0:000:00

0:00

„Chciałbym, żeby przy każdym domu [...] oczko [wodne - red.] było. Nie tylko domu jednorodzinnym, ale także domach wielorodzinnych, żeby jak najwięcej tych małych zbiorników wodnych powstawało” - powiedział prezydent Andrzej Duda 2 czerwca 2020 podczas inauguracji programu „Moja woda”, który ma poprawić wodną sytuację Polski przez dofinansowanie instalacji przydomowej retencji.

Deklaracja prezydenta o „każdym domu w Polsce” jest mocno na wyrost. Domów w Polsce jest 5,25 mln, a program rządowy ma zapewnić wsparcie dla 20 tysięcy domów i to w ciągu 4 lat. Prezydent powinien raczej powiedzieć więc, że co 250 dom w Polsce może dostać wsparcie. (Więcej o zasięgu programu - dalej w tekście)

„Szacujemy, że przydomowe inwestycje spowodują zatrzymanie 1 mln metrów sześciennych rocznie w miejscu opadu wody, a więc na prywatnych działkach. To oznacza, że milion metrów sześciennych bardzo cennej wody odciąży kanalizację i zmniejszy ryzyko podtopień w wyniku deszczów nawalnych” - przekonywał Michał Kurtyka, minister klimatu.

Na antenie TOK FM program „Moja woda” skrytykował szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, jeden z kandydatów na prezydenta. Jego zdaniem, prezydent „pokazał, jak powierzchownie traktuje sprawę kluczową, czyli dostępność wody w Polsce w najbliższych latach” i „jak nie jest do tego przygotowany".

"Po co jest to oczko [wodne - red.]? Żeby rolnicy, którzy nie dostali suszowego, się w nim utopili?" - zakpił.

Eksperci, z którymi rozmawiało OKO.press, nie oceniają negatywnie nowej rządowej inicjatywy, wskazują jedynie na jej niewielką skalę.

Przeczytaj także:

100 mln na 20 tys. domów

Jak czytamy na stronie Ministerstwa Klimatu, program „Moja woda” zakłada, że każdy właściciel domu jednorodzinnego będzie mógł otrzymać dotację na przydomową mikroinstalację wodną do wysokości 80 proc. kosztów, ale nie więcej niż 5 tys. zł.

Nabór wniosków rusza od początku lipca 2020 roku, program przewidziany jest do 2024 roku i ma łącznie kosztować 100 mln zł. W założeniu program „Moja Woda” pozwoli sfinansować 20 tys. instalacji przydomowej retencji.

Dysponentem środków jest Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który będzie je przekazywał do wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej.

No co konkretnie można dostać pieniądze? Nie tylko na oczka wodne, o których mówił prezydent, ale również na przewody odprowadzające wody opadowe do zbiorników przydomowych, zbiorniki retencyjne (podziemne lub nadziemne), instalacje rozsączające bądź elementy do nawadniania lub innego wykorzystania zatrzymanej wody.

„W efekcie czego wody te nie będą odprowadzane na przykład do kanalizacji bytowo-gospodarczej, kanalizacji deszczowej, rowów odwadniających odprowadzających poza teren nieruchomości, na tereny sąsiadujące, ulice, place itp.” - czytam na stronie resortu.

Duda i Kurtyka zapowiedzieli też, że Ministerstwo Klimatu oraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przygotowują trzy kolejne programy wspierające retencję na wsi i w miastach. To 210 mln zł, które będzie można przeznaczyć na tego rodzaju inwestycje.

„Rybki będą w gratisie?”

„To, co zrobił prezydent, pokazuje jego kompletne nieprzygotowanie - nie tylko do pełnienia funkcji prezydenta - ale znajomości problemów w Polsce” - skrytykował prezydenta i program „Moja woda” w Radiu TOK FM Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL), konkurent Dudy w wyborach prezydenckich.

„Nie oczekuję od prezydenta 20 tysięcy oczek wodnych [...], bo oni chcą dać na ten program, zresztą kuriozalnie określony przez pana prezydenta, 100 mln zł. To jest dwadzieścia tysięcy zbiorników retencyjnych, bo tak to powinno wyglądać.

Co znaczy 20 tysięcy dla czterdziestomilionowego kraju? A jeszcze prezydent mówi oczko wodne, fontanna, rybki będą w gratisie do tego?" - kpił Kosiniak-Kamysz.

Zaznaczył, że mamy suszę hydrologiczną, suszę atmosferyczną i suszę rolniczą. „Jest potrzebny narodowy program małej retencji i 30 mld zł na ten program, a nie 100 mln zł na oczko wodne” - podkreślił.

Czy w ogóle wystarczy?

Kosiniak-Kamysz ma niewątpliwie rację, gdy mówi, że skala programu „Moja woda” jest niewielka. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że w Polsce jest ok. 5,25 mln domków jednorodzinnych, a program zakłada dofinansowanie 20 tys. z nich, to okaże się, że

szansę na dotację ma tylko ułamek z nich: niecałe 0,4 proc.

A czy w ogóle wysokość dotacji - maksymalnie do 5 tys. zł - jest wystarczająca, by zbudować np. przydomową instalację do zbierania deszczówki? Sprawdziła to „Gazeta Wrocławska”, która zapytała o to jedną z firm. Razem ze zbiornikami można zamknąć się w kwocie ok. 5 tys. zł.

Jeśli zaś chodzi o budowę oczka wodnego, to ceny są bardzo zróżnicowane - w zależności od jego wielkości i użytych materiałów. Orientacyjny cennik na portalu remontuj.pl wskazuje na widełki od 3,5 do nawet ok. 30 tys. zł.

Krok w dobrą stronę, ale tylko krok

Jednak zdaniem dr hab. Zbigniewa Karaczuna z SGGW, eksperta Koalicji Klimatycznej, program „Moja woda” to krok w dobrym kierunku, ponieważ każda próba zatrzymywania wody tam, gdzie ona opadła jest działaniem właściwym.

"Natomiast skala tego programu na pewno nie poprawi w jakiś znaczący sposób sytuacji wodnej Polski. Dlatego ten program może być jedynie działaniem wspierającym większe działania państwa na rzecz retencji" - mówi OKO.press naukowiec.

Zdaniem dr hab. Karaczuna, program ma też pewien potencjał edukacyjny: uczy, jak ważne jest magazynowania wody nawet na własnym podwórku.

Również w opinii dr. Andrzeja Kepela z Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody „Salamandra” ogólne założenie programu „Moja Woda” zasługuje na pochwałę. Cieszą go też zapowiedzi kolejnych tego rodzaju programów służącym rozproszonemu retencjonowaniu wody, a nie wielkim inwestycjom w beton.

Żałuje tylko, że resorty przygotowując programy nie prowadzą szerzej zakrojonych konsultacji. "Nasza organizacja od dawna stara się promować pomysł »premii za bobra«. Byłaby to stała dopłaty dla właścicieli gruntów użytkowych, na których bobry wykonały naturalny zbiornik retencyjny - w wysokości np. 20 proc. kosztu zgromadzenia i utrzymania takiej samej ilości wody w dużych, sztucznych zbiornikach.

Zapobiegałoby to masowemu nielegalnemu niszczeniu bobrowych tam, a promowana w ten sposób naturalna retencja dodatkowo wzbogacałaby lokalną różnorodność biologiczną" - mówi dr Kepel.

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze