0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Rys. Iga Kucharska / OKO.pressRys. Iga Kucharska /...

W Teatrze Zbożowym w Kielcach jest sala koncertowo wystawiennicza imienia “Nikogo Szczególnego — w hołdzie wszystkim, którzy nie mają pojęcia, że mają talent”. Grupa teatralna prowadzi zajęcia także z młodymi aktorami niesłyszącymi. W ramach edukacji.

Nauczyciele młodych aktorów niesłyszących mówią, że teatr daje im szansę rozwijania się w zawodzie artystycznym - na ogół osoby głuche i niedosłyszące są kształcone w zawodach "konkretnych" (a nie każdy marzy o tym, by być np. kucharzem). Teatr pokazuje, jak wielkie talenty drzemią w tych dziewczynach i chłopakach.

Agnieszka Szpila, pisarka nominowana do NIKE i dziennikarka-laureatka nagrody Grand Press za publicystykę o sytuacji rodzin osób z niepełnosprawnościami definiuje ich sytuację jako niewolę i zabór. Mówi, że na tym niewolnictwie ufundowany jest nasz system polityczny. Że polska na tym niewolnictwie stoi - i dlatego polska polityka wygląda tak jak wygląda

Przeczytaj także:

OKO.press przedstawiło jej analizę w siedmiu punktach. Teraz idziemy ich śladem. Było już o tym, czym jest Konwencja o prawach osób z niepełnosprawnościami i dlaczego ma znaczenie nie tylko społeczne, ale i polityczne. Było też o tym, dlaczego system orzecznictwa o niepełnosprawności czyni nasze państwo nieprzyjaznym dla wszystkich, a z części obywateli robi niewolników.

Dziś będzie o edukacji. Ale nie o tym, jak poprawiać edukację osób z niepełnosprawnościami. Tylko o tym, dlaczego spychanie tego tematu na margines jest groźne. Dlaczego pomaga ekipie Czarnka i niszczy szanse wszystkich dzieci w Polsce. Oraz utrwala system niewolniczy.

Tablica z napisem " sala koncertowo wystawiennicza imienia “Nikogo Szczególnego - w hołdzie wszystkim, którzy nie mają pojęcia, że mają talent”
Fot. BIP Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, publikacja "Z urzędu"

Obie z Agnieszką Szpilą jesteśmy prawie pewne, że o takim teatrze jak ten w Kielcach Państwo nie słyszeliście.

A dlaczego? Dzięki drugiej – poza niesłyszącymi aktorami – bohaterce tego odcinka. Krakowskiej kuratorce szkolnej Barbarze Nowak. To ona jesienią zeszłego roku ogłosiła, że dzieci z niepełnosprawnościami powinny chodzić do szkół specjalnych. I nie nadają się do masowej edukacji.

Została nawet pochwalona przez niektórych współobywateli za "zdroworozsądkowe podejście”.

Bo mamy państwo, w którym większość uznała, że sprawy osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, to “nie ich sprawa”.

Ten sposób myślenia pozwala potem kwitnąć kuratorce Nowak i ministrowi Czarnkowi. Jego domyślna, niewypowiedziana konsekwencja, to to, że w edukacji liczą się tylko prawa “moich dzieci” - inne dzieci mogą być niewolnikami bez praw.

View post on Twitter
View post on Twitter

Co na to mówi Agnieszka Szpila?

"To państwo pozbawiło mnie i moje dzieci praw. One nie mogą chodzić do normalnej szkoły. Są zdane na mnie i na edukację specjalną - mimo że choć nie komunikują się werbalnie, są bardzo inteligentne. Jasne, moje córki nie dadzą sobie rady na lekcjach fizyki. Ale mogłyby spędzać czas z innymi uczniami, zdobywać kompetencje społeczne. To co, że tego nie ma w programach?".

Szkoła jak fabryka

Tu jest prawdopodobnie pies pogrzebany: mamy szkołę taką, jaką wymyślono w XIX wieku. Kiedy chodziło o to, byśmy się wszyscy lepiej nadawali do fabryki i do wojska. Każdy ma przyjąć porcję wiedzy, jaką sobie wymyśliło państwo, a doskonalić się może tylko w zakresie tej porcji. Jeśli mu dobrze idzie, jest zdolny. Jeśli nie idzie – nie nadaje się. Opuszcza szkołę z poczuciem upokorzenia i resentymentami. A cała reszta “zdolnych" przyswaja wiedzę o tym, że z “nienormalnych" można się śmiać i można ich wykluczać.

A na końcu normę ustala minister Czarnek i kurator Nowak.

Ich władza opiera się na prawie do wykluczania. Równe traktowanie to w tej narracji “niepotrzebny dodatkowy koszt”. I łatwo o tym przekonać w przypadku osób z niepełnosprawnościami. Ale zasada idzie dalej – dotyczy każdego, którego władzy nie opłaca się równo traktować.

Pięknie opisał to niedawno portal Polonia Christiana PCH.pl: Wyjaśnił, że dla 2,5 proc. dzieci z niepełnosprawnościami nie warto ponosić dodatkowych kosztów i niewygód. Liczy się wygoda zdecydowanej większości:

“Trudno znaleźć uzasadnienie takiej odwróconej logiki – poza zaczadzeniem ideologicznym inkluzjonizmem. Co więcej, podczas konferencji na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie w listopadzie 2022 r. pojawiła się słuszna opinia reprezentanta środowiska prawniczego z Instytutu Ordo Iuris o możliwym naruszeniu – podczas wprowadzania edukacji włączającej – jednej z ogólnych zasad prawa, czyli zasady proporcjonalności. Zasada proporcjonalności to według wykładni Trybunału Konstytucyjnego konieczność zachowania odpowiedniej proporcji pomiędzy środkiem, jakim jest ograniczenie danego prawa lub wolności [w tym wypadku prawa do rzetelnej edukacji 97,5% uczniów szkół masowych], a celem, jakim jest inkluzja obejmująca pozostałe 2,5%. Prawnik Ordo Iuris pytał retorycznie – jakim kosztem chce się wprowadzić edukację włączającą? Mając oczywiście na myśli koszty społeczne…”.

Władza PiS finiszująca (przynajmniej według własnych deklaracji) z reformą praw osób z niepełnosprawnościami - z ustawą wdrażającą Konwencję o prawach osób z niepełnosprawnościami — będzie się teraz musiała zmierzyć z kuratorką Nowak, ministrem Czarnkiem i Polonią Christianą. Będzie ciężko, bo konwencja, przypomnijmy, zakłada, że prawo człowieka do życia realizowane jest tylko wtedy, gdy tworzy się wszystkim warunki do niezależnego i godnego życia. A edukacja włączająca jest standardem, a nie lewactwem.

Ale kto z nas to wie?

Próbuje to wyjaśnić tak bliskiej ministrowi Czarnkowi kuratorce Nowak wiceministra Marzena Machałek.

Robi to w prorządowym portalu "wPolityce" - to jest dowód na to, że Konwencja o prawach osób z niepełnosprawnościami ma ogromny polityczny potencjał.

Jak wyjaśnia "wPolityce", wiceministra Machałek “krytycznie odniosła się w rozmowie z portalem wPolityce.pl do publikacji kurator Barbary Nowak o edukacji włączającej (publikacja miała tytuł “Manifest Komunistyczny edukacji włączającej. Każde dziecko jest w tym systemie poszkodowane. Beneficjentami są ideolodzy”).

Machałek mówi rzecz całkiem oczywistą. Ale nie w Polsce: „Celem edukacji włączającej nie jest to, by wszystkie dzieci uczyły się w szkole ogólnodostępnej. Celem jest to, aby młody człowiek, który skończy szkołę, miał wiedzę i umiejętności potrzebne w dorosłym życiu i mógł być włączony w życie społeczne, zawodowe i rodzinne. I to jest włączenie”. W kolejnym wywiadzie, dla portalu niepełnosprawni.pl, Machałek mówi jeszcze ostrzej: "Edukacja włączająca to idea chrześcijańska i prorodzinna".

No ale chrześcijaństwo się w naszym kraju bardzo nie zakorzeniło.

Od czego zależy prawo do nauki

„Kiedyś dzieci z niepełnosprawnościami, również te w normie intelektualnej i takie, które miały tylko niepełnosprawność fizyczną, trafiały do szkoły specjalnej. Dzieci z porażeniem mózgowym również mogą być w normie intelektualnej, ale bez odpowiedniej terapii nie są sprawne ruchowo” – mówiła Julii Theuss z OKO.press Monika Auch-Szkoda, aktywistka zaangażowana w działania na rzecz praw osób z niepełnosprawnościami. Jednak takie osoby mogą kończyć szkołę, studia i pracować. Kurator Nowak chce odebrać im to prawo. To polityka segregacji i wykluczenia, która jest niebezpieczna. Może też doprowadzić do dyskryminacji dzieci z niepełnosprawnościami.

„Tymczasem dzieci z niepełnosprawnością intelektualną nie muszą być zawsze w szkołach specjalnych. Wystarczy, że w szkołach zostaną utworzone specjalne klasy”

– mówiła Auch-Szkoda.

„Kurator Nowak sugeruje, że te dzieci trzeba odizolować. Myślałam, że równe traktowanie wszystkich to nie »lewacka utopia«, tylko sprawiedliwość społeczna. Konstytucja mówi, że wszyscy są równi wobec prawa. A kurator Nowak sugeruje, że dzieci z niepełnosprawnościami powinno się schować”.

Monika Wiszyńska-Rakowska, pełnomocniczka Rzecznika Praw Obywatelskich ds. praw osób z niepełnosprawnościami: "Szkoła to nie jest tylko miejsce zdobywania wiedzy - ale też wychowania. Co jest zresztą napisane w pierwszym artykule Prawa oświatowego".

Czyli łamiąc Konwencję o prawach osób z niepełnosprawnościami, łamiemy też prawo wszystkich dzieci?

"Cały problem polega na tym, że edukację włączającą sprowadzamy do tego, że dzieci z różnym potencjałem w różnych dziedzinach uczą się w jednej szkole. I że to niemożliwe" - mówi Wiszyńska-Rakowska.

"Tymczasem to jest możliwe, ale w dobrze funkcjonującej szkole. Takiej, gdzie klasy są nieduże, nauczyciele nieprzeciążeni i odpowiednio przygotowani. Edukacja to przecież wstęp do dalszego życia. Ma nam pozwolić dobrze funkcjonować w środowisku lokalnym. Celem edukacji włączającej jest to, żeby skupić się na potencjale każdej osoby. Zobaczyć jej potrzeby – tak samo potrzeby dziecka wykazującego ogromne zdolności w realizowaniu programu szkolnego, jak też takiego, które ma inny potencjał.

Chodzi o to, by każdy realizował swój potencjał i by przy okazji uczyć umiejętności społecznych. Edukacja włączająca jest na to szansą. Pozwala się nauczyć, jak wychodzić z sytuacji konfliktowych, jak rozmawiać o trudnych sprawach, jak przełamywać bariery komunikacyjne. Bez edukacji włączającej dziecko, które nazywamy bardzo zdolnym, też traci".

Ministra Machałek (dla portalu niepelnosprawni.pl): "Niestety powszechnie myśli się, że edukacja włączająca dotyczy tylko dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi.

Edukacja - włączająca, dostępna i wysokiej jakości, dotyczy wszystkich dzieci.

Dzieci na różnych etapach życia mogą doświadczać różnych zaburzeń rozwojowych i mieć swoje indywidualne potrzeby. Ważne, by jak najszybciej dotrzeć do takiego dziecka i przyjść, jeżeli jest taka potrzeba, z pomocą".

Żeby moje dziecko miało lepiej, inne mają coraz gorzej

To, że polska szkoła nie jest w stanie zorganizować edukacji włączającej, jest dowodem kryzysu, w jakim się znajduje – a nie zdrowego rozsądku. Ale dzieje się coś jeszcze gorszego:

to, że schowaliśmy przed oczami "dostosowanych do normy" to, co dzieje się z edukacją OzN, nie sprawiło, że ten problem zniknął.

Opowieść z Międzyrzecza: "Moje dziecko powinno chodzić do szkoły dla dzieci z autyzmem. Ale u nas takiej nie ma, jest tylko »zwykła« specjalna. Taka, jakiej potrzebujemy, jest w Białej. Ale na dowóz tam nas nie stać - a sprawę przed WSA przegrałam. Bo tamta szkoła jest niepubliczna. Kasacji nie złożyłam, bo nie było mnie stać; nie było prawnika, który by wiedział, jak to napisać". (W Białej Podlaskiej działa tworzony oddolnie ośrodek dla osób z autyzmem. Rodzice budują go z myślą o tym, że tam w przyszłości dzieci będą mogły samodzielnie zamieszkać jako osoby dorosłe - aj)

Opowieść z Węgorzewa: "U nas na wsi władze nie widzą nic dziwnego w tym, że proponują rodzinie darmowy bilet miesięczny na dowóz dziecka z niepełnosprawnością do szkoły, choć na trasie dom-szkoła nie jeździ autobus".

Najsłynniejszą sprawą z tego cyklu jest sprawa z Krakowa, miasta kurator Nowak.

Choć pewnie i tak mało kto o niej nie słyszał. To sprawa pani Andżeliki, która upominając się o swoje przed sądami, doprowadziła do zmiany przepisów. Otóż było w Polsce tak, że samorządy finansowały dowóz dziecka niepełnosprawnością z opiekunem do szkoły i z powrotem. Ale powrotu opiekuna do domu i jazdy po dziecko na koniec zajęć - już nie. Tymczasem szkoły dla dzieci z niepełnosprawnościami, do których tak chętnie odesłalibyśmy dzieci “inne”, żeby naszym było wygodniej, nie są pod drugiej stronie ulicy, a nawet nie dwa przystanki tramwajem dalej. Są bardzo daleko.

Trzeba było przejść przez dwie instancje w sądzie, by w końcu do władzy dotarło, że rzeczywiście: trzeba wspomóc opiekuna także wtedy, kiedy podróżuje sam. Bo koszty są wysokie – a w rodzinie dziecka z niepełnosprawnością liczy się każdy grosz.

Jakie są konsekwencje myślenia, że dzieci “inne” nie powinny chodzić do szkoły z “naszymi”?

(poza tym, że takie myślenie oddaje szkołę Czarnkowi i kuratorce Nowak?)

Agnieszka Szpila mówi: "Żyjemy w przymusie dostosowania się do jednej opcji. W patriarchalnym społeczeństwie, które nie szanuje wolności.

Wszystko jest skażone tym myśleniem: »jesteś inny, spadaj«.

W ten sposób nigdy nie będziemy w stanie zrealizować zasady równości i niedyskryminacji - która przecież nie polega na tym, że każdy dostaje tyle samo – ale że dostaje tyle, by mógł funkcjonować jak inni i uczestniczyć w życiu społecznym.

Jedną z najważniejszych rzeczy, jakich nauczyły mnie moje córki, to pytanie ich o zdanie. Nie mówią, więc to jest trudne. Ale możliwe. Nauczyłam się, jak zostawiać im wybór, jak ustalać, co wybierają, zamiast decydować za nie. To jest fundamentalna umiejętność, której szkoła nas nie uczy.

On mogłyby tego nauczyć innych. Taka prosta lekcja demokracji.

A poza tym, jeśli wspólnota nie wyrównuje szans, tylko równa do szeregu – to mamy do czynienia z najczystszej wody dyskryminacją. Jeśli tak funkcjonuje szkoła, to czego się potem w życiu spodziewacie?" - mówi Szpila. - "Nie wystarczy, że się łaskawie zgodzicie na podniesienie świadczeń, na lepszą »opiekę«. Tak się tego państwa nie poprawi".

W kolejnych odcinku cyklu - o tym, co konkretnie trzeba zrobić, by człowieka cywilnie uśmiercić. I co, by się temu sprzeciwić. Czyli o tym, czy ubezwłasnowolnienie jest jedynym wyjściem

;

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze