0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Inflacja sięgnęła we wrześniu już 5,8 proc. Ostatnio tak wysoka była na początku wieku. Jak długo zostanie z nami?

O drożyźnie dyskutujemy z rodziną i współpracownikami, temat angażuje Polaków. Co innego jednak dowody anegdotyczne, co innego badanie. Dlatego zapytaliśmy Polaków o to, jak zmieniające się ceny wpływają na ich życie.

Zadaliśmy pytanie:

Czy Pan/Pani osobiście odczuwa wzrost cen bardziej niż zwykle?

Na tak postawione pytanie 89 proc. odpowiedziało, że tak, a aż 66 proc., że „zdecydowanie tak”. Zaledwie 10 proc. z badanych uznało, że wzrostu cen nie odczuwa silniej niż zwykle.

Wyborcy PiS spokojniejsi

To może być problem dla rządzących. Bo chociaż nie jest tak, że bezpośrednio odpowiadają za wysokość inflacji, to ludzie często intuicyjnie winią za to władzę. Mogą wskazywać na to wyniki naszego sondażu w elektoratach partyjnych.

Bo chociaż w każdej grupie społecznej zdecydowanie przeważają odpowiedzi na tak, to jednak można zauważyć pewne różnice. Spójrzmy na odpowiedzi na „nie" (czyli "nie odczuwam wzrostu cen silniej niż zwykle”) w elektoratach:

  • PiS – 23 proc. nie odczuwa;
  • Konfederacja – 15 proc.;
  • Lewica – 5 proc.;
  • Polska 2050 – 4 proc.;
  • Koalicja Obywatelska – 3 proc.;

Trzeba pamiętać, żeby traktować w tym sondażu wyniki mniejszych partii z rezerwą, bo wśród badanych są to stosunkowo małe próby.

Ale warto porównać dwie największe siły polityczne.

Wyborcy PiS znacznie rzadziej uznają, że dziś odczuwają inflację mocniej, choć przecież jest to w ogólności grupa średnio mniej zamożna niż wyborcy KO.

Może to wynikać z zaufania do partii rządzącej części twardego elektoratu PiS lub skutecznej propagandy TVP. Bo pamiętajmy, że percepcja inflacji może być bardzo różna pomimo realnych danych.

Inflacja jest jedną liczbą, która ma pokazać wpływ wzrostu cen na koszyk konsumpcyjny przeciętnego Polaka. Ale jesteśmy różni, nie wszyscy w takim samym stopniu korzystają z benzyny lub materiałów budowlanych, których ceny rosną bardzo szybko.

Wyborcy opozycji z kolei PiS nie ufają, więc mogą przez to silniej zwracać uwagę na ceny i ich wzrost, bo kojarzą PiS ze złym zarządzaniem gospodarką.

Przeczytaj także:

Starsi odczuwają inflację mniej

Co ciekawe, starsi uważają, że mniej odczuwają wzrost cen. Spójrzmy na odpowiedzi negatywne w grupach wiekowych:

  • 18-29 lat – 6 proc.;
  • 30-39 lat – 8 proc.;
  • 40-49 lat – 10 proc.;
  • 50-59 lat – 9 proc.;
  • 60 lat i więcej – 15 proc.

Z jednej strony to jasne – młodzi dopiero wchodzą w dorosłe życie, zarabiają mniej, więc podwyżki cen znacząco wpływają na ich budżety. Z drugiej kontrintuicyjne, bo przecież emeryci nie należą do najzamożniejszych grup społecznych, są za to bardzo liczni.

Może na to wpływać poczucie zaopiekowania się nimi przez partię rządzącą w postaci trzynastych i czternastych emerytur i innych świadczeń jak bezpłatne leki dla osób powyżej 75. roku życia. Wiąże się z nimi zwiększenie dochodów, które może niwelować straty inflacyjne.

Natomiast, tak czy inaczej, główny wniosek jest jeden: zdecydowana większość z nas skutki inflacji odczuwa już teraz. Jaka może być tego konsekwencja?

Niebezpieczne ceny

Ceny i ich wzrost mogą mieć wielką siłę polityczną. Znamy to też z historii. Protesty w Radomiu w 1976 roku zaczęły się od podwyżki cen mięsa. Ostre protesty jesienią 2019 roku w Iranie – od znacznej podwyżki cen paliwa. To jednak to przykłady z zupełnie innych systemów polityczno-gospodarczych i przede wszystkim ze znacznie biedniejszych krajów.

Polska w 2021 roku to stosunkowo bogaty kraj, gdzie większość ludzi ma zapewnioną realizację podstawowych potrzeb. Trudno przewidzieć, jaki dokładnie wpływ na Polaków, ich postawy społeczne i polityczne będzie miała obecna fala inflacji, bo jesteśmy na nieznanych wodach. M.in. z naszego sondażu wiemy, że Polacy się jej obawiają. A wiemy też, że kilkuprocentowa inflacja zostanie z nami na dłużej.

We wrześniu 5,8 proc.

Jej wzrost obserwujemy od kilku miesięcy. Nie jesteśmy jedynym krajem w okolicy, gdzie wygląda to niepokojąco, ale o tym za chwilę.

Na razie spójrzmy na Polskę. Szybki szacunek GUS mówi, że we wrześniu 2021 ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 5,8 proc. w stosunku do września 2020.

Trend jest rzeczywiście niepokojący. Jeszcze w lutym było to 2,4 proc. (rok do roku) i do tego momentu od początku pandemii utrzymywała się między 2,4 a 3,4 proc. Od lutego mamy marsz w górę.

W połowie października GUS opublikuje dokładny wynik za wrzesień, wówczas też dostaniemy rozbicie na grupy towarów i usług. Na razie dowiadujemy się tylko o trzech, bardzo ogólnych kategoriach:

  • żywność i napoje bezalkoholowe - wzrost o 4,4 proc;
  • nośniki energii - 7,2 proc;
  • paliwa do prywatnych środków transportu – 28,6 proc.

Żywność drożeje więc wolniej niż ogólny poziom inflacji, co może być dobrą wiadomością dla osób mniej zamożnych. Bo to dla nich wydatki na żywność stanowią większą część miesięcznego budżetu. Wiemy też, że ceny żywności przyhamowały – w stosunku do sierpnia wzrosły tylko o 0,1 proc.

Jak widać jednak energia i paliwo drożeją bardzo szybko.

Globalny węzeł

Odpowiedź na przyczyny wysokiej inflacji jest skomplikowana. Część to problemy globalne: zatkane łańcuchy dostaw, problemy z dostawami półprzewodników z Chin itd. Mamy wysoki popyt na wiele dóbr i ich niską podaż.

W 2020 roku - roku pandemii - wiele osób odłożyło konsumpcję na później. Teraz chcą realizować zamrożone potrzeby.

Ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, przenieśli wydatki z niedostępnych w pandemii usług na różne dobra, jak meble, AGD, elektronika. Magazyny najpierw zostały wyczyszczone, a później, po złożeniu dodatkowych zamówień – zatkane.

Dlatego globalny handel mierzy się z dramatycznymi problemami. Intuicyjnie wiemy, ile rzeczy produkowane jest w Chinach, przyzwyczailiśmy się do metek „made in China”. Ale dopiero teraz boleśnie się o tym przekonujemy. Gdy w Chinach jeden port zostaje objęty lockdownem, cierpią miliony. Koszt transportu jednego kontenera z Chin do Europy jest dziś w niektórych przypadkach nawet sześciokrotnie wyższy niż na początku 2019 roku.

2022 będzie gorszy

Do niedawna eksperci dosyć zgodnie powtarzali, że obecny wzrost inflacji jest przejściowy i w przyszłym roku będzie wygasać. Dziś nie są już tak optymistyczni.

Pojawia się niebezpieczeństwo pętli inflacyjnej. To zjawisko występuje, gdy ludzie oczekują, że ceny będą rosły i pojawia się samonapędzający mechanizm.

Konsumenci kupują na zapas, producenci i dostawcy usług wyprzedzają oczekiwane podwyżki i podnoszą ceny szybciej.

Ekonomista Ignacy Morawski w „Pulsie Biznesu” przewiduje, że inflacja może w pierwszych miesiącach 2022 roku przebić aż 7 proc. Jako jedną z kluczowych przyczyn wskazuje szok energetyczny – duży popyt na energię, wolne tempo inwestycji w nową infrastrukturę energetyczną przy wysokich cenach emisji CO2 sprawia, że ceny energii rosną bardzo szybko.

A ceny energii mogą wpływać na wszystko: od produkcji w przemyśle po cenę najprostszych usług jak np. fryzjer.

Dalej jednak nikt nie twierdzi, że inflacja wymknie się spod kontroli. Natomiast według analityków banku Pekao obecnie konsensus wśród specjalistów jest taki, że średnia inflacja w przyszłym roku będzie wyższa niż w obecnym.

Ignacy Morawski uważa, że może rosnąć jeszcze przez pierwsze miesiące 2022 roku i dopiero potem spadnie. A raczej spadnie, bo jej istotna część to problemy międzynarodowe, o których było już wyżej. One powinny się w końcu unormować.

Trzy szoki

Z kolei analitycy mBanku zrewidowali właśnie swoje prognozy średniej inflacji w górę: w 2021 na 4,8 proc., w 2022 na 5,5 proc. W swojej analizie piszą o splocie trzech negatywnych szoków w gospodarce:

  • szok niedoborów surowców i materiałów;
  • niedobór surowców energetycznych przez wysoki popyt w całej gospodarce;
  • wysokie ceny żywności przez brak nawozów i niskie plony.

Ten trzeci szok - brak nawozów i skok cen żywności - ma dopiero nadejść i trwać najdłużej. Dlatego globalnie przyszły rok wygląda nie najlepiej.

Na to nie ma wpływu ani nasz rząd, ani nasz bank centralny. Może natomiast wpłynąć nieco na sytuację w kraju. NBP ma podstawowe narzędzie do dławienia inflacji – stopy procentowe. W uproszczeniu stopy procentowe to wskaźnik, który reguluje koszt kredytów. NBP decyduje, ile kosztuje pożyczka od banku centralnego do banków komercyjnych. A to wpływa na koszt kredytu, jaki każdy z nas może pobrać w dowolnym banku. Obecnie stopy procentowe są bardzo niskie – stopa referencyjna to 0,1 proc.

Polska i Czechy - dwie ścieżki

Gdyby stopy procentowe podwyższyć, kredyty byłyby droższe, a przez to na rynku byłoby mniej gotówki. A to zmniejszyłoby inflację. Ale mogłoby zaszkodzić powrotowi na ścieżkę wzrostu gospodarczego. Dlatego strategia niepodnoszenia stóp może być przemyślana. Problem w tym, że NBP nie komunikuje jasno, jakie zamierza podjąć decyzje i dlaczego. A to wzmacnia niepewność. Stopy na razie ani drgną.

Inaczej podchodzą do tego Czesi. Tamtejszy bank centralny podniósł stopy od kwietnia już kilka razy, są już powyżej jednego procenta. Czy da się ocenić, która ścieżka jest słuszna – polska czy czeska?

Ignacy Morawski pisze: „Odpowiedź wcale nie jest oczywista. Na rynku finansowym słychać sporo krytyki, że Czesi za mocno naciskają pedał hamulca, a Polacy pedał gazu. Czesi ryzykują, że ograniczą inwestycje w sytuacji, gdy gospodarka nawet nie wyszła w pełni z kryzysowego dołka, a Polacy ryzykują, że pozwolą inflacji na zbyt duży wzrost i później będą musieli szybko i panicznie reagować”.

Nie ma więc jeszcze jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Panuje też już jednak inny konsensus wśród ekonomistów: NBP powinien zareagować, by mieć pod kontrolą lokalną część inflacji, wywołaną wysokim popytem.

Cała Europa w górę

Ale wiemy na pewno, że nie jesteśmy sami. Inflacja dosyć dynamicznie rośnie w całej Europie, także w strefie euro. Eurostat podaje inflację HICP, opartą na nieco innym koszyku dóbr, spójnym dla całej Unii.

Według GUS inflacja (CPI) w sierpniu w Polsce wynosiła 5,5 proc., według Eurostatu – 5 proc. W sierpniu byliśmy z inflacją na pierwszym miejscu w Europie, na równi z Litwą i Estonią. Eurostat nie ma jeszcze danych dla Polski za wrzesień, ale Litwa i Estonia wyskoczyły do przodu, mają kolejno 6,3 i 6,4 proc. we wrześniu.

5 proc. przebiła Słowacja z ogromnym skokiem z 3,3 proc. w sierpniu. Rośnie prawie wszystkim państwom UE, w strefie euro wskaźnik podniósł się z 3 na 3,4 proc. I będzie rósł. Wygląda na to, że musimy zapiąć pasy i przygotować się na turbulencje. I zachować spokój, bo ten samolot musi w końcu bezpiecznie wylądować.

Sondaż telefoniczny (CATI) Ipsos dla OKO.press i „Wyborczej” zrealizowany 21-23 września 2021 roku na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków N=1000

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze