0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Szczyt Rady Europejskiej, podczas którego rozstrzygną się losy budżetu Unii Europejskiej, rozpocznie się 10 grudnia 2020. Wejście w życie budżetu, wynegocjowanego przez kraje UE jeszcze w lipcu, stoi pod znakiem zapytania z powodu sprzeciwu rządów Polski i Węgier. W poniedziałek 30 listopada premier Węgier Victor Orbán gościł w Warszawie, by uzgodnić z Mateuszem Morawieckim taktykę negocjacyjną przed szczytem. Oba kraje wciąż trzymają na stole groźbę weta wobec nowego budżetu UE.

Polska i Węgry odrzucają mechanizm, który zakłada możliwość wstrzymania wypłaty funduszy unijnych krajom łamiącym zasady praworządności. Rządy Mateusza Morawieckiego i Viktora Orbána twardo zapowiadają storpedowanie negocjacji, jeśli mechanizm nie zostanie co najmniej znacząco osłabiony. Robią to jednak z różnych powodów.

Weto Polski to instrument walki wewnętrznej w obozie władzy: premier Morawiecki jest szachowany przez koalicjantów z Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, którzy domagają się twardej postawy naszego kraju, mimo że groźba utraty funduszy przez Polskę na mocy mechanizmu praworządności na razie jest znikoma (o tym w dalszej części tekstu). Inaczej ma się rzecz z Węgrami: wobec ekipy Orbána wysuwane są zarzuty o złe wykorzystanie pieniędzy z Unii, co rzeczywiście może być powodem do zawieszenia wypłat.

Póki co ani Polska, ani Węgry nie znalazły dla swojej postawy sojuszników wśród innych krajów UE. W ostatnich dniach doniesienia o poparciu dla weta zdementowała Portugalia.

Ipsos dla OKO.press zapytał Polaków, jak w ich opinii taka postawa Polski i Węgier wpływa na pozycję obydwu krajów w Unii Europejskiej. Nasze pytanie brzmiało następująco:

"Rządy Polski i Węgier zapowiadają, że zawetują cały budżet UE, jeśli wejdzie w życie zasada uzależnienia wypłaty funduszy unijnych od przestrzegania praworządności. Czy Pana/Pani zdaniem taka polityka Polski i Węgier wzmacnia, czy osłabia pozycję naszych krajów w UE?".

Odpowiedź jest jednoznaczna: 62 proc. badanych uważa, że przez taką postawą nasza pozycja słabnie:

Innymi słowy, Polacy uważają, że zadekretowana przez Zbigniewa Ziobrę strategia pt. "Nie można być miękiszonem" jest błędna. Wbrew twierdzeniom ministra sprawiedliwości, badani uważają, że osłabia, a nie wzmacnia pozycję międzynarodową naszego kraju. Przypomnijmy, że 29 listopada Ziobro na konferencji prasowej dyscyplinował premiera Morawieckiego, niejako wydając mu instrukcje negocjacyjne w taki oto sposób:

"To są negocjacje. W negocjacjach nie można być miękiszonem, trzeba być twardym. Trzeba potrafić dbać o interesy Polski. Polska nie jest gorsza od innych, nie musimy się prosić o zgodę Berlina na użycie weta, jeśli nasze interesy są zagrożone".

Przeczytaj także:

Będzie powtórka z porażki 1:27?

Używanie groźby weta jako instrumentu negocjacji nie jest oczywiście w Unii Europejskiej niczym bardzo nadzwyczajnym. Na lipcowym szczycie UE taką zagrywkę zastosowała np. Holandia. Ale jest istotna różnica między postawą rządu holenderskiego a polityką Polski i Węgier.

Holenderska groźba weta została wyartykułowana wcześniej, gdy państwa członkowskie próbowały wspólnie ustalić kształt Wieloletnich Ram Finansowych i Funduszu Odbudowy. Po drugie, merytorycznie odnosiła się do sedna sprawy - Holandia, jako państwo, które walczyło o zmniejszenie budżetu Unii, nie chciało zgodzić się na jego powiększenie.

W przypadku Polski weto przychodzi poniewczasie. Bo polski rząd chce wetować to, na co zgodził w lipcu. W dodatku przyznaje, że tak naprawdę chodzi mu nie o budżet, a o mechanizm praworządnościowy.

Kolejną - może nawet ważniejszą - różnicą jest fakt, że polskie weto to głównie instrument w walce wewnętrznej między Zbigniewem Ziobrą a Mateuszem Morawieckim. Główne założenia obu rywali można zrekonstruować w następujący sposób.

Ziobro chce:

  • zmusić Morawieckiego do przyjęcia gniewnej, eurosceptycznej postawy wobec UE,
  • zmusić premiera, by jego linia negocjacyjna odzwierciedlała poglądy Solidarnej Polski,
  • postawić Morawieckiego pod ścianą: albo "patriotycznie" zawetuje budżet i zaryzykuje miliardy dla Polski, albo zgodzi się na budżet i "zdradzi" interes narodowy. W obu przypadkach Ziobro - w bliższej lub dalszej perspektywie - będzie mógł go oskarżyć o porażkę.

Morawiecki chce:

  • przekonać co radykalniejszych zwolenników PiS, że podziela linię Ziobry,
  • przekonać głównych graczy w Brukseli, że groźba weta ze strony Polski jest realna,
  • uzyskać jak największe ustępstwa i zmiany w mechanizmie praworządności,
  • ostatecznie zgodzić się na budżet i wrócić do Polski w glorii twardego negocjatora walczącego o interes narodowy.

Taktyka Morawieckiego ma szansę powodzenia, ale premier stąpa po bardzo kruchym lodzie. Nawet 20 proc. zwolenników PiS uważa, że grożenie wetem osłabia pozycję Polski:

To oznacza, że premier ma bardzo wąskie pole manewru. Jeśli nie uzyska znaczących ustępstw i zarazem ostatecznie nie zawetuje budżetu, nawet w oczach zwolenników własnego obozu może być odbierany jako nieodpowiedzialny awanturnik i słaby negocjator. Jakby tego było mało, narazi się wtedy Ziobrze, którzy bez wątpienia ostro zaatakuje go z pozycji eurosceptycznych.

Jeśli Morawiecki pójdzie na całość i zawetuje budżet, z dużą dozą pewności narazi się dominującej części opinii publicznej, a cała akcja może zostać odebrana jako powtórka z głosowania nad drugą kadencją Donalda Tuska w fotelu szefa RE (pamiętna porażka 1:27): samotna, niezrozumiała szarża, która nic Polsce znaczącego nie przyniosła oprócz strat. Na szali mamy m.in. 59 mld euro pomocy z Brukseli dla polskiej gospodarki na walkę z koronakryzysem.

Morawiecki staje więc przed zadaniem z dziedziny politycznej akrobatyki: być tak twardym, by zneutralizować atak Ziobry i jednocześnie na tyle elastycznym, by zrezygnować z weta i ocalić środki wynegocjowane dla Polski, które jeszcze w lipcu ogłaszał jako swój wielki sukces.

Absurdalny sprzeciw rządu PiS

Niestety dla obrońców niezależności polskiego wymiaru sprawiedliwości, prawdopodobieństwo, że Unia użyje mechanizmu praworządności do powstrzymania zmian w sądownictwie forsowanych przez ministra Ziobrę, jest dziś niewielkie.

Wbrew narracji PiS o groźnej Komisji Europejskiej, która za pomocą tego mechanizmu odbierze Polsce suwerenność, rozporządzenie „pieniądze za praworządność” będzie dla rządu PiS stosunkowo niegroźne.

Wg projektu naruszeniami praworządności mogą być:

  • zagrożenia dla niezależności sądownictwa;
  • niezdolność do zapobiegania, korygowania i sankcjonowania arbitralnych lub niezgodnych z prawem decyzji organów publicznych, w tym organów ścigania; wstrzymywanie zasobów finansowych i ludzkich mających wpływ na ich prawidłowe funkcjonowanie lub niezapobieganie konfliktom interesów;
  • ograniczanie dostępności i skuteczności środków odwoławczych, w tym poprzez restrykcyjne zasady proceduralne, brak wykonywania wyroków lub ograniczanie skutecznego dochodzenia, ścigania lub sankcjonowania naruszeń prawa.

Widać wyraźnie, że Brukseli nie chodzi o to, by narzucać państwom członkowskim rozwiązania z dziedziny społecznej, do której regulowania Unia nie ma kompetencji. Chodzi o niezakłócone funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości.

I owszem, zgodnie z tą definicją np. przejęcie przez PiS Trybunału Konstytucyjnego może kwalifikować się jako naruszenie praworządności, bo zagraża niezależności sądownictwa. Przychylne władzy postępowania prokuratury pod zwierzchnictwem Zbigniewa Ziobry także. Ale w praktyce od stwierdzenia tego faktu - co KE uczyniła już wielokrotnie, uruchamiając procedurę art. 7 czy skarżąc Polskę do TSUE - do zakręcenia kurka z pieniędzmi daleka droga.

Komisja będzie musiała udowodnić, że naruszenia praworządności mają lub mogą mieć bezpośredni, negatywny wpływ na zarządzanie unijnymi pieniędzmi. Jej wniosek zostanie poddany pod głosowanie w konserwatywnej i niechętnej karaniu Radzie. Do jego zatwierdzenia potrzebna będzie większość kwalifikowana, czyli głosy 15 krajów reprezentujących min. 65 proc. ludności Unii.

Sondaż telefoniczny CATI Ipsos dla OKO.press, na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków N= 1000 osób, 23-25 listopada 2020. Losowanie próby miało charakter warstwowo-proporcjonalny. Kontrolowano miejsce zamieszkania respondenta pod względem województwa i wielkości miejscowości. Około 70 proc. spośród 1000 wywiadów zrealizowano pod wylosowanymi numerami telefonów komórkowych.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze