej progresywny system podatkowy. Ludzie zarabiający bardzo dobrze nie unikną podatku takiego jak w Europie Zachodniej, czyli 40-45 proc”.

Piotr Lewandowski, szef Instytutu Badań Strukturalnych, mówi OKO.press: „Kwota wolna dawno w Polsce nie była zmieniana w sposób gruntowny. Realnie jej wartość spadła. A to powoduje, że opodatkowanie osób o niskich dochodach rośnie, bo kwota wolna ma większy wpływ na to, ile podatku dochodowego płacą ludzie o niskich dochodach. Dlatego w którymś momencie trzeba będzie coś z nią zrobić”.

Obietnice Dudy i wyrok TK

Wyższą kwotę wolną od podatku obiecywał prezydent Andrzej Duda w kampanii wyborczej w 2015 roku. Początkowo zapowiadał, że zostanie ona wprowadzona od 1 stycznia 2016 roku. W lutym 2015 Duda mówił:

„W krajach, gdzie władza jest uczciwa, ten kto zarabia najniższą pensję, nie płaci podatku. U nas nie może nawet o tym pomarzyć i to się musi zmienić. Trzeba to zrobić z rozwagą, ale uważam, że w niedługim czasie kwota wolna od podatku powinna sięgać 8 tys. zł”.

PiS twierdzi, że tę obietnicę spełnił, choć w 2018 roku - dwa lata później, niż chciał tego Duda. W istocie jednak partia zastosowała wybieg: próg 8 tys. złotych nie jest powszechny.

  • Dla dochodów do 8 tys. złotych rocznie (to 667 złotych miesięcznie) podatku rzeczywiście nie ma.
  • Powyżej 8 tys. zł dochodu próg kwoty wolnej proporcjonalnie spada, a między 13 tys. złotych rocznie a 85 528 złotych wynosi 3091 złotych (to wysokość kwoty wolnej niezmieniana od 2009 roku).

Czyli – jeżeli ktoś zarabia między 1083 zł a 7127 złotych miesięcznie, obowiązuje go kwota wolna na poziomie 3091. Przy wyższych zarobkach kwota maleje. Powyżej zarobków na poziomie 127 tys. złotych rocznie nie ma już kwoty wolnej.

W tym roku płaca minimalna wzrosła do 2800 złotych. A to oznacza, że nawet otrzymując minimalne miesięczne wynagrodzenie, zarabiamy ponad cztery razy więcej od kwoty, która uprawnia nas do pełnego zwolnienia z podatku - podniesienie kwoty wolnej w 2018 roku nie miało więc żadnego wpływu na dochody netto osób zarabiających pensję minimalną.

Do reformy kwoty wolnej z 2018 roku przyczynił się Trybunał Konstytucyjny, orzekając w październiku 2015 roku, że kwota wolna od podatku niższa niż minimum egzystencji jest niezgodna z konstytucją.

Minimum egzystencji to obliczana przez Instytut Pracy i Praw Socjalnych kwota wydatków, która jest niezbędna do biologicznego przetrwania. Jeżeli ktoś miesięcznie otrzymuje na rękę mniej niż minimum egzystencji, jego życie może być zagrożone – może mu brakować na żywność, mieszkanie czy podstawowe środki higieny.

Teoretycznie więc kolejne minimalne podniesienie kwoty wolnej dla najuboższych jest nieuchronne, bo rośnie też minimum egzystencji - w 2019 roku dla jednoosobowego gospodarstwa oszacowano je na 616,55 zł.

Z drugiej strony PiS, kontrolując Trybunał Konstytucyjny, mógłby wpłynąć na instytucję w ten sposób, żeby znieść tę konieczność. Ale to byłoby politycznie niekorzystne. Bo kwota jest w Polsce absurdalnie niska i obciąża najsłabiej zarabiających. Fatalnie wyglądamy pod tym wyglądamy na tle Europy.

W ogonie Europy

Kwota wolna może być narzędziem progresywnego wyrównywania szans i zdejmowania ciężaru z najmniej zarabiających. Większość krajów Unii to rozwiązanie stosuje. Polska teoretycznie też, ale obecnie jest to tylko proteza progresywnego systemu.

Niejednokrotnie pisaliśmy w OKO.press, że obecny polski system podatkowy jest regresywny, tzn. w stosunku do dochodu najsilniej obciąża najmniej zarabiających, a jest bardzo wyrozumiały dla najlepiej zarabiających (na różnych szczeblach tej drabiny są wyjątki od reguły; mamy np. wysokie ulgi rodzinne, więc typowa rodzina z medianą dochodów i dwójka dzieci płaci względnie niski PIT - to temat, którym zajmiemy się przy innej okazji).

Dla większości z nas kwota wolna od podatku to 3091 złotych rocznie. Miesięcznie daje to 257,58 złotych, zaledwie 5 proc. średniej pensji. W opracowaniu PwC z 2016 okazywało się, że poza Węgrami, Bułgarią i Rumunią, które kwoty wolnej nie mają, mieliśmy najniższą kwotę wolną w Europie.

Porównujemy tutaj oczywiście nie kwotę wolną 8 tys. zł, ale tę, która obowiązuje większość, czyli 3091 złotych. Nieopodatkowanie tylko takiej części rocznego dochodu stawia nas na samym końcu Unii. (Na Cyprze kwota wolna to aż 19 500 euro – ponad 26 razy więcej niż w Polsce. To jednak anomalia - Cypr jest malutkim państwem, które swoje dochody opiera na byciu rajem podatkowym dla zagranicznych firm).

Nowsze dane zebrała firma KPMG dla „Rzeczpospolitej” w 2019 dla wybranych krajów Unii. Polska w tym zestawieniu jest dalej na szarym końcu. Jeśli porównać kwotę wolną do średniego wynagrodzeniach, w krajach z opracowania KPMG z 2019 roku wygląda to tak:

  • Finlandia – 42 proc.;
  • Słowenia – 31 proc.;
  • Austria – 25 proc.;
  • Francja – 25 proc.;
  • Niemcy – 22 proc.;
  • Hiszpania – 20 proc;
  • Luksemburg – 17 proc.;
  • Czechy – 6 proc.;
  • Polska 5 proc.;
  • Irlandia 3 proc.;

Nie jesteśmy więc na końcu dzięki stosunkowo niskiej kwocie wolnej w Irlandii i stosunkowo wysokich zarobkach w tym kraju.

A gdzie plasowałaby nas powszechna kwota wolna 30 tys. złotych? Nominalnie – w europejskim środku. Ale jeśli porównać ją do zarobków, byłby to ruch ekstremalny.

Przy prognozowanej na 2021 rok średniej pensji w wysokości 5259 złotych dawałoby to kwotę wolną w wysokości 48 proc. średniej. Wyróżnialibyśmy się wówczas w Europie, a przeskok byłby ogromny.

KrajeUE dochodziły do powyższych poziomów stopniowo – nagłe i ostre podniesienie kwoty wolnej to konieczność znalezienia w budżecie dodatkowych, ogromnych środków. Warto więc zwrócić uwagę: państwa z wysoką kwotą wolną mają na ogół też wysokie podatki dla obywateli o najwyższych dochodach.

Np. dobrze zarabiający Fin może oddawać ponad 50 proc. dochodu w krajowym i lokalnym podatku dochodowym (i to nie licząc składek na ubezpieczenia społeczne).

Polska jest europejskiej anomalią, przy nagłej zmianie rozważanej przez PiS możemy być nią dalej, ale w inny sposób.

Zły moment

Piotr Lewandowski z IBS zauważa też, że chociaż zmiana jest konieczna, to moment na nią jest zły.

"Ogólna sytuacja budżetowa jest dosyć trudna ze względu na pandemię. Jest sporo dodatkowych wydatków, a przez to wzrósł deficyt. Koszty będą teraz ogromne, tymczasem z punktu widzenia rynku pracy czy nierówności dochodowych, to nie jest teraz optymalne rozwiązanie.

Jakie są alternatywy? Można rozważyć podniesienie kosztów uzyskania przychodów. Efektywnie jest to kwota wolna od podatku dostępna tylko tym, którzy pracują.

Wyższa kwota wolna podniesie dochody z transferów czy z emerytur, ale emeryci otrzymują 13. i 14. emeryturę i dochody w pandemii nie spadają. Spadają natomiast dochody pracujących. W ten sposób można zmniejszyć obciążenia pracujących osób z niskimi dochodami. A koszt fiskalny takiej zmiany będzie o rząd wielkości mniejszy.

Rząd jednak z pewnością tę zmianę przeprowadzi. Skąd wziąć na nią pieniądze?

Lewandowski: "Rząd sam powinien wymyślić, gdzie je znajdzie. Jeśli panu powiem, że nie ma co skakać z tego mostu, bo tam jest płytko, a pan się upiera, żeby skakać, to nie będę panu tłumaczył, jak lądować. To pan podejmuje decyzję, żeby skakać. I osoba, która skacze, musi wymyślić jak to zrobić, żeby sobie nie zrobić krzywdy".

Kilka możliwości

Pospekulujmy jednak chwilę nad tym, co może się wydarzyć. W tym momencie mamy zapowiedź jakiejś obniżki podatków, która spowoduje jakąś - jeszcze nie wiemy, jak dużą - wyrwę w dochodach państwa. Szukanie sposobu jak to wyrównać będzie sztukowaniem ad hoc.

Rząd może zrobić kilka rzeczy.

  • Może podnieść podatki pośrednie, takie jak VAT, ale trudno to sobie wyobrazić, skoro PiS nieustannie chwali się, że lukę VAT zmniejszył tak skutecznie, że podatku nie musi podnosić (tak jak zrobił to rząd PO-PSL).
  • Może wprowadzić dodatkową stawkę PIT dla wysokich dochodów. Trudno to sobie jednak wyobrazić w sytuacji, w której trzeszczącą w szwach koalicję rządową tworzy partia podatkowego ultraliberała Jarosława Gowina.
  • Może zlikwidować przywilej liniowego opodatkowania dla jednoosobowych firm. Znów - trudno sobie wyobrazić poparcie Porozumienia; likwidację tego przestarzałego przywileju mają w programach partie Lewicy, ale uwzględnianie ich przez PiS w układankach byłoby samobójczym absurdem.
  • Może też wprowadzić podatek majątkowy. Takie rozwiązanie od początku pandemii proponują ekonomiści z grupy eksperckiej Dobrobyt na Pokolenia. Problemy? Jakkolwiek za takim podatkiem przemawia sporo (nie tylko fiskalnych) argumentów, a objąłby on stosunkowo niewielkie grono najbogatszych, w Polsce samo hasło opodatkowania majątku budzi grozę - prawdopodobieństwo, że rząd się na to zdecyduje jest nikłe.

Na koniec najbardziej prawdopodobna opcja: rząd może zmienić wysokość i zasady pobierania składki zdrowotnej. To zasili budżet NFZ i pośrednio odciąży powiązany z nim budżet państwa. Przecieki prasowe mówią o kilku możliwościach.

W przypadku przedsiębiorców - zlikwidowanie ryczałtu i uzależnienie składki zdrowotnej od dochodów. Poza tym podwyżka składki zdrowotnej dla pracowników (lub jakiś wariant podwyżki uzależniony od dochodów) i obniżenie części składki odliczanej od podatku.

Jak podaje "Gazeta Wyborcza", Porozumienie Jarosław Gowina nie godzi się na podwyżkę obciążeń dla przedsiębiorców.

Na razie więc wygląda na to, że PiS nie jest w stanie przeforsować żadnej formy wyższego progresywnego opodatkowania. A bez tego trudno sobie wyobrazić znaczące zmiany w systemie podatkowym. W efekcie więc sama podwyżka kwoty wolnej może zostać ograniczona do osób o dochodach poniżej płacy minimalnej. W praktyce - do emerytów.

Po co?

W rozmowie z OKO.press Piotr Lewandowski kwestionuje sens reformowania kwoty wolnej w takich okolicznościach. I zastanawia się:

"Jeśli rząd miałby podnieść opodatkowanie osób z wysokimi dochodami, to zwiększyłby progresję w PIT. I to ma jakiś sens. Ale dlaczego teraz, a nie np. cztery lata temu?

Wiemy, kto stracił dochody w pandemii. To są ludzie pracujący, słabiej zarabiający; ci, którzy pracują w branżach objętych restrykcjami; często pracujący na umowach cywilnoprawnych. Podwyższenie kwoty wolnej w ogóle nie jest skierowane do tej grupy. A to właśnie w tę stronę powinien iść plan naprawy gospodarki po kryzysie i pandemii.

Trudno w tej chwili znaleźć ekonomiczne argumenty za radykalnym podnoszeniem kwoty wolnej od podatku. I to nawet abstrahując od tego, jaki kto ma system wartości. Wolnościowcy powiedzą, że to niedobrze, bo deficyt państwa się zwiększa. Ktoś z nastawieniem progresywno-równościowym też może być niezadowolony - bo zamiast odpowiedzi na problemy ludzi, którzy na pandemii ucierpieli mamy pomysł na ogromny transfer do wszystkich”.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze