0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. NidaOtulinaFot. NidaOtulina

Kurniki już powstają, ale część mieszkańców nie składa broni. W Dolinie Nidy, w świętokrzyskiej miejscowości Brzegi, ma powstać przemysłowa ferma kur, gdzie co roku będzie hodowanych 5 milionów brojlerów.

„Stawiają już budynki, a my piszemy listy do wszystkich możliwych instytucji, żeby zapobiec tej inwestycji. Zaraz obok jest Natura 2000, ptasie siedliska, domy mieszkalne” – mówi Grażyna Makara, która mieszka w oddalonej od Brzegów o kilka kilometrów wsi Brzeźno, w domu, który wybudowali jej dziadkowie przed drugą wojną. Razem z grupą mieszkańców od miesięcy próbuje zatrzymać budowę kurników.

„Wiele lat temu słychać było szczątkowe i niepotwierdzone informacje o zamiarze budowy tutaj kurników. Ale nic się w tej sprawie nie działo. Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna uprawiająca dotychczas tu hektary ziemi aktualnie jest w likwidacji i wysprzedaje swoje ostatnie areały. Mieszkańcy byli zaskoczeni, kiedy na ten teren niepodziewanie wjechał ciężki sprzęt. Już wyrównano teren na wzniesieniu, stoją pierwsze kurniki, a z nich rozciąga się widok na zamek w Chęcinach, na skansen w Tokarni i rzekę Nidę” – dodaje. Sprawa trafiła do lokalnych mediów. Mieszkańcy zaczęli zbierać podpisy przeciwko budowie fermy.

„Przedsiębiorca musi przed rozpoczęciem działalności dostać tzw. pozwolenie zintegrowane. Liczymy na to, że go nie dostanie” – mówi Makara.

Inwestor – spółka Diferonia – przekonuje w mailu do OKO.press, że to nie pierwsza taka inwestycja, a w innych lokalizacjach protestów nie było. „Pojawiły się obawy części lokalnej społeczności, dlatego podjęliśmy dialog – odbyły się spotkania informacyjne, podczas których przedstawiliśmy szczegóły inwestycji” – podaje Diferonia.

Docelowo w Dolinie Nidy ma powstać 12 kurników.

12 lat ciszy

Cała historia zaczyna się w 2013 roku, kiedy ówczesna wójt gminy Sobków (pod którą podlegają Brzegi) Krystyna Idzik wydała niezbędną do rozpoczęcia inwestycji decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach. Taką decyzję wydaje się na podstawie raportu, który przedkłada sam inwestor. Przeciwnicy budowy kurników podkreślają, że to była pierwsza czerwona lampka. Ich zdaniem wpływ na środowisko tej inwestycji będzie nawet czterokrotnie większy, niż opisano to w raporcie. Ale o tym dowiedzieli się dopiero 12 lat później, kiedy zaczęli analizować dokumenty. W 2016 roku ówczesny inwestor dostał pozwolenie na budowę.

Przeczytaj także:

„Gmina w 2013 roku poinformowała tylko mieszkańców Brzegów o tym, że taka inwestycja będzie realizowana, wywieszając obwieszczenie drobnym drukiem na tablicy ogłoszeń. Tej samej, na której inni zamieszczają informacje o festynie lub o zaginionym psie. Dzisiaj mieszkańcy nie pamiętają tamtego pisma, prawdopodobnie nikt go nie przeczytał. Co ważne – nie zostali poinformowani sołtysi z sąsiednich wsi, nie było też żadnych konsultacji społecznych” – relacjonuje Grażyna Makara. „O kurnikach po prostu się słyszało. Ale nic w tej sprawie przez 12 lat się nie działo. Temat ucichł do momentu pojawienia się informacji o budowie biometanowni na tym terenie w 2024 roku. Wielu mieszkańców myślało, że ta inwestycja jest planowana zamiast kurników. Niestety okazało się, po zorganizowanym spotkaniu dla mieszkańców przez gminę, że biometanownia to kolejny ważny problem, a budowa kurników jest aktualna” – dodaje.

Przez ostatnie 12 lat projekt budowlany kurników dwukrotnie zmienił inwestora. W 2025 roku inwestycję przepisano na spółkę Diferonia. Doszło do tego w marcu i od tej pory sprawa przyspieszyła.

Ferma kur na prima aprilis

„Burmistrz gminy Sobków powiedział na spotkaniu z mieszkańcami, że dostał informację o rozpoczęciu budowy kurników. Następnego dnia, w prima aprilis, na plac budowy wjechał sprzęt. Po pół roku stoi już sześć kurników” – mówi Grażyna Makara. Jak wyjaśnia, od 1 stycznia 2025 Sobków to miasto – dlatego nie ma już wójta, a jest burmistrz. „Wiosną zorganizowaliśmy protest. Przyszło ponad sto osób, mieszkańcy się zaangażowali. Przyjechała Ochotnicza Straż Pożarna, właściciele wypożyczalni sprzętów wodnych postawili przyczepę z kajakami” – dodaje.

Na protest przyjechała kielecka TVP. Na nagraniu z protestu widać transparenty z napisami „Żądamy wstrzymania budowy”.

Mieszkaniec, który przyniósł na protest baner z napisem „skandal”, mówił dziennikarzom: „W majówkę odwiedziło nas 20 tys. turystów z całej Polski. Czy [po zakończeniu inwestycji] też do nas przyjadą? Będą podziwiać kurniki? Jadący od strony Krakowa zostaną powitani fetorem. Jadąc od strony wschodniej, mija się dolinę Nidy, to najpiękniejsza rzeka według europejskiego rankingu. Przez tę fermę może stać się ściekiem”.

Mieszkańcy skarżyli się, że nikt ich nie poinformował o rozpoczęciu budowy. Niektórzy sprowadzili się do gminy Sobków już po 2013 roku, więc nie mieli szans zobaczyć kartki wywieszonej na tablicy ogłoszeń.

„Mam poczucie niesprawiedliwości. W okolicy budujemy z mężem dom i to był szereg formalności. Jeśli ktoś buduje garaż, dostawia coś do budynku, to informację o tym dostają najbliżsi sąsiedzi. A tu była kartka wywieszona na tablicy 12 lat temu, i tyle” – mówiła Gazecie.pl Aleksandra Sołtysik, mieszkanka wsi Brzegi. Kurniki powstają kilometr od jej domu.

Dolina Nidy obok kurników

Grażyna Makara w rozmowie z OKO.press wylicza: ferma ma zajmować 13,5 hektarów, rocznie będzie produkować 294 tys. litrów ścieków i hodować ponad 5 milionów kur. Łączna długość wszystkich kurników to prawie dwa kilometry. Oprócz nich na działce stanie też 12 silosów do magazynowania paszy, 18 zbiorników do przechowywania gazu płynnego propan, 31 zbiorników na ścieki.

To nie koniec. Ferma powstaje:

  • w otulinie Chęcińsko-Kieleckiego Parku Krajobrazowego,
  • na terenie Chęcińsko-Kieleckiego Obszaru Chronionego Krajobrazu,
  • w odległości 500 m od Obszaru Natura 2000-Dolina Nidy,
  • 500 m od Obszaru Natura 2000-Ostoja Sobkowsko-Korytnicka,
  • 1,3 km od granic Chęcińsko-Kieleckiego Parku Krajobrazowego,
  • 4 km od Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni.

Niecałe 1,5 km od inwestycji płynie rzeka Nida, a jej tereny zalewowe leżą już zaledwie 500 metrów od kurników.

Nida Otulina // Fot. Grażyna Makara / NidaOtulina
Dolina Nidy. Fot. facebook.com/NidaOtulina

„Mamy tutaj chronione siedliska ptasie. I w ich bezpośrednim sąsiedztwie mają być hodowane kury. A co, jeśli pojawi się wśród nich ptasia grypa albo inne choroby? Jak to wpłynie na bytujące w Dolinie Nidy ptaki?” – zastanawia się Grażyna Makara.

Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków wyjaśnia, że Dolina Nidy ciągnie się przez około 100 km. „Obejmuje zalewowe łąki i pastwiska, starorzecza, kompleksy stawów rybnych oraz w większości naturalne koryto. [To] Ważne miejsce dla migrujących ptaków wodno-błotnych, których koncentracje sięgają kilkudziesięciu tysięcy osobników. Jest to także jedna z najważniejszych w skali kraju ostoi lęgowych kropiatki, zielonki, bąka, bączka, hełmiatki, błotniaka stawowego, derkacza. Nadnidziańskie populacje lęgowe rycyka, czajki, krwawodzioba, kszyka, płaskonosa i cyranki należą do najliczniejszych na południu Polski” – pisze OTOP.

Protestujący mieszkańcy zaznaczają: to jest miejsce cenne przyrodniczo, atrakcyjne turystycznie. Kurniki powstają na wzniesieniu, nie będzie się dało ich przeoczyć. Obawiają się też smrodu – nie tylko z samych kurników, ale też wydzielanego przez padłe zwierzęta.

Mieszkańcy piszą do RPO

„To nie jest łatwy teren, żeby organizować stałe protesty. W wakacje manifestacje mogłyby odstraszyć turystów, którzy licznie przyjeżdżają tutaj na kajaki” – mówi Grażyna Makara. Ale mieszkańcy się nie poddają, zebrali ponad tysiąc podpisów przeciwko budowie fermy. Za pośrednictwem Świętokrzyskiego Klubu Ekologicznego, organizacji ekologicznej, postanowili zwrócić się do instytucji pozarządowych, które mogłyby jeszcze zatrzymać budowę albo doprowadzić do tego, że do hodowli kur nigdy na tym terenie nie dojdzie.

W połowie września wysłali pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich, wojewody świętokrzyskiego i Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

„Ministerstwo skierowało to do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie, a GDOŚ przekazał do Kielc – czyli w praktyce organ, który był od początku zaangażowany, będzie orzekał w swojej własnej sprawie. Wojewoda przedłużył termin do połowy grudnia, a na odpowiedź od RPO czekamy” – wyjaśnia w rozmowie z OKO.press zaangażowany w sprawę radca prawny Tobiasz Stefaniec z Kancelarii Stefaniec&Wspólnicy z Jędrzejowa. Razem ze Świętokrzyskim Klubem Ekologicznym im. św. Franciszka z Asyżu przygotował pismo do RPO.

Na kilkudziesięciu stronach autorzy wyjaśniają, że inwestycja przez lata istniała tylko na papierze, a jeśli powstanie, zagrozi mieszkańcom i środowisku. „Oprócz emisji na ogromną skalę azotu, jako szkodliwego związku, ferma będzie systematycznie i stale generować emisje dziesiątek ton trującego siarkowodoru, metanu i pyłów rocznie. [...] W strefie tej mieszka ok. trzech tysięcy osób i znajdują się dwa zespoły szkół publicznych, do których uczęszczają setki dzieci” – piszą. „Po każdym cyklu hodowlanym trwającym ok. 6 tygodni kurniki będą myte i czyszczone żrącą i lotną chemią” – czytamy dalej.

Wskazują, że gmina „nie uzyska z tego tytułu żadnych podatków do budżetu, gdyż tego rodzaju inwestycje są z niego zwolnione”.

Nieaktualna decyzja?

„Jest jeszcze jedna ważna kwestia” – podkreśla Tobiasz Stefaniec. „Decyzja środowiska, która służy do wydania warunków zabudowy i pozwolenia na budowę, obecnie nie obowiązuje. Po sześciu latach od wydania traci ważność – czyli ta straciła ważność w 2019 roku. Inwestycja jest wykonywana teraz, kurniki się budują, a po zakończeniu budowy inwestor będzie musiał zwrócić się do marszałka województwa o wydanie tzw. pozwolenia zintegrowanego. Do wydania tego pozwolenia potrzebna jest decyzja środowiskowa, której inwestor w praktyce nie ma – czy też ma, ale nieaktualną” – tłumaczy.

Inwestor zakłada, że ferma rozpocznie działalność pod koniec 2026 roku. Wcześniej będzie starał się o pozwolenie zintegrowane.

„Co więcej, pozwolenie na budowę jest z 2016 roku. Takie pozwolenie jest ważne trzy lata, a ciężki sprzęt wjechał sześć lat po jego wydaniu – wiosną 2025. Wiemy, że w dzienniku budowy jest jakiś wpis, dodany tam na kilka dni przed wygaśnięciem pozwolenia” – mówi Tobiasz Stefaniec. Jak dodaje, dokument nie został społecznikom udostępniony, więc nie wiedzą, co to za wpis.

W jego ocenie starosta jędrzejowski w ogóle nie powinien przepisywać pozwolenia na budowę na spółkę Diferonia.

„Pozwolenie było wydane na zabudowę zagrodową. Taką zabudowę może realizować jedynie osoba fizyczna, rolnik indywidualny – a spółka Diferonia rolnikiem indywidualnym nie jest” – podkreśla prawnik.

3 grudnia 2025 wysłaliśmy w tej sprawie pytania do inwestora. Do momentu publikacji artykułu nie dostaliśmy odpowiedzi. Jeśli ją dostaniemy – zaktualizujemy tekst.

Czy raport środowiskowy mówi prawdę?

Autorzy pisma do RPO wskazują, że raport środowiskowy, który był – przypomnijmy – podstawą do wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, a później pozwolenia na budowę, uległ dezaktualizacji. Ponadto zawiera błędy, m.in.:

  • wyliczono w nim czterokrotnie zaniżoną ilość wygenerowanego przez fermę azotu. Tak naprawdę – czytamy w piśmie do RPO – emisja azotu wyniesie faktycznie ok. 350 ton rocznie. A nie – jak deklarował inwestor – 90 ton;
  • zawarto w nim oświadczenie prezesa Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Brzeźnie z 2013 roku z deklaracją do odbioru obornika z fermy. Jednak zapotrzebowanie roczne fermy na utylizację azotu przekracza faktycznie 2 tys. ha. Już wtedy – 12 lat temu – spółdzielnia nie dysponowała takim terenem. Teraz ma już zaledwie 40 hektarów, bo od momentu podpisania oświadczenia wyprzedała grunty. W przyszłym roku – jak mówi Tobiasz Stefaniec – Spółdzielnia ma zostać zlikwidowana;
  • nie pochylono się w ogóle nad kwestią odorową;
  • nie wzięto pod uwagę sąsiedztwa terenów cennych przyrodniczo i chronionych prawem.

RDOŚ: ferma kur nie zagraża

Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Kielcach w maju 2013 roku dostała ten raport. Na jego podstawie wydawała niezbędny dla inwestycji dokument – postanowienie o uzgodnieniu realizacji i jej warunków dla przedsięwzięcia. Bez zgody RDOŚ inwestor nie mógłby ruszyć z budową.

RDOŚ wskazuje w piśmie, że „inwestycja nie będzie naruszać zakazów obowiązujących na terenie chronionego krajobrazu”. Na działce, na której powstaną kurniki, nie ma roślinności. Dyrekcja podkreśliła, że nie będzie trzeba wycinać pod nie drzew i krzewów.

„Oceniono również, że inwestycja nie będzie miała znaczącego negatywnego oddziaływania na formy ochrony przyrody, w tym na ochronę gatunkową oraz obszary sieci Natura 2000” – wyjaśnia RDOŚ 12 lat później w mailu do OKO.press. Podkreśla, że fermę kurzą i obszary Natura 2000 dzieli 500 m, ale także teren leśny i droga ekspresowa S7.

„Na etapie prowadzonego w 2013 r. postępowania do Dyrekcji nie wpłynęły żadne protesty mieszkańców ani uwagi w sprawie realizacji fermy” – zaznacza RDOŚ.

Kurzy biznes

Osoby, które protestują przeciwko budowie, podkreślają: inwestor tutaj nie mieszka, nie będzie miał fermy pod swoim oknem, nie na jego podwórku będzie czuć smród kurników. Diferonia to spółka, która zarządza kilkoma fermami kurzymi na Mazowszu, w powiecie mławskim. Jednym ze wspólników spółki jest Mirosław Koźlakiewicz – były poseł Platformy Obywatelskiej i potentat branży drobiarskiej, założyciel i przewodniczący rady nadzorczej w firmie Cedrob.

Cedrob jest największym polskim producentem drobiu. W skład całej grupy kapitałowej o tej samej nazwie wchodzi też producent trzody chlewnej i wędlin. Rodzina Koźlakiewiczów prowadzi mięsne imperium – nie tylko wielki biznes pod marką Cedrobu, ale również mniejsze fermy.

W 2018 roku w OKO.press opisaliśmy, że jednymi z największych beneficjentów unijnych dopłat są przemysłowi hodowcy drobiu i trzody chlewnej (jako przykład podaliśmy m.in. fermy należące do Koźlakiewiczów). Jednocześnie ci sami hodowcy produkują rocznie setki ton amoniaku, który może dostawać się do gleby oraz wód i który powoduje smród w okolicy. Mirosław Koźlakiewicz po tym artykule pozwał OKO.press, domagając się usunięcia artykułów i wzmianek o nim w tekstach. W 2021 roku zapadł prawomocny wyrok, zwycięski dla naszej redakcji.

Inwestor odpowiada

Pod koniec października 2025 zwróciliśmy się do spółki Diferonia z prośbą o odpowiedź na kilka pytań: czy przed rozpoczęciem budowy były prowadzone konsultacje społeczne z mieszkańcami, jak inwestor reaguje na protesty oraz jak planuje zabezpieczyć zakład, żeby nie wpływał na tereny chronione przyrodniczo. Zapytaliśmy także o możliwy problem nieprzyjemnego zapachu wydostającego się z fermy.

Diferonia przesłała wtedy do naszej redakcji obszerne odpowiedzi. Jak czytamy, firma przejęła prawo do inwestycji na drodze cesji. „Jako nowy inwestor nie mieliśmy obowiązku przeprowadzania ponownych konsultacji społecznych” – podaje Diferonia.

„Do momentu rozpoczęcia prac przez naszą firmę nie odnotowano sprzeciwów ze strony mieszkańców. Po rozpoczęciu inwestycji pojawiły się obawy części lokalnej społeczności. Dlatego podjęliśmy dialog – odbyły się spotkania informacyjne, podczas których przedstawiliśmy szczegóły inwestycji, aby wyjaśnić warunki jej funkcjonowania i rozwiać obawy mieszkańców” – pisze prezes spółki Sebastian Balcerowski. Dodaje, że firma posiada „fermy, które są zlokalizowane od najbliższych zabudowań w odległości ok. 100 m i nie ma z tego tytułu żadnych protestów”.

Nowoczesna ferma kur

Na pytanie o oddziaływanie na środowisko, Balcerowski odpowiada: „Dolina Nidy zlokalizowana jest w znacznej odległości od fermy za drogą szybkiego ruchu S7, która to jest zdecydowanie bardziej uciążliwa niż ferma drobiu”. Deklaruje, że na terenie fermy nie będzie składowany obornik, ścieki nie będą miały kontaktu z wodą powierzchniową i gruntem, a padłe ptaki mają być trzymane w „w konfiskatorze chłodzonym, szczelnym, zadaszonym” i odbierane przez firmę zewnętrzną dwa-trzy razy w tygodniu. Sebastian Balcerowski dodaje, że „przy wielkości produkcji tej fermy” dziennie będzie umierać 40-50 ptaków (poza „cyklem”, czyli chodzi o zwierzęta, które umrą „nieplanowo”).

„Ścieki przemysłowe powstające przy myciu i dezynfekcji urządzeń oraz pomieszczeń kurników po zakończeniu każdego cyklu chowu odprowadzane będą rurami kanalizacyjnymi do szczelnych zbiorników bezodpływowych, a następnie na podstawie stosownej umowy z podmiotem posiadającym wymagane zezwolenia będą wywożone do oczyszczalni ścieków” – tak spółka chce zapewnić, że Nida nie ucierpi przez kurzy biznes w pobliżu.

Diferonia chce również zminimalizować problem smrodu, stosując metody:

  • żywieniowe – dieta niskobiałkowa dla kur;
  • zoohigieniczne – stosowanie odpowiedniej ilości i jakości ściółki;
  • techniczne – usuwanie obornika, izolacja padłych zwierząt, wentylacja, czystość kurników.

Sielskość utracona

Czy mieszkańców to przekonuje?

„Bezpowrotnie stracimy sielskość tego terenu” – mówi Grażyna Makara. „Ta gigantyczna ferma. Będzie ona miała znaczący wpływ na nasze codzienne życie, które w najbliższym czasie uczyni nieznośnym. W odczuciu wielu mieszkańców działania inwestora są nastawione tylko na zysk, bez poszanowania ludzi tu mieszkających. Właśnie tracimy turystyczny charakter okolicy. Kurzy biznes już przyciąga kolejne trudne dla mieszkańców inwestycje, jak chociażby planowana budowa zakładu produkcji nawozów organicznych – biogazownia” – dodaje.

Kiedy w 2018 roku opisywaliśmy sprawę unijnych dopłat dla hodowców zwierząt, dziennikarze OKO.press pojechali do byłego PGR w Starych Kosinach na Mazowszu. Obok budynków mieszkalnych – ferma na 600 tysięcy kurczaków. „W lecie nie otworzysz nawet okna. Smród wleci do domu i nie ma jak się go pozbyć. Najgorzej jest co 6-8 tygodni, podczas czyszczenia kurników. Siedzimy w domach i czekamy, aż przestanie śmierdzieć” – opowiadał wtedy Radosław Baliński, mieszkaniec i radny gminy Wiśniewo.

O protestach (często udanych) przeciwko budowie kurzych ferm media lokalne informują regularnie. Kurier Szczeciński opisywał protest mieszkańców wsi Swochowo przeciwko powiększeniu już istniejącej fermy. „Już obecnie narzekają na fetor, hałas spowodowany przez transport do i z fermy oraz – jak twierdzą – emisję szkodliwych zanieczyszczeń, takich jak amoniak i siarkowodór” – czytamy.

Mieszkańcy gminy Sobków również martwią się, że na budowanych obecnie 12 kurnikach się nie skończy, a inwestor będzie wnioskował o rozbudowę zakładu.

Gmina milczy

W 2013 roku, kiedy były wydawane pozwolenia dla inwestora, obecny burmistrz gminy i miasta Sobków Tomasz Chaja pełnił funkcję kierownika Referatu Budownictwa i Ochrony Środowiska. To on odpowiadał za pozytywne dla kurników decyzje i również on dziś nie sprzeciwia się tej inwestycji.

OKO.press zwróciło się dwukrotnie do urzędu miasta i gminy Sobków o komentarz w tej sprawie. Nie dostaliśmy odpowiedzi.

„Zapewne inwestycja wpłynie na walory turystyczne, krajobraz się zmieni, bo dotychczas dominowały pola uprawne” – przyznała w Gazecie.pl zastępczyni burmistrza Sobkowa Małgorzata Słotwińska. W rozmowach z mediami urzędnicy rozkładają ręce: budowa już trwa, nie da się jej przerwać.

Dlatego – podkreśla Grażyna Makara – teraz trwa walka przeciwników budowy o to, żeby inwestor nie dostał pozwolenia zintegrowanego.

Kielecki RDOŚ informuje, że w przypadku tak dużej fermy (przypomnijmy: ponad 5 milionów kur rocznie, w jednym „cyklu” to ponad 732 tys. brojlerów) inwestor „zobowiązany jest do uzyskania pozwolenia zintegrowanego, w którym określane są m.in. dopuszczalne emisje zanieczyszczeń do środowiska”. Pozwolenie, jak już pisaliśmy, wydaje marszałek województwa.

„Bez pozwolenia inwestor nie może rozpocząć produkcji. Budynki mogą być gotowe, ale nie wprowadzi do nich żywego inwentarza. Nie uruchomi też wszystkich instalacji” – mówi Tobiasz Stefaniec i dodaje: „My, jako Świętokrzyski Klub Ekologiczny, już złożyliśmy pismo w tej sprawie do marszałka, mamy zapewnienie, że będziemy powiadomieni, kiedy rozpocznie się procedura. Dołączymy do niej jako strona”.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).

Komentarze